sobota, 31 marca 2018

Szczęście Tsurugiego (Ryoga x Tsurugi) (RAZOR)

Myślałam że nigdy tego nie skończę. Chociaż nie jestem zadowolona z tej notki no ale jest!
Mam nadzieje, że nie ma jakichś okropnych błędów a jak tak to przepraszam ;-;
Miłego czytania ( Mam nadzieje, że takie będzie)

________________________________________________________


[Tsurugi]

- Mao… Wiesz… - Zacząłem niepewnie stojąc naprzeciwko niego, wbijając wzrok w swoją dłoń i bawiąc się palcami. Byłem strasznie zestresowany. To był najważniejszy moment mojego życia – Mao, kocham cie. Proszę zostań moim chłopakiem. – Powiedziałem cicho.  Kiedy dłuższą chwilę staliśmy w milczeniu, w końcu się przełamałem i popatrzyłem na niego. Stał i patrzył na mnie zszokowany.

- Tsuru… - Powiedział w końcu. Zamrugał parę razy. – Daj mi trochę czasu. Musze to przemyśleć. – Powiedział, wyminął mnie i poszedł prawdopodobnie do garderoby. Osunąłem się po ścianie i patrzyłem tempo w przestrzeń. Oddychałem głęboko starając się uspokoić. Tsurugi oddychaj. Nie może być źle. Pomyśli i się zgodzi. Będziecie szczęśliwą parą. W końcu po kilkunastu minutach wstałem i poszedłem w ślady mojego obiektu westchnień. Zaraz graliśmy przedostatni koncert w tej trasie.

Minęły dwa długie dni. Dzisiaj był finał naszej trasy. Byłem niesamowicie podekscytowany. Chciałem jak najszybciej zagrać i iść świętować z przyjaciółmi. Jednak jedna, przypadkiem usłyszana rozmowa zrujnowała mi całe życie.

Szedłem akurat po kawę w drugą część budynku, ponieważ po naszej stronie automat do kawy się popsuł. Była to część dużo mniej używana i odwiedzana od tej, w której znajdowaliśmy się. Szedłem przez korytarz zamyślony do momentu, gdy usłyszałem dwa męskie głosy – niewątpliwie należały one do Mao i Mizukiego. Zatrzymałem się przed rogiem.

- Mao-chan – Usłyszałem słodki głos drugiego gitarzysty. Nie wiedzieć, czemu zrobiło mi się niedobrze na barwę tego głosu. I jeszcze to „Mao-chan”. Ugh.

- Tak? – Przez chwile słyszałem tylko ich oddechy.

- Słyszałem jak ostatnio rozmawiałeś z Tsurugim. – Powiedział znacząco – Niech nawet nie próbuje ci mnie odbierać. – Dodał głosem przesyconym jadem.

- Mizu-chan. Nie żartuj. On nawet ci nie dorasta do pięt. Jesteś zdolniejszy, piękniejszy i to na tobie mi zależy. Poza tym myślisz, że chciałbym być z takim dziwakiem? – Parsknął śmiechem – Nigdy w życiu!
Kiedy tylko to usłyszałem poczułem się jak gdyby ktoś mnie uderzył. Klatka piersiowa mnie bolała, zrobiło mi się duszno i słabo. Szybko zawróciłem powstrzymując łzy i szloch. Najszybciej jak się dało znalazłem się w łazience gdzie zacząłem płakać. Dobrze, że jeszcze mnie nie malowali. Po dobrych dwudziestu minutach udało mi się, jako-tako uspokoić. Opłukałem twarz wodą i wróciłem do garderoby gdzie zajęła się mną wizażystka. Cały czas unikałem Mao i Mizukiego. Chociażby to było nawet spojrzenie rzucone w moją stronę. Patrzyłem się w dal.

Na koncercie wcale nie było lepiej. Pomyliłem się kilka razy, prawie spadłem ze sceny i zerwałem dwie struny. Pod koniec już nie mogłem. Widziałem spojrzenia, jakie wymieniali między sobą Mao i Mizuki i to jak w końcu się przy ostatniej piosence pocałowali namiętnie. Wypuściłem gitarę z rąk i wybiegłem na backstage. Potem zebrałem w ekspresowym tempie swoje rzeczy wrzucając wszystko do torby i wybiegłem. Biegłem tak szybko jak mogłem, a po moich policzkach płynął potok łez. To wszystko mnie przerażało. Pojechałem do swojego domu. Zostawiłem w nim swoje rzeczy, poza telefonem. Następnie opuściłem mieszkanie i poszedłem w stronę wiaduktu, pod którym były tory kolejowe.

Stanąłem przy barierce patrząc w dół. Nie było to uczęszczane miejsce, jednak pociągi jeździły całkiem często. Nadal płakałem. Wyciągnąłem telefon, widziałem sporo wiadomości i nieodebranych połączeń od mojego zespołu. Parsknąłem histerycznym śmiechem. No tak. Zauważają dopiero wszystko jak zaczynam działać. Napisałem drżącymi rękoma wiadomość do Mao. Że go kocham, że przepraszam i że słyszałem jego rozmowę z Mizukim. I także to, że już więcej mnie nie zobaczy. Wysłałem, poczekałem aż się wyśle i cały drżąc przeszedłem przez barierkę. To już koniec. Więcej nie będę nikomu przeszkadzał. Zacząłem się dławić płaczem. Pomyślałem o tych wszystkich wspaniałych chwilach, które przeżyłem w swoim życiu. Łkałem. W końcu wziąłem głęboki wdech i planowałem puścić barierkę, bo akurat nadjeżdżał pociąg. Wtedy poczułem jak ktoś mnie obejmuje

- Tsurugi nie! – Krzyknął. Otworzyłem oczy i spojrzałem za siebie. Ujrzałem Ryoge. I to był moment, gdy zwątpiłem. Wybuchnąłem płaczem i wróciłem na właściwą stronę barierki. Wybuchnąłem płaczem. Ryoga mnie przytulił.

- D-dlaczego? – Szepnąłem. Ryo przytulił mnie mocno.

- Nie możesz się zabić Tsuru. Jesteś taką wspaniałą osobą. Świat by stracił strasznie ważną osobę. Nikt tego nie chce. I nie może być tak źle żeby się zabijać. – Powiedział. – A teraz chodź. Zabiorę cię do siebie. Nie możesz się poddać.

Jego słowa zabrzmiały tak kojąco. Nie sądziłem, że coś jest w stanie mnie uspokoić czy przywrócić wiarę w siebie. Przez te słowa Ryodze się udało. Poszedłem z nim powoli. Byłem taki bez chęci do życia, jednak wierzyłem, że da się coś z tym zrobić. Cokolwiek. On był moim promykiem nadziei w tym momencie.

Jak się okazało nie mieszkał daleko, więc po jakichś 15 minutach spaceru i trzymania mnie i uspokajania znaleźliśmy się w jego mieszkaniu. Posadził mnie na kanapie i zrobił herbaty. Wziął ciastka, położył je na stole i podał mi jeden z kubków. Podziękowałem i wziąłem łyka napoju.

- Powiesz mi, co się tak właściwie stało? – Zapytał Ryo.  Dosyć długo milczałem. Wokalista był naprawdę cierpliwym człowiekiem i czekał. W końcu mu zacząłem opowiadać, co się stało. Że wyznałem Mao miłość. Że słyszałem jego rozmowę, z Mizukim. Że uciekłem z koncertu… To po prostu było dla mnie za dużo. Rozpłakałem się. Ryo mnie przytulił i głaskał uspokajająco. Oddychałem głęboko.

- Dziękuje, że mnie uratowałeś… - Powiedziałem cicho. Mój telefon bez przerwy wibrował w kieszeni. Dotychczas Ryoga nic nie mówił, ale teraz wyciągnął dłoń w moją stronę.

- Daj odbiorę. Porozmawiam z nimi. – Powiedział. Posłusznie to zrobiłem. Ryo pogadał z kimś z mojego zespołu. Zażądał dla mnie dłuższego urlopu i oddał mi telefon. – Sadie idzie na hiatus. Tak ustalili wszyscy po tym koncercie. Masz szanse odpocząć. – Powiedział. Ja w międzyczasie, gdy mówił czytałem smsy. To nie było zwykłe wstrzymanie działalności na jakiś tam czas. To było już raczej wieczne. Mizuki i Mao mieli zacząć solowy. Ukrywali to przed wszystkimi. No tak. Jak zwykle. Zabolało.

- Przepraszam Ryoga. – Powiedziałem cicho. Byłem taki przygnębiony. Co ja miałem teraz zrobić, skoro zespół już nie istnieje właściwie?

- Nie przepraszaj mnie – Uśmiechnął się delikatnie. Chwilę milczał. Jednak w końcu zapytał. – Nie chciałbyś założyć ze mną zespołu?

- A co z Born? – Zapytałem zaskoczony. Przecież nie może tak po prostu zostawić swojego zespołu, w którym był tyle lat.

- Born się rozwiązuje. Nic nie jest już jak kiedyś. Brakuje nam tego ducha, który był, gdy założyliśmy zespół –Westchnął smutno. Ja chwilę myślałem. Sadie nie wróci. Byłem tego pewny

- W porządku. Niech będzie. Założę z tobą – Powiedziałem uśmiechając się.

- Stworzymy coś wspaniałego – Powiedział. – Tak, że Mao i Mizuki będą żałowali tego, co o tobie mówili i jak traktowali. – Powiedział pewnie i mnie przytulił mocno.

- Dziękuje Ryo za to, co dla mnie robisz – powiedziałem wdzięczny.

- Od tego są przyjaciele – Uśmiechnął się do mnie. – Ale czuje potrzebę zatrzymania cie u siebie trochę dłużej. Nie wyglądasz najlepiej. Nie chciałbym żeby coś ci się stało. Wolałbym mieć cie na oku.

- Nie chce ci robić problemu Ryoga. Już raczej dam sobie rade… - Zacząłem, ale on mi przerwał

- Nie chce słyszeć żadnych sprzeciwów – Powiedział uparcie. Westchnąłem ciężko. Nie miałem, co z nim dyskutować.

*Rok później*

[Ryoga]

Od momentu, kiedy uratowałem Tsuru od rzucenia się z wiaduktu minął rok. Przez ten rok zmieniło się wiele.  Było w nim mnóstwo bólu, ale też nowa nadzieja, którą po rozpadzie Bornu stworzyliśmy. Zebraliśmy naszych znajomych, którzy w tym momencie również nie mieli zespołu, ale też byli młodzi i ambitni. 

Znaleźliśmy w nich to „coś”, dzięki czemu nasz zespół miał być oryginalny. Najgorzej było ze znalezieniem basisty. Szukaliśmy naprawdę długo, żeby znaleźć kogoś odpowiedniego, aż z nieba spadł nam Iza i to zupełnym przypadkiem, gdy przechodziłem koło wytwórni jednego z zaprzyjaźnionych zespołów, żeby zabrać się z kumplem na imprezę, który miał właśnie czekać na mnie pod tą wytwórnią.

Wyszedł z niej młody chłopak. Wyglądał na osobę, która ledwo skończyła 20 lat. A najbardziej zaskakujący był fakt, że ja go przecież znałem! Gdy jeszcze byłem w Born to graliśmy razem na jednej scenie. Widziałem, że był zły i rozgoryczony, ale mimo to zatrzymałem go i się przywitałem. Był zaskoczony, że go pamiętam. Dowiedziałem się też, że szuka zespołu i wyleciał z kolejnego przesłuchania, bo nie odpowiadał im jego charakter i to, że był z młody. Wtedy pomyślałem, że to moja szansa i zaproponowałem, żeby grał z naszym zespołem. Wymieniłem się z Izą numerem i powiedziałem, żeby zadzwonił jak to przemyśli. I to zrobił. Zgodził się zostać naszym basistą.

Tsurugi się ucieszył. Ja też. Kilkanaście dni po tym jak Iza znalazł się w naszym zespole zrobiliśmy spotkanie. Ustaliliśmy wszystko co i jak i było naprawdę świetnie.

No może poza jedną rzeczą.

Zakochałem się w Tsuru.

Tak. Sam w to nie umiałem uwierzyć. Jednak znałem to uczucie i byłem pewny, że to miłość.

Po którejś z prób zostaliśmy sami, z Tsuru, żeby pouzupełniać dokumenty dotyczące zespołu. Ja siedziałem przy stoliku, a on przy biurku. W końcu jednak wstałem. Podszedłem do Tsu i spojrzałem mu w oczy. Chciał zapytać zapewne, o co chodzi, ale nie zdążył. Po prostu go pocałowałem. Długo i czule. Bałem się jego reakcji. Widziałem, że go zamurowało. Jednak w momencie, gdy miałem się odsunąć on oddał pocałunek i ujął moją twarz w dłonie, pogłębiając go.  Całowaliśmy się tak dosyć długo. W końcu odsunęliśmy się od siebie.

- Cokolwiek teraz powiesz, chce żebyś wiedział, że cie kocham Tsuru. Chce twojego szczęścia. Od samego początku tego chciałem. Po tym jak cie zabrałem z tego wiaduktu i zamieszkałeś ze mną. – Powiedziałem patrząc mu w oczy.

- R-Ryo…. – Powiedział i oczy mu się zaszkliły. Rzucił mi się na szyję. – Tak się cieszę. Nie wierzyłem, że mnie ktoś kiedykolwiek pokocha. – Powiedziałem drżącym głosem

- No widzisz, mój niedowiarku. Trzeba wierzyć. – Pocałowałem go i ścisnąłem mocno.

Po tym zebraliśmy się do domu. Rozmawialiśmy potem przytuleni do siebie na łóżku. Zasnęliśmy dopiero nad ranem. To było takie cudowne. W tym momencie poczułem, że jestem w pełni szczęśliwy.

Do rana.

Rano rozdzwonił się telefon Tsurugiego. Ten odebrał nieprzytomny. Mnie też to obudziło, ale byłem przytulony do niego i udawałem, że śpię. Dodatkowo słyszałem wszystko, co mówiła osoba po drugiej stronie. Mao. Chciał, żeby Tsuru mu wybaczył. I żeby z nim był.

Zdenerwowało mnie to. Podniosłem się. Widziałem, że mój ukochany ma łzy w oczach. Zabrałem mu telefon.

- Masz się raz na zawsze odwalić od Tsurugiego. Wystarczy, że prawie przez ciebie się zabił. Nie dzwoń do niego. Teraz ja z nim jestem. Wróć sobie do Mizukiego, bo Tsuru jest już zajęty. – Powiedziałem i się rozłączyłem. Tsuru patrzył na mnie zszokowany. Ja go przytuliłem i pocałowałem.

- Ryoga… Dziękuję – Powiedział i mnie ścisnął. Był drobniejszy ode mnie, więc byłem rozczulony.
-
 Nie dziękuj mi. Kocham cię skarbie. – Powiedziałem i pocałowałem go czule. Czułem jak płakał.

- Jesteś taki dobry – Westchnął wplatając palce w moje włosy.

- To dla ciebie chce jak najlepiej. Chce się tobą zająć i sprawić by nikt więcej cię nie skrzywdził. Tak bardzo cię kocham – Powiedziałem.


Od tego czasu byliśmy szczęśliwą parą. Kochaliśmy się jak nikt inny. Nasz nowy zespół – Razor również nas wspierał. Mimo że od czasu do czasu Tsurugi widywał Mao to jednak ten nie odważył się zamienić więcej słów niż trzeba z nim. Byłem zadowolony z tego. Bo mój chłopak nie był nieszczęśliwy przez tego idiotę. I ten nie mógł zniszczyć naszego związku. Mogłem dać szczęście Tsurugiemu, który go potrzebował i zasługiwał na nie. Nic więcej się dla mnie nie liczyło.