Nie wiem czy wszyscy wiedzą... Dziś o 5.19 umarł Shota, gitarzysta ADAMS, w szpitalu w Polsce. Miał udar na koncercie. Siedze w szkole i płacze z tego powodu. Nadal nie jestem w stanie w to uwierzyć.
poniedziałek, 30 listopada 2015
piątek, 27 listopada 2015
Sweet Dreams ( Tsuzuku x Ryoga )
Tak więc o siódmej, godzinę przed próbą wsiadłem w samochód i pojechałem na próbę. Byłem idealnie piętnaście minut przed czasem, a w sali był tylko K. Gdy przyszła reszta to się zdziwili, że zastali mnie o czasie, a nie po czasie jak zwykle przychodziłem. Tak więc próba się zaczęła... I po dwudziestu minutach skończyła...
- Kurwa, Ryoga! Nie po to są próby, żeby się opierdalał! Jeśli masz przychodzić punktualnie i być jak zombie, to lepiej jak się spóźniasz! A teraz wracaj do domu bo nie da się na Ciebie patrzeć i Cię słuchać! - I tymi słowami zostałem dosłownie wywalony za drzwi. Pięknie. Teraz będę musiał ich przeprosić i jeszcze przekupić jakimiś słodyczami, bo nie wybaczą. Tak więc wróciłem do domu.
// trzy dni później //
Za dnia na dzień było coraz gorzej. Zmuszałem się do snu jednak, gdy zasypiałem to po pół godzinie się budziłem. W końcu te sny wykończą mnie psychicznie i fizycznie. Może powinienem iść do lekarza? Chociaż to by się pewnie skończyło wylądowaniem w szpitalu psychiatrycznym, albo nafaszerowaniu mnie lekami. Nie, dziękuje! Wzdrygnąłem się. Moje przemyślenia przerwał dźwięk dzwonka mojej komórki. Zmarszczyłem brwi, ale odebrałem. Dzwonił Tsuzuku. Czy on nie wie, że ja mam próbę? Co za człowiek... Ale i tak on jest jedynym, który ze mną wytrzymuje na dłuższy czas. No nie ważne jest to w tej chwili. Tak więc mój kochany przyjaciel wymyślił wyjście na miasto. A ja oczywiście się zgodziłem. Po próbie mieliśmy się spotkać "Tam gdzie zwykle", to znaczy w naszej ulubionej kawiarence w centrum. Tak więc zaraz po próbie tam pojechałem. Cieszyłem się w duchu, że nie muszę siedzieć sam w swoim mieszkaniu. Tsuzuku już czekał na mnie, przy tym stoliku co zawsze i bawił się telefonem. Dostrzegając mnie, uśmiechnął się szeroko i odłożył komórkę.
- Cześć Ryoga! Co u Ciebie? Bo wyglądasz jak trup - Powiedział z wrednym uśmiechem. Pokręciłem głową.
- Cześć Tsu.... No co ty nie powiesz. Doprawdy posiadam lustro w domu, a tak poza tym jakoś leci. - Wywróciłem oczami. Po chwili przyszła kelnerka, my złożyliśmy zamówienia i pochłonęła nas rozmowa. Rozmawialiśmy, co chwile jak zwykle sobie dogryzając. Tzk uwielbiał mi dokuczać. Tematów było mnóstwo. Zaczynając od "Zgrabnego tyłka kelnerki, którą fajnie by było przelecieć", przez "Musiałem wysłuchiwać dziś przez całą próbę o 'biednym złamanym paznokciu' mojego basisty" i "Znów mnie dziś, prawie chłopaki wykopali za drzwi, bo robiłem wszystko tylko nie śpiewałem" kończąc na " Słyszałeś nową piosenkę...". Mogliśmy po prostu dyskutować całymi godzinami o różnych rzeczach. W każdym razie zrobiło się późno, więc trzeba było się zmyć do domu, bo jutro piątek i ostatnia w tym tygodniu próba ( nareszcie i na szczęście dla mnie! ) i trzeba było jakoś funkcjonować. Ruszyliśmy w stronę parkingu w którym zostawiliśmy auta.
- Ryoga, robisz coś jutro? - Zapytał, przyglądając mi się intensywnie.
- Nie. - Odpowiedziałem i stanąłem przy własnym aucie otwierając je.
- To co powiesz na maraton filmowy? - Na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech
- No dobrze... U Ciebie? - Przytaknął, a tym razem to ja się uśmiechnąłem.
- Świetnie! To do zobaczenia u mnie po próbie! - Pożegnał się i poszedł do własnego samochodu. Wsiadłem do auta i postanowiłem wejść w drodze do domu jeszcze do sklepu. Miałem dziwne wrażenie, że jestem obserwowany... Nerwowo przełknąłem ślinę mając nadzieje, że to tylko moja wyobraźnia. Szybko kupiłem to czego potrzebowałem i wróciłem do domu licząc, że dziś może zasnę i nie będę jutro ponownie żywym trupem.
// Dzień później //
Próba dłużyła mi się niemiłosiernie, dodatkowo była przedłużona o godzinę i tym razem nawet nie z mojej winy! Denerwowałem się, bo chciałem już wyjść, a próba powodowała u mnie wszelkie możliwe złe emocje. Dodatkowo rozbolała mnie głowa. W końcu męczarnia się skończyła i mogłem jechać do Tsu. Po drodze obowiązkowi wstąpiłem do sklepu niedaleko domu Tzk, po alkohol i coś do jedzenia. Trochę mi to zajęło, ale potem już pojechałem prosto do przyjaciela. Ten gdy tylko przyszedłem walnął tekstem:
- No już myślałem że ktoś mi Cię odbił i skończyliście w łóżku, albo w kiblu w wytwórni. - Pokazał mi chyba całe uzębienie ( nie wiem jak on to zrobił ) w uśmiechu i poklepał mnie po plecach w przyjaznym geście. Spojrzałem na niego
- Tsu zostaw swoje fantazje dla siebie. Nie chce tego słuchać. - Prychnąłem, a on cmoknął i udał się do salonu. Ja gdy w końcu pozbyłem się ubrania wierzchnego, również do niego dołączyłem. Dawno nie robiliśmy sobie całonocnych maratonów filmowych, bo trasy, koncerty i inne tego typu rzeczy, że po prostu nie było czasu. Ogarnęliśmy jedzenie i picie na stoliku przy łóżku Tsuzuku, potem zaczęliśmy dyskutować co oglądamy. Oczywiście pół godziny nam to zajęło, a ostatecznie padło na horrory. Tak, to było bardzo dla mnie nie wskazane ze względu na mój stan, oraz prawie w ogóle nie przespane noce w ostatnim tygodniu. I te dziwne wrażenia, że ktoś mnie śledzi. A także przesłyszenia, przewidzenia i inne rzeczy, które mnie prześladują od kiedy zaczęły się te paskudne sny. Obawiałem się że po tym maratonie mi się pogorszy i na serio będę musiał iść do jakiegoś psychiatry... Jednak co zrobić. Sam się na ten maraton zgodziłem ( chociaż horrory to była ostatnia rzecz na którą bym wpadł by oglądać ), więc teraz się będę męczył.
Rozwaliliśmy się na łóżku wokalisty Mejibrayu i włączyliśmy , a raczej pan domu włączył pierwszy z czterech filmów, które wcześniej wybraliśmy. To znaczy Annabelle. Zaczynało się niby niewinnie. Mąż kupuje swojej ciężarnej żonie - Mi ( która ani trochę nie jest podobna do Mii z zespołu Tsuzuku, chociaż wokalista stwierdził, że gitarzysta równie by się do tej roli nadawał ), piękną, unikalną, starodawną lalkę ( tu komentarz Tzk, że też taką kupi Mii, żeby ten nie mógł spać po nocach przez nią i dodał, że i tak MiA jest bardziej perfekcyjny niż ta lalka ), w sukni ślubnej. Kobieta się z tej lalki bardzo ucieszyła, chociaż ja na jej miejscu pozbył bym się tej lalki, bo one mnie przerażają. Po czym, jakiś czas później, w środku nocy zostają napadnięci przez jakąś sektę we własnym domu. Małżeństwo ledwo uchodzi z życiem. Od tego czasu dzieją się dziwne rzeczy i Mia i jej mąż przeprowadzają się. Jednak to nie pomaga. W końcu okazuje się, że za tym wszystkim stoi ta okropna lalka. Brr... Lalki są okropne. Jak je można lubić?! Nigdy nie zrozumiem ludzi którzy je lubią i kolekcjonują. Zaraz jak film się skończył poszedłem zrobić sobie i Tsuzuku kawy i wróciliśmy do łóżka.
Drugim filmem była Obecność. To znaczy wszystko co dzieje się przed Annabelle. Nie oglądałem tego ze zrozumieniem, bardziej interesująca była moja kawa.
Potem była Diabelska Plansza Ouija. Też dupy ten horror nie urywa. I podobała mi się tylko jedna scena na początku gdy dziewczyna wiesza się na lampkach od choinki. Tu ciekawsze było dla mnie moje jedzenie.
Ostatni na naszej liście był Czarnobyl: Reaktor Strachu. Ten film mi się o wiele bardziej podobał. Trzymał w napięciu i nie był tak nudny. Chociaż nieco przypominał mi Drogę Bez Powrotu, jednak mimo wszystko podobał mi się.
W końcu te horrory się skończyły. Wywołały u mnie lekki lęk, ale mimo wszystko położyłem się rano z Tzk w jednym łóżku i poszliśmy spać….
Stałem na środku sali koncertowej, chłopaki ode mnie z zespołu grali jakąś nieznaną mi melodie, w której było coś niepokojącego i przerażającego. Nikt na mnie nie patrzył, każdy był zajęty swoją grą. Spojrzałem w stronę widowni, jednak oślepiło mnie jedynie białe światło. Zacząłem śpiewać, jednak nie słyszałem swojego głosu. Coś było bardzo nie tak. Wtedy na scenę wyszła dziewczyna. Była japonką, o śnieżnobiałej skórze, miała długie do kolan, czarne, proste włosy, duże oczy były prawie czarne jak dwa węgielki, usta pełne poprawione krwistoczerwoną szminką. Ubrana była w śnieżnobiałą suknie, bez ramiączek, przyozdobioną czarnymi i czerwonymi różami, z lekkim dekoltem podkreślającym pokaźny ( jak na japonkę ) biust. Na szyi miała naszyjnik w kształcie serca w kolorze jej ust, na rękach koronkowe rękawiczki, oraz buty na nie za wysokim obcasie. Była przepiękna. Patrzyła na mnie z zaciekawieniem i tak jakby tęsknym (?) spojrzeniem. Miałem dziwne wrażenie, że ją znam, w dodatku jestem z nią jakoś związany i to nie trochę, a bardzo. Spojrzała mi w oczy i podeszła powoli. Przestałem śpiewać
- Witaj Toshizo... Ostatnio obiecałeś mi że ze mną pójdziesz, pamiętasz? Więc chodźmy.... - Uśmiechnęła się ślicznie.
- Nie mogę, Shizuko. Muszę skończyć to co zacząłem. - Głos wydobył się z moich ust.
- Obiecałeś mi Toshi. Jak możesz mnie tak ranić? - Na jej twarzy ujrzałem gniew i łzy.
- Odejdź Shizuko. - Spojrzałem na nią z góry. Kobieta wyglądająca na mniej więcej tyle lat ile ja wybiegła z sali. Po czym światła zgasły. Zacząłem się rozglądać. Wtedy też ujrzałem widownie. Składały się na nią różnego rodzaju lalki. Mnóstwo lalek. Zamarłem. Gdzieś na sali rozległ się przerażający śmiech. Nagle wszystkie lalki spojrzały na mnie przeszywająco, wstając z miejsc zaczęły iść w moją stronę. Mówiły w różnych językach, które... Rozumiałem (?!), a słowa jakie wypowiadały to były głównie "Ryoga", "uwięzić", "zabić". Zacząłem uciekać jednak one były wszędzie. Coś mnie podrapało po klatce piersiowej przez co miałem na niej ślady trzech szponów... Co utrudniało mi ucieczkę. W końcu wpadłem do jakiegoś pomieszczenia, które zaryglowałem. Wszedłem w jego głąb. Było ciemno, jednak dalej się powoli przemieszczałem, aż do momentu w którym błysnęło światło niczym flesz w aparacie. Zatrzymałem się. Znów błysnęło. Próbowałem cokolwiek dostrzec, jednak na marne. Nie byłem w stanie iść dalej jak by coś mnie zatrzymywało. Zamarłem. Coś dmuchnęło w moją szyje, a ja byłem przerażony. Odwróciłem się gwałtownie, jednak przy kolejnym błysku zauważyłem tylko, a może, aż jakąś sylwetkę mniej więcej dwa metry ode mnie. Przy kolejnym błysku dostrzegłem że postać była zakapturzona, tak że nie byłem w stanie rozpoznać jak wygląda i kim jest. Po chwili usłyszałem śmiech. Brzmiał jak osoby ze szpitala psychiatrycznego. Kolejny błysk. Zobaczyłem pół metra przed sobą, jakieś ręce zakończone szponami, wyciągnięte w moją stronę. Wtedy też straciłem przytomność.
{ Zmiana punktu widzenia na trzecioosobowy }
Tsuzuku po jakocjś dwóch godzinach budzi się, czy raczej budzi go szloch. Otwiera oczy i nieprzytomnym wzrokiem lustruje pokój, ostatecznie zatrzymując wzrok na przerażonym śpiącym Ryodze. To właśnie jego szloch obudził wokalistę Mejibrayu. Zmarszczył brwi i próbował obudzić przyjaciela, będąc zmartwionym jego stanem
- Ryoga... Ryoga obudź sie! To tylko sen...! - Zaczął nim potrząsać by wybudził się ze świata snu. Jednak nic to nie dało. Czarnowłosy objął przyjaciela, głaszcząc go po głowie by się uspokoił i ścierał mu łzy z policzków. W końcu Ryugs otworzył oczy i przeleciał rozbieganym spojrzeniem po pokoju, zatrzymując przerażony wzrok w oczach Tzk. Przytulił się do niego mocno, płacząc.
- Ciii... Nie płacz Ryoga. To tylko sen... - Tsuzuku próbował go uspokoić.
- A-ale Tsu... - załkał w jego szyje, gdyż nadal był mocno przytulony do przyjaciela. Zaczął mu cicho opowiadać swój sen. I w tym momencie Tzk zrozumiał przerażenie Ryogi. Mimo wszystko wokalista Mejibrayu strasznie sie martwił.
- Może zostaniesz u mnie? Myśle że nie chcesz siedzieć sam w... - Wokalista Bornu mu przerwał.
- Nie. Musze wrócić do domu Tsu. Nie martw się. Nic się nie stało. Zapomnij. - powiedział i zaczął się zbierać. Nie chciał dłużej być w domu Tsu. Szybko zebrał się i wrócił do domu.
Mimo koszmaru był wypoczęty, co nie zdarzało się często, tak więc postanowił zrobić sobie odprężającą kąpiel. Zaczął się rozbierać stojąc przed dużym lustrem. Gdy zdjął koszulkę to się przeraził. Na klatce piersiowej były trzy świeże rany. Pobiegł po apteczkę, położył ją na półce i postanowił że to opatrzy po kąpieli. Jednak gdy wyszedł z wanny przeszył go straszny ból. Rany zaczęły go piec jak by ktoś wysypał na nie kilo soli, zrobiły się czerwone i zaczęły krwawić. Szybko zaczął je opatrywać, jednak na tyle nieuważnie, że poślizgnął się i uderzył głową w kafelki i stracił przytomność.
Ocknął się i mimo bólu głowy, zaczął opatrywać sobie klatkę piersiową i czoło, które jakoś rozciął przy upadku. Do końca weekendu robił wszystko byle by być w jakimś towarzystwie. Jednaknjak w sobotę się tak dało, tak w niedziele był sam ze swoimi myślami we własnym domu. Wbrew pozorom, ten dzień minął wokaliście Born bez nerwów, bez zbędnych niespodzianek oraz bez dręczących go koszmarów. W nocy nawet spał spokojnie co było niesamowite.
Następnego dnia Ryoga wstał wypoczęty, nie dręczony, co było dziwne, koszmarami. Udał się na probe. Próba Born w końcu się zaczęła i trwała półtorej godziny. Po tym czasie Ryoga złapał się za klatkę piersiową, która zaczęła obficie krwawić, przez co przód białej koszulki wokalisty przybrał szkarłatny kolor, a jej właściciel stracił przytomność. Cały zespół do niego doskoczył, zadzwonili po pogotowie i zajęli się tamowaniem krwawienia. W końcu przyjechał ambulans i zabrał wokalistę do szpitala. Chłopaki szybko się zebrali, jednak w wejściu zatrzymał ich Tsuzuku wchodzący do sali.
- Gdzie jest Ryoga? - Zapytał marszcząc brwi. Zespół wymienił porozumiewawcze spojrzenia i w końcu Tomo zabrał głos.
- Ryoge zabrali do szpitala. Stracił przytomność i zaczął krwawić z klatki piersiowej
- Co?! - Wokalista Mejibrayu zrobił się biały jak kartka papieru.
- Jedziemy właśnie do niego do szpitala. Jedziesz z nami? - Zapytał perkusista. Tzk natychmiast przytaknął. Tak więc pojechali do szpitala. Okazało się, że Ryoga zapadł w śpiączkę. Lekarz powiedział, że wpływ na to że chłopak wpadł w śpiączkę mogło mieć coś co odbiło się na nim psychicznie, gdyż fizycznie jest zdrowy i nic mu nie dolega. Zaproponował również zapytać bliskich o to czy nie miał już czegoś podobnego i czy żadne podejrzane rzeczy się nie działy ostatnio w jego życiu, czy nie zachowywał się na przykład dziwnie, inaczej niż zwykle. Młodzi mężczyźni przytaknęli i powiedzieli że jak się tylko czegoś dowiedzą to dadzą znać. Gdy ta piątka opuściła szpital Tsuzuku zabrał głos.
- Coś mi się przypomniało… Nie wiem czy to może mieć jakieś znaczenie ale jak ostatnio Ryo u mnie był i został na noc to miał koszmary i nie mogłem go z nich wybudzić…. Myślicie, że to może mieć związek z tą śpiączką…? - Tsu przygryzł wargę i spuścił wzrok.
Ustalili że pojadą następnego dnia do rodziców ich przyjaciela. Ustalili że spotkają się pod wytwórnią i pojadą jednym samochodem. Tak jak ustalili – tak zrobili, mając nadzieje dowiedzieć się czegoś nowego. Z rana się spotkali, wsiedli w samochód, jechali około 3 i pół godziny i znaleźli się w rodzinnym mieście Ryogi, pod jego domem. Adres zdobył Tomo, chociaż łatwo nie było.
- Dla Ryogi. - Dodał K, a reszta przytaknęła i wszyscy opuścili samochód i udali się do drzwi, dzwoniąc dwa razy dzwonkiem. Stali niespokojnie, zdenerwowani, jednak w ciszy. Dom znajdował się na peryferiach miast, był duży i zadbany jednak widać było, że miał swoje lata. Po chwili cała piątka usłyszała kroki i w drzwiach pojawiło się małżeństwo – rodzice Ryogi. Chłopaki się ukłonili.
- Dzień dobry… Przepraszamy, że przeszkadzamy, ale my w sprawie Ryogi… - Powiedział Tomo. Kobieta jak i mężczyzna byli zdziwieni i jednocześnie zaniepokojeni.
- To źle. To znów wróciło… - Szepnęła kobieta. Reszta zebranych patrzyła na nią pytająco. - Ryogę, gdy był mały opętał zły demon. Um. Mogę wam o tym opowiedzieć, a nawet muszę. Poczekajcie chwilę. Zrobię herbaty i wam opowiem, bo to długa historia. Kobieta w średnim wieku wyszła z pokoju, a po kilkunastu minutach wróciła z kubkami zielonej herbaty. Postawiła je przed każdym z młodzieńców, oraz mężem i ostatni z kubków ujęła w własne dłonie. - No dobrze - Upiła nieco herbaty – Więc… Ryoga jak był mały, miał może z pięć lat, cały czas się budził w nocy z krzykiem, przez to że śniły mu się straszne rzeczy i bał się spać. Szukałam jakiejś pomocy, w końcu wiadomo, organizm bez snu się błyskawicznie wykańcza i mogło to się odbić na jego zdrowiu. W końcu znalazłam lekarza… A przynajmniej się za lekarza ten młody mężczyzna podawał, jednak potem się okazało, że ten człowiek był kimś na wzór egzorcysty. Tak więc umówiłam syna najszybciej jak się dało na wizytę, to znaczy trzy dni po odnalezieniu go. Jednak stan Ryogi się pogorszył, na dzień przed wizytą. Ryo twierdził, że przyszła do niego dziewczynka, która powiedziała, że chce się z nim zaprzyjaźnić. Wtedy byłam przerażona. W końcu poszliśmy do lekarza. Miałam nadzieje że to pomoże. Specjalista powiedział mi, że moje ukochane dziecko jest opętane, ale jako że jest małe może być trudniej wypędzić demona. Jednak podjął się tego, bo kilka dni później wypędził demona. Ryoga potwornie płakał i krzyczał, ale było to skuteczne. On tego nie pamięta. I proszę, nie mówcie mu tego… - Zakończyła opowieść kobieta. Wszyscy zaniemówili.
- To znaczy… Że ten demon jednak nie został do końca wypędzony, uśpiony albo po prostu wrócił…? - Zapytał zszokowany Ray.
- Tak. Prawdopodobnie. - Przytaknęła. - Właściwie… Mogę wam podać imię i nazwisko oraz adres tego mężczyzny chociaż nie wiem czy on pracuje tam gdzie wtedy. - Kobieta opuściła pokój i chwile później podała Tsuzuku kartkę z danymi. - Proszę. Cieszę się, że mój syn ma kogoś, komu na nim zależy. Opiekujcie się nim
- Dzień dobry… W czym mogę pomóc? - Odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Nasz przyjaciel zapadł w śpiączkę, jednak zostaliśmy zapewnieni, że to nie ma nic wspólnego z jego ciałem, uważamy że znów go opętał demon…. - Zabrał głos Tomo.
- Znów? - Zapytał lekarz patrząc na chłopaków bacznie.
- Tak. Gdy miał około pięciu lat pomógł mu pan uwolnić się od demona. - Potwierdził Tsuzuku.
- Oh, chyba kojarzę. I rozumiem, że wszyscy oczekujecie żebym znów mu pomógł? - Przytaknęli – Tylko że jeśli on jest teraz w śpiączce, to ja nie jestem w stanie zrobić czegokolwiek. - Muzycy zbledli. - Jeśli tylko się obudzi to po mnie zadzwońcie. - Lekarz wręczył Tomo wizytówkę. Chłopaki zrezygnowani, pożegnali się i opuścili gabinet. Pozostała im cierpliwość. Bali się o wokalistę i na zmianę siedzieli przy nim w szpitalu, a w razie czego mieli dzwonić. Mimo że było to strasznie męczące Tsuzuku musiał się jeszcze zajmować swoim zespołem, aż do momentu gdy prawie zemdlał na próbie, ale MiA, Koichi i Meto w odpowiednim momencie zareagowali, przerwali próbę i siłą zabrali wokalistę do domu różowowłosego, by się wyspał i nie siedział sam ze swoimi problemami u siebie w domu.
- Słucham…? - Wymamrotał niewyraźnie.
- Tsuzuku, Ryoga się obudził, przyjeżdżaj do szpitala – Oznajmił Tomo na co Tsuzuku za szybko się podniósł i ręka mu zjechała z kanapy, przez co wykonał piękną glebę. Przeklął.
- Dobrze, już jadę. - Rozłączył się i zaczął szybko zbierać. Z domu Koichiego było nawet bliżej do szpitala, tak więc po dwudziestu minutach wpadł do sali, w której leżał Ryoga. Siedziało tam całe Born i patrzyło z zaniepokojeniem na swojego wokalistę. Ten jednak siedząc na łóżku wpatrywał się w ścianę naprzeciwko pustym wzrokiem i się nie ruszał. Czarnowłosy podszedł do łóżka i złapał przyjaciela za rękę. Ten tylko rzucił mu zimne spojrzenie i zabrał rękę. Tzk aż się odsunął pod tym spojrzeniem od muzyka. Siedzieli w ciszy, w szóstkę, do momentu, aż otworzyły się drzwi, a w nich stanął mężczyzna który niegdyś pomógł Ryodze. Podszedł do pacjenta, rozkazując jego przyjaciołom się odsunąć.
- Ryoga, pamiętasz mnie? - Spojrzał mu w oczy. Młodszy zmrużył je niebezpiecznie, odsuwając się.
- Ty…! To przez Ciebie losy moje i Toshizo się rozeszły! Ale teraz Ci go nie oddam! Tyle czekałam na to spotkanie i żeby mój ukochany był na moją wyłączność, więc nie ma mowy byś mi to szczęście odebrał! - Padło z ust Ryogi ostro. O dziwo nie głosem wokalisty...! Wszyscy byli zszokowani, poza lekarzem. Ten skinął porozumiewawczo na pozostałą piątkę i wzrokiem nakazując im opuścić sale, jednak sam również wyszedł zostawiając piosenkarza samego w sali.
- Czy… Czy Ryoga… - Zaczął drżącym głosem Tzk. Lekarz uśmiechnął się i położył rękę na jego ramieniu.
- J-ja?! Czemu...? - Zapytał niezbyt zrozumiałym głosem.
niedziela, 25 października 2015
Nienawiść czasem się przydaje ( Hiroki x Hide-Zou )
Nie przedłużam, zapraszam do czytania i przepraszam za ewentualne błędy
___________________________________________________________________
- Co Cię do mnie sprowadza, Asagi? - Zapytałem siadając na kanapie. Wokalista usiadł obok.
- Czemu ze mną? Myślałem że się lepiej z Ruizą dogadujesz...
- Przeziębisz się. - Usiadł obok mnie. Westchnąłem głęboko i oparłem głowę na jego ramieniu
- Nie mówmy o nim. Oboje wiemy jak jest – Mruknął. - Wracajmy do domów. Jutro normalnie jest próba. - Powiedział i wstał. Poszedłem jego śladem. Skierowaliśmy się w swoje własne strony. Po drodze się rozpadało, pod domem znalazłem się po godzinie. Wszedłem do domu, rozebrałem się i w samej bieliźnie położyłem na łóżku, zasypiając.
// Jakiś czas później//
- Proszę, proszę. Kogo moje oczy widzą – Wyszczerzył się. Podniosłem na niego wrogie spojrzenie
- Może to było w żartach? Wiesz, że on tak zawsze... - Uśmiechnął się do mnie.
- Byłeś, byłeś... I nadal jestem. Bo Cię kocham idioto. - Przytuliłem go niepewnie. O dziwo mnie nie odepchnął, tylko mocniej przytulił.
- Hide-chan! Przepraszam! To wina Leny, chciał nas skłócić! Nie chciałem żeby mnie całował. Wybacz mi... Kocham Cię. Jesteś dla mnie wszystkim, naprawdę. - Popatrzyłem mu w oczy. Widziałem w nich miłość, miłość i jeszcze raz, tylko i wyłącznie miłość.
- Zaraz przyjdziemy, mamo. - Powiedziałem i odwzajemniłem jej uśmiech. Kobieta odetchnęła wyraźnie i opuściła mój pokój. - Musze Cie przedstawić moim rodzicom. Na pewno się zdziwili, gdy tak nagle wpadłeś
- Przepraszamy, że tak późno wam powiedzieliśmy, ale... - I tu się zawahałem - Wynikły pewne komplikacje z naszym basistą i nie było okazji. - Oparłem głowę na ramieniu perkusisty i udaliśmy się do stołu. Zabraliśmy się za jedzenie. W pewnym momencie zadzwonił telefon Hirokiego. Mój chłopak przeprosił, wstał, wyciągnął z kieszeni komórkę, zmarszczył brwi i wyszedł z pokoju. Zmartwiłem się, jednak jadłem dalej.
- Już się tak nie wysilaj. - Mruknął – Odchodzę natychmiast z zespołu.
piątek, 16 października 2015
Sen ( Die x Shinya )
- Cześć skarbie. - Powiedział w końcu Die – To co dziś robimy? - Spytał łapiąc ukochaną z rękę.
- Hej DaiDai – Uśmiechnęła się szeroko – Myślę że, możemy napić się po kawę i coś dobrego zjeść, a później iść na spacer, co ty na to? Dziś taka piękna pogoda… - Powiedziała zakładając kosmyk włosów za ucho.
-Oczywiście Shin-chan. Jak sobie życzysz – Andou zawołał kelnerkę i złożyli zamówienie.
Czemu siedzieli w tej kawiarni? Bo to była ulubiona kawiarnia Shinyi. Ona uwielbiała tu przychodzić. Tak więc wypili kawy, zjedli po ciastku i Daisuke z Shinyą wyszli z kawiarenki. Udali się do parku, dziewczyna żywo opowiadała, o tym jak czytała coś o Yoshikim i o swojej ukochanej psinie.
***
Po przyjemnie spędzonej nocy, zwykle nie spali, a rozmawiali i to naprawdę dużo. Nie raz gdy rano wracał brat Shin-chan, spotykał Die'a zwykle w samych bokserkach, w salonie, z kawą w ręce i Shinyą w koszuli nocnej na kolanach. Wtedy się wściekał troche, ale szybko mu przechodziło gdy jego urocza siostra go przepraszała.
Rano Shinya zasnęła, wtulona w swojego chłopaka, jednak ten wiedział że musi iść niedługo do pracy, czyli wytwórni, na próbe zespołu. Tak więc wyplątał się z ramion swojej kobiety, umył i ubrał się, zrobił jedzenie dla siebie i na później dla swojej słodkiej księżniczki. Dla dziewczyny tace z jedzeniem i karteczkę od niego, że musiał iść na próbę oraz że ją kocha, zostawił na szafce nocnej przy łóżku. Cicho wyszedł z domu, zamykając drzwi na klucz, który jakiś czas temu w tajemnicy przed bratem dziewczyny, dorobił sobie, i pojechał do domu po gitare i na próbe, oczywiście się spóźniając.
- Daisuke… Powiesz mi co Ci się śniło że doprowadziło Cię… - Tu zrobił nieokreślony ruch rękami – do TAKIEGO stanu?! I czemu… - Tu się zarumienił i spojrzał sugestywnie na krocze ukochanego. Die tylko westchnął i poszedł się doprowadzić do ładu. Opowiedział swój sen Terachiemu, który był cały czerwony. Objął Die'a i usiadł mu na kolanach, chowając twarz w zagłębieniu jego obojczyka.
- Cześć Kocie. - wymruczał odsuwając się od jego ust i usiadł naprzeciwko niego.
- Chciałem Ci sprawić przyjemność Daidai… Czy to źle? - Zapytał ze smutną miną perkusista i patrzył oczami zbitego pieska w swoje kochanie. Andou nie mógł patrzeć na takiego Shina. Pocałował go czule i kontynuował pieszczoty.
***
Die'a obudziło dzwonienie jego komórki. Założył na siebie bieliznę i wyjął ze spodni komórkę, opuszczając pokój by nie obudzić Shina, który spał sobie spokojnie, na brzuchu, przykryty od pasa w dół. Uroczy widok. Gdy pojawił się w kuchni w końcu odebrał wściekle dzwoniącą komórkę.
- Ha…?
- Co to niby jest? - zapytał zszokowany gitarzysta. Aż zbladł.
- Musimy to posegregować, a potem poćwiczymy nasze partie bo ostatnio coś nie równo wychodzą. - Fioletowowłosy uśmiechnął się przyjaźnie. Tak więc od razu zabrali się za prace by szybciej się uwinąć. Mimo wszystko było przyjemnie Die i Kao się nagadali i zagrali swoje partie w kilku piosenkach, aż w końcu do Die'a zaczął ktoś dzwonić, tak więc ten odebrał. Jak się okazało dzwonił Shinya i narzekał mu, że zostawił go samego w łóżku i że tęskni itp. Kaoru należał do ludzi cierpliwych, jednak już ta ich rozmowa zaczęła go irytować. A przynajmniej takie miał sprawiać wrażenie. Po chwili Daisuke widząc minę Lidera niemal od razu się rozłączył.
- W-wybacz, Kaoru…. Shinya po prostu się zawiódł nie zastając mnie w łóżku. - Fioletowowłosy zmrużył oczy groźnie.
- Dobrze wiesz, że nie lubie gdy się mnie ignoruje… - Mruknął i wrócili do grania.
Shinya, Kyo i Toshiya tymczasem ucieszyli się z wejścia w życie planu. Ostatecznie postanowili się udać do wytwórni. Toshiya zadzwonił po Kaoru gdy już się znaleźli w budynku. Postanowili powiedzieć o wszystkim Die'owi. Cała czwórka weszła śmiejąc się do ich studia i Shinya rzucił się Daiowi w ramiona.
- Wiesz co kochanie? Tak naprawdę to wszystko wymyśliliśmy. Żeby Ci sprawić przyjemność – Roześmiał się i czule go pocałował .
- I to był pomysł Shina, nie nasz, żeby nie było – Dodał Kaoru. Daisuke się wbrew pozorom ucieszył. Potem udali się razem do baru napić, jak to potem ujął Toshiya „Za tę pokręconą parę, co bez siebie żyć nie może”.
niedziela, 11 października 2015
VAMPIRE SAGA - Prolog
Demony - inaczej tak nazywane Upadłe Anioły. Istoty, które radykalnie i nieodwołalnie sprzeciwiły się Bogu. Tak według religii judaistycznej i chrześcijańskiej są opisane demony. W niektórych innych religiach są dobre i złe, niczym bogowie. Jednak komukolwiek się one kojarzą, zwykle kojarzą się źle. No może nie wszystkim. Są też wyznawcy 'tych złych' to znaczy sabaty lub sekty. Potocznie nazywa się ich wyznawcami szatana.
Nie. Świat nie ogranicza się tylko do demonów. To była by istna apokalipsa. A cywilizacja by wyginęła. Są też te dobre strony - anioły, archanioły i tego podobne istoty stojące o krok od Boga. To one chronią ludzi przed złem tego świata. Są jeszcze ich wysłannicy, którzy usuwają demony.
Łowcy Demonów.
~~~~
Siedmiu mężczyzn siedziało przy wielkim kamiennym stole. Jeden, władca siedział pośrodku stołu popijając herbatę. Był niezbyt wysoki, o nie miłym wyrazie twarzy, wiecznie poważny. Naprzeciw niego siedział czarnowłosy najwyższy ze wszystkich chłopak, nie mający dużo więcej niż dwadzieścia lat, chłopak milczał i obserwował wszystkich. Po jego lewej stronie siedział brunet z kieliszkiem wina w ręce i rozmawiał z blondynem, będącym jego przyjacielem. Dwóch kolejnych mężczyzn, drugi blondyn, niski i drobny, i czarnowłosy niższy od milczącego chłopaka i wyższy niż jego towarzysz, czy raczej jego najlepszy przyjaciel. Obok najwyższego chłopaka, po jego prawej stronie siedział, dość umięśniony i dobrze zbudowany brązowowłosy. Ta dwójka i władca - milczeli. W końcu władca powstał. Teraz wszyscy zamilkli i patrzyli na niego w oczekiwaniu na wypowiedź.
- Jak się domyślacie bez powodu was tu nie ściągnąłem... - zebrani skinęli twierdząco - Moi drodzy, jak już zapewne słyszeliście, ostatnimi czasy, nastąpiły liczne zabójstwa ludzi. Chciał bym byście dwójkami zajeli się tą sprawą. Mój brat, Radu Piękny* prawdopodobnie będzie chciał mnie usunąć z tronu. Tak więc, prosze was, moich najbardziej zaufanych ludzi, byście znaleźli powód tych zabójstw. I usuńcie go
- Tak jest, sir Vlad**. - Odpowiedziało mu sześć głosów, a władca wyszedł. Wszyscy spojrzeli po sobie. Pierwszy, głos zabrał Takahiro, młody mężczyzna siedzący ówcześnie na przeciwko swojego władcy
- Czyli jak się podzielimy? Ja z Hirokim, Kamijo z Masayukim i Hideto z Kazuhito? - Spytał, wstając od stołu i wygładzając swój strój. Ci się zgodzili od razu.
- Proponuję, by wziąć trzy strony miasta na dwie osoby i jedną tę największą wspólnie przeszukać - dodał Hideto.
Reszta przytaknęła ponownie
- Więc moi drodzy. Za pół godziny spotykamy się przy Bramie Głównej - zakomunikował Kamijo i opuścił pomieszczenie. Rozeszli się do swoich pokoi by przygotować się do wyjścia.
________
* Radu Piękny - Młodszy brat Vlada Palownika.
** Vlad Palownik - inaczej Drakula.
sobota, 10 października 2015
Rozdział 4 - Melodia Serca
Co do MS. Będą po tym rozdziale jeszcze trzy. Chociaż wstawie za jakieś 2-3 tyg jak mi wena pozwoli
- Cześć, co tam Hizu? - Zapytał odrazu, a ja się lekko uśmiechnąłem.
- Hej, masz czas Tatsu? - zapytałem idąc w strone sklepu.
- Będe za godzine - Tak, ten człowiek wiedział kiedy go potrzebuje. Zdecydowanie.
- Dzięki. - Rozłączyłem się i udałem zaopatrzyć w kawe i jakieś dobre słodycze. Potem wróciłem do domu i pogrążyłem się w myślach.
Chociaż. Może poprostu napisze Ci że to nie było głupie zauroczenie i że ja naprawde Cie kocham? Nie lubie takich rzeczy załatwiać przez smsy czy rozmawiając przez telefon, ale w tej chwili nie mam wyjścia. Raz się żyje, prawda? Napisałem. Strasznie zacząłem się denerwować gdy po 10 minutach jeszcze mi nie odpisałeś. No tak... Pewnie nie odpiszesz bo masz mnie dość...
- Hiroshi i na co ty liczyłeś? Na cud? Że cię nagle pokocha i.... - dzwięk wiadomości wyrwał mnie z tego monologu. Szybko sie rzuciłem do telefonu. Odczytałem wiadomość i zamarłem. W moich oczach pojawiły sie łzy. Sam nie wiem czy one były z niedowierzania czy ze szczęścia. Ty.... Zgodziłeś się spróbować być ze mną.... Zgodziłeś się! Czy ja śnie? Bo mam wrażenie że to piękny sen z którego zaraz sie wybudze i wszystko zniknie niczym za pryśnięciem bańki mydlanej. Jednak... To chyba rzeczywistość. Przepiękna rzeczywistość. Po policzkach ciekły mi stróżki łez szczęścia. Dostałem kolejną wiadomość. Kiedy możemy się spotkać... Napisałem Ci że w czwartek. Potem pisaliśmy jeszcze długo dopóki nie zasnąłeś.
- Hej Michi. - uśmiechnąłem się, lustrując Cie z iskierkami w oczach.
- Cześć Hiroshi. Jak Ci minął urlop? - Zapytałeś, a ja się lekko uśmiechnąłem. To było takie miłe...
- Dobrze. Odpocząłem, coś napisałem. A tobie?
- W porządku. Przejdziemy się? - Zaproponowałeś, a ja przytaknąłem. Chodziliśmy po parku rozmawiając poważnie. Zrobiliśmy sobie długi spacer, ostatecznie poszliśmy na ramen jako obiad. Potem ponownie tam wróciliśmy, do tej bardziej pustej części parku i tam Ty posadziłeś mnie sobie na kolanach i czule pocałowałeś. Westchnąłem i niezdarnie oddałem owy pocałunek. Po chwili się odsunąłem i opuściłem zawstydzony. Byłeś genialny. Twoje usta... Oh, Ty świetnie całujesz! Usłyszałem Twój śmiech, potem pociągnąłeś mnie za rękę do pionu i tak chodziliśmy po parku i tak do momentu gdy zrobiło się ciemno. Odprowadziłeś mnie do auta, na pożegnanie musnąłeś moje usta swoimi i przytuliłeś, żegnając się.
Pojechałem wykończony do domu, a gdy zatrzymałem się na parkingu to popłakałem się po raz kolejny. Po prostu uleciały ze mnie wszelkie emocje. Nie wiedziałem za bardzo jak o tym wszystkim myśleć. Towarzyszyły mi zupełnie sprzeczne emocje o tym o czym on mówił.... Szybko się jednak zebrałem i poszedłem na górę, do własnego mieszkania.
niedziela, 4 października 2015
Rozdział 3 - Melodia Serca
Dodaje notke w rekordowym jak dla mnie tempie - po tygodniu. Mam nadzieje że się wszystkim spodoba i że będzie równie ciekawe i wciągające co poprzednie części. ❤
Jieru Akai: Może zrobie jakieś tam dobre zakończenie~ :3 Pożyjemy zobaczymy. I dziękuje, wena sie przyda ❤
No i jak zwykle przepraszam za błędy~ Miłego czytania i komentujcie, bo to motywujące :3
____________________________________
Usiadłem z kieliszkiem wina, kartką i długopisem, na dużym, szerokim parapecie, wyłożonym poduszkami. Za oknem padał deszcz, było zimno, to wszystko poprostu mnie przytłaczało, ale jednocześnie dawało natchnienie. Zabrałem sie za pisanie. Kiedyś może te piosenki ujżą światło dzienne. Jak tylko D'espairsRay powróci. Ale pewnie nie powróci, Ty sie na to nigdy nie zgodzisz... Westchnąłem głośno i wziąłem łyka wina. Błyskawicznie zabrałem sie za tekst. Napisałem tej nocy cztery teksty. Nie spałem tylko pisałem i wypiłem całą butelke czerwonego półwytrawnego wina. Koło 4 rano znów wzięło mnie na rozmyślenia. Znów Ty w mojej głowie. Czemu... Złapałem się za głowe i upadłem na kolana. Po policzkach popłyneły mi łzy. Skuliem się roztrzęsiony
- Zero ty dupku! To wszystko twoja wina! - Krzyknąłem w pustą przestrzeń i dławiłem się łzami przez następne dwie godziny. Dopiero około 7 rano położyłem sie na łóżku i przeleżałem reszte ranka
Była zima. Umówiliśmy sie paczką znów na miasto. Jechałem do centrum metrem. Bylo mi strasznie zimno, ale obiecałem, że będę tak więc już po trzydziestu minutach stałem przed jednym z klubów, przed którym sie umówiliśmy. Niestety żaden z moich znajomych nie miał jak mnie zabrać, dlatego komunikacja miejska była jedynym wyjściem, gdyż auto miałem w naprawie. Wcisnąłem ręce w kieszenie twarz wtuliłem w szalik i stałem pośród opadających płatków śniegu. Tak, ta zima zapowiadała się genialnie. Po chwili zobaczyłem sylwetki Karyu i Tsukasy, którzy rozmawiali o czymś żywo co chwile wybuchając śmiechem. Patrzyłem na nich z lekkim uśmiechem, skrytym za materiałem szalika. Staneli przy mnie i z entuzjazmem mnie przywitali pytając jak mi minął dzień. Zatopiliśmy się w rozmowie i dosłownie po chwili dołączyli do nas Mao, Shou i Mizuki. Ci również się z nami przywitali i zaczeliśmy żywo dyskutować na temat muzyki (Karyu, Mao i Mizuki) i książek (Ja, Shou i Tsukasa). Czekaliśmy tylko na Ciebie. Miałeś jeszcze jakieś 5 minut, żeby być punktualnie, gdyż my pojawiliśmy sie przed czasem. Nawet zapomnieliśmy o całym tym zimnie tak byliśmy pochłonięci rozmową. W końcu pojawiłeś się ty. W ciemnym płaszczu, mając ośnieżone włosy. Piękny widok. Uśmiechnąłeś się przepraszając nas za spóźnienie, za usprawiedliwienie podając korki na mieście. Nie miałeś już chłopaka. Podobno Cię zostawił... Nie mam pojęcia czemu. Byłeś świetnym facetem. Miłym, dowcipnym, towarzyskim... Tak... Jakiś czas temu, gdy pisaliśmy, zdałem sobie sprawe, że czuje do Ciebie coś więcej niż tylko przyjaźń. Miłość. Tak właśnie, miłość. Kochałem Cię. Oh tylko, że ty o tym nie wiedziałeś jeszcze. Jeszcze, bo miałem Ci dziś to powiedzieć.
Weszliśmy do tego klubu, usiedliśmy na jakichś kanapach, zdaleka od ludzi, by móc porozmawiać. Ja, Mizuki i Karyu udaliśmy się po 6 drinków. 6 ponieważ Shou zrezygnował z picia. Kupiliśmy drinki. Usiadłem między Mizukim, a Tobą i włączyłem się do rozmowy. Południe było bardzo przyjemne. Potem wspólnie udaliśmy się na jakieś jedzenie i tam przesiedzieliśmy do momentu, aż słońce było już dość nisko. Wtedy powiedziałem że musze wpuścić Ruize do siebie do domu i że wracam do domu. Ty złapałeś mnie za ręke i zaproponowałeś wspólny spacer. Nie umiałem sie nie zgodzić. Poszliśmy do parku rozmawiając spokojnie na jakiś neutralny temat. W końcu miałeś odprowadzić mnie do metra. Wtedy też ostatecznie się przemogłem, postawiłem wszystko na jedną karte. Pewnie zostane odrzucony...
- Michi... Wiesz, zależy mi na Tobie.... - Powiedziałem bardzo niepewnym głosem patrząc mu w oczy. - Kocham Cię.... - opuściłem wzrok i spiąłem się cały. Byłeś zaskoczony. Staneliśmy na stacji. Czułem twój wzrok na sobie.
- Hiroshi.... - powiedziałeś cicho nadal zapewne będąc w szoku. - Nie moge.... To.... Zaskoczyłeś mnie... Ale Hizu... Nie odwzajemniam Twojego uczucia... Poza tym to pewnie tylko zauroczenie... - Powiedział. Ja w milczeniu przytaknąłem. Przyjechało moje metro
- Przepraszam, że Ci zaprzątam tym głowe. Cześć Michi. Do zobaczenia na próbie. - wsiadłem do metra i usiadłem tak by nie musieć patrzeć na Ciebie stojącego na stacji. Pierwszy raz zrobiło mi sie tak okropnie smutno. Pierwszy raz moje serce tak bardzo zabolało. Dobrze, że szalik zasłaniał mi połowe twarzy, moje łzy w niego wsiąknęły, rozmazując lekki makijaż. Gdy dojechałem do domu pierwszą rzeczą jaką zrobiłem po przebraniu sie w wygodniejsze rzeczy było położenie sie na łóżku, z kartką i długopisem, i pisanie. A do tego rozpłakałem sie nad tym nie mogąc dłużej opanować emocji. Co Ty ze mną zrobiłeś...?
sobota, 26 września 2015
Rozdział 2 - Melodia Serca
Czasem żałuje że tam sie wtedy pojawiłem. To ani nie był odpowiedni czas ani miejsce, może gdybym sie nie pojawił to moje losy potoczyły by się zupełnie inaczej. Jednak z drugiej strony dużo się o Tobie dowiedziałem. Bardzo dużo.
Dzień minął nam świetnie. Chodziliśmy po sklepach, wygłupialiśmy sie, śmialiśmy, jak za starych dobrych czasów gdy było się szczeniakami. Potem zamówiliśmy sobie jedzenie w jednej z restauracji, co robiło nam za obiad, przy którym dużo wszyscy rozmawiali, chociaż ja nie bardzo ich słuchałem. Byłem zajęty obserwowaniem Zero i słuchaniem jego rozmowy ze swoim chłopakiem. Ogarnęło mnie uczucie zazdrości. Nie wiedziałem wtedy dlaczego. Jego chłopak w końcu się zmył gdyż zrobiło się późno, Mizuki, Mao i Shou też się zmyli, nawet nie wiem kiedy, ale gdy opuścili, dostałem smsa że pojechali do domu... Myślałem że zostaną dłużej, obawiałem się zostać z nim sam na sam, ale chyba nie słusznie, gdyż skupił na mnie całą swoją uwagę.
Rozmawialiśmy wtedy długo. Ty mnie słuchałeś uważnie, gdy coś mówiłem, ja tak samo gdy Ty mówiłeś... Byłem tobą zafascynowany, gdyż od tej strony Cie nie znałem. Słuchałem jego pięknego śmiechu... Tyle emocji przeszło przez Michiego wtedy. Opowiadaliśmy sobie różne rzeczy, aż w końcu zrobiło sie strasznie późno. Zawiozłeś mnie do domu, życząc dobrej nocy i powiedziałeś że musimy częściej tak wychodzić i rozmawiać. Przytaknąłem, przytuliłem Cie na pożegnanie i wszedłem do wieżowca w którym mieszkałem. Potem analizowałem przez pół nocy ten dzień. Był świetny. Jutro wolne, a po jutrze wracamy do szarej rzeczywistości...
poniedziałek, 7 września 2015
Rozdział 1 - Melodia Serca ( Zero x Hizumi )
Nie rzuce pisania, a nawet jeśli to nie dłużej niż na tydzień ❤ Nie przeżyłabym dłużej bez pisania. To za bardzo uzależnia. Pomysły jak ich nie mam to mi zwykle je ktoś podsuwa
A gitara Kaoru? Tu trzeba zdać sie na wyobraźnie.
Tak czy inaczej to było cholernie bolesne gdy stałeś z jednym z kolegów, rozmawiałeś, a od czasu do czasu rzucałeś mi długie spojrzenia. Bolało i to bardzo. Siedział przy mnie Tatsurou z drinkiem w ręce, obserwując go jak najbardziej interesującą rzecz na tym świecie. Dosiedli sie do mojego stolika Mizuki, Soan, Shou, Kyo i Kaoru. Kao, Kyo i Tatsu mieli świadomość o tym co było między mną, a Tobą. Wlewałem w siebie alkohol, ale bez przesady. W pewnym momencie zamawiałem już tylko soki. Było mi źle gdy czułem na sobie Twoje przeszywające spojrzenia, robiło mi sie niedobrze i klatka piersiowa mnie bolała. A raczej uczucia, które trzymałem gdzieś na dnie serca, do których nie chciałem wracać, prawie wyszły na wierzch. Lecz ty o tym nie wiesz. I sie nie dowiesz, że mimo że Cię zostawiłem z własnej woli to i tak Cie kocham.
- Hej, Hizu, czemu nie rozmawiacie z Zero? - Spytał mnie Mizuki, wyrywając z zamyślenia. Jednak spiąłem się gdy zdałem sobie sprawe o co pytał. Zacisnąłem mocno szczękę, zapewne pobladłem jeszcze bardziej niż normalnie, jednak po dłuższej chwili odpowiedziałem
- Nie mam o czym z nim rozmawiać. Dobrze wiesz, że to przez niego D'espairsRay nie może wrócić. - Tak. To był "główny" powód dlaczego nie rozmawiałem z Tobą. Tak właściwie to był tylko gwóźdź do trumny. Prawda była taka, że po tym jak prawie straciłem głos, rzuciłem Zero, który był dla wszystkich lecz nie dla mnie.
Próbowałem zmienić swoje życie, w końcu minęły cztery lata od naszego rozstania, ale co z tego jeśli Ty i tak nie chcesz opuścić mojego serca. A może po prostu, w momencie gdy postanowiłem Cię zostawić i zostawiłem, to zabrałeś jakąś część mojego serca? Nie wiem.
Gdy Ciebie nie ma, gdy jestem sam ze swoimi myślami, czy przy Umbrelli, którą prowadzę, czy poprostu gdy Cie nie spotykam, to jest dobrze. Życie się toczy, ja pracuje, jestem spokojny, czasem szczęśliwy gdy coś czego pragnę sie spełnia. To Ty masz na mnie taki wielki wpływ. Jak wiesz, zawsze kroczyłem swoimi ścieżkami, nigdy nikomu nie byłem uległy, nie pozwalałem sobą pomiatać. Jednak Ty to zmieniłeś. I to przez Ciebie cierpię!
W końcu odszedłem od stolika i skierowałem sie do klubowej łazienki gdzie zwróciłem zawartość żołądka z nerwów. Usiadłem na podłodze w kabinie, próbowałem powstrzymać łzy i tłumić wszystkie uczucia. Po wzięciu kilku gwałtownych wdechów zrobiło mi się lepiej i opuściłem kabine, a następnie łazienke. Udałem sie do baru po sok. Po drodze Cię minąłem gdy gdzieś szedłeś. Posłałeś mi kolejne ze swoich spojrzeń. Nie byłem w stanie wyczytać z Twoich oczu co Ci chodziło po głowie, mimo że komukolwiek innemu, wyczytałbym z nich wszystko jak z otwartej księgi. Byłeś wyjątkowy. I nadal jesteś. Samo to jak na mnie wpływasz samym faktem że jesteś w tym samym pomieszczeniu co ja jest wystarczającym dowodem, prawda?
Chociaż czasem bywa tak że mam bardzo mieszane uczucia względem Ciebie. Ciekawe czy byś o tym miał pojęcie? Raz Cię kocham z całego serca, chciałbym być z tobą, przy tobie, tylko i wyłącznie twój. Całować Cię namiętnie, szeptać czułe słowa, chciałbym żebyś był całym moim światem. Tym najważniejszym, najukochańszym i jedynym na wieczność. Czasem chciałbym żebyś zniknął, nienawidzę Cie i wszystkiego co z Tobą sie wiąże! Chciałbym Cie zniszczyć, zdeptać jak śmiecia. Za te wszystkie krzywdy które mi wyrządziłeś. Za te wszystkie nieodebrane telefony, smsy.... Za te wszystkie przepłakane i nieprzespane noce... Za te wszystkie blizny psychiczne i fizyczne. Ale potem chciałbym żebyś do mnie wrócił.... Rozmawiał, opowiadał, śmiał sie.... Albo po prostu żebyś był, nawet nie mój. Żebyśmy po prostu rozmawiali i utrzymali jakiś kontakt. Jestem rozbity.
Przemęczyłem sie na tej imprezie. Bardzo. Jednak udawałem że wszystko gra. Dobra mina do złej gry. Na szczęście nikt nic nie zauważył. I dobrze bo bym nie wytrzymał. Chociaż miałem to wyćwiczone. Cały czas wprowadzałem ludzi w błąd gdy mówiłem im że wszystko u mnie w porządku.
Zaraz jak wróciłem sięgnąłem po kartkę i długopis. Zacząłem pisać piosenki, najzwyczajniej w świecie przelewałem swoje uczucia na kawałek papieru byle by zapomnieć o Tobie. Nie zasnąłem już tej nocy.
sobota, 25 lipca 2015
Moja Piękna ( Kaoru x ? )
Przepraszam za błędy, zapraszam do komentowania ( ja nie gryze, klawiatura też nie ) i czytania
Pamiętam jak pierwszy raz przyszedłem z Tobą na próbe. Podobałaś się chłopakom ale stwierdzili, że nie pasujesz do mnie. Może i nie pasowałaś, ale Cię Kochałem. Byliśmy nie rozłączni. Musiałem jednak Cię pilnować. Die miał Cie od dłuższego czasu na oku, a ja nie mogłem pozwolić żeby Tobie, mojej kruszynce się coś stało! Dlatego też zabierałem Cię wszędzie ze sobą, mogąc Cię pilnować. Kumple z branży też mi Ciebie, takiej piękności, zazdrościli. Byłaś jedyna w swoim rodzaju. Zajmowałem się Tobą czule, w końcu byłaś całym moim życiem...
Odsunąłem album, otarłem łzy i zapaliłem papierosa. Tęsknie za Tobą... Ale i tak, już nasze drogi się nie skrzyżują. Ciebie nie ma. Zaciągnąłem się papierosem, wstałem z łóżka, otworzyłem okno i usiadłem na szerokim parapecie patrząc w niebo. Księżyc wręcz oślepiał swym blaskiem, tak była noc, bardzo duszna i piękna noc. Cóż, może i miałem te 41 lat ale nigdy Ciebie nie zapomnę. Skończyłem palić papierosa i zgasiłem go w popielniczce. Wróciłem na poprzednie miejsce, nie zamykając okna, uznając że musi się tu wywietrzyć, ponownie przysunąłem do siebie album. Brakuje mi tego. Brakuje mi Ciebie. Chciałbym znów Cię obiąć, zajmować się tobą, ponieważ Cię kocham. Dla Ciebie wszystko najdroższa. Pamiętasz o mnie jeszcze? Mam nadzieje, że tak. Przejechałem palcem po naszym wspólnym zdjęciu i znów zacząłem płakać.
Kolejne zdjęcie przedstawiało Ciebie z Die. Zaśmiałem się. Pamiętam jak stałaś obok mnie, ja rozmawiałem o czymś z Shinyą, a Die podszedł, porwał Cię w ramiona i powiedział, że nie puści dopuki nie będzie miał zdjęcia z Tobą. Tak więc byłem zmuszony owe zdjęcie zrobić.
Na następnym zdjęciu stałaś przy perkusji Shinyi i z jej właścicielem przy niej. Znów na mojej twarzy zagościł uśmiech. Wszystkie zdjęcia z Tobą były piękne. Nawet to, że te 18 lat temu jeszcze Dir En Grey, było zespołem nurtu Visual Kei, a ja miałem fioletowe włosy i chodziłem w lateksowych wdziankach, nie zepsuło zdjęć z Tobą.
Mazałem sie jak małe dziecko. Ja taki wielku, zły i poważny Lider-sama, siedzi i płacze nad starymi zdjęciami. Paranoja. Jak by mnie ktoś zobaczył, to chyba by padł ze śmiechu.
Westchnąłem, otarłem te nieznośne łzy i wyciągnąłem twoje zdjęcie z albumu. W końcu nie otwierałem go by tylko wspominać te stare czasy i płakać, a by móc patrzeć na twoje zdjęcie. Wziąłem ramkę, która leżała obok na łóżku, tam włożyłem Twoje zdjęcie i postawiłem je na szafce nocnej.
sobota, 11 lipca 2015
Auto ( Ryoga x Koichi )
Jechałem moją Toyotą do rodziców. Korki były straszne, w dodatku było przeraźliwie gorąco. Stałem już kolejne pół godziny, popijając wodę, którą na szczęście zabrałem na trase. W końcu blisko stolica moja rodzina nie mieszkała. Bo po co. Westchnąłem głośno i w końcu wyjechałem z metropolii. Jechałem spokojnie i nagle samochód zaczął się krztusić, po przejechaniu 200 metrów, idealnie przy zjeździe do lasu po prostu stanął. Dopiero teraz zobaczyłem kontrolke pokazującą brak paliwa. Westchnąłem i z miną męczennika, przepchnąłem auto w tę droge, przy której moja Toyota się zatrzymała. Otworzyłem bagażnik i wyjąłem z niego pełny kanister z paliwem. Nalałem 5 litrów, to znaczy cały owy pojemnik, który włożyłem - pusty już - do bagażnika. Oczywiście musiałem wylać na siebie nieco benzyny, bo jak by inaczej. Przekląłem i szybko wytarłem rękę w chusteczkę, krzywiąc się. W następnej kolejności wyciągnąłem z torebki leżącej na siedzeniu pasażera papierosy i jednego z nich zapaliłem. Zamknąłem drzwi auta, oparłem się o nie i zaciągnąłem głęboko. Było mi strasznie gorąco. W sumie nie było tak źle. Gdyby nie fakt, że klimatyzacja w samochodzie się popsuła.
Dopaliłem używke, wsiadłem do tego cholernego pomiotu szatana i przekręciłem kluczyk, wcześniej naciskając sprzęgło i ustawiając skrzynie biegów na 'luz'. I co? Silnik próbował zadziałać, jednak jak by chciał a nie mógł. Przekląłem ponownie. Jeszcze kilka razy próbowałem odpalić tę Toyote. Nic silnik nie chciał zadziałać. Uderzyłem głową w kierownice, a co za tym idzie - w klakson który zatrąbił. Nie wiem ile tak siedziałem, jednak byłem pewny kilku rzeczy. Po pierwsze jest mi cholernie gorąco. Po drugie rozładował mi się telefon. Po trzecie mimo, że mieszkam w Japoni, tą drogą obok której teraz stoje, czy raczej z której zjechałem, jeździ strasznie mało ludzi. Byłem, jak to się mówi "w dupie".
Moje rozmyślenia przerwało stukanie w szybe. TAK. MIAŁEM ZAMKNIĘTE TE SZYBY W TYM UPALE! W każdym razie wystraszyłem się i spojrzałem w tamtą stronę. Stał za nią przystojny, czarnowłosy chłopak, tak gdzieś mniej więcej w moim wieku. Otworzyłem drzwi i spojrzałem na niego pytająco.
- Słucham...? - spytałem drżącym z nerwów na samochód głosem
- Pomóc pani z tym samochodem? - zapytał miłym i łagodnym głosem. Zaraz, zaraz jaka "pani"?! Przecież ja jestem facetem! Dobra walić to.
- A mógłby pan? Akumulator mi chyba padł... - Powiedziałem niezwykle kobiecym głosem. Ten skinął głową. Otworzyłem maske i wyszedłem z auta. Czułem na sobie wzrok nieznajomego. Otworzyłem klape i spojrzałem na silnik. Przez to zrobiło się jeszcze bardziej gorąco. Otarłem dłonią pot z czoła.
- To ja podjade tu autem i wezme przewody - pokiwałem głową na zgode i otworzyłem znów drzwi, nachylając się, tak by zabrać papierosy z pomiędzy siedzeń. Chłopak podjechał i wysiadł z auta przyglądając się mi. Ja sięgając fajki wypiąłem się do niego, a on jadł mnie wzrokiem. Zapaliłem, wyciągając w stronę mężczyzny paczke, z której skorzystał. Po wypaleniu papierosów zabraliśmy się za odpalenie tego złoma.
Tak się cieszyłem, że jechałem akurat tamtędy do domu! Ta dziewczyna była naprawde ładna, słodka nie mówiąc, że zgrabna i seksowna. Po prostu chodzący ideał! Przeczesałem moje pół długie włosy palcami, siadając za kierownicą swojego Mitsubishi, którego maska była otwarta, do akumulatora były podłączone przewody, przechodzące do auta tej pani. Dałem jej znać, by docisnęła gaz, sam to robiąc wcześniej. Gdy auto tej pani odpaliło ta uśmiechnęła się szeroko i klasnęła w dłonie. Wyszedłem z auta, oczywiście wyłączając silnik, ta pani również wysiadla.
- Dziękuję panu bardzo! - zawołała wysokim glosikiem i rzuciła mi się na szyje, całując mnie w policzek
- Um. Nie ma za co. - Uśmiechnąłem się lekko odsuwając od dziewczyny - Da mi pani swój numer w zamian za pomoc? - Ta spojrzała na mnie zaskoczona ale przytaknęła.
- Tak właściwie jestem Koichi, a ty? - Przedstawiła się, zapisując na kartce swój numer telefonu, który chwile potem mi podała.
- Dziękuję. Ryoga, miło mi Cię poznać. - Uśmiechnąłem się, kłaniając w formie grzecznościowej, dziewczyna również się ukłoniła.
- Przepraszam, teraz się spiesze. Możesz mi napisać smsa, to się kiedyś, może jeszcze spotkamy - powiedziała i odjechała. Stałem jeszcze chwile i w końcu wróciłem do Tokyo.
Pojechałem od razu do mojego najlepszego przyjaciela, który mieszkał na obrzeżach stolicy. Stanąłem przed dużym, piętrowym domem pomalowanym na beżowy kolor. Wysiadłem z mojego auta i szybko skierowałem się do furtki, a przed nią zadzwoniłem demofonem.
- Słucham? - Spytał ktoś po drugiej stronie, niskim, znudzonym tonem. Ktoś czyli mój najlepszy przyjaciel - Tsuzuku.
- Tsu, tu Ryoga. - zakomunikowałem.
- Wchodź. - Zamek zaczął buczeć, a ja wszedłem. W drzwiach stanął Tsu z szerokim uśmiechem. Weszliśmy do jego domu zamieniając kilka słów. Czarnowłosy wysłał mnie do salonu, a sam poszedł zrobić nam zielonej herbaty. Usiadłem w salonie na sofie i się rozglądałem, gdyż dawno mnie tu nie było. Po chwili Tzk postawił, na stoliku do kawy, dwa kubki z zieloną herbatą.
- No? To co się stało? - Zapytał z lekkim uśmiechem.
- Był dziś w Hiroshimie, zawieść siostrze jakieś papiery, o które mnie prosiła, a gdy wracałem to przy drodze....
- Stała dziwka, która okazała się twoją znajomą i ją przeleciałeś? - Podrzucił Tsuzuku z wrednym uśmieszkiem.
- Co...?! Nie! Skąd Ci takie rzeczy w ogóle do głowy przychodzą?! - zapytałem zbulwersowany
- No wiesz, w filmach tak jest. Facet wraca ze spotkania, po czym widzi ładną dziewczyne, skąpo ubraną, przy drodze, zatrzymuje się i... - Nie dokończył bo ktoś ździelił go ręką po głowie.
- Tsuzuku! Przestań fantazjować! Jesteś niewyżyty. - Powiedział drobny, blondwłosy chłopak, o czekoladowych oczach. Ukochany Tzk - MiA. Stał on z niezadowoloną miną, rękami skrzyżowanymi na piersi i patrzył na swojego chłopaka. Zaśmiałem się cicho widząc przerażone spojrzenie Tsu skierowane w moją strone.
- K-kochanie... Przecież wiesz, że Cię kocham.... Tak jak mówiłem, tak się dzieje w filmach zwykle.
- Wiesz powiedziałeś to tak jak byś chciał, żeby się tobie tak trafiło. - Powiedział obrażonym głosem i usiadł w fotelu. - Opowiadaj dalej Ryoga, ja Cię chętnie wysłucham i coś Ci doradze, a nie będę wyśmiewać - i tu spojrzał znacząco na swojego chłopaka. Ja skinąłem głową i kontynuowałem opowieść.
- No i gdy wracałem od tej siostry, to w środku lasu, obok drogi, którą mało kto jeździ zobaczyłem auto. Więc zatrzymałem się i podszedłem zapytać czy coś się stało... A za kierownicą siedziała śliczna Japonka! Okazało się że jej się rozładował akumulator. To jej pomogłem i poprosiłem o numer telefonu.
- I co? Dała Ci? - Zapytał ze zdziwioną miną Tsuzuku
- Tak. Ale jak byście ją widzieli. Ona była niesamowita! - zacząłem się zachwycać
- Oho. Ktoś tu się zakochał. - Blondyn się uśmiechnął ciepło. - To zadzwoń do niej i się umów
- A co jeśli ona kogoś ma? - spytałem zawiedzonym głosem.
- Jak by miała to by Ci nie dała telefonu - Powiedział pewnie, MiA. - Wiem to zdoświadczenia.
- No... Okey. - westchnąłem.
Spędziłem cały tydzień u rodziców, jednak jedna rzecz nie dawała mi żyć. Konkretniej nie tyle rzecz, co osoba o imieniu Ryoga. Ten chłopak, który mi pomógł tydzień temu, z tym moim cholernym samochodem. TAK, TEN CO WZIĄŁ MNIE ZA BABE! I tak, od kiedy tylko do mnie napisał, pisaliśmy bez przerwy smsy. Był naprawde miły, zabawny, słodki, inteligentny i tak bym mógł wymieniać długo te jego pozytywne cechy. Tych kilka też było jak na przykład to że był okropnie uparty... Ale i tak ma w sobie coś takiego... Że go kocham. Nie wiem czy to dobrze... I czy to aby napewno miłość, czy może chwilowe zauroczenie, ale wiem że to coś głębszego.
No nic. Tak czy inaczej właśnie pożegnałem się z rodzicami, wsiadłen w tę przeklętą Toyote i pojechałem spowrotem do Tokyo. Oczywiście tym razem nie zapomniałem zatankować. Pojechałem niezbyt szybko i po kilku godzinach znalazłem się w stolicy. Jechałem wolno szukając jednego sklepu muzycznego o którym mówił mi kumpel z branży. No i nie zauważyłem że ktoś wyjeżdża z bocznej uliczki i wgniotłem zderzak
- Kurwa mać! - Uderzyłem pięścią w kierownice. Ja pierdziele. Ja to mam szczęście
- Koichi...? - Usłyszałem zszokowany głos. Podniosłem gwałtownie glowe i zobaczyłem... Ryoge! Przypadek? Nie wydaje mi się.
- R-ryoga. - Wymamrotałem kobiecym głosem - Tak mi przykro! Zapłace za wszystko! - Zapewniłem wychodząc z auta. Spojrzałem na wgniecenia u mnie i u niego. Jęknąłem spuszczając głowe. Poczułem rękę na ramieniu. Uniosłem skruszone spojrzenie i popatrzyłem na Ryoge. Ten się uśmiechał lekko.
- Spokojnie Koichi. To nie twoja wina. To ja się nie zatrzymałem, więc Ci zapłace.
- Wcale nie. Gdybym zauważył... - I moją dyskusje przerwały usta Ryogi. Zatkalo mnie. Czy on właśnie....
- Nie. Przestań piękna. Umówisz się ze mną? - Spytał. Ja w zdziwieniu otworzyłem usta.
- W sumie.... Dlaczego nie. - Zarumieniłem się Ryoga od razu się rozpromienił
- To świetnie! Co powiesz na jutro po południu?
- Jasne. - Popatrzyłem ponownie na wniecenia w zderzakach. - A co z tym? - Wskazałem na stłuczke.
- To nic poważnego. - Uśmiechnął się do mnie ślicznie
- Rozliczamy się po połowie. - Zadecydowałem, a on wywrócił oczami i przystanął na to
- Co jest? Czy czasem nie mamy urlopu jeszcze do końca tygodnia? - Zapytałem nawet się nie witając. Ten przekroczył próg mojego domu, zdjął buty i udał się w głąb mieszkania.
- A może by jakieś 'cześć'? Co to nie można mi już odwiedzić przyjaciela? - zaśmiał się siadając w salonie. Usiadłem na kanapie krzyżując ręce na klatce
- No więc czego chcesz MiA? Bez powodu byś nie przyszedł. - Blondyn wywrócił oczami.
- Pokłóciłem się z Tsu. Przenocujesz mnie? - Westchnąłem. No tak, mogłem się tego spodziewać.
- Jasne. O co poszło? - Poszedłem do kuchni która była oddzielona blatem od salonu. Zrobiłem nam po kawie
- O fantazje Tsuzuku. - Prychnął i zmarszczył gniewnie brwi. Postawiłem kawe przed nim, a drugą sam sobie wziąłem i napiłem się.
- Biedactwo. Tylko jest jeden problem. - Gitarzysta spojrzał na mnie zaskoczony
- Jaki?
- Jestem dziś umówiony... na randke... - Mruknąłem. No to teraz MiA nie da mi żyć. Blondynek uchylił te swoje wąskie usteczka i oczy mu się zrobiły ogromne jak by zobaczył ducha.
- Z kim? Pomogę Ci się przygotować! - Uśmiechnął się szeroko i przeniósł się, z kubkiem kawy, na sofe. Zarumieniłem się
- Z takim jednym chłopakiem... Ok - Westchnąłem.
- Ok! Może w końcu z kimś się zwiążesz na stałe. - Uśmiechnął się do mnie miło, a ja prychnąłem.
- W końcu? No dzięki. - Nadąłem policzki i zrobiłem naburmuszoną mine niczym 5 letnie dziecko. Gitarzysta się zaśmiał.
- Oj no... Nie denerwuj się - Przytulił mnie
- MiA... Tylko że on jest święcie przekonany, że ja jestem kobietą... - Schowałem twarz w dłoniach, a Mie znów zatkało.
- Oj Koichi, Koichi... - Jęknął - No dobra musisz mu powiedzieć że jesteś facetem. Ale teraz idź się ogarnij do łazienki, a ja pogrzebie Ci w szafie i wybiore jakieś ubranie dla Ciebie. - Skinąłem głową, poszedłem do łazienki, po drodze biorąc bokserki i ręcznik.
Dwie godziny zajęło mi doprowadzenie się do stanu używalności. Wyszedłem w samych bokserkach, ręcznikiem przerzuconym przez szyje i wycierałem włosy. Za trzy godziny miałem randke, a Ryoga napisał żebyśmy spotakli się pod centrum handlowym. MiA dał mi rzeczy, które założyłem. Na mój strój składały się krótkie jasne spodenki, bokserka, sweterek i płaskie buty. Do tego biżuteria, obowiązkowo mój ulubiony naszyjnik, kolczyki, kilka bransoletek i pierścionków. Teraz zajął się mną MiA i zrobił mi bardzo ładny delikatny makijaż. Był zadowolony z efektów swojej 'pracy' i uśmiechnął się do mnie lekko.
- No. Teraz to wyglądasz jak bóstwo. - przytulił mnie w przyjacielskim geście - Zawioze Cię, ok?
- Dobrze. Dzięki MiA - Wtuliłem się w niego.
- Nie masz mi za co dziękować. Od tego są przyjaciele. Ale Koichi. Nie zapomnij mu powiedzieć że jesteś facetem. - Wywróciłem oczami i przytaknąłem
Pochwaliłem się Tsu że umówiłem się z tą dziewczyna na randke. Byłem niesamowicie szczęśliwy. Tzk mi pogratulowal i jeszcze trochę rozmawialiśmy. Zanim się obejrzałem minęło tyle czasu, że została mi godzina do spotkania. Aż nie mogłem się doczekać. Cóż musiałem zaraz wychodzić, bo mogą być korki. Wyperfumowałem się, poprawiłem strój i wyszedłem.
Równo o umówionej godzinie, czekałem w miejscu gdzie ustaliliśmy się spotkać. Chwile później ją zobaczyłem, aż mi się zrobiło gorąco. Stała na światłach po drugie stronie skrzyżowania, w ręce trzymała torebke, nogi miała skrzyżowane, włosy które wpadały jej, przez delikatny powiew wiatru, do oczu, odgarniała smukłą dłonią. Była taka piękna, słodka i niewinna! Po chwili przeszła na drugą strone ulicy. Zaczęła się rozglądać i gdy mnie zobaczyła to uśmiechneła się pięknie. Podeszła do mnie.
- Cześć Ryoga - Pocałowała mnie w policzek
- Cześć Koichi. Jak tam? - Uśmiechnąłem się do niej lekko i poszedłem w strone kawiarenki niedaleko.
- Dobrze. Gdzie idziemy? - Zapytała idąc za mną.
- Zobaczysz. - Splotłem niepewnie swoją dłoń z jej. Dziewczyna zarumieniła się, ale ręki nie zabrała.
Po chwili spaceru znaleźliśmy się w kawiarence. Nie było tam tak dużo ludzi, więc zaprowadziłem ją do stolika w kącie lokalu odgrodzonego od reszty parawanikiem. Sięgneliśmy po menu i zaczęliśmy coś wybierać. Po chwili podeszła do nas kelnerka i zaczęła zbierać od nas zamówienia. Wzięliśmy po ciastku i gorącej czekoladzie. Rozmawialiśmy bardzo długo, dowiadując się o sobie nawzajem różnych rzeczy. Słysząc to wszystko i słuchając jej ślicznego głosu, kochałem ją coraz bardziej. Była taka niesamowita. Zanim spostrzegliśmy zrobiło się ciemno. Zaproponowałem, że ją odwioze. Zgodziła się.
- Um... Ryoga... - Spuściła głowe gdy siedzieliśmy już w aucie i jechaliśmy do niej
- Tak Koichi? - Zapytałem z uśmiechem.
- Bo jest coś co muszę Ci powiedzieć... - Wymamrotała. Stanąłem na światłach i na nią spojrzałem.
- Słucham Cię? - Powiedziałem niepewnie
- Bo... Cholera... - Schowała twarz w dłonie. - Ja jestem facetem... - Powiedział a mnie zatkało. Zjechałem na pobocze i włączyłem światła awaryjne. Koichi poderwała, a racej poderwał głowe i spojrzał na mnie zapłakany. Nie. Ja nie mogłem patrzeć na niego takiego zapłakanego. Nawet jak był facetem, to i tak go kocham. Przecież miłość nie wybiera! Przyjrzałem sie mu. Załpałem jego twarz w dłonie i go pocałowałem.
- To nic Koichi. Nie ważne czy jesteś chłopakiem czy dziewczyną i tak mi się podobasz. Może to i za wcześnie na takie wnioski, ale pokochałem Cię. - Powiedziałem z powagą i starłem jego łzy. - Nie płacz...
- T-ty.... Tobie to naprawde nie przeszkadza? To że jestem facetem? Naprawde? - Zapytał z niedowierzaniem. Pogłaskałem go po policzku i znów pocałowałem.
- Kocham Cię, Koichi. I to że jesteś facetem naprawde mi nie przeszkadza, słońce. - Posłałem mu śliczny uśmiech a on go odwzajemnił.
- Tak się ciesze Ryoga... - Szepnął i odetchnął głęboko. Cały stres i strach z niego uleciał, uspokoił się i rozluźnił.
- Ciesze się, że jesteś szczęśliwy, piękny. To jak? Jedziemy dalej.
- Tak - Poprawił się na fotelu i wyjął telefon na chwile, zapewne by sprawdzić godzine. Ja pojechałem dalej.
- Czemu nie powiedziałeś wcześniej? - Zapytałem. Poczułem jego spojrzenie na sobie i słyszałem jak głośno przełyka śline. Znów się denerwował.
- Bałem się że mnie znienawidzisz... A ja Cię polubiłem i to bardzo. - Powiedział cicho. Nie odrywając wzroku od ulicy, położyłem rękę na jego udzie i delikatnie przejechałem nią po nim.
- Nie denerwuj się. Rozumiem - Do końca podróży już nic nie mówiliśmy. Po dłuższym czasie zatrzymałem się pod domem Koichiego. - Dobranoc
- Dobranoc. - Pocałował mnie i wysiadł z auta. Szybko wszedł do klatki swojego wieżowca. Ja jeszcze chwilę stałem i potem pojechałem do własnego domu.
Szybko wyszedłem z auta Ryogi i wpadłem do windy w budynku. Kręciło mi się lekko w głowie, a tak poza tym byłem cholernie szczęśliwy. Znów zacząłem płakać. Wysiadłem na swoim piętrze i wpadłem jak burza do domu, gdzie siedział MiA ( i zapewne na mnie czekał )
Gdy drzwi trzasnęły blondyn się wystraszył, ale szybko pobiegł do przedpokoju. Zastał mnie z rozmazanym makijażem, zalanego łzami i roztrzęsionego. Doskoczył do mnie i przytulił.
- Koichi?! Czemu płaczesz?! Powiedz mi proszę! - Mówił zaniepokojony i wystraszony moim stanem po randce.
- O-on mnie kocha... I nie przeszkadza mu to, że jestem chłopakiem - Wymamrotałem i przytuliłem się do Mii. Ten pogłaskał mnie po głowie, uśmiechnął się szeroko i przytulił mocno.
- No to nie ma nad czym płakać! Powinieneś się cieszyć! Chodź pomoge Ci zmyć makijaż i się rozebrać. Położysz się i pójdziesz spać to Ci się zrobi lepiej. Powiedział i pociągnął mnie do łazienki.
- Dzięki MiA. Jesteś takim dobrym przyjacielem. - Powiedzałem cichutko. On jedynie skinął głową i zrobił tak jak ustaliliśmy, czy raczej jak on ustalił
- Ale jesteś szczęśliwy. Jesteście już parą? Z resztą jeśli nie to pewnie niedługo będziecie. Cieszy mnie to. Wreszcie Ci się układa, Koi-chan - Zaśmiał się i mnie przytulił
- Jeszcze raz dziękuję, że mi wczoraj pomogłeś.
- Nie masz mi za co dziękować.
Od tego spotaknia, a właściwie randki z Koichim spotykaliśmy się co dwa dni. Po dwóch tygodniach zwlekania zostaliśmy parą.
Czekałem na Koichiego, który zbierał się na próbe i koniecznie stwierdził że musze poznać jego zespół. Biegał w tę i spowrotem, zbierając jakieś rzeczy po domu. Westchnąłem i w końcu go złapałem i pocałowałem.
- Ryoga! Spiesze się! - Pisnął, ale oddał pocałunek. Wylizgnął mi się i zaczął coś pakować do torebki, wziął w końcu swój bass i stanął na środku pokoju, w którym wszystko było wywalone do góry nogami, przez moje kochanie.
- Chodź kotku, bo się spóźnie i chłopaki mnie zamordują! - Pisnął i wyciągnął mnie za rękę ze swojego domu.
Na czas znaleźliśmy się w jego sali prób. Jakie było moje zdziwienie jak tam zastałem Tsuzuku i Mie calujących się. Koichi nadal trzymał mnie za rękę. Pierwsze spojrzenie na mnie, padło od Mii. Był zszokowany.
- Ryoga?! Co ty tu robisz? - Zapytał, a Tsu poszedl w ślady swojego chłopaka z tym zdziwieniem. Moje kochanie też było zdziwione.
- To wy się znacie? - Wymamrotał, patrząc to na mnie, to na parkę.
- Tak - Odpowiedzieliśmy równo i zaśmialiśmy się. Moje słońce przedstawiło mnie tylko ich perkusiście - Meto, a próba ich zespołu się nie odbyła.