Mam nadzieje, że nie ma jakichś okropnych błędów a jak tak to przepraszam ;-;
Miłego czytania ( Mam nadzieje, że takie będzie)
________________________________________________________
[Tsurugi]
- Mao… Wiesz… - Zacząłem niepewnie stojąc naprzeciwko niego,
wbijając wzrok w swoją dłoń i bawiąc się palcami. Byłem strasznie zestresowany.
To był najważniejszy moment mojego życia – Mao, kocham cie. Proszę zostań moim
chłopakiem. – Powiedziałem cicho. Kiedy
dłuższą chwilę staliśmy w milczeniu, w końcu się przełamałem i popatrzyłem na
niego. Stał i patrzył na mnie zszokowany.
- Tsuru… - Powiedział w końcu. Zamrugał parę razy. – Daj mi
trochę czasu. Musze to przemyśleć. – Powiedział, wyminął mnie i poszedł
prawdopodobnie do garderoby. Osunąłem się po ścianie i patrzyłem tempo w
przestrzeń. Oddychałem głęboko starając się uspokoić. Tsurugi oddychaj. Nie
może być źle. Pomyśli i się zgodzi. Będziecie szczęśliwą parą. W końcu po
kilkunastu minutach wstałem i poszedłem w ślady mojego obiektu westchnień.
Zaraz graliśmy przedostatni koncert w tej trasie.
Minęły dwa długie dni. Dzisiaj był finał naszej trasy. Byłem
niesamowicie podekscytowany. Chciałem jak najszybciej zagrać i iść świętować z
przyjaciółmi. Jednak jedna, przypadkiem usłyszana rozmowa zrujnowała mi całe
życie.
Szedłem akurat po kawę w drugą część budynku, ponieważ po
naszej stronie automat do kawy się popsuł. Była to część dużo mniej używana i
odwiedzana od tej, w której znajdowaliśmy się. Szedłem przez korytarz zamyślony
do momentu, gdy usłyszałem dwa męskie głosy – niewątpliwie należały one do Mao
i Mizukiego. Zatrzymałem się przed rogiem.
- Mao-chan – Usłyszałem słodki głos drugiego gitarzysty. Nie
wiedzieć, czemu zrobiło mi się niedobrze na barwę tego głosu. I jeszcze to
„Mao-chan”. Ugh.
- Tak? – Przez chwile słyszałem tylko ich oddechy.
- Słyszałem jak ostatnio rozmawiałeś z Tsurugim. –
Powiedział znacząco – Niech nawet nie próbuje ci mnie odbierać. – Dodał głosem
przesyconym jadem.
- Mizu-chan. Nie żartuj. On nawet ci nie dorasta do pięt.
Jesteś zdolniejszy, piękniejszy i to na tobie mi zależy. Poza tym myślisz, że
chciałbym być z takim dziwakiem? – Parsknął śmiechem – Nigdy w życiu!
Kiedy tylko to usłyszałem poczułem się jak gdyby ktoś mnie
uderzył. Klatka piersiowa mnie bolała, zrobiło mi się duszno i słabo. Szybko
zawróciłem powstrzymując łzy i szloch. Najszybciej jak się dało znalazłem się w
łazience gdzie zacząłem płakać. Dobrze, że jeszcze mnie nie malowali. Po
dobrych dwudziestu minutach udało mi się, jako-tako uspokoić. Opłukałem twarz
wodą i wróciłem do garderoby gdzie zajęła się mną wizażystka. Cały czas
unikałem Mao i Mizukiego. Chociażby to było nawet spojrzenie rzucone w moją
stronę. Patrzyłem się w dal.
Na koncercie wcale nie było lepiej. Pomyliłem się kilka razy,
prawie spadłem ze sceny i zerwałem dwie struny. Pod koniec już nie mogłem.
Widziałem spojrzenia, jakie wymieniali między sobą Mao i Mizuki i to jak w
końcu się przy ostatniej piosence pocałowali namiętnie. Wypuściłem gitarę z rąk
i wybiegłem na backstage. Potem zebrałem w ekspresowym tempie swoje rzeczy
wrzucając wszystko do torby i wybiegłem. Biegłem tak szybko jak mogłem, a po
moich policzkach płynął potok łez. To wszystko mnie przerażało. Pojechałem do
swojego domu. Zostawiłem w nim swoje rzeczy, poza telefonem. Następnie
opuściłem mieszkanie i poszedłem w stronę wiaduktu, pod którym były tory
kolejowe.
Stanąłem przy barierce patrząc w dół. Nie było to
uczęszczane miejsce, jednak pociągi jeździły całkiem często. Nadal płakałem.
Wyciągnąłem telefon, widziałem sporo wiadomości i nieodebranych połączeń od
mojego zespołu. Parsknąłem histerycznym śmiechem. No tak. Zauważają dopiero
wszystko jak zaczynam działać. Napisałem drżącymi rękoma wiadomość do Mao. Że
go kocham, że przepraszam i że słyszałem jego rozmowę z Mizukim. I także to, że
już więcej mnie nie zobaczy. Wysłałem, poczekałem aż się wyśle i cały drżąc
przeszedłem przez barierkę. To już koniec. Więcej nie będę nikomu przeszkadzał.
Zacząłem się dławić płaczem. Pomyślałem o tych wszystkich wspaniałych chwilach,
które przeżyłem w swoim życiu. Łkałem. W końcu wziąłem głęboki wdech i
planowałem puścić barierkę, bo akurat nadjeżdżał pociąg. Wtedy poczułem jak
ktoś mnie obejmuje
- Tsurugi nie! – Krzyknął. Otworzyłem oczy i spojrzałem za
siebie. Ujrzałem Ryoge. I to był moment, gdy zwątpiłem. Wybuchnąłem płaczem i
wróciłem na właściwą stronę barierki. Wybuchnąłem płaczem. Ryoga mnie
przytulił.
- D-dlaczego? – Szepnąłem. Ryo przytulił mnie mocno.
- Nie możesz się zabić Tsuru. Jesteś taką wspaniałą osobą.
Świat by stracił strasznie ważną osobę. Nikt tego nie chce. I nie może być tak
źle żeby się zabijać. – Powiedział. – A teraz chodź. Zabiorę cię do siebie. Nie
możesz się poddać.
Jego słowa zabrzmiały tak kojąco. Nie sądziłem, że coś jest
w stanie mnie uspokoić czy przywrócić wiarę w siebie. Przez te słowa Ryodze się
udało. Poszedłem z nim powoli. Byłem taki bez chęci do życia, jednak wierzyłem,
że da się coś z tym zrobić. Cokolwiek. On był moim promykiem nadziei w tym
momencie.
Jak się okazało nie mieszkał daleko, więc po jakichś 15
minutach spaceru i trzymania mnie i uspokajania znaleźliśmy się w jego
mieszkaniu. Posadził mnie na kanapie i zrobił herbaty. Wziął ciastka, położył
je na stole i podał mi jeden z kubków. Podziękowałem i wziąłem łyka napoju.
- Powiesz mi, co się tak właściwie stało? – Zapytał Ryo. Dosyć długo milczałem. Wokalista był naprawdę
cierpliwym człowiekiem i czekał. W końcu mu zacząłem opowiadać, co się stało.
Że wyznałem Mao miłość. Że słyszałem jego rozmowę, z Mizukim. Że uciekłem z
koncertu… To po prostu było dla mnie za dużo. Rozpłakałem się. Ryo mnie
przytulił i głaskał uspokajająco. Oddychałem głęboko.
- Dziękuje, że mnie uratowałeś… - Powiedziałem cicho. Mój
telefon bez przerwy wibrował w kieszeni. Dotychczas Ryoga nic nie mówił, ale
teraz wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Daj odbiorę. Porozmawiam z nimi. – Powiedział. Posłusznie
to zrobiłem. Ryo pogadał z kimś z mojego zespołu. Zażądał dla mnie dłuższego
urlopu i oddał mi telefon. – Sadie idzie na hiatus. Tak ustalili wszyscy po tym
koncercie. Masz szanse odpocząć. – Powiedział. Ja w międzyczasie, gdy mówił
czytałem smsy. To nie było zwykłe wstrzymanie działalności na jakiś tam czas. To
było już raczej wieczne. Mizuki i Mao mieli zacząć solowy. Ukrywali to przed wszystkimi.
No tak. Jak zwykle. Zabolało.
- Przepraszam Ryoga. – Powiedziałem cicho. Byłem taki
przygnębiony. Co ja miałem teraz zrobić, skoro zespół już nie istnieje
właściwie?
- Nie przepraszaj mnie – Uśmiechnął się delikatnie. Chwilę
milczał. Jednak w końcu zapytał. – Nie chciałbyś założyć ze mną zespołu?
- A co z Born? – Zapytałem zaskoczony. Przecież nie może tak
po prostu zostawić swojego zespołu, w którym był tyle lat.
- Born się rozwiązuje. Nic nie jest już jak kiedyś. Brakuje
nam tego ducha, który był, gdy założyliśmy zespół –Westchnął smutno. Ja chwilę
myślałem. Sadie nie wróci. Byłem tego pewny
- W porządku. Niech będzie. Założę z tobą – Powiedziałem
uśmiechając się.
- Stworzymy coś wspaniałego – Powiedział. – Tak, że Mao i
Mizuki będą żałowali tego, co o tobie mówili i jak traktowali. – Powiedział
pewnie i mnie przytulił mocno.
- Dziękuje Ryo za to, co dla mnie robisz – powiedziałem
wdzięczny.
- Od tego są przyjaciele – Uśmiechnął się do mnie. – Ale
czuje potrzebę zatrzymania cie u siebie trochę dłużej. Nie wyglądasz najlepiej.
Nie chciałbym żeby coś ci się stało. Wolałbym mieć cie na oku.
- Nie chce ci robić problemu Ryoga. Już raczej dam sobie
rade… - Zacząłem, ale on mi przerwał
- Nie chce słyszeć żadnych sprzeciwów – Powiedział uparcie.
Westchnąłem ciężko. Nie miałem, co z nim dyskutować.
*Rok później*
[Ryoga]
Od momentu, kiedy uratowałem Tsuru od rzucenia się z
wiaduktu minął rok. Przez ten rok zmieniło się wiele. Było w nim mnóstwo bólu, ale też nowa
nadzieja, którą po rozpadzie Bornu stworzyliśmy. Zebraliśmy naszych znajomych,
którzy w tym momencie również nie mieli zespołu, ale też byli młodzi i ambitni.
Znaleźliśmy w nich to „coś”, dzięki czemu nasz zespół miał być oryginalny.
Najgorzej było ze znalezieniem basisty. Szukaliśmy naprawdę długo, żeby znaleźć
kogoś odpowiedniego, aż z nieba spadł nam Iza i to zupełnym przypadkiem, gdy
przechodziłem koło wytwórni jednego z zaprzyjaźnionych zespołów, żeby zabrać
się z kumplem na imprezę, który miał właśnie czekać na mnie pod tą wytwórnią.
Wyszedł z niej młody chłopak. Wyglądał na osobę, która ledwo
skończyła 20 lat. A najbardziej zaskakujący był fakt, że ja go przecież znałem!
Gdy jeszcze byłem w Born to graliśmy razem na jednej scenie. Widziałem, że był
zły i rozgoryczony, ale mimo to zatrzymałem go i się przywitałem. Był zaskoczony,
że go pamiętam. Dowiedziałem się też, że szuka zespołu i wyleciał z kolejnego przesłuchania,
bo nie odpowiadał im jego charakter i to, że był z młody. Wtedy pomyślałem, że to
moja szansa i zaproponowałem, żeby grał z naszym zespołem. Wymieniłem się z Izą
numerem i powiedziałem, żeby zadzwonił jak to przemyśli. I to zrobił. Zgodził
się zostać naszym basistą.
Tsurugi się ucieszył. Ja też. Kilkanaście dni po tym jak Iza
znalazł się w naszym zespole zrobiliśmy spotkanie. Ustaliliśmy wszystko co i
jak i było naprawdę świetnie.
No może poza jedną rzeczą.
Zakochałem się w Tsuru.
Tak. Sam w to nie umiałem uwierzyć. Jednak znałem to uczucie
i byłem pewny, że to miłość.
Po którejś z prób zostaliśmy sami, z Tsuru, żeby
pouzupełniać dokumenty dotyczące zespołu. Ja siedziałem przy stoliku, a on przy
biurku. W końcu jednak wstałem. Podszedłem do Tsu i spojrzałem mu w oczy.
Chciał zapytać zapewne, o co chodzi, ale nie zdążył. Po prostu go pocałowałem.
Długo i czule. Bałem się jego reakcji. Widziałem, że go zamurowało. Jednak w momencie,
gdy miałem się odsunąć on oddał pocałunek i ujął moją twarz w dłonie,
pogłębiając go. Całowaliśmy się tak
dosyć długo. W końcu odsunęliśmy się od siebie.
- Cokolwiek teraz powiesz, chce żebyś wiedział, że cie
kocham Tsuru. Chce twojego szczęścia. Od samego początku tego chciałem. Po tym
jak cie zabrałem z tego wiaduktu i zamieszkałeś ze mną. – Powiedziałem patrząc
mu w oczy.
- R-Ryo…. – Powiedział i oczy mu się zaszkliły. Rzucił mi
się na szyję. – Tak się cieszę. Nie wierzyłem, że mnie ktoś kiedykolwiek
pokocha. – Powiedziałem drżącym głosem
- No widzisz, mój niedowiarku. Trzeba wierzyć. – Pocałowałem
go i ścisnąłem mocno.
Po tym zebraliśmy się do domu. Rozmawialiśmy potem
przytuleni do siebie na łóżku. Zasnęliśmy dopiero nad ranem. To było takie
cudowne. W tym momencie poczułem, że jestem w pełni szczęśliwy.
Do rana.
Rano rozdzwonił się telefon Tsurugiego. Ten odebrał
nieprzytomny. Mnie też to obudziło, ale byłem przytulony do niego i udawałem,
że śpię. Dodatkowo słyszałem wszystko, co mówiła osoba po drugiej stronie. Mao.
Chciał, żeby Tsuru mu wybaczył. I żeby z nim był.
Zdenerwowało mnie to. Podniosłem się. Widziałem, że mój
ukochany ma łzy w oczach. Zabrałem mu telefon.
- Masz się raz na zawsze odwalić od Tsurugiego. Wystarczy,
że prawie przez ciebie się zabił. Nie dzwoń do niego. Teraz ja z nim jestem.
Wróć sobie do Mizukiego, bo Tsuru jest już zajęty. – Powiedziałem i się
rozłączyłem. Tsuru patrzył na mnie zszokowany. Ja go przytuliłem i pocałowałem.
- Ryoga… Dziękuję – Powiedział i mnie ścisnął. Był
drobniejszy ode mnie, więc byłem rozczulony.
-
Nie dziękuj mi. Kocham cię skarbie. – Powiedziałem i
pocałowałem go czule. Czułem jak płakał.
- Jesteś taki dobry – Westchnął wplatając palce w moje
włosy.
- To dla ciebie chce jak najlepiej. Chce się tobą zająć i
sprawić by nikt więcej cię nie skrzywdził. Tak bardzo cię kocham –
Powiedziałem.
Od tego czasu byliśmy szczęśliwą parą. Kochaliśmy się jak
nikt inny. Nasz nowy zespół – Razor również nas wspierał. Mimo że od czasu do
czasu Tsurugi widywał Mao to jednak ten nie odważył się zamienić więcej słów
niż trzeba z nim. Byłem zadowolony z tego. Bo mój chłopak nie był nieszczęśliwy
przez tego idiotę. I ten nie mógł zniszczyć naszego związku. Mogłem dać
szczęście Tsurugiemu, który go potrzebował i zasługiwał na nie. Nic więcej się
dla mnie nie liczyło.