poniedziałek, 30 maja 2016

R U L E R ( Yo-ka x Kei )

Tak. Notki pojawiają się z niesamowitą częstotliwością xD Jednak do końca czerwca raczej tak zostanie ;-; Nie mam weny to raz, a dwa - szkoła. Niby koniec roku, a najwięcej trzeba robić... No w każdym razie nieważne. Mam nadzieję, że notka się spodoba. Dziękuję Oni za cierpliwość przy betowaniu <3
Jak by były jakieś propozycje co do pairingu to też chętnie posłucham.
Komentujcie~!<3

____________________________________________________________________________________



                Świst powietrza, a potem plask uderzonego batem ciała. Kolejny cios, a później cichy szloch. W kącie pokoju siedział zwinięty srebrzystowłosy, a po jego policzkach płynęły łzy. Jego ukochany znów się zdenerwował... Znów dostał od niego batem. Gdyby wtedy Yo-Ki nie opętała władza, to może byłby jak kiedyś? Czuły i kochający… Ale teraz, od kiedy został władcą, zupełnie nie odróżnia życia prywatnego od pracy. Co za tym idzie – traktuje wszystkich jednakowo źle, jak podwładnych, którymi można gardzić.  Nieważne, czy to jego ukochany Kei, rodzina, czy najlepsi przyjaciele – teraz jego prawa i lewa ręka – Shoya i Tatsuya, czy jakiś podwładny. Wszystkich traktuje tak samo. A najbardziej obrywa na tym Kei, bo jeśli coś się jego ukochanemu  nie spodoba w jego zachowaniu albo ktoś w pracy zrobi coś nie tak, to od razu się za to dostaje właśnie jemu. Kei mimo to stara się go wspierać. Kocha go i gdy ten go bije, to się trzyma, licząc że kiedyś ulegnie to zmianie.

[Kei]
                Próba skończyła się dziś wcześniej. Yo-Ka musiał jechać załatwić coś w sprawie swojego uczestnictwa w jakiejś tam akcji. Od kiedy wciągnął się politykę, nie miał prawie na nic czasu w ciągu tygodnia.  Zazwyczaj w weekendy nie pracował. Wtedy chodziliśmy na randki, na piwo z Shoyą i Tatsuyą lub siedzieliśmy po prostu w domu i wyznawaliśmy sobie uczucia. Na szczęście nasz zespół był związany ze sobą, a godziny prób nie nachodziły się z pracą w polityce, więc nie miał problemu z rozwijaniem swojej kariery politycznej jak i muzycznej wokalisty.  Starałem się wspierać Yo-Kę cały czas. Z resztą od czasów Valluny byłem z Yo-Ką w związku, więc zawsze tak było. Z resztą mój ukochany był osobą, za którą się podążało i wspierało się jej decyzje. Wróciłem sam do naszego apartamentu i próbowałem stworzyć  nową piosenkę, jednak nic z tego nie wyszło. Zjadłem coś – nie dużo, ponieważ nie mogłem wpakować w siebie jakoś wiele. Miałem wrażenie, że popadam w jakąś anoreksję… Pomyślałem, że powinienem coś z tym zrobić, żeby nie denerwować Yo-chana, więc zmusiłem się do zjedzenia jeszcze kilku rzeczy. Nigdy nikogo tak nie kochałem, jak w tym momencie kocham Yo-Kę. Nie przeżyłbym gdybym go stracił. Położyłem się w sypialni i zacząłem czytać książkę, jednak po kilku minutach ta wypadła mi z rąk, a ja sam zasnąłem.
                Miałem koszmar. Śniły mi się naprawdę okropne rzeczy. Zerwałem się do siadu zalany potem i łzami. Poczułem mocno i pewnie obejmujące mnie ramiona. Najpierw zacząłem się szarpać, ale gdy usłyszałem uspokajający mnie głos i zobaczyłem Yo-Kę, to od razu mocno się do niego przytuliłem. Pogłaskał mnie po głowie i pocałował czule.
– Co Ci się śniło? Strasznie płakałeś przez sen… – powiedział.
– N-nie pamiętam… – Pociągnąłem nosem i wytarłem policzki i oczy zalane łzami. Mój ukochany mnie mocniej przytulił.
– No już Ke-chan. To tylko zły sen. Jestem przy tobie. Zawsze będę i cię obronię. – Ucałował mnie słodko i mocniej do siebie przyciągnął. – Chodź, zjemy coś.  Niedawno wróciłem i gdy usłyszałem, że płaczesz przez sen, to przy tobie leżałem.  – Słysząc to lekko się zarumieniłem i spuściłem głowę.
– Przepraszam Yo-chan… – szepnąłem, a on się zaśmiał.
– Głupek. Nie jestem zły przecież. – Przytulił mnie i pocałował czule. – Kocham Cię, Kei. Najbardziej na świecie.  – Wstałem i zacząłem iść do kuchni. Odwróciłem się jeszcze w stronę ukochanego i uśmiechnąłem się do niego ładnie.
– Też cię kocham, Yo-Ka – powiedziałem i udałem się do kuchni.
***
                Yo-Ka wpadł przeszczęśliwy do domu. Akurat tworzyłem nową piosenkę i gdy mój chłopak wpadł, prawie wypuściłem gitarę z rąk. Yo-Ka przytulił mnie mocno.
– Co się stało? – zapytałem zaskoczony, tuląc go.
– Obejmuję władzę w Japonii! – zawołał. Odebrał mi gitarę i stawiając ją na stojaku, porwał mnie w ramiona. Zakręcił się ze mną na środku salonu, a potem zaczął mnie całować . Pisnąłem i przytuliłem się do niego, a potem oddawałem pocałunki.
– Jak to? – zapytałem, będąc w głębokim szoku.
– Jestem władcą – szepnął. Po tej informacji resztę dnia spędziliśmy w łóżku. Rano dowiedziałem się, że Shoya i Tatsuya są jakimś cudem prawą i lewą ręką Yo-Ki. Mój skarb powiedział, że nie chce wciągać mnie w politykę, poza tym woli żebym siedział bezpiecznie w domu. Oczywiście nasz zespół tak jakby nie istniał.  Oficjalnie nie był rozwiązany, ale nie graliśmy. Yo-Kę widziałem coraz rzadziej. Był szczęśliwy, jednak z czasem stał się zimny. Poza tym ciągle chodził spięty, aja siedziałem w domu albo spotykałem się ze znajomymi.
                Raz miałem dłuższe spotkanie ze znajomymi gitarzystami i wróciłem dość późno, bo koło drugiej nad ranem. Myślałem, że Yo-Ki jak zwykle nie będzie, jednak się myliłem. Yoshito czekał na mnie.  Był wściekły. Najpierw zaczął wypytywać, gdzie byłem tak długo. Nie odpowiedziałem, tylko spuściłem wzrok na swoje buty. Wytknął mi, że nie powinienem nigdzie wychodzić, bo jestem jego. Nie wytrzymałem i sprzeciwiłem się. Nakrzyczałem na niego i powiedziałem że nie chcę być więźniem we własnym domu. I to był błąd. Yo-Ka do mnie podszedł, zauważyłem, że nadal miał na sobie mundur. Uderzył mnie w twarz, krzycząc, że mam się zamknąć. Upadłem i złapałem się za policzek. Patrzyłem na niego z niedowierzaniem.  A on  spoglądał na mnie z góry.  W końcu ukucnął przy mnie i pocałował brutalnie.
– Nie denerwuj mnie. Czekałem na Ciebie całą noc! A ty? Szlajasz się nie wiadomo gdzie i nie poświęcasz mi czasu, niewdzięczniku! – Po raz kolejny mi wygarnął.  Po chwili widziałem, jak stara się uspokoić i odetchnął głęboko – No już. Przepraszam. Chodź się ze mną położyć. – Zadecydował i poprowadził mnie do łóżka. Położył mnie na nim, siadając przy mnie i patrząc smutnym wzrokiem w moją stronę – Naprawdę przepraszam. Poniosło mnie. Nie chciałem cię uderzyć.  – Pocałował mnie niepewnie. Przytaknąłem tylko na jego słowa. Bałem się go. Wolałem nie dolewać oliwy do ognia. Ułożyłem się wygodniej na łóżku i zasnąłem naprawdę szybko. To był pierwszy raz, gdy Yo-Ka mnie uderzył. Potem to się powtarzało i nie poprzestało tylko na uderzeniu ręką, ale jeszcze Yo-Ka wynalazł bat. Kilka razy jeszcze przepraszał, ale potem to już nie miało dla niego znaczenia.  Jednak ja  ciągle mu wybaczałem. Może i to był czysty masochizm, ale kochałem go zbyt mocno, żeby mu nie wybaczyć. Gdy kiedyś Shoya i Tatsuya do nas przyszli i zobaczyli mnie – chudego i całego w siniakach, a nawet z gdzieniegdzie porozcinaną skórą, od razu nakrzyczeli na Yo-Kę i pytali, co on sobie myśli, że mnie tak traktuje.  Im się również oberwało. Po tym starali się mnie wspierać, gdy Yo-Ki nie było w pobliżu i pracował.
                Całymi dniami siedziałem na kanapie pod kocem albo w łóżku pod kołdrą i płakałem. Czasem wmuszałem w siebie jedzenie, żeby nie umrzeć z głodu, jednak byłem tak pogrążony w depresji, że nie potrafiłem. Yo-Ka ciągle czegoś ode mnie chciał, gdy był w domu. Jak jeszcze miał dobry humor, to pół biedy, ale gdy był zły, zwykle obrywałem.  Seksu w ogóle nie uprawialiśmy. Raz, kiedy coś dla niego miałem zrobić, zemdlałem, a on się nawet nie ruszył. Nie mogłem także grać na gitarze, ponieważ każda melodia, która wydobywała się z spod strun, była piosenką Diaury. Wtedy przypominał mi się piękny śpiew Yo-Ki i chwile spędzone z nim. 
                W pewnym momencie mnie natchnęło. Napisałem tekst, piękny tekst, w którym zawarłem wszystkie swoje emocje.  Skomponowałem do tego melodię i zostawiłem to na stole w salonie, a obok odstawiłem gitarę na stojak. Sam położyłem się na kanapie. Ogarnęło mnie zmęczenie. Przykryłem się kocem i oczy mi się zamknęły. Odpłynąłem. Miałem nadzieje że Yo-Ka w ramach złości nie podrze tego tekstu i nut. Chciałbym, żeby było jak dawniej. Żeby Yo-chan był tym samym Yo-chanem, co kiedyś. Kochającym, pomocnym i delikatnym. Tak strasznie mi go brakowało. Chciałem być szczęśliwy.

[Yo-Ka]
                Władza była zawsze moim marzeniem. Od zawsze przewodziłem rówieśnikom. W szkole średniej zostałem przewodniczącym szkoły. W swoich poprzednich zespołach, jak i w Diaurze również zawsze byłem liderem. Władza sprawiała mi przyjemność. Lubiłem władać ludźmi, a na dodatek byłem do tego stworzony. Umiałem zrezygnować ze wszystkiego dla władzy. Chociaż w Vallunie poznałem Keia i zakochałem się w nim.  Z racji tego, że był nie śmiały, to cały czas robiłem wszystko, żeby go zdobyć aż w końcu zostaliśmy parą. Naprawdę się kochaliśmy. Nasz związek był idealny. Mimo że czasem się sprzeczaliśmy, to szybko się godziliśmy.  Nasze życie było naprawdę piękne. Oczywiście sypialiśmy ze sobą, ale nie było to podstawą naszego związku. Kei był naprawdę słodki, gdy mnie przepraszał za jakieś głupoty, jednak czasem umiał pokazać pazurki i mi się postawić.  A poza tym on zawsze mnie wspierał we wszystkim. Gdyby nie on, zrezygnowałbym z połowy swoich planów na życie. Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego chłopaka niż Kei. Nawet po rozpadzie Valluny nic się nie zmieniło. Potem założyliśmy Diaurę… Po jakimś czasie wkręciłem się w politykę. Nie miałem już praktycznie czasu, ale starałem się ciężej pracować w tygodniu, żeby weekendy mieć wolne i spędzać je z ukochanym i przyjaciółmi.
***
                Zaprosiłem Keia na randkę.  Właśnie zaczęła się wiosna, więc chciałem jakoś uszczęśliwić swojego ukochanego, tym bardziej, że na dworze była bardzo ładna pogoda. Poza tym trwało święto Hanami. Wiedziałem, że Keiowi spodoba się spacer wśród kwiatów wiśni, a potem siedzenie do wieczora w naszej ulubionej kawiarni ze mną. Uwielbiał, gdy byłem romantyczny, jednak nigdy nie powiedział tego wprost, ale ja dobrze o tym wiedziałem. Znałem go bardzo dobrze, chociaż czasem umiał mnie naprawdę zaskoczyć. Uwielbiałem się nim zajmować i pilnować, żeby nikt na nim nie położył swoich brudnych rąk.
Zaraz po próbie wsiedliśmy do mojego auta i na najbliższej stacji, tuż po tankowaniu, związałem mu oczy czarnym miękkim kawałkiem materiału.
– Co do…? Yo-Ka, co ty wyprawiasz? – zapytał ze śmiechem.
– Spokojnie, jak dojedziemy, to ci to zdejmę - powiedziałem i pojechałem do miejsca, do którego wcześniej planowałem pojechać z nim.
– Daleko? – zapytał, grzecznie siedząc i bawiąc się palcami.
– Troszkę. – Uśmiechnąłem się. Po kilkunastu minutach dojechałem do parku pełnego kwitnących wiśni. Stanąłem na parkingu i odpiąłem pasy swoje i Keia. Gdy ten chciał zdjąć przepaskę, zatrzymałem go. – Mówiłem, Ke-chan. Ja ci zdejmę w swoim czasie. – Wysiadłem i wyprowadziłem go z auta, po czym zaprowadziłem w głąb parku i posadziłem na ławeczce pod kwitnącą wiśnią.
- Co tak pachnie? – zapytał a ja musnąłem jego usta swoimi. Rozwiązałem mu oczy, które miał dalej zamknięte. Oddawał pocałunek z pasją i miłością. Po chwili odsunęliśmy się od siebie.  Popatrzyłem na niego, a mój ukochany powoli otworzył oczy i spojrzał w moje.  Ująłem go delikatnie pod brodę i odwróciłem jego piękną buzię w bok. Kei zaniemówił i rozglądał się dookoła. Objąłem  go w pasie i przytuliłem. Był taki piękny, gdy się uśmiechał.
– Tu jest tak pięknie... Cieszę się, że mnie tu zabrałeś. – Przytulił mnie i wstał. – Chodźmy się przejść! Tu jest tak pięknie! – Powtórzył, a ja się roześmiałem. Posłusznie wstałem, objąłem Ke-chana w pasie i ruszyliśmy na spacer. Po dwóch godzinach zabrałem go powrotem do mojego auta i pojechałem do naszej ulubionej kawiarenki. Nie było tam zbyt dużo ludzi, a podawali dobrą kawę i ciasta. Zamówiliśmy ulubione desery. Ten dzień był idealny. Kei tak się cieszył z tych wszystkich rzeczy, a ja cieszyłem się, że mogę z nim spędzić dzień. Nigdy w życiu nie mógłbym go skrzywdzić. Chciałem być z nim na zawsze.
***
                Zostałem władcą. Shoya był moją prawą ręką, a Tatsuya lewą. Nie interesowało mnie teraz za bardzo zdanie innych. Keia nie chciałem w to mieszać. Gdybym go stracił, to chyba bym tego nie przeżył. Wypełniałem papiery i zajmowałem się innymi obowiązkami. Czasem potrafiłem nie wracać do domu na noc z racji pracy. Gdy wracałem – Kei był smutny, więc starałem się go pocieszyć. Uśmiechałem się do niego, całowałem, a czasem gdzieś wyszliśmy w nocy. A gdy pogoda nie dopisywała, to się kochaliśmy. Długo i namiętnie.  Rano zwykle znikałem. Szedłem do pracy, jednak zostawiałem mojemu skarbowi śniadanie na stoliku nocnym. Zrobiłem się przez tę pracę nerwowy.  Chociaż spełniło się moje największe marzenie. Brakowało mi teraz tylko bycia obok Keia i całowania go.  Nawet kłótni o jakieś głupoty.
***
                Wróciłem do domu. Byłem zły. Moi podwładni zrobili mi kilka rzeczy na przekór. Gdy wszedłem do domu, panowała tam cisza. Zmarszczyłem brwi. Czyżby Kei spał…? Spojrzałem na zegarek. Nie ma mowy. Była 20. Zacząłem go szukać po pokojach, ale go nigdzie nie było. Zdenerwowałem się i usiadłem w fotelu, tak żeby mieć widok na drzwi. Kiedyś musiał wrócić. Ciekawe, czy codziennie tak go nie ma. I od kiedy? Siedziałem do rana. Około trzeciej usłyszałem przekręcany zamek. Gdy wszedł, był naprawdę zdziwiony, że jestem w domu. A ja? Ja byłem wściekły. Zacząłem wypytywać gdzie był, że wraca nad ranem. Milczał.
– Nie powinieneś w ogóle wychodzić.  Jesteś mój! Powinieneś być tylko ze mną! – wytknąłem mu zły.
- Nie jestem twoją kurwą! – krzyknął. – Ani twoim więźniem, do cholery, więc masz mnie tak nie traktować! – O kilka słów za dużo. Podniosłem się i podszedłem do niego szybko. Uderzyłem go w twarz. Nie było to lekkie uderzenie.
– Zamknij się! – krzyknąłem. On od tego uderzenia upadł na podłogę. Patrzył na mnie z niedowierzaniem. Nie panowałem nad sobą. Patrzyłem na niego z wyższością. Ukucnąłem po chwili przy nim i pocałowałem go brutalnie.
– Nie denerwuj mnie. Czekałem na Ciebie całą noc! A ty? Szlajasz się nie wiadomo gdzie i nie poświęcasz mi czasu, niewdzięczniku! – wygarnąłem mu zirytowany. Kilka minut zajęło mi uspokojenie się. Również po tych kilku minutach zdałem sobie sprawę co zrobiłem. – No już. Przepraszam. Chodź się ze mną położyć. – powiedziałem i zaprowadziłem go do łóżka. Położyłem go, usiadłem obok i patrzyłem na niego smutno. Miałem wyrzuty sumienia. Kochałem go i naprawdę nie wiedziałem, jak mogłem tak go skrzywdzić. – Naprawdę przepraszam. Poniosło mnie. Nie chciałem cię uderzyć. – Pocałowałem go lekko i niepewnie. On nadal milczał. Zabolało. Jednak ja sam sobie na to zasłużyłem. Gładziłem go delikatnie po włosach i pocałowałem w czoło lekko. Zasnął. To był moment, w którym mnie natchnęło. Zabrałem kartkę i długopis i stworzyłem piękny tekst. Od razu schowałem go do swojego munduru. Kiedy przyjdzie czas, jakoś użyję tego tekstu. Chciałbym już nigdy nie zranić Keia… Tak bardzo go kocham…
***
Nie dotrzymałem słowa. Wyżywałem się na Keiu. Biłem go, wyzywałem, przelewałem na niego całą swoją złość, gdy mi nie szło, denerwował mnie lub ktoś zrobił coś nie po mojej myśli. Za wszystko obrywał Kei. I nie skończyło się na uderzeniach ręką, ale w grę wchodził bat albo mój skórzany pasek od spodni. W pewnym momencie przestałem nawet kupować jedzenie i uzupełniać zapasy w lodówce. Gdy wracałem, widziałem chude i całe w siniakach ciało ukochanego. Pod jego oczami były sińce, włosy dużo za długie z dużym odrostem na czubku. Twarz wykrzywiona w grymasie bólu lub po prostu smutna. Kei w pewnym momencie robił za mojego podwładnego. Raz służąc mi, zemdlał. Patrzyłem wtedy na jego leżące na podłodze ciało i nie wiedziałem co zrobić. Tatsuya i Shoya obwiniali mnie o jego stan, jednak ja ich ignorowałem. Sam dobrze wiedziałem, że to moja wina, ale nie chciałem przyjąć tej informacji do wiadomości.  Moje życie prywatne i praca złączyły się w jedno.
Siedziałem w swoim gabinecie i wypełniałem jakieś rzeczy. Po chwili do mojego gabinetu wszedł Shoya. Oczywiście bez pukania. Spojrzał na mnie znudzony. – Yoshito, ktoś do ciebie przyszedł – mruknął, a ja przytaknąłem i machnąłem ręką na znak, że ta osoba może wejść.  Słysząc kroki i zamykane drzwi, uniosłem wzrok. Na środku gabinetu stali Tsuzuku i Ryoga.  Byłem zaskoczony, jednak nie pokazałem tego po sobie. Odłożyłem papiery, wstałem i  przywitałem się z nimi chłodno.
– Kim jesteś i co zrobiłeś z naszym kochanym Yo-Ką? – zapytał Ryoga.
– Nie istnieje – powiedziałem lodowatym tonem. Poczułem uderzenie na wysokości brzucha.
– Zła odpowiedź – mruknął Tsuzuku. Ryoga westchnął ciężko i się do mnie przybliżył.
– Yo-Ka! Co ty wyprawiasz?! Weź ty się człowieku ogarnij, co? To, że ty nie widzisz, co się z tobą dzieje, to nie znaczy, że my nie widzimy! Powinieneś zrezygnować z polityki dla swojego i wszystkich dobra. Tak naprawdę byłoby lepiej. Spójrz na Keia! Kochasz go jeszcze? Wygląda jak wrak! A na dodatek na pewno ma depresję. I to twoja wina! On, Shoya, Tatsuya, w ogóle wszyscy ludzie, którzy byli dla ciebie kiedykolwiek ważni, się na tobie zawiedli. Yoshito, jak ty ich potraktowałeś? Przemyśl to, proszę. Bo zniszczysz sobie życie.
– A potem tego nie naprawisz już i będzie tylko gorzej – Dodał Tzk i razem z Ryogą opuścili gabinet. Zatkało mnie. Zacząłem myśleć o tym wszystkim. Cholera jasna, oni mieli racje. To wszystko moja wina… Wyszedłem z gabinetu szybko.
– Sho, Tatsu. Wracajcie do domu. Przepraszam. Wybaczcie mi wszystko. Jestem potworem – Ukłoniłem się nisko. Usłyszałem ciche westchnięcia i po chwili kroki. Shoya i Tatsuya mnie przytulili.
- Nie do nas powinny być te słowa. Mimo wszystko wybaczamy ci. Jesteśmy przyjaciółmi. To normalne wybaczać błędy. – Powiedzieli i opuścili swoje miejsce pracy. Przypomniało mi się coś. Wyjąłem tekst, który spoczywał od kilku miesięcy w kieszeni munduru. To był odpowiedni czas, żeby coś z nim zrobić. Dam go Keiowi.
                Zerwałem się, zamknąłem biuro i wybiegłem z budynku. Może nie jest jeszcze za późno. Może nie wszystko stracone. Wszedłem do kwiaciarni i kupiłem najpiękniejszy bukiet kwiatów. Potem wsiadłem do auta i pojechałem do restauracji, żeby wziąć nam jedzenie na wynos. Jak ja mogłem tak się zachowywać? Szybko pojechałem do domu. W salonie zastałem śpiącego Keia. Na stole leżały dwa stosiki kartek, na jednym był tekst piosenki, a na drugim nuty. Wszystko zapisane pięknym pismem Keia. Sięgnąłem po tekst i zacząłem go czytać. Zatkało mnie. Tu były przelane wszystkie uczucia Keia. Sięgnąłem po gitarę ukochanego i zacząłem śpiewać oraz grać to, co ten stworzył. Mój skarb obudził się. Przez chwilę nie wiedział, co się dzieje, ale musiał się wsłuchać w to, co śpiewałem. Spojrzał na mnie ze strachem zmieszanym ze szczęściem i oczarowaniem. Odłożyłem gitarę, wstałem, usiadłem przy Keiu i pocałowałem go czule. Potem zsunąłem się na podłogę i oparłem czoło o podłogę.
– Kei. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Błagam cię, wybacz mi! Wiem, że jestem dupkiem. Że cię skrzywdziłem tak strasznie.  Może i to nie wybaczalne, ale błagam. Nie chcę cię stracić. Obiecuję, że się poprawię, tylko Kei…. – Nie dokończyłem bo mój ukochany podniósł mnie z podłogi i czule pocałował, tuląc się do mnie. – Wybaczam Yo-chan. Dawno wybaczyłem – szepnął zachrypniętym głosem. – Ale już mnie nie bij, proszę… - Oparł swoje czoło o moje i zachłannie mnie pocałował w usta po raz kolejny. – Pomogę ci się naprawić, mój władco. – Zaśmiał się.
- Jeśli mam cię stracić to wolę zrezygnować z władzy – powiedziałem szczerze. On tylko przytaknął. Odsunąłem się od niego, wstałem i wyszedłem na chwilę z salonu. Po jakimś czasie wróciłem z bukietem kwiatów i obiadem. Ten pierwszy dałem Keiowi. – Kocham cię, Ke-chan.
– Ja ciebie też, Yo-chan. – Przytulił mnie mocno i poszedł włożyć kwiaty do wazonu. Cieszyłem się, że miałem szansę wszystko naprawić. Wiedziałem, że to zrobię. Tak samo wiedziałem, że rzucę w cholerę tę politykę i zajmę się muzyką. Tak będzie lepiej dla mnie, dla Keia i dla wszystkich. Gdy Kei wrócił, dałem mu swój tekst, który napisałem, gdy po raz pierwszy go uderzyłem. Tam były moje prawdziwe uczucia, które przez te kilka miesięcy niemal na zawsze usunąłem z własnego życia. Między innymi miłość. Bo człowiek bez miłości się sypie, jest samotny i nieszczęśliwy, czyż nie?
- Nasze teksty się pokrywają Yoshito…