piątek, 23 grudnia 2016

2. I will love you when... you're sad ( Masa x Natsu )

Tak więc wstawiam jako prezent świąteczny nowy rozdział <3

Dedykuje Matsu, tak jak całą tą serie <3 <3 <3

Miłego czytania i przepraszam za błędy, chociaż starałam się poprawić ~

***



[Masa]
Obudziłem się rano, była środa tak więc dziś mieliśmy próbę na późniejszą godzinę. Spojrzałem w bok. Po mojej prawej stronie na dużym łóżku leżał mój ukochany Natsu. Jego włosy były rozsypane na całej poduszce, jedną ręką obejmował mnie w pasie, a drugą miał pod głową i tak słodko spał z lekko uchylonymi ustami. Westchnąłem i rozejrzałem się po naszej sypialni. Była w odcieniach szarości i beżu. Po obu stronach łóżka były stoliki nocne i na nich lampki i na jednym, bliżej mnie leżał i ładował się mój telefon, a na drugim tym od strony Natsu ładował się jego telefon i jeszcze leżały jakieś części biżuterii mojego chłopaka oraz papierosy i zapalniczka. Dalej była komoda ozdobiona naszymi zdjęciami. To było kochane. Trochę dalej były drzwi do łazienki. Na ścianie naprzeciwko łóżka, po prawej stronie były drzwi do przedpokoju na piętrze. Obok stał szeroki i wysoki regał pełny książek. Na prawej ścianie było duże okno z niskim parapetem, na którym było mnóstwo poduszek, było to jedno z moich ulubionych miejsc. Moją uwagę zwróciła pogoda. Skrzywiłem się widząc zachmurzone granatowe niebo, a deszcz zalewał szyby.

Westchnąłem ciężko, ostrożnie zdjąłem z siebie rękę Natsu, ucałowałem go w skroń ostrożnie, żeby go nie obudzić i poszedłem do kuchni.  Pragnąłem kawy. Włączyłem wodę w czajniku i wyjąłem z szafki kubek, po czym położyłem go na blacie. Zacząłem grzebać po szafkach. Zmarszczyłem brwi zirytowany, kiedy nie mogłem znaleźć pojemnika z kawą. Jeszcze przejrzałem drugą szafkę. Znalazłem. Jednak, gdy otworzyłem metalową puszkę okazało się, że jest pusta. Jęknąłem zawiedziony. No nie… Znowu popatrzyłem za okno i się wzdrygnąłem. Jednak nie miałem wyjścia. Poszedłem do łazienki ogarnąć się i ubrać. Potem założyłem buty i płaszcz, do kieszeni wziąłem portfel. Zabrałem jeszcze parasolkę i wyszedłem z domu. Do sklepu było jakieś 15 minut na piechotę. Rozłożyłem parasolkę i udałem się do sklepu. Ten dzień nie zapowiadał się dobrze. Miałem podły humor i w ogóle dodatkowo źle mi było przez tą okropną pogodę. Szedłem spokojnie jednak nie długo.

Mniej więcej w połowie drogi jakiś idiota wjechał w kałuże z dużą szybkością, przez co zostałem cały ochlapany. Eh…  Zimno. Szedłem dalej. Zatrzymałem się na przejściu przy skrzyżowaniu. Ten dzień ledwo się zaczął, a już był beznadziejny. Byłem zły, smutny i zdenerwowany. Wtedy w oczy rzucił mi się pies, który wyszedł na środek skrzyżowania. Nie zdążyłem zareagować i zobaczyłem jak psa przejeżdża samochód. Odwróciłem wzrok. Było mi źle. Biedne zwierzątko. Przeszedłem czym szybciej przez to skrzyżowanie i przeszedłem między budynkami. Wściekłem się, kiedy zobaczyłem kartkę, że sklep jest dzisiaj nieczynny. Poszedłem do domu na około. Zdjąłem buty i płaszcz, jednak zaraz je zabrałem żeby buty postawić przy kaloryferze a płaszcz wyprać. Pozbyłem się wszystkiego z kieszeni po drodze w salonie. Jak się okazało Natsu już nie spał.

- Masa? Gdzie byłeś? – Wyszedł z kuchni i spojrzał na mnie zaskoczony – Jeju, skarbie, co się stało? – Zapytał

- Długa historia – Mruknąłem patrząc na niego wzrokiem mówiącym, że nie mam ochoty o tym rozmawiać. Natsu westchnął i przytaknął.

- Chodź. Zrobiłem śniadanie. – Pocałował mnie.

- Chwila. Musze się przebrać. Jestem cały przemoczony – westchnąłem. Poszedłem się przebrać i wróciłem do Natsu, który rozłożył śniadanie na stole. – Nie ma kawy – Mruknąłem smutno.

- Kupimy jak będziemy jechać do studia. I jeszcze kupię ci jakąś dobrą ze Starbucksa – Pocałował mnie w policzek i zabraliśmy się za śniadanie.

***

Jechaliśmy z Natsu do studia. Mój chłopa k prowadził, a ja przeglądałem twittera. Niby nic ciekawego nie było, głównie spam Natsu, ale jednak w oczy rzuciły mi się jakieś informacje o naszym zespole. Czytając to myślałem że zemdleje. Jak bym stał to na bank bym upadł. Otóż ktoś puścił plotę, że mój kochany Natsu ćpa i daje dupy za kasę. Ah no i jak by tego było mało, podobno wysyła swoje nagie zdjęcia do magazynów. Nie wiedziałem czy zacząć płakać, że ktoś napisał coś takiego o najwspanialszym człowieku, jakiego znam i który jest moim chłopakiem czy się wściec i zamordować osobę, która puściła plotę. Zacząłem przeglądać dalej twittera w poszukiwaniu innych informacji.

- Coś się stało? – Zapytał Natsu, przez co podskoczyłem. Staliśmy pod Starbucksem.

- Co? Nie, nic się nie stało. Co niby miało się stać? – Zapytałem uśmiechając się słabo.

- Masa. Znam cię nie od dzisiaj. Nie kłam. – Westchnął i spojrzał na mnie wyczekująco.

- Nie mam ochoty o tym mówić. To przez ten ranek po prostu – Wysiadłem i poszedłem do kawiarni. Usłyszałem zamykane drzwi i ciężkie westchnięcie, po czym Natsu ruszył za mną, słyszałem jego kroki.

Po zdobyciu kawy i dotarciu do studia wypiłem kawę i poszedłem do łazienki, w której się zamknąłem. Doszedłem do tego, że wczoraj Hiro, tak drogi wokalista NOCTURNAL BLOODLUST rozsiał taką plotę w barze. Aż się we mnie zagotowało. Byłem zły i smutny jednocześnie. Wypadłem z łazienki i dopadłem Hiro. Spoliczkowałem go i docisnąłem go do ściany.

- Jak śmiałeś?! Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi! – Huknąłem na niego.
Daichi i Cazqui podeszli do nas i starali się rozdzielić. Ja jednak nie dałem za wygraną. Odblokowałem telefon i pokazałem im te plotki. Obaj byli zaskoczeni. Cazqui zamknął drzwi na klucz. Po moich policzkach zleciały łzy

 - Masa… Nie chciałem… Byłem pijany – Mówił i patrzył na mnie zaskoczony. Puściłem go i odsunąłem się od niego i wytarłem łzy.

- Jesteś idiotą. Nie obchodzi mnie jak, ale masz to odkręcić. – Spojrzałem na niego wściekły.

Zabrałem Cazquiemu swój telefon i podszedłem otworzyć drzwi. Przez całą próbę była grobowa atmosfera. Pod koniec grałem tak, ze zerwałem trzy struny. No myślałem, że rzucę tym basem o podłogę. Jednak skończyło się jedynie na kanapie. Po czym wyszedłem ze studia i poszedłem przed siebie. Już miałem gdzieś ten deszcz. I w ogóle wszystko. Trafiłem do kawiarni nad morzem i tam kupiłem sobie kawę i ciastko na rozgrzanie. Nie dało to dużo. Było mi nadal smutno i źle. Ta cała sytuacja mnie dobijała. Nie rozumiałem jak Hiro mógł zrobić coś takiego… Bolało.

Po zjedzeniu ciastka wyszedłem z kawiarni i ruszyłem wzdłuż wybrzeża. Znowu cały przemokłem. Na dodatek poszedłem do domu na piechotę. Miałem czas na przemyślenie wszystkiego. Ktoś się do mnie nie jednokrotnie dobijał. Pewnie Natsu, albo Daichi… Rozpadało się jeszcze bardziej. Jakie to śmieszne. Pogoda odwzorowuje mój nastrój i smutek.

***

Wszedłem do domu i powoli w przedpokoju zacząłem się rozbierać z ubrań wierzchnych. Chociaż powinienem się rozebrać w wejściu ze wszystkich ubrań. Nie chciałem jednak tego robić. Nawet nie wiem, kiedy w przedpokoju pojawił się Natsu.

- Martwiłem się skarbie. Gdzie byłeś? – Zapytał podchodząc do mnie.

Spojrzałem na niego smutno i przytuliłem się do niego. Nie zwracałem uwagi na to, że byłem cały mokry. Potrzebowałem go teraz bardzo. On sam objął mnie i po dłuższej chwili poczułem jak zdejmuje ze mnie mokre ubrania. Pozwalałem mu na to przymykając oczy. Nadal byłem smutny, jednak czułem się poniekąd lepiej.

- Nieważne z resztą. Dobrze, że już jesteś. Kocham cię. Kocham cię najbardziej na świecie nawet jak jesteś smutny. I zawsze będę cię kochał – Szepnął do mojego ucha.

sobota, 26 listopada 2016

1. I will love you when... you're happy (Masa x Natsu)

W październiku nie wstawiałam notki ze względu na brak weny i inne problemy~ Tak więc wstawiam teraz!
Notke dedykuje Matsu <3 I dziękuję za pomoc przy wymyślaniu jej :3
Mam nadzieje że się spodoba (Standardowo przepraszam za błędy)
Miłego czytania

_______________________________________________________________________________




[Natsu]

Kiedy on jest szczęśliwy wszystko jest piękniejsze. On sam, nasze próby, koncerty, wyjścia na miasto ze znajomymi czy przyjaciółmi. Jego uśmiech jest jednym z najpiękniejszych. Siedziałem właśnie na próbie za perkusją. Sala, w której mieliśmy próby była dość duża, na całej jednej ścianie było lustro, które uwielbiali gitarzyści i Hiro. Kiedy graliśmy po prostu widziałem te spojrzenia wbite w swoje odbicia, przez co się mylili i mój ukochany się denerwował. Mnie to śmieszyło, bo czasem na koncertach Daichi, Cazqui i Hiro zachowywali się jak przed tym lustrem. W każdym razie na środku, jednak bardziej z tyłu niż z przodu stała moja perkusja. Po mojej prawej stały dwa duże piecyki. Ten najbardziej po lewej stronie należał do Daichiego, a ten obok do mojego kochanego Masy. Po drugiej stronie były piecyki Caza. Oczywiście po podłodze walało się mnóstwo kabli, a pod wzmacniaczami wszelkiego rodzaju miksery do zmieniania dźwięków. Na samym końcu stała jeszcze niebieska kanapa i drewniany stolik do kawy o ciemnym odcieniu w tym momencie zawalony papierami. Siedział przy nim skupiony Masa i pisał jakieś rzeczy. 

Mój chłopak nie miał lekko, cała wytwórnia, dzięki której istniał nasz zespół, żeby było tego mało to bycie liderem właśnie w naszym zespole. Wszystko spoczywało na jego ramionach. Cała ta odpowiedzialność. Obserwowałem Mase wybijając jakiś rytm nogą w perkusji. Chwilowo mieliśmy godzinną przerwę i reszta się gdzieś ulotniła. 

- Możesz tego nie robić? – Powiedział mój zirytowany ukochany nawet na mnie nie patrząc. Uniosłem brew i wbiłem w niego wzrok. Oczywiście nie przestałem na niego ani patrzeć ani wybijać rytmu. – Natsu. Przeszkadzasz mi i rozpraszasz. – Powiedział zirytowany i spojrzał na mnie.

- Przepraszam. – Wywróciłem oczami i wstałem. Podszedłem do niego, odsunąłem mu trochę tych papierów na bok szybko, żeby nie zdążył zaprotestować, usiadłem na stoliku i pocałowałem go czule. Oczywiście oddał pocałunek pogłębiając go i wzdychając mi w usta. Przymknął oczy, więc i ja to zrobiłem. Przeciągałem pocałunek jak się dało, nawet ująłem jego dłonie w swoje. Uwielbiałem jego kolczyk w wardze, bo mimo wszystko pocałunek dzięki niemu był przyjemniejszy. Kiedy się odsunęliśmy, objąłem go i się uśmiechnąłem lekko. – Uśmiechnij się Masa. Uwielbiam twój uśmiech. 

- Oj Natsu. Żebyś ty wiedział jak na mnie działasz. – Odsunął się i uśmiechnął się lekko. Po chwili jednak westchnął – Ale teraz idź po jakąś kawę i mnie nie rozpraszaj piękny. 

Poklepał mnie po udzie i wskazał drzwi. Pokręciłem głową, skradłem jeszcze jeden pocałunek i wyszedłem. Musiałem go jakoś w najbliższym czasie uszczęśliwić. Uwielbiał jak się go zaskakiwało. To planowałem zrobić. Ale zdecydowanie nie dzisiaj. Jest zbyt poirytowany na poprawę humoru. 

Kierując się w stronę wyjścia z wytwórni zauważyłem Daichiego. To była moja szansa. Otóż mój ukochany miał słabość do Daia. To trzeba było wykorzystać. Najmłodszy szedł i przeglądał coś w telefonie nawet mnie nie zauważając. Gdybym go nie złapał za ramię to pewnie by poszedł dalej, a tak niemal wypuszczając telefon ze strachu spojrzał na mnie. Uśmiechnął się delikatnie jak już opanował strach oraz zorientował się, że to tylko ja. Swoją drogą to było u niego dziwne. Bał się wszystkiego i wszystkich. Ale taki już był. Zdecydowanie wolałem go niż Cazquiego czy Hiro. 

- Co jest Natsu? – Zapytał patrząc na mnie. Był trochę wyższy odemnie, więc ciekawie to musiało wyglądać z punktu widzenia kogoś innego. 

- Chodź ze mną. Musisz mi pomóc coś obmyślić i przy okazji po kawę. – Pociągnąłem go za ramię.

- Um. Jasne, o co chodzi? – Zapytał zakładając włosy za ucho. Do pobliskiego Starbucksa było jakieś 10 minut drogi w jedną stronę, więc tam się udaliśmy. 

- No, bo chodzi o to, że chcę uszczęśliwić jakoś Mase. Ciągle siedzi nad tymi papierami, ja nie mogę mu pomóc, bo on musi to sam przeczytać i wypełnić. – Powiedziałem zirytowany

- No wiem… Ale co ja mam do tego? – Zapytał 

- Masa ma do ciebie słabość, bo jesteś najmłodszy. Więc zróbmy tak (…)

***

Tak więc następnego dnia wprowadziliśmy wcześniej obmyślany plan w życie. Zaraz po próbie Daichi wyciągnął Mase na zakupy. No to miałem ich z głowy, na co najmniej pięć godzin. Pojechałem do domu. Sprzątnąłem i ogólnie ogarnąłem wszystko. 

Mieliśmy dość duży dom. Był on piętrowy, na dole była kuchnia, jadalnia, duży salon, spiżarnia, mała łazienka i gabinet Masy. Na piętrze mieliśmy swoją sypialnie, trzy sypialnie gościnne, garderobę i dźwiękoszczelny pokój, w którym ćwiczyliśmy. Całe szczęście, że zazwyczaj panował tu względny porządek. 

Kiedy jechałem do domu po drodze kupiłem parę drobiazgów żeby umilić ten wieczór Masie. Kupiłem bardzo ładnie pachnące świeczki, wytrawne wino i truskawki oraz czekoladę. Po obejrzeniu kilku tutoriali w Internecie zrobiłem truskawki w czekoladzie i włożyłem je do lodówki. Potem zabrałem wino, ustawiłem je w łazience na kafelkach, które łączyły wannę ze ścianą, a także dwa kieliszki. Łazienka była duża. Wchodząc po prawej stronie były dwie umywalki połączone jednym blatem z szafką pod spodem.  Pod ścianą, niemal naprzeciwko umywalek była duża wanna. Po lewej od drzwi była toaletka z kosmetykami, pralka, a dalej klozet. Wszystko było w ciemnych odcieniach przeplatanych jasnymi wzorami. 

Napisałem do Daia żeby zabrał Mase do jakiejś kawiarni, żebym mógł go zabrać. Kiedy mi odpisał napuściłem wody dolewając do niej różnych olejków żeby pachniała i żeby zrobiła się piana. Napuściłem do połowy i pojechałem szybko po swojego chłopaka. Po drodze zgarnąłem z garderoby czarny krawat żeby związać mojemu ukochanemu oczy. W końcu to miała być niespodzianka. 

Tak więc wszedłem do kawiarni. W rogu przy stoliku siedzieli Masa i Daichi. Mój chłopak siedział plecami do wyjścia, więc mnie nie widział. Przyłożyłem palec do ust na znak, że Daichi ma milczeć i powoli podszedłem do swojego chłopaka. Kiedy odłożył kubek zakryłem mu oczy, przez co podskoczył wystraszony, a ja szepnąłem do jego ucha:

- Zgadnij, kto to – Uśmiechnąłem się lekko do Daichiego 

- Natsu…! Chcesz żebym padł na zawał?! Wystraszyłeś mnie! – Powiedział, a ja zabrałem ręce z jego oczu.

- Wybacz skarbie. – Pocałowałem go szybko i wyprostowałem się – A teraz cię porywam, nie obrazisz się prawda Daichi? Zdążyliście z całą pewnością zrobić dużo zakupów. – Spojrzałem znacząco na torby

- W porządku, tak zakupy się udały – Czarnowłosy się uśmiechnął i poprawił włosy. Masa posłał mu zatroskane spojrzenie

- Ale dasz sobie rade? Natsu nie możesz mnie porwać później? – Zapytał Masa. 

- Nie mogę – Zaśmiałem się. – Bierz swoje rzeczy. - Podsunąłem Daiowi pieniądze za kawę – Zapłać za kawy – Mrugnąłem do niego i zabrałem Mase do samochodu. 

- Czemu mnie zabrałeś skarbie? – Zapytał.

- Chce pobyć też ze swoim chłopakiem. Czy to źle? – Uśmiechnąłem się i pojechałem do domu.
Kiedy zaparkowałem w garażu i weszliśmy do domu zatrzymałem Mase i pocałowałem go czule. Z kieszeni wyciągnąłem krawat i związałem mu oczy, przez co prawie odemnie odskoczył gdybym go nie zatrzymał w uścisku. 

- Co robisz? – Głos mu drżał jak bym miał zrobić mu krzywdę. 

- Spokojnie kochanie. Zaraz zobaczysz. A teraz chodź – pocałowałem go czule i szedłem z nim powoli w stronę łazienki po drodze go rozbierając i całując, mimo że chciał protestować

- Natsu… Nie mam siły na… - Zaczął jednak mu przerwałem

- Cii. Nie rozbieram cię z tego powodu, o którym myślisz. – Kiedy byliśmy w łazience rozwiązałem Masie oczy, a jego dosłownie zatkało. Znieruchomiał patrząc na to wszystko. Popchnąłem go lekko w stronę wanny dając mu do zrozumienia żeby tam szedł. Kiedy był przy samej wannie odwrócił się i mnie pocałował namiętnie. 

- Jesteś cudowny! Nie mogłem wymarzyć sobie lepszego chłopaka! – Uśmiechnął się szeroko. Szczęście na jego twarzy było najpiękniejszą rzeczą, jaką mogłem wymarzyć.  Rozebrał się do końca i wszedł do wanny. Dotknąłem wody i napuściłem jeszcze trochę ciepłej. – Nie dołączysz do mnie? – Zapytał łapiąc mnie za rękę. 

- Zaraz to zrobię. Musze po coś jeszcze iść – Pocałowałem go. 

Poszedłem do kuchni po truskawki w czekoladzie. Przyniosłem je do łazienki. Widząc, co niosę mojemu ukochanemu zaświeciły się oczy. Postawiłem truskawki obok wina i ponownie pocałowałem Mase. Ten wciągnął mnie do wanny w ubraniu. Roześmialiśmy się. Po jakiejś godzinie pocałunków, szeptania sobie czułych słówek i wyznawania miłości napiliśmy się wina i przegryzaliśmy je słodkimi truskawkami w czekoladzie. 

Masa był szczęśliwy, a ja go takiego kochałem, kocham i zawsze będę kochał.

środa, 21 września 2016

VAMPIRE SAGA Rozdział 1 - Północna część miasta

Dodaje w końcu ( prawie po roku od dodania prologu ) pierwszy rozdział! Mam nadzieje że się spodoba. Wiem że jest krótki, ale zawsze to lepsze niż nic.
Przepraszam za błędy, mimo to zapraszam do czytania i do zobaczenia za miesiąc ( o ile ktokolwiek tu wchodzi ).

__________________________________________________________________________

[Asagi]
Stałem z Hirokim już po dwudziestu pięciu minutach przy wielkich, dębowych drzwiach, wciąż wewnątrz budynku. Czekaliśmy cierpliwie w ciszy na resztę. Cisza była bardzo przyjemna, ale po chwili przerwał ją stukot butów. Podniosłem wzrok z kamiennej posadzki na przybysza, a raczej przybyszów. Dołączyli do nas Yuuji i Masayuki, którzy cicho rozmawiali ze sobą na temat naszej misji. Przyglądałem się im z ciekawością.
Młodszy ode mnie blondyn stał wyprostowany, w eleganckim ubraniu, z wysoko uniesioną głową i ze skrzyżowanymi rękoma na piersi. Włosy sięgały mu do połowy szyi, szykowne ubranie idealnie przylegało do jego ciała, wysokie buty na niewielkim obcasie były idealnie zawiązane, przy pasku, pod długim do łydki płaszczem wystawała rękojeść jego szabli. Miał widocznie zarysowaną szczękę, usta pełne choć blade, zgrabny nos i ciemne oczy. Jego postawa wyrażała wyższość, znudzenie i arogancje. Nie mam pojęcia czemu Lord przyjął kogoś takiego do grona zaufanych ludzi.... Jego towarzysz, brunet o dość dużych oczach, skromnie ubrany, nie tak elegancko jak Kamijo, ale też nie jak ktoś z niższej hierarchii społecznej. Włosy miał długości tej samej, co blondyn, jednak wyglądał przyjaźniej, bardziej łagodnie i sympatycznie od przyjaciela, na jego plecach zalegała katana. Osobiście lubiłem go, był przyjazny zawsze obowiązkowo ćwiczył walki, a nie jak Yuuji, którego jak tylko się zmusiło i zabrało wino, to coś robił, ale i tak się dąsał, uważając, że on jako arystokrata powinien siedzieć i czekać, aż wszyscy odwalą za niego robotę.
Przeniosłem wzrok z tamtej dwójki na Hirokiego. Mój towarzysz, dobrze zbudowany z lekkim uśmiechem, stał oparty o kamienną ścianę i o czymś intensywnie myślał. Jego brązowe włosy opadały mu luźno na twarz, był bardzo przystojny, a połowa królestwa za nim szalała. Na plecach miał kose, sprawnie przymocowaną, tak że nie wzbudzała podejrzeń. Ja sam byłem ubrany na swój stopień społeczny, w dodatku miałem długi płaszcz, a przy pasku, po prawej i lewej stronie, miałem długi płaszcz, a przy pasku miałem doczepione dwa baty. Moje czarne włosy sięgały mi do połowy pleców.
Wyciągnąłem z kieszonki płaszcza zegarek, sprawdzając czy muszę iść po Hideto i Kazuhito, jednak w tym momencie, w którym zerknąłem na godzinę pojawili się ostatni z naszej grupy.
- Którą część miasta bierzecie? - Zapytał niski blondyn, poprawiając płaszcz i przyglądając się nam.
- My Południową – Od razu zadeklarował Kamijo, rozglądając się po holu. Ishikawa tylko przytaknął. Ja się powstrzymałem od prychnięcia, bo wzięli najmniejszą część.
- To my możemy północną. Co ty na to Hiro? - Zapytałem z uśmiechem.
- Jasne. Zachodnia jest największa więc wam zostaje wschodnia – Powiedział mój przyjaciel. Wszyscy się zgodzili, a Masayuki otworzył masywne wrota przez które wyszliśmy. Było południe. Spojrzałem na zegarek ponownie.
- Spotkajmy się na głównym placu o szesnastej, dobrze? Zachodnią obejdziemy razem. Tak będzie bezpieczniej - Powiedziałem patrząc po wszystkich. Ci przytaknęli tak więc rozeszliśmy się.

~~~~

Chodziliśmy po północnej części miasta w ciszy. Rozglądaliśmy się po różnych uliczkach w poszukiwaniu czegoś co by mogło wzbudzić niepokój. Teren był dość duży, jednak w dwóch spokojnie powinniśmy przejść cały, znaleźć coś i usunąć problem, jeżeli oczywiście takowy się pojawi. Po drodze weszliśmy do kilkunastu sklepów. Nikt z mieszkańców nie wiedział kim jesteśmy, bo wyglądaliśmy jak szlachta. Chociaż trochę ich dziwiło co takie osoby jak my robią pośród niższej warstwy społecznej. Kiedy szliśmy po tej części ciągle słychać było szepty ludzi na nasz temat
- I co Hiroki? Zwróciło coś twoją uwagę? - Przerwałem cisze patrząc na przyjaciela. Ten się uśmiechnął do mnie
- Nie. Nie ma do czego się tu przyczepić. To raczej spokojna okolica. - Powiedział spokojnie i zerknął na jeden z budynków – Taka, chodźmy coś zjeść i się napić jakiegoś dobrego wina hm? Już prawie obeszliśmy całą przydzieloną nam część. - Powiedział
- Ale Hiro jesteśmy na służbie dla Lorda…. - Zacząłem a on wywrócił oczami i mi przerwał
- Jak zwykle. Przestań. Raz się nic nie stanie – Parsknął śmiechem i złapał mnie pod ramie ciągnąc do karczmy. Westchnąłem ciężko i posłusznie poszedłem za przyjacielem. Usiedliśmy z daleka od ludzi i zamówiliśmy obiad i do tego wino. Zaczęliśmy rozmawiać na jakiś lekki, nieznaczący temat. Ciągle czułem na sobie czyjś wzrok. I to na pewno nie był wzrok Hirokiego bo bym zauważył. Obróciłem się i moje oczy trafiły na niezbyt wysokiego chudego blondyna, z włosami dotykającymi ramion. Wpatrywał się w nas ciekawie. Zaskoczył mnie ten wzrok bo ludzie normalnie patrzyli na nas ze strachem. Dopiero teraz zauważyłem, że chłopak nie jest sam. Obok niego siedział długowłosy młodzieniec z brązowymi włosami do połowy pleców, również nam się przyglądał, tylko nieco dyskretniej niż jego kolega. Zanim zdążyłem zrobić cokolwiek, zobaczyłem Hirokiego stojącego przy tej dwójce. Cholera, a przysiągłbym że przed chwilą siedział naprzeciwko mnie i popijał wino, myślami będąc gdzieś w innym świecie. Po chwili cała trójka usiadła przy naszym stoliku. Spojrzałem na Hirokiego zaskoczony.
- Takahiro to Hidenori i Yoshiyuki. Poznaliśmy się z Hide jakiś czas temu i się tu właściwie na tyle często na ile się da spotykamy – Uśmiechnął się lekko. - Nie byłem pewny czy się zgodzisz ze mną pójść na to spotkanie, więc trochę wykorzystałem fakt naszej misji – Powiedział.
- Hiro opowiadał mi o tobie – Uśmiechnął się brązowowłosy. - Tak się złożyło, że Yoshi nie miał z kim wyjść i pogadać, a chciał wykorzystać aktywnie dzień wolny. Dzięki Hiro że się zgodziłeś żebym go ze sobą zabrał. - Zaśmiał się długowłosy i popatrzył na nas.
- Pytałem czy nie będę przeszkadzał – Burknął blondynek niby obrażony. Po chwili jednak się uśmiechnął. Jego uśmiech był uroczy bo przypominał wtedy zajączka. - Miło mi was poznać Hiroki, Takahiro – Powiedział i odsunął grzywkę z oczu. Przynieśli nam więcej wina i piliśmy w czwórkę rozmawiając. Pół godziny przed zbiórką powiedziałem Hirokiemu, że musimy jeszcze do końca obejść teren który musieliśmy przejść. Hiro umówił się z nimi na kolejne spotkanie, zapewniając, że ja także będę. Fakt faktem polubiłem tą dwójkę.
Nie zajęło nam dużo czasu przejście kawałka, który zostawiliśmy na koniec. Wracając usłyszeliśmy jakieś krzyki. Od razu sięgnęliśmy broni i zaczęliśmy się rozglądać. Pojawił się mężczyzna, zaganiający cztery młode kobiety do ślepego zaułka. Jego ruchy były niepokojące, rękawy miał całe we krwi i mówił coś w nieznanym mi języku.
- Hej! Ty! - Krzyknął Hiroki wychodząc mu naprzeciw. Przekląłem, ale było za późno. Nawet nie zdążył sięgnąć po swoją kose. Mężczyzna mimo że był jakiś 50 metrów od nas, nagle, w ułamku sekundy znalazł się przy Hiro wykręcił mu rękę tak, że sam słyszałem jak coś mu chrupnęło po czym, jak mi się wydawało rozwalił mu rękę, jakimś nożem… To wszystko trwało kilka sekund. Więc gdy wyciągnąłem bat zza paska i chciałem uderzyć nim sprawcę, ten się rozpłynął. Co do… Podbiegłem szybko do Hirokiego, którego twarz wykrzywiała się w bólu. Dobrze, że mógł chodzić. Objąłem go i szybko poszliśmy na miejsce spotkania, modląc się o punktualność reszty. Po drodze obejrzałem jego rękę i ze zdumieniem stwierdziłem że to nie było rozcięcie. Tylko ugryzienie.

czwartek, 18 sierpnia 2016

30 raz ( Natsu x Masa )

Dziękuję za 4000 wyświetleń <3 Z nowinek mogę powiedzieć, że mam nareszcie pierwszy rozdział Vampire Sagi :3 Dodam go we wrześniu <3 Co do notki, jak zwykle przepraszam za błędy i pisałam to poniekąd pod piosenkę Happysadu 30 raz ^^ Nie przedłużam i zapraszam do czytania ~ Coś słodko mi wyszło >.>

_________________________________________________________________________________



Trzask drzwi rozniósł się po domu. Który to już raz Masa? Dwudziesty? Trzydziesty? Miałem dość tych kłótni. Nie powinny one mieć miejsca, bo zawsze chodzi o jakieś głupoty. A to że łóżko jest nie pościelone, że naczynia są nie zmyte, albo że na głupim biurku są porozwalane papiery! Zastanawiam się, jak to jest możliwe, że jeszcze jesteśmy ze sobą… Poszedłem do naszej sypialni, położyłem się na twojej stronie łóżka i wtuliłem się twarzą w twoją poduszkę. Dlaczego Masa? Czemu ty ciągle pieklisz się o głupoty? Zupełnie tego nie rozumiem. Usłyszałem miauknięcie. Koty wskoczyły na łóżko i przytuliły się do mnie. Zaraz przyjdzie twój pies i się do nas przytuli… Ah, nie. Nie przyjdzie. Przecież zabrałeś go ze sobą i poszliście nie wiem gdzie… Pewnie jak zwykle do Cazquiego. Albo do Hiro? Wiedziałeś, że zawsze jestem o ciebie zazdrosny nie ważne czy pójdziesz do rodziców, siostry, naszych wspólnych przyjaciół, twoich przyjaciół, twoich znajomych, czy do głupiego sklepu lub urzędu. Nawet na spotkaniach z fanami i w kawiarni czy na ulicy  gdy idziemy na randke! Bo skąd mogę wiedzieć, że któraś z tych osób mi ciebie nie ukradnie? Ludzie są różni i lubią odbierać nam rzeczy, które kochamy, dla swoich własnych celów… Na to pozwolić nie mogę. Bo kto, jak nie ty będzie stał przy kuchence i robił najpyszniejszą jajecznice na świecie? Kto po czułym pocałunku w usta rano i wyciągnięciu mnie z łóżka, postawi przede mną kawę? Kto będzie o mnie dbał po długiej próbie lub po koncercie gdy zapomnę rękawiczek i na dłoniach porobią mi się odciski? No właśnie tylko ty masz do mnie taką cierpliwość. Mam wrażenie, że naprawdę mało cię znam, mimo że poznaliśmy się jakieś siedem lat temu…
Nie mogłem już dłużej wdychać twojego zapachu pozostawionego rano na poduszce. Wstałem i idąc do salonu w oczy rzuciła mi się niedokończona paczka fajek leżąca na szafce od butów, którą zostawiłem tam gdy wróciliśmy z próby i przez to wszystko zapomniałem jej zabrać. Chociaż i tak były tam ostatnie cztery papierosy, a nowa paczka leżała już w mojej kurtce. Zabrałem pudełko i ruszyłem do salonu. Nie lubiłeś kiedy paliłem. Nienawidziłeś papierosów, a ja nie mogłem nigdy skończyć z nałogiem. Nic na to nie poradzę. To też czasem było powodem naszych kłótni. Bo ja uwielbiałem siadać w salonie, na fotelu i palić, dopóki nie zaspokoiłem głodu nikotynowego, a ty wytykałeś mi że jeśli tak dalej pójdzie to szybko umrę, jeszcze będę truć ciebie i też też umrzesz, a przed nami jeszcze jest całe życie. Usiadłem w salonie i usłyszałem dźwięk radia. Nie wyłączyliśmy go przed wyjściem? Nie ważne. Z nim też jest dużo wspomnień. Pamiętam jak leciała jakaś ballada o nieszczęśliwej miłości, był to zimowy wieczór. Wtedy znowu się pokłóciliśmy, a ty wyszedłeś na ten mróz. Nie było cię może piętnaście minut, a kiedy wróciłeś byłeś cały zmarznięty i obsypany śniegiem. Przeprosiłem cię i gdy pozbyłeś się kurtki i glanów, porwałem cię w ramiona. W radiu znów leciała kolejna ballada, a ja zacząłem z tobą tańczyć zupełnie nie do rytmu. Pamiętam twój śmiech, tak gdzieś w środku piosenki. Zapytałeś wtedy jak to możliwe, że ja jestem perkusistą, a ty basistą gdy tańczymy zupełnie nie do rytmu.
Ale mimo naszych kłótni nie jest źle. Wiem o tym że mnie kochasz i nie możesz żyć nie mając mnie przy sobie. W końcu kłócimy się już trzydziesty raz. Ja również cię kocham i moje życie bez ciebie nie miałoby sensu. Kiedy dziś wyszedłeś trochę zaleciało rutyną. Znów zostałem sam, a ty wyszedłeś po prostu, bez krzyku, bez płaczu… Bez rzuconego mi wściekłego spojrzenia, wywrócenia oczami czy czegokolwiek innego. Po prostu zabrałeś swojego psa i opuściłeś nasz dom.
Jesteśmy ze sobą dwa i pół roku. Trzydzieści miesięcy. Miesiąc w miesiąc jest to samo. Może taki nasz los? Może w końcu przestaniemy się kłócić? Co miesiąc mam świadomość, że mnie zostawiasz, co miesiąc rozmyślam o nas dużo. Ale też co miesiąc mam świadomość że mnie kochasz i nie zostawisz, bo ja też cię kocham, a ty nie złamałbyś mi serca. Nasz związek jest naprawdę dziwny. Odchodzimy od siebie… Ty odchodzisz ode mnie po czym do mnie wracasz.
Wstałem z fotela w którym siedziałem i paliłem gdy rozmyślałem o tym co miało miejsce. Poszedłem do kuchni. Otworzyłem lodówkę która była praktycznie pusta. Westchnąłem ciężko i usiadłem przy stole. No tak. Miałem zapłacić za różnie rzeczy i zrobić zakupy… Już jakiś tydzień temu… Wczoraj, gdy musiałeś coś załatwić miałem posprzątać ten bałagan który się zrobił, od pudełek i kartonów po zamawianym jedzeniu… I tego oczywiście nie zrobiłem. O to właśnie się pokłóciliśmy. Bo wszystko o co się kłóciliśmy było zawsze z mojej winy. Ale co mam na to poradzić? Taki już byłem. Jesteśmy różni jak ogień i woda, jak ying i yang…. Ale się dopełniamy i to chyba jest najważniejsze prawda?
Wziąłem telefon i wybrałem twój numer. Nie wiedziałem czy odbierzesz. Chciałem żebyś po raz trzydziesty do mnie wrócił. Żebyś wrócił jak zawsze. Nawet nie wiesz jak cię kocham. Chyba oszaleje jeśli tego nie wrócisz. Patrzyłem na ścianę przed sobą. I czekałem aż w końcu usłyszę twój głos w słuchawce.
- Halo? – Usłyszałem twój smutny i podłamany głos. Tak się cieszyłem gdy odebrałeś! Pewnie nawet nie patrzyłeś kto dzwoni. To takie podobne do ciebie…
- Przepraszam skarbie. Wróć do mnie. – Powiedziałem pewnie. Powinienem najpierw posprzątać, a potem dzwonić…. Ale zaraz to zrobię! – Wybacz mi to jaki jestem. Poprawie się! Tylko mnie nie zostawiaj… Kocham cię!
- Natsu… – Westchnąłeś do słuchawki cicho i myślę że się uśmiechnąłeś. Poza naszymi kłótniami byłeś naprawdę spokojnym człowiekiem. Zawsze mówiłeś że tylko ja potrafię cię wytrącić z równowagi przez moje niedbalstwo. – Dobrze. Wybaczam. – Powiedział po czym się rozłączyłeś, a mnie objęły za szyję ręcę. Należały właśnie do ciebie. Jak ty tak szybko… Miałem już zapytać, ale uniemożliwiły mi to twoje usta, które znalazły się na moich. – Też cie kocham Natsu. Mimo że jesteś okropnym bałaganiarzem. I jesteś leniwy. Ale uzależniłeś mnie od siebie. Nawet bym cię nie mógł chcieć zostawić. Bo ty byś zginął sam pod stertą pudełek po jedzeniu – Zaśmiałeś się.

poniedziałek, 25 lipca 2016

Wzgórze ( Ryoga x Diaura ) Rozdział 1

Myślałam że już nic nie napisze do końca miesiąca, a tu proszę <3 Mam nadzieję, że opko się spodoba. I nie przerażajcie się tym paringiem. To tylko źle wygląda... XD Miałam kryzys twórczy, aż wczoraj na mnie wpłynęło zdjęcie Diaury i zaczęłam pisać. A z racji tego, że kilka osób mi narzekało, że same one shoty pisze to postanowiłam to opowiadanie rozwinąć.
Nie przynudzam i zapraszam do czytania. Błędów jest na pewno bardzo dużo. Z góry przepraszam.

_________________________________________________________________________________


- Wiesz Ryoga? Myliłam się co do ciebie i naprawdę żałuje, że byłam z tobą w związku. Na początku wydawałeś się... Nie, ty byłeś INNY. I kochałeś mnie. Ostatnio to się zmieniło. Nie mogę z tobą już być. Zaczęłam być twoją zabawką, przyzwyczajeniem, którą przytulasz i mówisz, że kochasz, a tak naprawdę są to tylko puste słowa. Nawet twoje pocałunki są tak bez emocji, że chce mi się płakać co najmniej. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak mnie zraniłeś. A ja? Głupia myślałam, że będzie dobrze, że to tylko przejściowe, że tak naprawdę mnie kochasz i znów będzie jak kiedyś. Jesteś jednak bezuczuciowym dupkiem! Chciałabym cię nie poznać. - Mówiła moja, a może już nie moja... dziewczyna. - Nienawidzę cię – Dopięła ostatnią walizkę i wyszła. Nie było nawet sensu jej zatrzymywać. Bo przestałem ją kochać już dawno. Może właściwie nigdy jej nie kochałem i mi na niej nie zależało? Nie wiem. Nawet nie czuje żalu z powodu jej odejścia. Nic. Wróciły do mnie czasy sprzed związania się z nią. Krótko mówiąc – wolność. Chociaż chciałem być w związku, ten był kolejnym nieudanym. Miałem naprawdę dużo dziewczyn ale żadna nie okazała się odpowiednia. Udałem się do kuchni zrobić sobie kawy. Miałem ochotę poczytać jakąś dobrą książkę. Miałem kilka niedawno kupionych, tak więc pomyślałem, że się zabiorę za jedną z nich.
Kiedy już miałem kawę udałem się półki z książkami, wziąłem jeden z może nie najgrubszych, jednak nie cienkich tomów i z tymi dwoma rzeczami udałem się na taras. Stał tam mój wygodny leżak, a obok niego stoliczek, który był miejscem na kawę i telefon, który niestety musiałem zawsze mieć przy sobie. Dlaczego zawsze? Cóż, życie muzyków do stabilnych nie należy, więc w każdej chwili mogłem dostać telefon z wytwórni, tym bardziej że poszukuje zespołu. Mam trochę zaoszczędzonych pieniędzy więc narazie mi starcza, odkładałem je jak jeszcze grałem w zespole, który po ośmiu latach się rozwiązał. Smutne ale prawdziwe. A ja miałem za dużo wolnego czasu. Kiedy już się zabierałem za czytanie, przerwał mi dzwonek telefonu, którego się swoją drogą wystraszyłem. Lubiłem gdy wokoło mnie panowała cisza i spokój. Z ciężkim westchnięciem położyłem książkę na udach i odebrałem nawet nie patrząc kto dzwoni.
- Słucham? - Zapytałem wpatrując się w okładkę książki.
- Hej Ryo. - Usłyszałem znany mi głos. - Nie przeszkadzam ci?
- Cześć mamo – westchnąłem cicho – Nie, nie przeszkadzasz. Coś się stało, że dzwonisz? - Zapytałem trochę zaskoczony telefonem.
- Nie, nic się nie stało. - powiedziała kobieta. - Dzwonie, żeby zapytać czy byś przyjechał do nas. Nie widzieliśmy się dawno, a bardzo się za tobą stęskniliśmy kochanie. - Powiedziała mama. Uśmiechnąłem się do siebie. Może i nie lubiłem jeździć na wieś, gdzie mieszkali mi rodzice, jednak ja też stęskniłem się za rodzicami tak więc trzeba było coś z tym zrobić.
- Jutro przyjadę mamo. Do zobaczenia. - Powiedziałem i się rozłączyłem za nim rodzicielka zdążyła cokolwiek powiedzieć. Spojrzałem na książkę i westchnąłem. No i znów nie poczytam sobie spokojnie, w domowym zaciszu. Z drugiej strony może się zrelaksuje na wsi...? Pokręciłem głową, dopiłem kawę, wstałem i poszedłem do domu żeby się spakować. Nienawidziłem tego robić, no ale cóż. Skoro już się zadeklarowałem, że przyjadę to to muszę zrobić. Wyciągnąłem walizkę i zacząłem wyciągać ciuchy z szafek.

*

Podróż była długa i męcząca. Mimo klimatyzacji było mi strasznie duszno, na dodatek bolała mnie głowa przez drugą połowę drogi, przez co się nie dało żyć. Kiedy w końcu wyszedłem, mogłem nacieszyć się świeżym powietrzem. Nie na długo jednak, z racji tego, że moja rodzicielka wyszła z domu i objęła mnie na tyle mocno, że prawie mnie udusiła. Może i nie widzieliśmy się dość długo.... No ale żeby od razu dusić własne dziecko?! Kiedy poluzowała uścisk przywitałem się.
- H-hej mamo – Jęknąłem i objąłem kobietę całując ją w policzek
- Ryoga! Tak się ciesze, że do nas przyjechałeś. Myślałam że już nie pamiętasz o starych rodzicach... - Powiedziała niby zbolałym tonem. Wywróciłem oczami, znowu to samo. Odsunąłem się
- Też się stęskniłem. Gdzie tata? - Zapytałem z lekkim uśmiechem idąc do domu za moją mamą. Ta kobieta mnie naprawdę kiedyś wykończy. Kocham ją ale czasem jest naprawdę męcząca.
- Pojechał do sklepu zrobić zakupy. Niedługo powinien wrócić. - Powiedziała kobieta, a ja przytaknąłem. Poszliśmy do kuchni i dostałem duży kubek kawy. Moja mama wiedziała co dobre i między innymi za to ją naprawdę kochałem. Poza tym ze względu na to że jestem jedynakiem, zawsze byłem, jestem i będę jej oczkiem w głowie. Rodzice uwielbiali mnie rozpieszczać. Dlatego nie było problemu żebym założył zespół. Najbardziej jednak nie mogli się pogodzić z faktem, że ich kochany synek się wyprowadza do Tokyo. No ale jakoś w końcu to przyjęli do wiadomości.
- Ryoga. Słuchaj jak do ciebie mówię! - Zwróciła mi uwagę kobieta.
- Przepraszam, co mówiłaś mamo? - Zapytałem posyłając rodzicielce przepraszający uśmiech.
- Pytałam jak tam twoja dziewczyna i czemu z nią nie przyjechałeś. - Na te słowa westchnąłem ciężko i przypomniałem sobie kazanie mojej byłej dziewczyny.
- Wczoraj się rozstaliśmy. Nie była dla mnie odpowiednia. - Wzruszyłem ramionami. Rodzicielka tylko westchnęła i pokręciła głową.
- Ja w twoim wieku.... - Zaczęła, ale jej przerwałem
- Tak, tak. Wiem. Wychowywałaś mnie i byłaś dawno po ślubie. - Powiedziałem. Tyle ża ja nie byłem jak ona i narazie póki co nie chciałem zakładać rodziny, tylko znaleźć kogoś kogo kocham
- No właśnie. Zupełnie nie rozumiem dlaczego nie możesz założyć rodziny. - Od odpowiedzi uratował mnie ojciec, który wszedł do domu. Szybko wstałem i pomogłem mu z torbami. Taki nawyk. Jak byłem mały też tak robiłem
- No nareszcie przyjechałeś synku – Mężczyzna przytulił mnie z uśmiechem – Co u Ciebie?
- Cześć tato – Również się uśmiechnąłem. - W porządku. - Powiedziałem.Ten się zaśmiał
- Jak zwykle rozmowny – Parsknął śmiechem, mój ojciec. Moja mama znów chciała coś powiedzieć ale ja się postanowiłem wymigać
- To... Ja idę się rozpakować! - I szybko pognałem do samochodu po walizki. Zaniosłem je na piętro domu gdzie znajdował się mój pokój. Właściwie nic się w nim nie zmieniło z czego byłem zdecydowanie zadowolony. Rozpakowałem się, rzuciłem na łóżko i sięgnąłem po książkę którą miałem wczoraj zacząć czytać. Nie zdążyłem jednak jej otworzyć bo dobiegł mnie krzyk matki "Ryoga zejdź na obiad". Westchnąłem ciężko i opuściłem głowę w geście załamania. Wstałem i udałem się na obiad.

*

Następnego dnia od rana pomagałem rodzicom. Kiedy w końcu zrobiłem co do mnie należało, poszedłem do pokoju rozpakować się. Ubrań było dosyć sporo, ale o dziwo wszystko się zmieściło. Sprawdziłem maila licząc na wiadomości z wytwórni jednak nic nowego się tam nie pojawiło. Byłem zawiedziony. Chyba przydało by się zmienić wytwórnie... Warunki jakie stawiają stają się coraz bardziej beznadziejne i niedorzeczne. Zrobię to jak tylko wrócę do Tokyo. Zacząłem sprzątać w pokoju z nudów. Do obiadu było jeszcze sporo czasu, który trzeba było jakoś zabić prawda? Niby mogłem zabrać się za tę nieszczęsną książkę, ale nie miałem ochoty czytać czegokolwiek. Tak więc na sprzątaniu zleciał mi czas do obiadu. Kiedy pokój lśnił czystością, matka zawołała mnie i tatę na obiad. Stwierdziłem, że wypadałoby się przejść i pooddychać świeżym powietrzem, więc jakoś pół godziny po posiłku, poszedłem do pokoju, wziąłem niewielką torbę do której wrzuciłem zeszyt, telefon i parę długopisów i wyszedłem z domu, wcześniej informując rodziców. Powoli przemierzałem wieś, aż dotarłem na wzgórze, z którego był piękny widok na okolice. Usiadłem na trawie i podziwiałem widok. Spędziłem tak trochę czasu. W pewnym momencie nawet napisałem piosenkę! Dawno nie czułem się tak wspaniale. Po jakichś dwóch godzinach wstałem i wdrapałem się na samą górę wzgórza. Wyciągnąłem telefon i postanowiłem zrobić zdjęcie temu pięknemu widokowi i podzielić się z fanami na twitterze. Kiedy próbowałem złapać odpowiedni widok mój telefon sam z siebie się wyłączył. Zmarszczyłem brwi niezadowolony i nagle w szkle ekranu zobaczyłem kogoś za sobą. Gwałtownie się odwróciłem.
- Kim jesteś?! - Zapytałem wystraszony.
- Mówią na mnie Yo-Ka...