_________________________________________________________________________________
Trzask drzwi rozniósł się po domu. Który to już raz Masa?
Dwudziesty? Trzydziesty? Miałem dość tych kłótni. Nie powinny one mieć miejsca,
bo zawsze chodzi o jakieś głupoty. A to że łóżko jest nie pościelone, że
naczynia są nie zmyte, albo że na głupim biurku są porozwalane papiery!
Zastanawiam się, jak to jest możliwe, że jeszcze jesteśmy ze sobą… Poszedłem do
naszej sypialni, położyłem się na twojej stronie łóżka i wtuliłem się twarzą w
twoją poduszkę. Dlaczego Masa? Czemu ty ciągle pieklisz się o głupoty? Zupełnie
tego nie rozumiem. Usłyszałem miauknięcie. Koty wskoczyły na łóżko i przytuliły
się do mnie. Zaraz przyjdzie twój pies i się do nas przytuli… Ah, nie. Nie
przyjdzie. Przecież zabrałeś go ze sobą i poszliście nie wiem gdzie… Pewnie jak
zwykle do Cazquiego. Albo do Hiro? Wiedziałeś, że zawsze jestem o ciebie
zazdrosny nie ważne czy pójdziesz do rodziców, siostry, naszych wspólnych
przyjaciół, twoich przyjaciół, twoich znajomych, czy do głupiego sklepu lub
urzędu. Nawet na spotkaniach z fanami i w kawiarni czy na ulicy gdy idziemy na randke! Bo skąd mogę wiedzieć,
że któraś z tych osób mi ciebie nie ukradnie? Ludzie są różni i lubią odbierać
nam rzeczy, które kochamy, dla swoich własnych celów… Na to pozwolić nie mogę.
Bo kto, jak nie ty będzie stał przy kuchence i robił najpyszniejszą jajecznice
na świecie? Kto po czułym pocałunku w usta rano i wyciągnięciu mnie z łóżka,
postawi przede mną kawę? Kto będzie o mnie dbał po długiej próbie lub po
koncercie gdy zapomnę rękawiczek i na dłoniach porobią mi się odciski? No
właśnie tylko ty masz do mnie taką cierpliwość. Mam wrażenie, że naprawdę mało
cię znam, mimo że poznaliśmy się jakieś siedem lat temu…
Nie mogłem już dłużej wdychać twojego zapachu pozostawionego
rano na poduszce. Wstałem i idąc do salonu w oczy rzuciła mi się niedokończona paczka
fajek leżąca na szafce od butów, którą zostawiłem tam gdy wróciliśmy z próby i
przez to wszystko zapomniałem jej zabrać. Chociaż i tak były tam ostatnie
cztery papierosy, a nowa paczka leżała już w mojej kurtce. Zabrałem pudełko i
ruszyłem do salonu. Nie lubiłeś kiedy paliłem. Nienawidziłeś papierosów, a ja
nie mogłem nigdy skończyć z nałogiem. Nic na to nie poradzę. To też czasem było
powodem naszych kłótni. Bo ja uwielbiałem siadać w salonie, na fotelu i palić, dopóki
nie zaspokoiłem głodu nikotynowego, a ty wytykałeś mi że jeśli tak dalej
pójdzie to szybko umrę, jeszcze będę truć ciebie i też też umrzesz, a przed
nami jeszcze jest całe życie. Usiadłem w salonie i usłyszałem dźwięk radia. Nie
wyłączyliśmy go przed wyjściem? Nie ważne. Z nim też jest dużo wspomnień.
Pamiętam jak leciała jakaś ballada o nieszczęśliwej miłości, był to zimowy
wieczór. Wtedy znowu się pokłóciliśmy, a ty wyszedłeś na ten mróz. Nie było cię
może piętnaście minut, a kiedy wróciłeś byłeś cały zmarznięty i obsypany
śniegiem. Przeprosiłem cię i gdy pozbyłeś się kurtki i glanów, porwałem cię w
ramiona. W radiu znów leciała kolejna ballada, a ja zacząłem z tobą tańczyć
zupełnie nie do rytmu. Pamiętam twój śmiech, tak gdzieś w środku piosenki. Zapytałeś
wtedy jak to możliwe, że ja jestem perkusistą, a ty basistą gdy tańczymy
zupełnie nie do rytmu.
Ale mimo naszych kłótni nie jest źle. Wiem o tym że mnie
kochasz i nie możesz żyć nie mając mnie przy sobie. W końcu kłócimy się już
trzydziesty raz. Ja również cię kocham i moje życie bez ciebie nie miałoby
sensu. Kiedy dziś wyszedłeś trochę zaleciało rutyną. Znów zostałem sam, a ty
wyszedłeś po prostu, bez krzyku, bez płaczu… Bez rzuconego mi wściekłego
spojrzenia, wywrócenia oczami czy czegokolwiek innego. Po prostu zabrałeś
swojego psa i opuściłeś nasz dom.
Jesteśmy ze sobą dwa i pół roku. Trzydzieści miesięcy.
Miesiąc w miesiąc jest to samo. Może taki nasz los? Może w końcu przestaniemy
się kłócić? Co miesiąc mam świadomość, że mnie zostawiasz, co miesiąc rozmyślam
o nas dużo. Ale też co miesiąc mam świadomość że mnie kochasz i nie zostawisz,
bo ja też cię kocham, a ty nie złamałbyś mi serca. Nasz związek jest naprawdę
dziwny. Odchodzimy od siebie… Ty odchodzisz ode mnie po czym do mnie wracasz.
Wstałem z fotela w którym siedziałem i paliłem gdy
rozmyślałem o tym co miało miejsce. Poszedłem do kuchni. Otworzyłem lodówkę
która była praktycznie pusta. Westchnąłem ciężko i usiadłem przy stole. No tak.
Miałem zapłacić za różnie rzeczy i zrobić zakupy… Już jakiś tydzień temu… Wczoraj,
gdy musiałeś coś załatwić miałem posprzątać ten bałagan który się zrobił, od
pudełek i kartonów po zamawianym jedzeniu… I tego oczywiście nie zrobiłem. O to
właśnie się pokłóciliśmy. Bo wszystko o co się kłóciliśmy było zawsze z mojej
winy. Ale co mam na to poradzić? Taki już byłem. Jesteśmy różni jak ogień i
woda, jak ying i yang…. Ale się dopełniamy i to chyba jest najważniejsze
prawda?
Wziąłem telefon i wybrałem twój numer. Nie wiedziałem czy
odbierzesz. Chciałem żebyś po raz trzydziesty do mnie wrócił. Żebyś wrócił jak
zawsze. Nawet nie wiesz jak cię kocham. Chyba oszaleje jeśli tego nie wrócisz.
Patrzyłem na ścianę przed sobą. I czekałem aż w końcu usłyszę twój głos w
słuchawce.
- Halo? – Usłyszałem twój smutny i podłamany głos. Tak się
cieszyłem gdy odebrałeś! Pewnie nawet nie patrzyłeś kto dzwoni. To takie
podobne do ciebie…
- Przepraszam skarbie. Wróć do mnie. – Powiedziałem pewnie.
Powinienem najpierw posprzątać, a potem dzwonić…. Ale zaraz to zrobię! – Wybacz
mi to jaki jestem. Poprawie się! Tylko mnie nie zostawiaj… Kocham cię!
- Natsu… – Westchnąłeś do słuchawki cicho i myślę że się
uśmiechnąłeś. Poza naszymi kłótniami byłeś naprawdę spokojnym człowiekiem.
Zawsze mówiłeś że tylko ja potrafię cię wytrącić z równowagi przez moje
niedbalstwo. – Dobrze. Wybaczam. – Powiedział po czym się rozłączyłeś, a mnie
objęły za szyję ręcę. Należały właśnie do ciebie. Jak ty tak szybko… Miałem już
zapytać, ale uniemożliwiły mi to twoje usta, które znalazły się na moich. – Też
cie kocham Natsu. Mimo że jesteś okropnym bałaganiarzem. I jesteś leniwy. Ale
uzależniłeś mnie od siebie. Nawet bym cię nie mógł chcieć zostawić. Bo ty byś
zginął sam pod stertą pudełek po jedzeniu – Zaśmiałeś się.