niedziela, 30 września 2018

Obudź się (Tsuzuku x Koichi) 1/2

Jest i nowa notka <3
Była napisana już dawno, ale trzeba było ją przepisać, a nie miałam kiedy. Mam nadzieje, że się spodoba. Dawno nic nie pisałam z Mejibrayem (Właściwie 8P-SB ale no, jak kto woli) więc oby dało się to przeczytać. Dwu-shot więc pewnie niedługo wstawię kolejną część.
A no i można się mnie spodziewać na Dir En Grey w Warszawie 12 października. Ktoś jeszcze jedzie?

______________________________________________

Pogoda na dworze od rana nie zapowiadała się najlepiej. Zanosiło się na deszcz, wszędzie było szaro, a w domu chłodno i pusto, jak nigdy. Twoje rzeczy były dalej porozrzucane po całym domu.  Czarne ściany sypialni pogłębiły tylko smutek, cierpienie i ciemność tego miejsca. Nie było już nic szczęśliwego jak w momencie, gdy urządzaliśmy tą sypialnie, ganiając się z pędzlami po pokoju i mażąc się wzajemnie po sobie czarną farbą, zamiast malować ściany. To były cudowne chwile.

Zmusiłem się, żeby wstać. To już kolejny dzień bez Ciebie obok mnie. Nie potrafie już robić czegokolwiek poza płaczem. To było tak przytłaczające, ten brak Ciebie. Czarne zasłonypotęgowały mój smutek, ale nie chciałem ich rozsuwać. Pasowała mi ta ciemność, poza tym to Ty zasłoniłeś te zasłony w tym okropnym dniu. Łzy ponownie popłynęły mi po policzkach. Przecież... Ty mogłeś się już nigdy nie obudzić. Położyłem się spowrotem na łóżku, wtulając twarz w Twoją poduszkę i zalałem ją po taz kolejny łzami. Niebyłbyś z tego zadowolony. Ale nie umiałem inaczej. Ścisnąłem poduszkę mocno i wtuliłem się w nią bardziej. Cisza dźwięczała mi w uszach.

Kap. Kap Kap.

W końcu przyszedł deszcz. Czy pogoda kpiła sobie ze mnie? Zdecydowanie. Poczułem się jeszcze gorzej. Spojrzałem na różowy zegarek stojący na hebanowym stoliku nocnym. Wskazywał 10:59. Za godzine musiałem zmienić Ryoge w szpitalu. Musiał jechać na próbe, a ja musiałem zostać przy Tobie. Jakie inne wyjście nam zostało?

Nie miałem siły wstać z łóżka. Szpital przygnębiał mnie jeszcze bardziej od tego pokoju. W szpitalach umierali ludzie. Tylko z tym mi się one kojarzyły. Zacisnąłem zęby. Musiałem wstać. Zdawałem sobie z tego sprawę. Nie mogłem stracić nadzieji. Chciałem mówić do Ciebie, żebyś wiedział, że jesteś tu potrzybny. Mi potrzebny. Musisz wrócić. To właśnie było moją motywacją. Podniosłem sie i zacząłem szukać czystych ubrań. Kiedy już się ubrałem to opuściłem sypialnie. Oczy mnie zabolały, gdy uderzyło we mnie światło dnia, pomimo że za oknem wiało i padało co zauważyłem wchodząc do salonu. Zacisnąłem dłonie w pięści. Było zupełnie jak tamtego dnia...

*

Tsuzuku jechał samochodem do domu. Pogoda strasznie się popsuła. Pomimo tego, że cały dzień się chmurzyło, on miał nadzieje, że to przejdzie zanim zdąży spaść deszcz. Wokaliste strasznie bolała głowa od tej pogody, ale chciał już być w domu, przy swoim chłopaku.

Jechał nie szybciej niż 50 km/h, ale tylko na odcinkach  gdzie widoczność była lepsza. Było ślisko, auta z naprzeciwka jechały wolno w stronę centrum stolicy. W radiu leciała jedna z melancholijnych piosenek Plastic Tree. Wokalista uśmiechnął się ponuro. Idealne zestawienie z tą pogodą. Za jakieś 15 minut już powinien być pod domem w tym tempie.

Wokalista spojrzał na dzwoniący telefon. Dzwonił do niego ktoś z wytwórni. Zmarszczył brwi wracając wzrokiem na drogę. Jednak było za późno. Nie zdążył nic zrobić. Samochód jadący pod prąd wjechał w niego ze znaczącą prędkością. Było słychać tylko trzask gniecionego metalu, piski opon, oraz ten szumiący deszcz.

*

Dobrze, że szpital nie był tak daleko naszego domu, inaczej bym się spóźnił i Ryoga by mnie zamordował. Wolałbym tego uniknąć. Ominąłem miejsce w którym miałeś wypadek. Nie byłem w stanie "tak po prostu" tamtędy przejechać. Kiedy dojechałem, zostało mi kilka minut, więc szybko dobiegłem do drzwi wejściowych do szpitala. Poszedłem szybko do sali w której leżałeś. Dobrze, że nie było innych pacjentów w Twojej sali. Nie czułem się niezręcznie gdy do Ciebie mówiłem. Widziałem zza szklanych drzwi jak Ryo siedział przy twoim łóżku i trzymał Cie za rękę. Westchnąłem. Biedny Ryoga. On też to przeżył. To do niego zadzwonili z Twojego telefonu. Był taki przerażony gdy zadzwonił do mnie ze szpitala tamtego dnia. A ja miałem tylko nadzieje że to jakiś głupi żart. Ale niestety. Myślałem, że sie zabije. Nie mogłeś mnie zostawić. Pomogliśmy sobie z Ryogą przetrwać. Gdybyśmy sie nie wspierali mogłoby sie to źle skończyć. Ustaliliśmy, że na zmiane będziemy siedzieć z Tobą w szpitalu. Pragneliśmy twojego powrotu. Wszedłem na sale.

- Cześć Ryo - Powiedziałem cicho i usiadłem przy przyjacielu. Ten mnie przytulił na powitanie.

- Cześć Koi. - Powiedział zmęczonym głosem. Wyglądał na wykończonego.

- Coś się zmieniło? - Zapytałem z nadzieją. Pokręcił przecząco głową. Westchnąłem. - Chciałbym żeby wrócił do nas. Tęsknie za nim. - Zacisnąłem dłonie w pięści. Poczułem rękę na nadgarstku. Spojrzałem na Ryoge ze smutkiem.

- Musimy w niego uwierzyć. Jestem pewny, że do nas wróci tylko potrzebuje trochę czasu. - Powiedział pewnie. Rozdzwonił się i jego telefon. Odebrał. Szybka wymiana zdań i się rozłączył. - Muszę jechać na próbę - Powiedział i wstał. Złapałem go za rękę.

- Uważaj na siebie... I jedź dzisiaj do domu. Zadzwonie do Nao*, żeby dzisiaj przyjechał na noc. - Powiedziałem uśmiechając się słabo

- Dziekuję Koichi. Do zobaczenia. - Powiedział i opuścił sale. Przesiadłem się na krzesło, na którym siedział Ryoga wcześniej. Złapałem Cie za dłoń i pocałowałem w nią lekko.

- Wróć już kochany. Przestaje wierzyć - zacząłem płakać. - Nie daje sobie rady bez Ciebie - Wyszeptałem.

Kolejny dzień, kolejna godzina spędzone na płakaniu nad Twoim łóżkiem. Twoja spokojna śpiąca twarz...

Zadzwoniłem do Nao. Poprosiłem go, żeby przyjechał wieczorem. Był Twoim drugim najlepszym przyjacielem. Dla mnie był on jak starszy brat i kochałem go jak swojego brata.

Nie miałem pojęcia ile czasu minęło gdy siedziałem przy Tobie i opowiadałem Ci różne rzeczy, ale poczułem w pewnym momencie dotyk na ramieniu i podskoczyłem. Odwróciłem się i zobaczyłem Nao. Uśmiechnął się do mnie lekko. Szybko wstałem i przytuliłem się do niego mocno. Znowu się rozpłakałem. Nao głaskał mnie po włosach i tulił mocno. Poczułem się od razu lepiej.

- Zawioze Cie do domu Ko-chan. - Powiedział.

- Nie trzeba Nao... Dam radę. - Powiedziałem, chociaż było to całkowicie bez przekonania, a w połowie głos mi się załamał.

- Właśnie widzę. - Powiedział i złapał mnie za rękę. - Chodź. Tak mu nie pomożesz. Musisz odpocząć. - Powiedział i wyprowadził mnie ze szpitala. Wsadził mnie w swój samochód, po czym pojechał do mojego domu.

- Dziękuję Nao... - Powiedziałem i wszedłem do domu szybko.

Po przekroczeniu progu zamknąłem za sobą drzwi, zrzuciłem szybko buty z nóg, po czym poszedłem do sypialni. Tam się położyłem, wziąłem Twoją bluzkę, jedną z twoich ulubionych, po czym przytuliłem się do niej i zaciągnąłemsię jej zapachem.

Kiedy się obudzisz, Tsu?

* Nao - basista Fixer'a, wcześniej, przed Koichim grał w Vanessie na basie

W pierwszej wersji tego fanfika miałam uśmiercić Tsu ale nie miałam serca