niedziela, 26 listopada 2017

Porwany książę (Hiro x Cazqui)

Udało się, napisałam <3 
Notke dedykuje Matsu z racji tego, że dwa dni temu były jej urodziny i notka robi za prezent (spóźniony ale zawsze!) <3 I właściwie to też Hiro, bo ma za dwa dni urodziny xD
Co do notki, to sama nie wiem co tu się stało. Miało być trochę inaczej, ale chyba źle nie jest :3 
Miłego czytania, mam nadzieję, że nie ma za dużo błędów ^^

________________________________________________________________


Dwa królestwa miały się połączyć w jedno poprzez ślub… Mimo że królestwa we współczesnej Japonii były zupełnie inne niż kiedyś, to tradycja pozostała. Właściwie to nie same królestwa się zmieniały, to książęta i księżniczki nie były jak dawniej. Jak wiadomo pokolenia się zmieniają, a technika idzie do przodu. Tradycje podobnie. Kiedyś nie wyobrażano sobie kobiety w spodniach, albo w samym bikini na plaży, takie ubieranie się było zarezerwowane dla najniższych warstw społecznych. Podobnie jak mężczyzn niegdyś widziano tylko elegancko ubranych we fraki, a nie jak teraz jeansy z dziurami, luźne koszulki i buty za kostkę. Kobiety zachowują się jak mężczyźni i odwrotnie; Gdy ktoś zasłabnie w mieście niewiele osób się zainteresuje, znieczulica już objęła większość świata, a kiedyś to było nie do pomyślenia. Gdzie się podziały stare czasy, gdy mężczyzna był mężczyzną, a kobieta kobietą?

Młody książę, który księciem wcale być nie chciał siedział w swoim pokoju, na łóżku, oparty o jego ramę z słuchawkami na uszach. Od jakichś piętnastu minut ignorował swojego służącego, który cały ten czas próbował grzecznie poprosić panicza o zebranie się i udanie do swojego ojca. Ostatecznie książę się zdenerwował i pomimo że nic nie miał do swojego służącego to wyrzucił go za drzwi i kazał się odwalić. Wrócił do łóżka, położył się na nim, przykrył kocem, poprawił poduszkę pod głową i zamknął oczy próbując zasnąć. Jego włosy rozsypały się po poduszce i nawet to, że były krótkie tego nie zmieniło. Był taki zmęczony po tych indywidualnych zajęciach. Nie minęło dziesięć minut i drzwi się otworzyły, a do pokoju wszedł ojciec księcia. Ściągnął jego słuchawki i go odkrył.

- Cazqui wstawaj i się szykuj. Po pierwsze przypominam Ci, że dzisiaj jest zorganizowany przeze mnie bal, a po drugie za jakąś godzinę będzie tu król Mana z Hiro. Musisz jakoś wyglądać. – Książę Cazqui aż się skrzywił na tą wieść. On próbował. Naprawdę próbował zaprzyjaźnić się z księciem Hiro, ale cholera, to był człowiek, z którym się nie dało wytrzymać! Był rozpuszczonym, zapatrzonym w siebie bachorem.  Na dodatek był idiotą nad idiotów. Poza tym, to nawet nie jego wina, że ta znajomość nie wychodziła. To Hiro się nad nim znęcał całe życie, a on nawet nic mu nie zrobił, jedynie chciał się dogadać z nim oraz Satoshim, którzy jednak mieli inną wizje świata i traktowali Cazquiego inaczej.

- I pamiętaj. Musisz dzisiaj kogoś wybrać. Najlepiej żeby to był ktoś z naszych zaprzyjaźnionych rodzin. Musisz przejąć królestwo. Dobrze wiesz, że to bardzo ważne dla pozycji naszej rodziny. Może i czasy się zmieniają, ale nie to. – Białowłosy skrzywił się nieładnie. Ciągle słyszał od swojego ojca „pozycja rodziny”, „władza”, „znaleźć sobie kogoś” i tak w kółko. Niedobrze już mu się od tego robiło. Cazqui wolał muzykę i swoją gitarę, na której grał od paru lat. Miłość inna niż do muzyki nie była dla niego interesująca. Gackt może i to rozumiał, ale były sprawy ważne i ważniejsze. Książę i jego zainteresowania były ważne, jednak ponad jego dobro było postawione królestwo. Nic tu się nie dało zmienić w tej kwestii. Tak było i tak jest. Książę niemiał wyjścia, musiał się dostosować, bo urodził się w takiej rodzinie, a nie innej.

W końcu dla świętego spokoju, żeby pozbyć się ojca z własnego pokoju, przebrał się w oficjalne rzeczy dostarczone do jego pokoju i z telefonem w ręku poszedł do salonu, gdzie od razu rozłożył się na dużej sofie. Na korytarzu mignął mu jego ojciec, który widząc, że białowłosy jest rozłożony na kanapie rzucił mu karcące spojrzenie. W końcu książęta tak nie siedzą. Jednak nie przejął się tym i pogrążył w rozmyślaniu o tym głupku, z którym będzie zmuszony wytrzymać przez kilka dni. I nie mógł uciec, bo ojciec by mu urwał głowę. Hiro miał za niedługo pojawić się w królestwie. Jakoś tak przez te wszystkie myśli zasnął. Obudziło go lekkie potrząsanie. Usiadł kląc na osobę, która śmiała go w ogóle dotknąć i przerwać jego drzemkę. Już zaczął wymyślać odpowiednie konsekwencje za taką zniewagę. Jednak, gdy zobaczył przystojnego młodego mężczyznę to aż zaniemówił. Kiedy dłużej się przyglądał twarzy przybysza zorientował się, do kogo ona należy i z przerażeniem stwierdził, że to był Hiro. Nie mógł w to uwierzyć. Strasznie się zmienił.

- Hej Cazqui. – Uśmiechnął się przyjaźnie czarnowłosy. Wyglądał zupełnie inaczej. Kiedyś miał „jeżyka” i brodę i ogólnie rzecz biorąc był obleśny, a na dodatek nie miał ani jakichkolwiek mięśni a ni mózgu. Teraz miał długie czarne włosy, po brodzie nie było nawet śladu, czarną koszulę, która opinała jego ładnie wyrobione mięśnie, nie wiedział jednak czy zmądrzał i mózg mu wrócił, ale to wyjdzie w praniu. W każdym razie, jak kiedyś Cazqui nie dotknąłby go końcem pożyczonego kija od szczotki, tak teraz miał wrażenie, że byłby na każde jego skinienie. Tak wyglądał zdecydowanie lepiej i dojrzalej. No i oczywiście wyprzystojniał. A na dodatek zaczął być „w jego typie”. Cazqui zdawał sobie sprawę, że nigdy go kobiety nie pociągały i zdecydowanie całą uwagę poświęcał tej samej płci. Jego ojciec oczywiście o tym wiedział. Dlatego na przyjęciu mieli być tylko książęta, a nie księżniczki.

- Hiro. – Mruknął białowłosy. Jednak nie zdążył powiedzieć nic dalej, bo do salonu wszedł jego ojciec wraz z ojcem Hiro. „Dlaczego akurat oni muszą się przyjaźnić?” Pomyślał książę i westchnął ciężko. Owszem, lubił Manę. W ręcz, uwielbiał. Ale Hiro nie znosił i nic nie dało się na to poradzić, bo ten tylko go ranił przy każdej możliwej okazji. Ostatnimi czasy Mana przyjeżdżał sam, więc Cazqui miał szanse z nim spędzić sporo czasu. Udawało mu się przez kilka lat unikać Hiro. Ale naprawdę był w szoku, gdy zobaczył go aż tak odmienionego. Mana podszedł do mnie i przytulił mnie mocno.

- Dobrze cię widzieć Cazqui. – Powiedział i uśmiechnął się delikatnie.

[Hiro]

Widząc Cazquiego drzemiącego na kanapie nie mogłem oderwać od niego wzroku. Wyładniał, ściął swoje długie białe włosy (Za czym właściwie tęskniłem). Zawsze mi się podobał, ale teraz uważałem go za najpiękniejszego na świecie. Chyba nigdy nie wiedziałem jak zainteresować go swoją osobą, więc ciągle mu dokuczałem.

Jego ojciec wysłał mnie do niego żebym go obudził i się z nim przywitał. Tak też zrobiłem, chociaż z wyrzutami sumienia, bo był naprawdę słodki jak spał. On nie był zadowolony wręcz wściekły, ale gdy mnie zobaczył to był zaskoczony. Przywitałem się, uśmiechając do niego. Był naprawdę wspaniały. Idealny w każdym calu. Chyba oddałbym wszystko, żeby mnie polubił, a najlepiej – pokochał.

Byłem już ubrany w eleganckie ubranie dostosowane do balu, który miał się zacząć za niecałe trzy godziny. Mój ojciec sam mi je zaprojektował. Cieszyłem się, że Cazqui tym razem był w domu i mogłem się z nim spotkać. Z resztą nie bez powodu ojciec zabrał nie ze sobą. Powiedziałem mu, że Caz mi się podoba. Dostałem od niego kilka rad i on sam powiedział, że spróbuje pogadać z królem Gacktem na ten temat. Pisali ze sobą regularnie i ojciec powiedział mi po pewnym czasie, że Cazqui na pewno nie jest hetero. Tak szczęśliwy jak wtedy chyba nigdy nie byłem. Chciałem zrobić wszystko, żeby zdobyć serce księcia. Kiedy mój ojciec przywitał się z Cazquim, po czym wrócił do Gackta to usiadłem przy nim i spojrzałem na niego 
uważnie.

- Słyszałem od mojego ojca, że podobno grasz na gitarze. – Uśmiechnąłem się przyjaźnie.

- Gram – Odpowiedział zimno. Było mi smutno, że był dla mnie taki, a nie inny.

- Ja śpiewam – Powiedziałem. Rozmowa wyjątkowo się nie kleiła.

- Cazqui! – Ojciec białowłosego razem z moim ojcem podeszli do nas. Mana uśmiechnął się do mnie delikatnie. – Oprowadź Hiro. Trochę się pozmieniało od jego ostatniego pobytu tutaj. – Powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- Dobrze mruknął i spojrzał na mnie wstając z miejsca. Powtórzyłem jego ruchy. – Chodźmy. – Ruszył przed siebie. Poszedłem za nim w ciszy. On mi opowiadał krótko, co się pozmieniało. W końcu zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju. Wszedłem za nim, zamykając za sobą drzwi. Był on urządzony w czerni i bieli. Po chwili zorientowałem się, że to pokój Cazquiego.

- Zmieniłeś się Hiro. Nie jesteś tak dziecinny jak kiedyś – Usłyszałem. Usiadłem na krzesełku przy biurku, na którym był rozłożony sprzęt.

- Każdy musi kiedyś dorosnąć. – Powiedziałem. – Dawno się nie widzieliśmy nie sądzisz?

- Tak… - Pokiwałem głową.

- Więc mówisz że śpiewasz? A jakiej muzyki słuchasz? – Zapytał. No i dzięki temu naprawdę dobrze nam się rozmawiało przez ponad dwie godziny. Prawie spóźniliśmy się na bal. Nasze relacje zmieniły się o 180 stopni. Ale to dobrze. Strasznie cieszyłem się, że tak wyszło. Przekonałem Cazquiego do siebie.
Stanąłem obok swojego ojca który jeszcze poprawił mi ubranie. Caz poszedł do swojego, był zadowolony i nawet współpracował. Westchnąłem cicho patrząc na białowłosego.

- Widzę, że usychasz z tęsknoty. – Usłyszałem przy uchu i podskoczyłem. Mój ojciec bywał czasami straszny.

- C-co? – Zapytałem zaskoczony. – Bez przesady… Po prostu… Dogadałem się z nim i się cieszę. – Powiedziałem speszony.

- Wiem, że go kochasz. Rozmawialiśmy o tym. Po prostu zrób wszystko, żeby był twój – Przytulił mnie i ruszyliśmy do sali tak jak wszyscy zebrani. Usłyszałem jak mnie ktoś woła i poczułem jak skacze mi na plecy Satoshi ze śmiechem.

- Hirooooo! – Zawołał. Zakryłem mu usta i postawiłem go na jego własnych nogach. Mój ojciec pokręcił głową i czekał na mnie posyłając mi znaczące spojrzenie i spinając głową w stronę gdzie stał Gackt.

- Cześć Sato. Idziesz z nami? Gdzie twój ojciec? – Zapytałem

- Nie no. Przyszedłem się tylko przywitać. Wiesz… Mam narzeczonego ze sobą i chciałem ci go przedstawić. – Powiedział z szerokim uśmiechem.

- Oh? Czyżby to ten słynny narzeczony co mi o nim ciągle piszesz? – Zaśmiałem się, gdy Satoshi zabrał mnie ze sobą. Mana wywrócił oczami i poszedł z nami. Nie miał wyjścia, wolał mieć mnie na oku, no i nie chciał też sam stać. A poza tym dawno się nie widział z Patą. Minęliśmy kilka osób i moim oczom ukazał się Pata rozmawiający, no właśnie, z uroczym, delikatnym chłopakiem. Mój przyjaciel podbiegł do tej dwójki i objął słodkiego chłopaka i pocałował go w policzek. Ujął jego rękę i podszedł z nim do mnie. Byłem naprawdę zaskoczony, że Satoshi jest z kimś tak delikatnym. A przynajmniej na pierwszy rzut oka.

- Hiro, to jest mój narzeczony Yuuki – Wskazał na swojego partnera – Yuuki, to jest Hiro. Mój najlepszy przyjaciel. – Przedstawił nas. Ukłoniłem się grzecznie, on również.

- Cieszę się, że jesteście szczęśliwi. I że nareszcie mogłem cię poznać – Uśmiechnąłem się szeroko do drobniejszego chłopaka. Ten odezwał się pierwszy raz od kiedy tu byliśmy.

- Ja też się cieszę. Mam nadzieję, że też się zaprzyjaźnimy – Uśmiechnął się delikatnie.

- Hiro idziemy. Jak Gackt nas zawoła i nas nie będzie to nie będzie dobrze – Powiedział mój ojciec zjawiając się przy moim boku. Ujął mnie pod ramię i zaczął ciągnąć w stronę poprzedniego miejsca. Widziałem zaskoczone spojrzenie Yuukiego gdy zobaczył mojego ojca. No tak… Był jednym z bardziej znanych projektantów w Japonii, tak poza byciem królem. Wcale nie zdziwił mnie jego wzrok. Pomachałem im i poszedłem za ojcem. Znaleźliśmy się w dużej sali. Na środku nie za wysokiego podestu stał król Gackt i przemawiał, a u jego boku Cazqui. Po chwili wszyscy zaczęli mu bić brawo. Usłyszeliśmy też, że Cazqui miał ogłosić z kim chce się zaręczyć. Oczywiście była cała lista kandydatów na męża. Na tą informację cały się spiąłem, jednak Mana położył rękę na moim ramieniu z uśmiechem, uświadamiając mnie, że mnie zgłosił. Trochę mi ulżyło, ale i tak, robienie takich rzeczy za moimi plecami było nie na miejscu dla mnie.
W każdym razie wyszło jakimś cudem tak, że pierwszy taniec na balu był mój i Caza. Byłem zadowolony z takiego przebiegu wydarzeń. Tańczyliśmy naprawdę jak idealnie dopasowani do siebie.

- Nie spodziewałem się, że się zgłosisz na kandydata na mojego przyszłego męża. – Powiedział rozbawiony.

- No widzisz. Potrafię zaskoczyć. A tak szczerze mówiąc, ja się dowiedziałem o tym dziesięć minut temu – zaśmiałem się. Widziałem jego zaskoczenie. Po tej piosence dołączyli inni. Zeszliśmy z Cazquim i wzięliśmy po kieliszku szampana i wypiliśmy go razem. Potem powiedziałem, żeby dał też szanse innym. Chociaż to było bardzo niechętnie z mojej strony. Miałem wrażenie, że z jego też no ale już.

[Cazqui]

Martwiłem się że Hiro odszedł gdzieś gdy w momencie gdy wszyscy się zebrali w dużej sali i mój ojciec przemawiał, nie mogłem go wyłapać spojrzeniem. Naprawdę się denerwowałem. Jednak gdy zauważyłem, jak ktoś przeciska się przez tłum i zobaczyłem Mane i właśnie Hiro. Kamień spadł mi z serca.
Nasz taniec też był niesamowity. Kiedy Hiro mnie wysłał do reszty „kandydatów na męża” niechętnie poszedłem w ich stronę. Ale każdemu czegoś brakowało. Jeden nie miał mięśni jak Hiro, drugi oczu Hiro, trzeci włosów Hiro i każdy z nich nie miał tego czegoś co miał Hiro. I w ogóle, żaden z nich nie dorastał mu do pięt. No i nie był Hiro.

Gdy tylko znowu złapałem Hiro to wkręciliśmy się w kolejną rozmowę. Potem znowu zostałem poproszony do tańca. Zrobiło mi się gorąco ale posłusznie poszedłem z nim. Przetańczyliśmy kolejną piosenkę. Chciałbym z nim przetańczyć całą noc. To było przyjemne jak nigdy. Nienawidziłem tańczyć, jednak z Hiro to nie był taniec…. Tylko lot. Wspaniałe uczucie. Po trzeciej piosence przeprosiłem Hiro i udałem się do ojca. Widziałem, że patrzy na mnie smutno gdy tak mu uciekłem. Powiedziałem ojcu że wybrałem. Wybrałem Hiro. On się uśmiechnął i powiedział, że zaraz to ogłosi. Byłem podekscytowany. Odszukałem Hiro wzrokiem i zobaczyłem go z Satoshim na którego kolanach siedział różowo włosy chłopak. Uśmiechnąłem się. No kto by się spodziewał, że to on znajdzie sobie kogoś szybciej od Hiro.

Po pół godzinie, równo o północy mój ojciec ogłosił, że kogoś wybrałem. Uśmiechnął się szeroko, chociaż zawsze mu mówiłem, że nie powinien tego robić, bo to było straszne, po czym zawołał Hiro i powiedział, że to właśnie on zostaje moim narzeczonym. Wszyscy byli zaskoczeni, z Hiro włącznie. Gackt zawołał go do siebie i przytulił zadowolony, że nareszcie zmądrzałem i kogoś będę miał. Potem do Hiro przytuliłem się ja i pocałowałem go czule. Wszyscy zaczęli gwizdać. Mój ojciec od razu powiedział, że dostaniemy jedną z jego posiadłości.

Wtedy drzwi otworzyły się z trzaskiem. Tłum się rozstąpił i zobaczyliśmy mężczyznę o długich, czarnych, prostych włosach sięgających niemal do kolan. Miał podkrążone oczy i rozbiegany wzrok. Jego ubranie było specyficzne i całe w czerni, a na dodatek był na boso. Król Gackt stanął przed naszą dwójką, a Hiro sam objął mnie, pod takim kątem, że zasłonił mnie swoim ciałem, ale jednocześnie obserwował mężczyznę.

- Proszę, proszę.  Dzieciątko naszego władcy wychodzi za mąż – Parsknął śmiechem czarnowłosy – Jakie to rozczulające… Jednak muszę cię zmartwić. Tron przejmę ja – Powiedział naprawdę donośnym głosem jak by mówił przez megafon. Zadrżałem. Hiro ścisnął moją rękę pewnie.

- Nawet nie myśl o tym – Powiedział Gackt równie potężnie – Odejdź. Nie chce widzieć cię więcej na oczy – Powiedział z pogardą, krzywiąc się.

- Oh, nie musisz chcieć. Strzeż się. Będziesz żałował że mnie zbagatelizowałeś. – Roześmiał się przerażająco i jak szybko się pojawił tak szybko zniknął. Zadrżałem.

- Wszystko w porządku Cazqui? – Zapytał Hiro tuląc mnie do siebie. Wtuliłem się w niego

- Tak. Co to w ogóle było? – Zapytałem i wzdrygnąłem się. Telefon mojego ojca się rozdzwonił. Odebrał. Chwile rozmawiał, widziałem, że jest podenerwowany.  Kiedy się rozłączył to odsunąłem się od Hiro i podszedłem do niego. Był blady jak ściana. – Co się stało? – Zapytałem poważnie. Byłem zmartwiony.

- On nie żartował. Zaczął mordować służbę w naszym starym zamku. Musze tam jechać! – Powiedział. Mana do nas podszedł. – Mana zajmij się przez trochę tym zamkiem, Cazqui wie…

- Nie. Ja jadę z tobą – Powiedziałem uparcie. – Nie ma mowy że pojedziesz sam.

- Caz… - Zaczął Gackt.

- Nie. Nie mam zamiaru cie stracić – Powiedziałem.

- No dobrze… Jedźmy. – Powiedział. Odwróciłem się i pocałowałem Hiro, po czym miałem odejść jednak mój nowy narzeczony mnie zatrzymał.

- Stój – Powiedział. Wyciągnął coś z kieszonki i założył mi na szyję. Wziąłem to do ręki i otworzyłem. Zobaczyłem po jednej stronie jego, a po drugiej swoje zdjęcie. – Zatrzymaj to – Pocałował mnie i przytulił mocno. – Zadzwoń jak dojedziesz.

- Dobrze Hiro. – Powiedziałem i ruszyłem za ojcem. Wsiedliśmy do samochodu. Nasz szofer-ochroniarz zawiózł nas do drugiej posiadłości. Jednak w pewnym momencie zatrzymaliśmy się gwałtownie. Zobaczyliśmy na środku drogi tego samego czarnowłosego.

- Zostań tu Cazqui. I pod żadnym pozorem nie wychodź. – Powiedział i sam wysiadł. Ruszył przed siebie. Coś mówił jednak zrobił w pewnym momencie krok do przodu i mężczyzna zamienił się w coś potwornego. Po chwili zobaczyłem mojego ojca padającego na kolana i na ulice. Wysiadłem szybko z samochodu, ignorując strach i pobiegłem do niego. Nie zdążyłem jednak bo złapały mnie silne dłonie. Szofer próbował mi pomóc jednak mężczyzna rzucił nim o samochód, po czym zabrał mnie. Sam się szarpałem jednak nie dało to efektów. Niedługo potem znaleźliśmy się w posiadłości która należała do mojego ojca.

- Żebyś przestał być problematyczny… - Rzucił mnie przed siebie. Ktoś podszedł i złapał mnie za ramiona żebym nie uciekł. Niestety nie miałem tyle siły żeby się uwolnić. Po chwili zobaczyłem jakieś iskry lecące w moją stronę. Zacząłem się czuć dziwnie. Po chwili zdałem sobie sprawę że nie jestem w swoim ciele… Byłem cholernym ptakiem. – Teraz już mi nie przeszkodzisz – Parsknął. – Jeśli będziesz stać na jeziorze gdy księżyc będzie oświetlał jego tafle to chwilowo będziesz człowiekiem. Żebyś y nie było ci tak lekko. – Powiedział uśmiechając się okrutnie.

[Hiro]

Mana rozmawiał z kimś przez telefon bardzo zdenerwowany. Rozmowa trwała koło 5 minut. Chodziłem i patrzyłem na ojca równie zdenerwowany co on. Nie wiedziałem co się stało ale czułem że to było coś naprawdę złego. Nie myliłem się. Mana gdy tylko się rozłączył to usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach

- Co się stało!? – Zapytałem zdenerwowany siadając przy nim i przytulając go. Czy dowiedział się czegoś na temat Gackta i Cazquiego?

-Gackt jest w szpitalu… - Powiedział, a ja zbladłem – Cazqui… On zniknął. – Powiedział zdławionym głosem.

- Co?! Jak to zniknął?! – Zawołałem w panice. – Nie mógł tak po prostu zniknąć! To na pewno tamten dupek go zabrał – Syknąłem wściekły. – Ale co ja mam teraz zrobić? –Jęknąłem. Tym razem to Mana mnie przytulił mocno i pocałował w czoło.

- Cii Hiro. Spokojnie. Znajdziemy go. – Mówił do mnie spokojnie i gładził mnie po włosach. Do pokoju wszedł Satoshi i Yuuki.

- Hiro strasznie nam przykro - Powiedział. Mana mnie puścił. Podszedłem do Satoshiego i przytuliłem do niego. Yuuki położył mi rękę na ramieniu.

- Jedziecie ze mną do szpitala? Chce się dokładnie dowiedzieć od Gackta co się stało – Powiedział Mana. Przytaknęliśmy. Kiedy wychodziliśmy Mana lekko ujął kosmyk włosów Yuukiego. – Bardzo ładnie wyglądasz w tym różu – Powiedział uśmiechając się lekko. Yuuki uśmiechnął się speszony i zarumienił, po czym podziękował. Uśmiechnąłem się lekko. Mój ojciec taki był. Potrafił wytworzyć w około siebie oazę spokoju, nawet w najbardziej nerwowej sytuacji.

Kiedy weszliśmy do szpitala to ludzie wbiegali do sali Gackta. Weszliśmy również szybko niestety niemal od razu wyrzucono nas z sali. Usłyszałem jak jeszcze przy ostatnim wydechu mówi „Potwór!” po czym na monitorze kontrolującym czynności życiowe, pojawiły się proste linie. Zaczęli go reanimować. Mana był załamany. Po chwili wyszedł lekarz i poinformował nas o śmierci króla. Wszyscy byliśmy załamani. Pod biegł do nas szofer który wiózł Caza i Gackta. Zerwałem się i złapałem go za przód koszuli.

- Czemu nic nie zrobiłeś?! – Syknąłem. Miałem go uderzyć, ale moją rękę złapał Satoshi. Odsunął mnie od wystraszonego i załamanego mężczyzny.

- Robiłem… Nic to nie dało – Powiedział zdławionym głosem. Wyciągnął w moją stronę rękę. Trzymał w niej coś. Wyciągnąłem przed siebie dłoń i odebrałem co miał. Był to wisiorek który dałem Cazquiemu i komórka Gackta. Ścisnąłem w dłoni obie rzeczy. Spojrzałem na Satoshiego.

- Pomożesz mi go poszukać? Musimy przetrzepać całe miasto. Musze znaleźć Caza. – Powiedziałem zdesperowanym głosem.

- Oczywiście. – Powiedział poważnie. Spojrzał na Yuukiego który przytulił się do jego ramienia.

- Pojedziemy dzisiaj wieczorem już. Przygotuje nas. Weź swoje auto. - Powiedziałem. – Tato… - Zacząłem.

- Jedź. Podwieź Satoshiego i Yuukiego. Zadzwoń do Koziego jeśli możesz. Potrzebuje kogoś z kim będę mógł pozałatwiać formalności związane z pogrzebem – Powiedział. Przytaknąłem. Tak też zrobiłem.
Wieczorem spotkałem się z Satoshim na obrzeżach miasta. Mieliśmy w pierwszej kolejności sprawdzić posiadłości Gackta. Ja miałem pojechać do tej, którą miał oddać mi i Cazquiemu, Sato pojechał do tej drugiej. Wręczyłem mu broń na wszelki wypadek.

Pojechałem do tamtej posiadłości. Zatrzymałem się kawałek dalej i zacząłem szukać. Przy jeziorze zobaczyłem pięknego łabędzia. Zatrzymałem się i patrzyłem na niego.

[Cazqui]

Byłem naprawdę nieszczęśliwy. Byłem tu dwie godziny. Jednak poznałem trzy wspaniałe osoby, na które również zostały rzucone klątwy. Ich też porwali, jednak nie szukano żadnego z nich. Było mi naprawdę szkoda ich. Mnie pewnie już szukał Hiro… Ale wracając. Poznałem Masę, Natsu oraz Daichiego. Masa został żabą, Natsu żółwiem, a Daichi niewielkim ptakiem. Naprawdę się dobrze dogadywaliśmy. Próbowali mnie pocieszyć i wierzyli, że Hiro mnie znajdzie i pozbędzie się Tatsuro – bo tak się nazywał mężczyzna który nas porwał. Siedziałem wieczorem w postaci łabędzia przy brzegu, czekając na wschód księżyca, gdy nagle Daichi pojawił się i powiedział, że obserwuje nas jakiś mężczyzna. Kiedy wskazał nam konkretny kierunek to aż mi się zrobiło gorąco, gdy zobaczyłem kto tam stoi. Hiro. Akurat księżyc pojawił się na tafli. Szybko poleciałem na konkretne miejsce. Zamieniłem się w człowieka. Pobiegłem szybko do Hiro i rzuciłem mu się w ramiona.

- Wiedziałem, że mnie znajdziesz – Powiedziałem cicho. – Ale nie możesz tu być. Bo on cie zabije – Oczy mi się zaszkliły.

- Cii…. Zabiorę cię – Powiedział.

- Ja… On rzucił na mnie klątwę. Tylko Obietnica miłości mi może pomóc. A uciec nie mogę. Tylko na tym jeziorze mogę zmienić się w człowieka – Powiedziałem z goryczą.

- Zabije go. Zobaczysz. Uratuje cię. – Powiedział. – Caz. Pojaw się jutro w zamku. Tam złoże przysięgę. Skoro możesz się zmienić w człowieka to spróbuj tam dotrzeć.

- Dobrze, ale teraz odejdź. Błagam. Nie chcę żeby zrobił ci krzywdę. – Nachylił się i mnie pocałował po czym założył mi wisior, który musiałem zgubić gdy mnie porywał Tatsuro.

- Do zobaczenia najdroższy – Powiedział Hiro po czym wrócił skąd przyszedł.

- Cazqui! – Usłyszałem wołanie zaraz potem. Przekląłem. Po chwili zobaczył czarnowłosego, który uśmiechnął się szeroko – Tu jesteś… Mam wrażenie, że słyszałem głos tego gówniarza – Powiedział zimno. – Możesz mi to wytłumaczyć? - Podszedł do mnie i dotknął mojego ramienia. Odepchnąłem go.

- Zajmij się swoim życiem. Moje i tak już rozwaliłeś – Skrzywiłem się patrząc na niego z pogardą. On chwilę mi się przyglądał po czym skrzywił się.

- Oczywiście, że tu był. – Syknął. – Ale ty nigdzie nie idziesz książątko – Powiedział i zerwał mój naszyjnik który odzyskałem.

- Nie! – Rzuciłem się za nim ale na próżno. Oczy zaszły mi łzami. Nie… Nie mógł mi tego zrobić.

- Mój służący pójdzie za ciebie. To jemu złoży obietnice miłości, nie tobie. A wtedy ty umrzesz! Twój ukochany cie zabije – Roześmiał się.

- Nie… - Powiedziałem zdławionym głosem. Chciałem spokoju w ramionach Hiro. A nie psychopaty który grozi mi śmiercią z rąk Hiro. Mężczyzna poszedł gdzieś. A ja niedługo później ponownie przybrałem formę łabędzia. Nie podejrzewałem jednak, że sługa Tatsuro mnie złapie i zabierze do zamkniętej okrągłej wieży-lochu w której znajdowała się woda i mnie tam zamknie.

Byłem załamany. To mój koniec. Jednak w wodzie ni stąd ni z owąd pojawił się Masa

- Pomożemy ci. Musisz dotrzeć na ten bal – Powiedział i wrócił do wody. Minęła noc, potem pół dnia i nastało późnie popołudnie, w ręcz wieczór. Drzwi się otworzyły.

- Wybacz że musiałeś czekać. Leć do Hiro zanim będzie za późno! – Powiedzieli i życzyli powodzenia. Cała nadzieja w mojej szybkości. Niestety. Nie miałem jak dostać się do zamku.  Za każdym słowem Hiro do tego sługi, który udawał mnie coraz bardziej słabłem. Ostatecznie gdy złożył przysięgę to upadłem przed wejściem do budynku.

[Hiro]

Mana przygotował cały bal. Pomagał mu Kozi, z którym ewidentnie się zżyli. Cieszyłem się ich szczęściem, bo ojciec nienajlepiej przeżył śmierć przyjaciela. Jednak Kozi był przy nim i go wspierał.

Do balu zostało jeszcze trochę czasu, a ja pomagałem dopiąć wszystko na ostatni guzik. Kiedy pojawił się Cazqui zaparło mi dech w piersi. Był piękny. Nie musiałem już długo czekać. NA samym początku balu postanowiłem to zrobić. Złożyć przysięgę. Dla mojego ukochanego wszystko. Jednak gdy złożyłem przysięgę do końca to było coś nie tak. Pojawił się czarnowłosy czarnoksiężnik.

- Trzeba było mnie słuchać głupcze. – Cazqui zmienił się w zupełnie inną osobę. Zadrżałem przerażony. Nie. – Twoje książątko nie żyje bo złożyłeś przysięgę nie jemu, a komuś innemu - Psychodeliczny śmiech rozniósł się po sali. Zacząłem drżeć

- Nie! To nie może być prawda – Powiedziałem rozdygotany. Wszyscy tylko nie mój Cazqui. Drzwi się otworzyły i na posadce zobaczyłem leżącego łabędzia. Natomiast długowłosy zamienił się w coś nie do opisania. Wszyscy zaczęli uciekać pod ściany. Jedynie Satoshi podrzucił mi miecz i sam wziął drugi. Rzuciliśmy się na niego w tym samym czasie, znienacka. Nie spodziewał się tego i dwa miecze przebiły go na wylot. Krew trysnęła. Upadł. Pobiegłem do mojego ukochanego.

- To dla ciebie przeznaczona była ta obietnica – Rozpłakałem się.

- Nie jest jeszcze za późno. – Mały ptak pociągnął Hiro za koszule. Ten był zaskoczony – Zabierz go do jeziora. Może jeszcze uda się go uratować! – Powiedział. Błyskawicznie się zebrałem i pojechałem tam szybko z łabędziem w ramionach. Teraz nic innego się nie liczyło. Tylko zdrowie Cazquiego. Po kilku minutach byliśmy nad jeziorem. Wypadłem z samochodu i ostrożnie zabrałem łabędzia do wody. Przez chwilę nic się nie dzieje. Przy brzegu widziałem tego samego ptaka, który mnie instruował, żabę oraz żółwia. Patrzyli w naszą stronę.

Nagle dookoła łabędzia zaczęła pojawiać się jasna poświata. Byłem zaskoczony ale nie wypuściłem łabędzia z rąk. Zamknąłem oczy bo światło było oślepiające. Gdy zniknęło, w moich ramionach zobaczyłem Cazquiego. Już jako człowieka. Całego i zdrowego.

- Hiro. Hiro uratowałeś mnie – Powiedział słabo i się mocno wtulił w moje ramiona – Tak się cieszę.

- Tak kochany. Już jest dobrze. Jesteśmy razem. Chociaż prawie cię straciłem. Tak się cieszę, że udało mi się. Nie wiem co bym zrobił…. – Urwałem. Po prostu objąłem go mocniej i pocałowałem czule.

- Ciii… Wiem. Ale udało ci się. – Cazqui pogłaskał mnie po policzku. Usłyszeliśmy jakieś ucieszone głosy za sobą. Odwróciliśmy się w tamtą stronę. W miejscu gdzie chwilę wcześniej stały zwierzęta, teraz stało trzech przystojnych młodzieńców. Byli oni szczęśliwi i w tym momencie spojrzeli na nas. Ukłonili się

- Dziękujemy ci za ratunek, również. – Powiedzieli. Poszliśmy do brzegu razem z Cazem.

- Jak to? – Zapytałem gestem ręki każąc im się podnieść.

- Odczarowując Cazquiego i zabijając Tatsuro odczarowałeś nas. – Powiedział jeden z dwóch niższych młodzieńców – Jestem Masa. – Przedstawił się – To Natsu – Pokazał na chłopaka będącego jego wzrostu.

- Ja jestem Daichi – Powiedział ostatni z nich z uśmiechem. Rozpoznałem ten głos. Należał do tego ptaka, który wskazał mi co powinienem zrobić.

- Zostaniecie z nami? – Zapytał Cazqui. – Mam u was dług wdzięczności. – Mój ukochany puścił moją rękę i objął każdego z nich po kolei.

Wróciliśmy w piątkę do posiadłości mojego ojca, gdzie wszystko się uspokoiło. Mana znalazł ubrania dla nas wszystkich.

Na sali zatrzymałem wszystko i wzniosłem toast.

- Za Cazquiego, którego kocham najbardziej na świecie, bez którego moje życie nie miałoby sensu. – Nachyliłem się i pocałowałem go – Kocham cię piękny. Jesteś najwspanialszym co mi się w życiu przytrafiło. 

– To już powiedziałem ciszej tak żeby tylko on to usłyszał. Dookoła rozbrzmiewały oklaski i wiwaty na naszą cześć.

- Kocham cię Hiro. Nigdy nie myślałem, że w ogóle kiedykolwiek poznam to uczucie jakim jest miłość. Dziękuję. – Uśmiechnął się do mnie ślicznie. Odetchnąłem i pocałowałem go czule.