poniedziałek, 25 grudnia 2017

9. I will love you when... you're mine (Natsu x Masa)

Trututututu~! Nowa notka! I to nawet w święta <3 Kto się cieszy? Mam nadzieje, że się spodoba :3
W następnej notce będzie po części nawiązanie do tej notki i przy dobrych wiatrach dodam ją zaraz po nowym roku ^^
A tym czasem zapraszam!
(Ofc przepraszam za mniejsze lub większe błędy ~)

_______________________________________________________________________



[Daichi]
Po rozmowie z Natsu byłem niesamowicie podekscytowany tym, co usłyszałem! Natsu kochał Mase! I zupełnie nie wiedział jak mu o tym powiedzieć. Wróciłem do domu. Tam siedział Hiro z Cazquim i rozmawiali. Usiadłem przy nich i się szeroko uśmiechnąłem
- Nie uwierzycie, czego się dowiedziałem – Powiedziałem podekscytowany.

- Będziesz ojcem? – Zapytał Caz unosząc brew.

- Ta… Co? Nie! Skąd ci to przyszło do głowy? – Zapytałem i pokręciłem głową. – O Natsu. Dowiedziałem się czegoś o Natsu. – Powiedziałem.

- O, no popatrz. Ja się dowiedziałem czegoś o Lider-sama, więc zamieniam się w słuch. Mów pierwszy – powiedział starszy gitarzysta.

- No on się kocha w Masie! I to tak sporo czasu. I nie wie, co ma zrobić i jak mu powiedzieć i w ogóle. – Wyleciał ze mnie słowotok.

- Serio? – Zapytał Cazqui z zaskoczoną miną – No poparz, on ma dokładnie ten sam problem – Uśmiechnął się. – Musimy coś z tym zrobić.

- Ale tak poza tym Natsu się go boi zranić, po tym jak Junpei go zostawił… - Mruknąłem już z mniejszym entuzjazmem.

- A Masa się boi powiedzieć. Trzeba zacząć działać. – Powiedział Cazqui. Rozłożył się wygodniej w fotelu. Ja usiadłem obok Hiro, który dziwnie milczał

- A co ty na to Hiro? Pomagasz nam czy nie chcesz w to wnikać? – Zapytałem patrząc na niego uważnie.

- Mam plan – Powiedział po chwili z uśmiechem. Już się bałem

*

[Masa]

Cały zespół miał wolne kilka dni z racji tego, że Hiro miał sesje, a Cazquiego przyjaciele wciągnęli do różnych projektów. Bez dwóch głównych członków nie dało się grać. Nie miałem właściwie już co robić – papiery były wypełnione, piosenki na nową płytę ogarnięte, trasa ustalona… Zupełnie nie wiedziałem co zrobić ze swoim życiem. Jednak gdy zacząłem rozmyślać kogo by tu można wyciągnąć na miasto zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i uśmiechnąłem się szeroko. Natsu. Mój aktualny obiekt westchnień. Wiedziałem, że nie powinienem no ale jednak miałem do niego słabość. Odebrałem telefon

- Cześć Natsu – Powiedziałem do słuchawki nadal uśmiechając się do siebie.

- Cześć Masa – Również się przywitał

- Co tam? Czemu dzwonisz? – Zapytałem.

- Ano… Masz jakieś plany na wieczór? – Zapytał. Mnie od razu zrobiło się ciepło.

- Nie, nie mam – odpowiedziałem i rozłożyłem się na łóżku podekscytowany.

- A chciałbyś wyjść na piwo? – Zapytał Natsu z nadzieją.

- Pewnie. Cieszę się, że zadzwoniłeś bo bym umarł z nudów. – Powiedziałem jeszcze

- To super. Podejdę po ciebie koło 20. – Odpowiedział szczęśliwy. O tak. Nareszcie spotkam się z nim. I tylko z nim.

Gdy się rozłączyliśmy po miłej wymianie zdań to od razu zacząłem się zastanawiać co założyć. Przez dobre pół godziny wybierałem ubranie, a gdy doszedłem co założyć to poszedłem wziąć prysznic.
Nim się obejrzałem zrobiła się 19.45. Poprawiłem swoje ubranie i usiadłem w salonie zniecierpliwiony. Już nie mogłem się doczekać. Kiedy tylko usłyszałem dzwonek do drzwi to podskoczyłem i pobiegłem otworzyć. W drzwiach stał Natsu ubrany w czarną skórzaną kurtkę, czarne spodnie, włosy miał rozpuszczone. Wyglądał prześlicznie.

- Hej, wejdź – Wpuściłem go z uśmiechem.

- Hej. Gotowy? – Zapytał odwzajemniając uśmiech i wchodząc do środka.

- Tak Już idziemy tylko wezmę portfel, klucze i telefon. – Powiedziałem idąc od razu po wspomniane przedmioty. Zabrałem swoje rzeczy i wróciłem do przedpokoju. Założyłem swoje buty i kurtkę i wyszliśmy. Zamknąłem dom i spacerem poszliśmy do jednego z naszych ulubionych barów.

Usiedliśmy przy barze i od razu zamówiliśmy po piwie. Pierwsze pół godziny było w porządku. Ale potem koło mnie usiadł jakiś facet i zaczął mnie zaczepiać. Zbywałem go ciągle, jednak ten był coraz bardziej nachalny. Wtedy Natsu wstał i popchnął tego faceta

- Czego nie rozumiesz w „odwal się”?! – Syknął mój przyjaciel. Wstałem, zauważyłem kilka ciekawskich par oczu wbitych w naszą stronę.

- Natsu daj spokój… - Powiedziałem cicho.

- A ty co? Nie wyglądasz na jego faceta, więc myślę, że nie masz prawa mi zakazywać czegokolwiek. – Zwrócił się do Natsu. Mężczyzna się wyprostował. Był zdecydowanie wyższy od Natsu. Złapałem Natsu za dłoń splatając jego palce ze swoimi.

- Tak się składa, że on jest moim chłopakiem i nie życzy sobie by ktokolwiek poza nim mnie dotykał. – Powiedziałem. Nachyliłem się i pocałowałem Natsu w policzek ciągnąc go do wyjścia. Nieznajomy miał zaskoczoną minę, a ja ruszyłem szybko jak najdalej od tego miejsca ciągnąc za sobą Natsu. W końcu skręciłem w boczną uliczkę i przystanąłem oddychając ciężko. Popatrzyłem na niego. Był w szoku. I to wielkim. Po chwili spojrzał mi w oczy.

- Masa… Nie wiem jak bardzo to zmieni twój stosunek do mnie, naszą przyjaźń czy zespół, ale cię kocham. – Powiedział na jednym wdechu po czym spuścił wzrok. Uśmiechnąłem się. Kamień mi z serca spadł gdy usłyszałem to co powiedział. Objąłem go mocno za szyję i się do niego przytuliłem.

- Też cię kocham Natsu. Czemu nie powiedziałeś tego wcześniej? – Zapytałem odsuwając się nieco i pogładziłem go po policzku z uśmiechem. Oparłem swoje czoło o jego zaplatając jego dłonie ze swoimi.

- Nie chciałem zrobić czegoś nie tak. Nie po tym jak cie Junpei zostawił. Wolałem poczekać… - Powiedział z lekkim uśmiechem. – Jesteś dla mnie zbyt ważny.

- Ty dla mnie też Natsu. To właściwie dlatego się rozeszliśmy. Bo ja kochałem ciebie. Poza tym. Minął już rok. To wystarczająco dużo. – Uśmiechnąłem się i pocałowałem go czule. Kiedy się odsunął ode mnie był zarumieniony.

- Cieszę się – Powiedział speszony. Wyglądał jak takie dziecko. To było naprawdę kochane.  – To… Będziesz moim chłopakiem…? – Zapytał jeszcze bardziej zawstydzony

- Oczywiście, że tak – Powiedziałem i objąłem go mocno.

- Chodźmy do mnie… Tu jest zimno i zaczyna padać – Powiedział i zaczął mnie prowadzić za rękę w stronę swojego domu. Po dłuższej chwili spaceru się dopiero odezwałem

- Jak długo mnie kochasz? – Zapytałem, a on aż stanął na środku chodnika. Potem zaczął iść powoli. Czekałem na odpowiedź nie pospieszając go.

- 4 lata. – Powiedział w końcu. Teraz to ja stanąłem w szoku. Podszedłem do niego i przytuliłem go mocno.

- Przepraszam. – Powiedziałem cicho – Przepraszam, że kazałem Ci tyle na siebie czekać. Gdybym tylko wiedział… Zostawiłbym Junpeia wcześniej. On nie był dobrym człowiekiem. Ty jesteś wspaniały – pocałowałem go w szyję.

- Nie wiedziałeś więc nie przepraszaj. – Natsu posłał mi lekki uśmiech.

W końcu znaleźliśmy się w domu Natsu. Zrobiliśmy sobie herbaty i usiedliśmy na kanapie. Usiadłem między jego nogami, chociaż widziałem, że czuje się niepewnie. Jednak potrzebowałem tego.

- Cieszę się że cię mam. W końcu. Mogę cię kochać bez przeszkód. Bo od dziś jesteś tylko mój.

niedziela, 26 listopada 2017

Porwany książę (Hiro x Cazqui)

Udało się, napisałam <3 
Notke dedykuje Matsu z racji tego, że dwa dni temu były jej urodziny i notka robi za prezent (spóźniony ale zawsze!) <3 I właściwie to też Hiro, bo ma za dwa dni urodziny xD
Co do notki, to sama nie wiem co tu się stało. Miało być trochę inaczej, ale chyba źle nie jest :3 
Miłego czytania, mam nadzieję, że nie ma za dużo błędów ^^

________________________________________________________________


Dwa królestwa miały się połączyć w jedno poprzez ślub… Mimo że królestwa we współczesnej Japonii były zupełnie inne niż kiedyś, to tradycja pozostała. Właściwie to nie same królestwa się zmieniały, to książęta i księżniczki nie były jak dawniej. Jak wiadomo pokolenia się zmieniają, a technika idzie do przodu. Tradycje podobnie. Kiedyś nie wyobrażano sobie kobiety w spodniach, albo w samym bikini na plaży, takie ubieranie się było zarezerwowane dla najniższych warstw społecznych. Podobnie jak mężczyzn niegdyś widziano tylko elegancko ubranych we fraki, a nie jak teraz jeansy z dziurami, luźne koszulki i buty za kostkę. Kobiety zachowują się jak mężczyźni i odwrotnie; Gdy ktoś zasłabnie w mieście niewiele osób się zainteresuje, znieczulica już objęła większość świata, a kiedyś to było nie do pomyślenia. Gdzie się podziały stare czasy, gdy mężczyzna był mężczyzną, a kobieta kobietą?

Młody książę, który księciem wcale być nie chciał siedział w swoim pokoju, na łóżku, oparty o jego ramę z słuchawkami na uszach. Od jakichś piętnastu minut ignorował swojego służącego, który cały ten czas próbował grzecznie poprosić panicza o zebranie się i udanie do swojego ojca. Ostatecznie książę się zdenerwował i pomimo że nic nie miał do swojego służącego to wyrzucił go za drzwi i kazał się odwalić. Wrócił do łóżka, położył się na nim, przykrył kocem, poprawił poduszkę pod głową i zamknął oczy próbując zasnąć. Jego włosy rozsypały się po poduszce i nawet to, że były krótkie tego nie zmieniło. Był taki zmęczony po tych indywidualnych zajęciach. Nie minęło dziesięć minut i drzwi się otworzyły, a do pokoju wszedł ojciec księcia. Ściągnął jego słuchawki i go odkrył.

- Cazqui wstawaj i się szykuj. Po pierwsze przypominam Ci, że dzisiaj jest zorganizowany przeze mnie bal, a po drugie za jakąś godzinę będzie tu król Mana z Hiro. Musisz jakoś wyglądać. – Książę Cazqui aż się skrzywił na tą wieść. On próbował. Naprawdę próbował zaprzyjaźnić się z księciem Hiro, ale cholera, to był człowiek, z którym się nie dało wytrzymać! Był rozpuszczonym, zapatrzonym w siebie bachorem.  Na dodatek był idiotą nad idiotów. Poza tym, to nawet nie jego wina, że ta znajomość nie wychodziła. To Hiro się nad nim znęcał całe życie, a on nawet nic mu nie zrobił, jedynie chciał się dogadać z nim oraz Satoshim, którzy jednak mieli inną wizje świata i traktowali Cazquiego inaczej.

- I pamiętaj. Musisz dzisiaj kogoś wybrać. Najlepiej żeby to był ktoś z naszych zaprzyjaźnionych rodzin. Musisz przejąć królestwo. Dobrze wiesz, że to bardzo ważne dla pozycji naszej rodziny. Może i czasy się zmieniają, ale nie to. – Białowłosy skrzywił się nieładnie. Ciągle słyszał od swojego ojca „pozycja rodziny”, „władza”, „znaleźć sobie kogoś” i tak w kółko. Niedobrze już mu się od tego robiło. Cazqui wolał muzykę i swoją gitarę, na której grał od paru lat. Miłość inna niż do muzyki nie była dla niego interesująca. Gackt może i to rozumiał, ale były sprawy ważne i ważniejsze. Książę i jego zainteresowania były ważne, jednak ponad jego dobro było postawione królestwo. Nic tu się nie dało zmienić w tej kwestii. Tak było i tak jest. Książę niemiał wyjścia, musiał się dostosować, bo urodził się w takiej rodzinie, a nie innej.

W końcu dla świętego spokoju, żeby pozbyć się ojca z własnego pokoju, przebrał się w oficjalne rzeczy dostarczone do jego pokoju i z telefonem w ręku poszedł do salonu, gdzie od razu rozłożył się na dużej sofie. Na korytarzu mignął mu jego ojciec, który widząc, że białowłosy jest rozłożony na kanapie rzucił mu karcące spojrzenie. W końcu książęta tak nie siedzą. Jednak nie przejął się tym i pogrążył w rozmyślaniu o tym głupku, z którym będzie zmuszony wytrzymać przez kilka dni. I nie mógł uciec, bo ojciec by mu urwał głowę. Hiro miał za niedługo pojawić się w królestwie. Jakoś tak przez te wszystkie myśli zasnął. Obudziło go lekkie potrząsanie. Usiadł kląc na osobę, która śmiała go w ogóle dotknąć i przerwać jego drzemkę. Już zaczął wymyślać odpowiednie konsekwencje za taką zniewagę. Jednak, gdy zobaczył przystojnego młodego mężczyznę to aż zaniemówił. Kiedy dłużej się przyglądał twarzy przybysza zorientował się, do kogo ona należy i z przerażeniem stwierdził, że to był Hiro. Nie mógł w to uwierzyć. Strasznie się zmienił.

- Hej Cazqui. – Uśmiechnął się przyjaźnie czarnowłosy. Wyglądał zupełnie inaczej. Kiedyś miał „jeżyka” i brodę i ogólnie rzecz biorąc był obleśny, a na dodatek nie miał ani jakichkolwiek mięśni a ni mózgu. Teraz miał długie czarne włosy, po brodzie nie było nawet śladu, czarną koszulę, która opinała jego ładnie wyrobione mięśnie, nie wiedział jednak czy zmądrzał i mózg mu wrócił, ale to wyjdzie w praniu. W każdym razie, jak kiedyś Cazqui nie dotknąłby go końcem pożyczonego kija od szczotki, tak teraz miał wrażenie, że byłby na każde jego skinienie. Tak wyglądał zdecydowanie lepiej i dojrzalej. No i oczywiście wyprzystojniał. A na dodatek zaczął być „w jego typie”. Cazqui zdawał sobie sprawę, że nigdy go kobiety nie pociągały i zdecydowanie całą uwagę poświęcał tej samej płci. Jego ojciec oczywiście o tym wiedział. Dlatego na przyjęciu mieli być tylko książęta, a nie księżniczki.

- Hiro. – Mruknął białowłosy. Jednak nie zdążył powiedzieć nic dalej, bo do salonu wszedł jego ojciec wraz z ojcem Hiro. „Dlaczego akurat oni muszą się przyjaźnić?” Pomyślał książę i westchnął ciężko. Owszem, lubił Manę. W ręcz, uwielbiał. Ale Hiro nie znosił i nic nie dało się na to poradzić, bo ten tylko go ranił przy każdej możliwej okazji. Ostatnimi czasy Mana przyjeżdżał sam, więc Cazqui miał szanse z nim spędzić sporo czasu. Udawało mu się przez kilka lat unikać Hiro. Ale naprawdę był w szoku, gdy zobaczył go aż tak odmienionego. Mana podszedł do mnie i przytulił mnie mocno.

- Dobrze cię widzieć Cazqui. – Powiedział i uśmiechnął się delikatnie.

[Hiro]

Widząc Cazquiego drzemiącego na kanapie nie mogłem oderwać od niego wzroku. Wyładniał, ściął swoje długie białe włosy (Za czym właściwie tęskniłem). Zawsze mi się podobał, ale teraz uważałem go za najpiękniejszego na świecie. Chyba nigdy nie wiedziałem jak zainteresować go swoją osobą, więc ciągle mu dokuczałem.

Jego ojciec wysłał mnie do niego żebym go obudził i się z nim przywitał. Tak też zrobiłem, chociaż z wyrzutami sumienia, bo był naprawdę słodki jak spał. On nie był zadowolony wręcz wściekły, ale gdy mnie zobaczył to był zaskoczony. Przywitałem się, uśmiechając do niego. Był naprawdę wspaniały. Idealny w każdym calu. Chyba oddałbym wszystko, żeby mnie polubił, a najlepiej – pokochał.

Byłem już ubrany w eleganckie ubranie dostosowane do balu, który miał się zacząć za niecałe trzy godziny. Mój ojciec sam mi je zaprojektował. Cieszyłem się, że Cazqui tym razem był w domu i mogłem się z nim spotkać. Z resztą nie bez powodu ojciec zabrał nie ze sobą. Powiedziałem mu, że Caz mi się podoba. Dostałem od niego kilka rad i on sam powiedział, że spróbuje pogadać z królem Gacktem na ten temat. Pisali ze sobą regularnie i ojciec powiedział mi po pewnym czasie, że Cazqui na pewno nie jest hetero. Tak szczęśliwy jak wtedy chyba nigdy nie byłem. Chciałem zrobić wszystko, żeby zdobyć serce księcia. Kiedy mój ojciec przywitał się z Cazquim, po czym wrócił do Gackta to usiadłem przy nim i spojrzałem na niego 
uważnie.

- Słyszałem od mojego ojca, że podobno grasz na gitarze. – Uśmiechnąłem się przyjaźnie.

- Gram – Odpowiedział zimno. Było mi smutno, że był dla mnie taki, a nie inny.

- Ja śpiewam – Powiedziałem. Rozmowa wyjątkowo się nie kleiła.

- Cazqui! – Ojciec białowłosego razem z moim ojcem podeszli do nas. Mana uśmiechnął się do mnie delikatnie. – Oprowadź Hiro. Trochę się pozmieniało od jego ostatniego pobytu tutaj. – Powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- Dobrze mruknął i spojrzał na mnie wstając z miejsca. Powtórzyłem jego ruchy. – Chodźmy. – Ruszył przed siebie. Poszedłem za nim w ciszy. On mi opowiadał krótko, co się pozmieniało. W końcu zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju. Wszedłem za nim, zamykając za sobą drzwi. Był on urządzony w czerni i bieli. Po chwili zorientowałem się, że to pokój Cazquiego.

- Zmieniłeś się Hiro. Nie jesteś tak dziecinny jak kiedyś – Usłyszałem. Usiadłem na krzesełku przy biurku, na którym był rozłożony sprzęt.

- Każdy musi kiedyś dorosnąć. – Powiedziałem. – Dawno się nie widzieliśmy nie sądzisz?

- Tak… - Pokiwałem głową.

- Więc mówisz że śpiewasz? A jakiej muzyki słuchasz? – Zapytał. No i dzięki temu naprawdę dobrze nam się rozmawiało przez ponad dwie godziny. Prawie spóźniliśmy się na bal. Nasze relacje zmieniły się o 180 stopni. Ale to dobrze. Strasznie cieszyłem się, że tak wyszło. Przekonałem Cazquiego do siebie.
Stanąłem obok swojego ojca który jeszcze poprawił mi ubranie. Caz poszedł do swojego, był zadowolony i nawet współpracował. Westchnąłem cicho patrząc na białowłosego.

- Widzę, że usychasz z tęsknoty. – Usłyszałem przy uchu i podskoczyłem. Mój ojciec bywał czasami straszny.

- C-co? – Zapytałem zaskoczony. – Bez przesady… Po prostu… Dogadałem się z nim i się cieszę. – Powiedziałem speszony.

- Wiem, że go kochasz. Rozmawialiśmy o tym. Po prostu zrób wszystko, żeby był twój – Przytulił mnie i ruszyliśmy do sali tak jak wszyscy zebrani. Usłyszałem jak mnie ktoś woła i poczułem jak skacze mi na plecy Satoshi ze śmiechem.

- Hirooooo! – Zawołał. Zakryłem mu usta i postawiłem go na jego własnych nogach. Mój ojciec pokręcił głową i czekał na mnie posyłając mi znaczące spojrzenie i spinając głową w stronę gdzie stał Gackt.

- Cześć Sato. Idziesz z nami? Gdzie twój ojciec? – Zapytałem

- Nie no. Przyszedłem się tylko przywitać. Wiesz… Mam narzeczonego ze sobą i chciałem ci go przedstawić. – Powiedział z szerokim uśmiechem.

- Oh? Czyżby to ten słynny narzeczony co mi o nim ciągle piszesz? – Zaśmiałem się, gdy Satoshi zabrał mnie ze sobą. Mana wywrócił oczami i poszedł z nami. Nie miał wyjścia, wolał mieć mnie na oku, no i nie chciał też sam stać. A poza tym dawno się nie widział z Patą. Minęliśmy kilka osób i moim oczom ukazał się Pata rozmawiający, no właśnie, z uroczym, delikatnym chłopakiem. Mój przyjaciel podbiegł do tej dwójki i objął słodkiego chłopaka i pocałował go w policzek. Ujął jego rękę i podszedł z nim do mnie. Byłem naprawdę zaskoczony, że Satoshi jest z kimś tak delikatnym. A przynajmniej na pierwszy rzut oka.

- Hiro, to jest mój narzeczony Yuuki – Wskazał na swojego partnera – Yuuki, to jest Hiro. Mój najlepszy przyjaciel. – Przedstawił nas. Ukłoniłem się grzecznie, on również.

- Cieszę się, że jesteście szczęśliwi. I że nareszcie mogłem cię poznać – Uśmiechnąłem się szeroko do drobniejszego chłopaka. Ten odezwał się pierwszy raz od kiedy tu byliśmy.

- Ja też się cieszę. Mam nadzieję, że też się zaprzyjaźnimy – Uśmiechnął się delikatnie.

- Hiro idziemy. Jak Gackt nas zawoła i nas nie będzie to nie będzie dobrze – Powiedział mój ojciec zjawiając się przy moim boku. Ujął mnie pod ramię i zaczął ciągnąć w stronę poprzedniego miejsca. Widziałem zaskoczone spojrzenie Yuukiego gdy zobaczył mojego ojca. No tak… Był jednym z bardziej znanych projektantów w Japonii, tak poza byciem królem. Wcale nie zdziwił mnie jego wzrok. Pomachałem im i poszedłem za ojcem. Znaleźliśmy się w dużej sali. Na środku nie za wysokiego podestu stał król Gackt i przemawiał, a u jego boku Cazqui. Po chwili wszyscy zaczęli mu bić brawo. Usłyszeliśmy też, że Cazqui miał ogłosić z kim chce się zaręczyć. Oczywiście była cała lista kandydatów na męża. Na tą informację cały się spiąłem, jednak Mana położył rękę na moim ramieniu z uśmiechem, uświadamiając mnie, że mnie zgłosił. Trochę mi ulżyło, ale i tak, robienie takich rzeczy za moimi plecami było nie na miejscu dla mnie.
W każdym razie wyszło jakimś cudem tak, że pierwszy taniec na balu był mój i Caza. Byłem zadowolony z takiego przebiegu wydarzeń. Tańczyliśmy naprawdę jak idealnie dopasowani do siebie.

- Nie spodziewałem się, że się zgłosisz na kandydata na mojego przyszłego męża. – Powiedział rozbawiony.

- No widzisz. Potrafię zaskoczyć. A tak szczerze mówiąc, ja się dowiedziałem o tym dziesięć minut temu – zaśmiałem się. Widziałem jego zaskoczenie. Po tej piosence dołączyli inni. Zeszliśmy z Cazquim i wzięliśmy po kieliszku szampana i wypiliśmy go razem. Potem powiedziałem, żeby dał też szanse innym. Chociaż to było bardzo niechętnie z mojej strony. Miałem wrażenie, że z jego też no ale już.

[Cazqui]

Martwiłem się że Hiro odszedł gdzieś gdy w momencie gdy wszyscy się zebrali w dużej sali i mój ojciec przemawiał, nie mogłem go wyłapać spojrzeniem. Naprawdę się denerwowałem. Jednak gdy zauważyłem, jak ktoś przeciska się przez tłum i zobaczyłem Mane i właśnie Hiro. Kamień spadł mi z serca.
Nasz taniec też był niesamowity. Kiedy Hiro mnie wysłał do reszty „kandydatów na męża” niechętnie poszedłem w ich stronę. Ale każdemu czegoś brakowało. Jeden nie miał mięśni jak Hiro, drugi oczu Hiro, trzeci włosów Hiro i każdy z nich nie miał tego czegoś co miał Hiro. I w ogóle, żaden z nich nie dorastał mu do pięt. No i nie był Hiro.

Gdy tylko znowu złapałem Hiro to wkręciliśmy się w kolejną rozmowę. Potem znowu zostałem poproszony do tańca. Zrobiło mi się gorąco ale posłusznie poszedłem z nim. Przetańczyliśmy kolejną piosenkę. Chciałbym z nim przetańczyć całą noc. To było przyjemne jak nigdy. Nienawidziłem tańczyć, jednak z Hiro to nie był taniec…. Tylko lot. Wspaniałe uczucie. Po trzeciej piosence przeprosiłem Hiro i udałem się do ojca. Widziałem, że patrzy na mnie smutno gdy tak mu uciekłem. Powiedziałem ojcu że wybrałem. Wybrałem Hiro. On się uśmiechnął i powiedział, że zaraz to ogłosi. Byłem podekscytowany. Odszukałem Hiro wzrokiem i zobaczyłem go z Satoshim na którego kolanach siedział różowo włosy chłopak. Uśmiechnąłem się. No kto by się spodziewał, że to on znajdzie sobie kogoś szybciej od Hiro.

Po pół godzinie, równo o północy mój ojciec ogłosił, że kogoś wybrałem. Uśmiechnął się szeroko, chociaż zawsze mu mówiłem, że nie powinien tego robić, bo to było straszne, po czym zawołał Hiro i powiedział, że to właśnie on zostaje moim narzeczonym. Wszyscy byli zaskoczeni, z Hiro włącznie. Gackt zawołał go do siebie i przytulił zadowolony, że nareszcie zmądrzałem i kogoś będę miał. Potem do Hiro przytuliłem się ja i pocałowałem go czule. Wszyscy zaczęli gwizdać. Mój ojciec od razu powiedział, że dostaniemy jedną z jego posiadłości.

Wtedy drzwi otworzyły się z trzaskiem. Tłum się rozstąpił i zobaczyliśmy mężczyznę o długich, czarnych, prostych włosach sięgających niemal do kolan. Miał podkrążone oczy i rozbiegany wzrok. Jego ubranie było specyficzne i całe w czerni, a na dodatek był na boso. Król Gackt stanął przed naszą dwójką, a Hiro sam objął mnie, pod takim kątem, że zasłonił mnie swoim ciałem, ale jednocześnie obserwował mężczyznę.

- Proszę, proszę.  Dzieciątko naszego władcy wychodzi za mąż – Parsknął śmiechem czarnowłosy – Jakie to rozczulające… Jednak muszę cię zmartwić. Tron przejmę ja – Powiedział naprawdę donośnym głosem jak by mówił przez megafon. Zadrżałem. Hiro ścisnął moją rękę pewnie.

- Nawet nie myśl o tym – Powiedział Gackt równie potężnie – Odejdź. Nie chce widzieć cię więcej na oczy – Powiedział z pogardą, krzywiąc się.

- Oh, nie musisz chcieć. Strzeż się. Będziesz żałował że mnie zbagatelizowałeś. – Roześmiał się przerażająco i jak szybko się pojawił tak szybko zniknął. Zadrżałem.

- Wszystko w porządku Cazqui? – Zapytał Hiro tuląc mnie do siebie. Wtuliłem się w niego

- Tak. Co to w ogóle było? – Zapytałem i wzdrygnąłem się. Telefon mojego ojca się rozdzwonił. Odebrał. Chwile rozmawiał, widziałem, że jest podenerwowany.  Kiedy się rozłączył to odsunąłem się od Hiro i podszedłem do niego. Był blady jak ściana. – Co się stało? – Zapytałem poważnie. Byłem zmartwiony.

- On nie żartował. Zaczął mordować służbę w naszym starym zamku. Musze tam jechać! – Powiedział. Mana do nas podszedł. – Mana zajmij się przez trochę tym zamkiem, Cazqui wie…

- Nie. Ja jadę z tobą – Powiedziałem uparcie. – Nie ma mowy że pojedziesz sam.

- Caz… - Zaczął Gackt.

- Nie. Nie mam zamiaru cie stracić – Powiedziałem.

- No dobrze… Jedźmy. – Powiedział. Odwróciłem się i pocałowałem Hiro, po czym miałem odejść jednak mój nowy narzeczony mnie zatrzymał.

- Stój – Powiedział. Wyciągnął coś z kieszonki i założył mi na szyję. Wziąłem to do ręki i otworzyłem. Zobaczyłem po jednej stronie jego, a po drugiej swoje zdjęcie. – Zatrzymaj to – Pocałował mnie i przytulił mocno. – Zadzwoń jak dojedziesz.

- Dobrze Hiro. – Powiedziałem i ruszyłem za ojcem. Wsiedliśmy do samochodu. Nasz szofer-ochroniarz zawiózł nas do drugiej posiadłości. Jednak w pewnym momencie zatrzymaliśmy się gwałtownie. Zobaczyliśmy na środku drogi tego samego czarnowłosego.

- Zostań tu Cazqui. I pod żadnym pozorem nie wychodź. – Powiedział i sam wysiadł. Ruszył przed siebie. Coś mówił jednak zrobił w pewnym momencie krok do przodu i mężczyzna zamienił się w coś potwornego. Po chwili zobaczyłem mojego ojca padającego na kolana i na ulice. Wysiadłem szybko z samochodu, ignorując strach i pobiegłem do niego. Nie zdążyłem jednak bo złapały mnie silne dłonie. Szofer próbował mi pomóc jednak mężczyzna rzucił nim o samochód, po czym zabrał mnie. Sam się szarpałem jednak nie dało to efektów. Niedługo potem znaleźliśmy się w posiadłości która należała do mojego ojca.

- Żebyś przestał być problematyczny… - Rzucił mnie przed siebie. Ktoś podszedł i złapał mnie za ramiona żebym nie uciekł. Niestety nie miałem tyle siły żeby się uwolnić. Po chwili zobaczyłem jakieś iskry lecące w moją stronę. Zacząłem się czuć dziwnie. Po chwili zdałem sobie sprawę że nie jestem w swoim ciele… Byłem cholernym ptakiem. – Teraz już mi nie przeszkodzisz – Parsknął. – Jeśli będziesz stać na jeziorze gdy księżyc będzie oświetlał jego tafle to chwilowo będziesz człowiekiem. Żebyś y nie było ci tak lekko. – Powiedział uśmiechając się okrutnie.

[Hiro]

Mana rozmawiał z kimś przez telefon bardzo zdenerwowany. Rozmowa trwała koło 5 minut. Chodziłem i patrzyłem na ojca równie zdenerwowany co on. Nie wiedziałem co się stało ale czułem że to było coś naprawdę złego. Nie myliłem się. Mana gdy tylko się rozłączył to usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach

- Co się stało!? – Zapytałem zdenerwowany siadając przy nim i przytulając go. Czy dowiedział się czegoś na temat Gackta i Cazquiego?

-Gackt jest w szpitalu… - Powiedział, a ja zbladłem – Cazqui… On zniknął. – Powiedział zdławionym głosem.

- Co?! Jak to zniknął?! – Zawołałem w panice. – Nie mógł tak po prostu zniknąć! To na pewno tamten dupek go zabrał – Syknąłem wściekły. – Ale co ja mam teraz zrobić? –Jęknąłem. Tym razem to Mana mnie przytulił mocno i pocałował w czoło.

- Cii Hiro. Spokojnie. Znajdziemy go. – Mówił do mnie spokojnie i gładził mnie po włosach. Do pokoju wszedł Satoshi i Yuuki.

- Hiro strasznie nam przykro - Powiedział. Mana mnie puścił. Podszedłem do Satoshiego i przytuliłem do niego. Yuuki położył mi rękę na ramieniu.

- Jedziecie ze mną do szpitala? Chce się dokładnie dowiedzieć od Gackta co się stało – Powiedział Mana. Przytaknęliśmy. Kiedy wychodziliśmy Mana lekko ujął kosmyk włosów Yuukiego. – Bardzo ładnie wyglądasz w tym różu – Powiedział uśmiechając się lekko. Yuuki uśmiechnął się speszony i zarumienił, po czym podziękował. Uśmiechnąłem się lekko. Mój ojciec taki był. Potrafił wytworzyć w około siebie oazę spokoju, nawet w najbardziej nerwowej sytuacji.

Kiedy weszliśmy do szpitala to ludzie wbiegali do sali Gackta. Weszliśmy również szybko niestety niemal od razu wyrzucono nas z sali. Usłyszałem jak jeszcze przy ostatnim wydechu mówi „Potwór!” po czym na monitorze kontrolującym czynności życiowe, pojawiły się proste linie. Zaczęli go reanimować. Mana był załamany. Po chwili wyszedł lekarz i poinformował nas o śmierci króla. Wszyscy byliśmy załamani. Pod biegł do nas szofer który wiózł Caza i Gackta. Zerwałem się i złapałem go za przód koszuli.

- Czemu nic nie zrobiłeś?! – Syknąłem. Miałem go uderzyć, ale moją rękę złapał Satoshi. Odsunął mnie od wystraszonego i załamanego mężczyzny.

- Robiłem… Nic to nie dało – Powiedział zdławionym głosem. Wyciągnął w moją stronę rękę. Trzymał w niej coś. Wyciągnąłem przed siebie dłoń i odebrałem co miał. Był to wisiorek który dałem Cazquiemu i komórka Gackta. Ścisnąłem w dłoni obie rzeczy. Spojrzałem na Satoshiego.

- Pomożesz mi go poszukać? Musimy przetrzepać całe miasto. Musze znaleźć Caza. – Powiedziałem zdesperowanym głosem.

- Oczywiście. – Powiedział poważnie. Spojrzał na Yuukiego który przytulił się do jego ramienia.

- Pojedziemy dzisiaj wieczorem już. Przygotuje nas. Weź swoje auto. - Powiedziałem. – Tato… - Zacząłem.

- Jedź. Podwieź Satoshiego i Yuukiego. Zadzwoń do Koziego jeśli możesz. Potrzebuje kogoś z kim będę mógł pozałatwiać formalności związane z pogrzebem – Powiedział. Przytaknąłem. Tak też zrobiłem.
Wieczorem spotkałem się z Satoshim na obrzeżach miasta. Mieliśmy w pierwszej kolejności sprawdzić posiadłości Gackta. Ja miałem pojechać do tej, którą miał oddać mi i Cazquiemu, Sato pojechał do tej drugiej. Wręczyłem mu broń na wszelki wypadek.

Pojechałem do tamtej posiadłości. Zatrzymałem się kawałek dalej i zacząłem szukać. Przy jeziorze zobaczyłem pięknego łabędzia. Zatrzymałem się i patrzyłem na niego.

[Cazqui]

Byłem naprawdę nieszczęśliwy. Byłem tu dwie godziny. Jednak poznałem trzy wspaniałe osoby, na które również zostały rzucone klątwy. Ich też porwali, jednak nie szukano żadnego z nich. Było mi naprawdę szkoda ich. Mnie pewnie już szukał Hiro… Ale wracając. Poznałem Masę, Natsu oraz Daichiego. Masa został żabą, Natsu żółwiem, a Daichi niewielkim ptakiem. Naprawdę się dobrze dogadywaliśmy. Próbowali mnie pocieszyć i wierzyli, że Hiro mnie znajdzie i pozbędzie się Tatsuro – bo tak się nazywał mężczyzna który nas porwał. Siedziałem wieczorem w postaci łabędzia przy brzegu, czekając na wschód księżyca, gdy nagle Daichi pojawił się i powiedział, że obserwuje nas jakiś mężczyzna. Kiedy wskazał nam konkretny kierunek to aż mi się zrobiło gorąco, gdy zobaczyłem kto tam stoi. Hiro. Akurat księżyc pojawił się na tafli. Szybko poleciałem na konkretne miejsce. Zamieniłem się w człowieka. Pobiegłem szybko do Hiro i rzuciłem mu się w ramiona.

- Wiedziałem, że mnie znajdziesz – Powiedziałem cicho. – Ale nie możesz tu być. Bo on cie zabije – Oczy mi się zaszkliły.

- Cii…. Zabiorę cię – Powiedział.

- Ja… On rzucił na mnie klątwę. Tylko Obietnica miłości mi może pomóc. A uciec nie mogę. Tylko na tym jeziorze mogę zmienić się w człowieka – Powiedziałem z goryczą.

- Zabije go. Zobaczysz. Uratuje cię. – Powiedział. – Caz. Pojaw się jutro w zamku. Tam złoże przysięgę. Skoro możesz się zmienić w człowieka to spróbuj tam dotrzeć.

- Dobrze, ale teraz odejdź. Błagam. Nie chcę żeby zrobił ci krzywdę. – Nachylił się i mnie pocałował po czym założył mi wisior, który musiałem zgubić gdy mnie porywał Tatsuro.

- Do zobaczenia najdroższy – Powiedział Hiro po czym wrócił skąd przyszedł.

- Cazqui! – Usłyszałem wołanie zaraz potem. Przekląłem. Po chwili zobaczył czarnowłosego, który uśmiechnął się szeroko – Tu jesteś… Mam wrażenie, że słyszałem głos tego gówniarza – Powiedział zimno. – Możesz mi to wytłumaczyć? - Podszedł do mnie i dotknął mojego ramienia. Odepchnąłem go.

- Zajmij się swoim życiem. Moje i tak już rozwaliłeś – Skrzywiłem się patrząc na niego z pogardą. On chwilę mi się przyglądał po czym skrzywił się.

- Oczywiście, że tu był. – Syknął. – Ale ty nigdzie nie idziesz książątko – Powiedział i zerwał mój naszyjnik który odzyskałem.

- Nie! – Rzuciłem się za nim ale na próżno. Oczy zaszły mi łzami. Nie… Nie mógł mi tego zrobić.

- Mój służący pójdzie za ciebie. To jemu złoży obietnice miłości, nie tobie. A wtedy ty umrzesz! Twój ukochany cie zabije – Roześmiał się.

- Nie… - Powiedziałem zdławionym głosem. Chciałem spokoju w ramionach Hiro. A nie psychopaty który grozi mi śmiercią z rąk Hiro. Mężczyzna poszedł gdzieś. A ja niedługo później ponownie przybrałem formę łabędzia. Nie podejrzewałem jednak, że sługa Tatsuro mnie złapie i zabierze do zamkniętej okrągłej wieży-lochu w której znajdowała się woda i mnie tam zamknie.

Byłem załamany. To mój koniec. Jednak w wodzie ni stąd ni z owąd pojawił się Masa

- Pomożemy ci. Musisz dotrzeć na ten bal – Powiedział i wrócił do wody. Minęła noc, potem pół dnia i nastało późnie popołudnie, w ręcz wieczór. Drzwi się otworzyły.

- Wybacz że musiałeś czekać. Leć do Hiro zanim będzie za późno! – Powiedzieli i życzyli powodzenia. Cała nadzieja w mojej szybkości. Niestety. Nie miałem jak dostać się do zamku.  Za każdym słowem Hiro do tego sługi, który udawał mnie coraz bardziej słabłem. Ostatecznie gdy złożył przysięgę to upadłem przed wejściem do budynku.

[Hiro]

Mana przygotował cały bal. Pomagał mu Kozi, z którym ewidentnie się zżyli. Cieszyłem się ich szczęściem, bo ojciec nienajlepiej przeżył śmierć przyjaciela. Jednak Kozi był przy nim i go wspierał.

Do balu zostało jeszcze trochę czasu, a ja pomagałem dopiąć wszystko na ostatni guzik. Kiedy pojawił się Cazqui zaparło mi dech w piersi. Był piękny. Nie musiałem już długo czekać. NA samym początku balu postanowiłem to zrobić. Złożyć przysięgę. Dla mojego ukochanego wszystko. Jednak gdy złożyłem przysięgę do końca to było coś nie tak. Pojawił się czarnowłosy czarnoksiężnik.

- Trzeba było mnie słuchać głupcze. – Cazqui zmienił się w zupełnie inną osobę. Zadrżałem przerażony. Nie. – Twoje książątko nie żyje bo złożyłeś przysięgę nie jemu, a komuś innemu - Psychodeliczny śmiech rozniósł się po sali. Zacząłem drżeć

- Nie! To nie może być prawda – Powiedziałem rozdygotany. Wszyscy tylko nie mój Cazqui. Drzwi się otworzyły i na posadce zobaczyłem leżącego łabędzia. Natomiast długowłosy zamienił się w coś nie do opisania. Wszyscy zaczęli uciekać pod ściany. Jedynie Satoshi podrzucił mi miecz i sam wziął drugi. Rzuciliśmy się na niego w tym samym czasie, znienacka. Nie spodziewał się tego i dwa miecze przebiły go na wylot. Krew trysnęła. Upadł. Pobiegłem do mojego ukochanego.

- To dla ciebie przeznaczona była ta obietnica – Rozpłakałem się.

- Nie jest jeszcze za późno. – Mały ptak pociągnął Hiro za koszule. Ten był zaskoczony – Zabierz go do jeziora. Może jeszcze uda się go uratować! – Powiedział. Błyskawicznie się zebrałem i pojechałem tam szybko z łabędziem w ramionach. Teraz nic innego się nie liczyło. Tylko zdrowie Cazquiego. Po kilku minutach byliśmy nad jeziorem. Wypadłem z samochodu i ostrożnie zabrałem łabędzia do wody. Przez chwilę nic się nie dzieje. Przy brzegu widziałem tego samego ptaka, który mnie instruował, żabę oraz żółwia. Patrzyli w naszą stronę.

Nagle dookoła łabędzia zaczęła pojawiać się jasna poświata. Byłem zaskoczony ale nie wypuściłem łabędzia z rąk. Zamknąłem oczy bo światło było oślepiające. Gdy zniknęło, w moich ramionach zobaczyłem Cazquiego. Już jako człowieka. Całego i zdrowego.

- Hiro. Hiro uratowałeś mnie – Powiedział słabo i się mocno wtulił w moje ramiona – Tak się cieszę.

- Tak kochany. Już jest dobrze. Jesteśmy razem. Chociaż prawie cię straciłem. Tak się cieszę, że udało mi się. Nie wiem co bym zrobił…. – Urwałem. Po prostu objąłem go mocniej i pocałowałem czule.

- Ciii… Wiem. Ale udało ci się. – Cazqui pogłaskał mnie po policzku. Usłyszeliśmy jakieś ucieszone głosy za sobą. Odwróciliśmy się w tamtą stronę. W miejscu gdzie chwilę wcześniej stały zwierzęta, teraz stało trzech przystojnych młodzieńców. Byli oni szczęśliwi i w tym momencie spojrzeli na nas. Ukłonili się

- Dziękujemy ci za ratunek, również. – Powiedzieli. Poszliśmy do brzegu razem z Cazem.

- Jak to? – Zapytałem gestem ręki każąc im się podnieść.

- Odczarowując Cazquiego i zabijając Tatsuro odczarowałeś nas. – Powiedział jeden z dwóch niższych młodzieńców – Jestem Masa. – Przedstawił się – To Natsu – Pokazał na chłopaka będącego jego wzrostu.

- Ja jestem Daichi – Powiedział ostatni z nich z uśmiechem. Rozpoznałem ten głos. Należał do tego ptaka, który wskazał mi co powinienem zrobić.

- Zostaniecie z nami? – Zapytał Cazqui. – Mam u was dług wdzięczności. – Mój ukochany puścił moją rękę i objął każdego z nich po kolei.

Wróciliśmy w piątkę do posiadłości mojego ojca, gdzie wszystko się uspokoiło. Mana znalazł ubrania dla nas wszystkich.

Na sali zatrzymałem wszystko i wzniosłem toast.

- Za Cazquiego, którego kocham najbardziej na świecie, bez którego moje życie nie miałoby sensu. – Nachyliłem się i pocałowałem go – Kocham cię piękny. Jesteś najwspanialszym co mi się w życiu przytrafiło. 

– To już powiedziałem ciszej tak żeby tylko on to usłyszał. Dookoła rozbrzmiewały oklaski i wiwaty na naszą cześć.

- Kocham cię Hiro. Nigdy nie myślałem, że w ogóle kiedykolwiek poznam to uczucie jakim jest miłość. Dziękuję. – Uśmiechnął się do mnie ślicznie. Odetchnąłem i pocałowałem go czule.

wtorek, 31 października 2017

Wszystko jest kwestią zaufania (Yo-Ka x Shoya; Kei x Tatsuya)

Notka miała być na początku października, ale nie udało mi się przepisać, tak więc jest z okazji moich urodzin, urodzin Yo-Ki i Halloween ❤ 3w1
Nie sprawdzałam jej, bo dosłownie chwile temu skończyłam ją, ale mam nadzieje, że nie jest źle

No i notka 18+ ~

___________________________________

Najładniejszy chłopak w szkole, a zarazem jej przewodniczący był obiektem westchnień dziewczyn jak i chłopców. Jego życie prywatne było ciągle w tej szkole naruszane, a właściwie praktycznie go nie miał. Cała szkoła wiedziała, że przewodniczący jest gejem, a także, że codziennie po lekcjach przyjeżdża po niego czarnym mustangiem, kilka lat starszy młody mężczyzna o złoto-czarnych włosach, czarnym mustangiem. Przewodniczący miał brązowe włosy, na końcówkach przechodzące w jaśniejszy kolor, które były krótkie, jedynie jego grzywka sięgała do brody, bardzo ładne czekoladowe oczy oraz ładnie wykrojone usta przyozdobione kolczykiem w dolnej wardze po lewej stronie. Nazywali go Shoya. Poza tym, że był piękny także bardzo dobrze się uczył, był miły i zawsze pomagał, gdy ktoś tego potrzebował. Jego prawą ręką i najlepszym przyjacielem był Tatsuya, którego znał, od zawsze, gdyż ich mamy się przyjaźniły. On również miał brązowe włosy dotykające lekko ramion, tylko o parę odcieni ciemniejsze, a oczy miał ciemnobrązowe.
Ostatnie zajęcia tego tygodnia się skończyły i wszyscy opuścili budynek szkoły. Shoya i Tatsuya opuścili budynek. Standardowo u dołu schodów stali ich ukochani. Rozpromienili się i szybko zeszli, a potem rzucili się starszym na szyję. Yo-Ka – chłopak przewodniczącego pocałował go czule w usta i objął ciasno w pasie. Zaraz obok do Keia przylgnął Tatsu. Jego chłopak miał szare włosy i centralnie po środku, zaraz pod dolną wargą miał kolczyk, srebrną kulkę.  Był on najlepszym przyjacielem chłopaka Shoyi.
- Mamy coś dla was – Powiedział Kei z lekkim uśmiechem obejmując swojego chłopaka w pasie. Spojrzeli z Yo-Ką porozumiewawczo na siebie. Shoya widząc, że dość spora grupa ludzi przygląda się ich czwórce, zarumienił się delikatnie i schował twarz w marynarce swojego chłopaka. Yo-Ka uśmiechnął się rozczulony i skinął na Keia, po czym zaprowadził uroczego przewodniczącego do samochodu. Gdy wsiedli do samochodu Yoshito pojechał za miasto. Sho i Tatsu byli naprawdę zaskoczeni, jednak nic nie mówili. W połowie drogi blondyn zatrzymał się na stacji benzynowej. Wtedy Shoya zamienił się z Keiem i usiadł obok Tatsuyi na tylnym siedzeniu, natomiast, gdy tylko Yo-Ka zapłacił to Kei zajął miejsce kierowcy, żeby odciążyć przyjaciela. Młodsi zasnęli na tylnych siedzeniach, a starsi cicho rozmawiali.
Po paru godzinach nareszcie dojechali do małego, piętrowego domku w górach, który odsłonięty był tylko od frontu, skąd rozciągał się piękny widok na okolice.  Z tyłu było trochę przestrzeni, jako podwórko i kończyło się ono przy linii lasu. Shoya i Tatsuya w tym czasie spali oparci o siebie. Kei i Yo-Ka zaplanowali ten wyjazd już jakiś czas temu. Matki Sho i Tatsu były za, lubiły chłopaków swoich synów i uważały, że ci powinni odpocząć od obowiązków przez tydzień no i od szkoły. Yo-Ka spakował Shoye, a Kei Tatsuye, gdy Ci byli w szkole. Oni sami spakowali się już wcześniej. Yoshito, po spakowaniu swojego chłopaka pojechał po przyjaciela, który wyszedł z rzeczami Tatsu. Potem kupili jedzenie i tego typu rzeczy i pojechali po swoich ukochanych.
Starsi pozanosili wszystkie rzeczy do domku, zaczynając od jedzenia, potem walizki i na sam koniec zabrali swoich chłopaków ostrożnie, żeby ich nie obudzić, do łóżek. Gdy już wszystko ogarnęli, zmęczeni padli przy swoich ukochanych, po czym zasnęli.
Shoye obudziły nad ranem jakieś hałasy. Wstał ostrożnie, żeby nie obudzić swojego chłopaka i wyszedł z pokoju i wystraszył się, bo z pokoju naprzeciwko wyszedł Tatsuya.
- Słyszałeś to? – Zapytał. Przewodniczący przytaknął i spojrzał w stronę schodów. Poszli razem na dół, gdzie okazało się, że hałas wywoływało uchylone od góry (Na uchylne w sensie, nie wiem jak to nazwać) okno, które pod wpływem wiatru otwierało się i zamykało. Co dziwne, bo wiatr był naprawdę gwałtowny jak na taką ładną pogodę. Sho zamknął okno i spojrzał przez nie, a do niego dołączył Tatsu stając obok i również patrząc.
- Ale tu pięknie… Mógłbym tu zamieszkać… Z takim widokiem za oknem mogę się budzić codziennie – Stwierdził Tatsuya rozmarzony.
- Dokładnie… Ja też. Wspaniały widok – Westchnął przewodniczący podziwiając góry. Chwilę później prawie krzyknął wystraszony, czując ręce obejmujące go w pasie. Tatsu również drgnął, gdy poczuł, że ktoś się do niego przytula i go całuje.
- Nie ma sprawy. Możemy tu zamieszkać w czwórkę – Zaśmiał się Yo i pocałował czule swojego chłopaka. Kei się zaśmiał. Przewodniczący zmarszczył brwi i walnął z łokcia swojego chłopaka w brzuch. Nie za mocno, ale znacząco.
- Przestań mnie tak nachodzić znienacka. Wystraszyłeś mnie… - Mruknął naburmuszony. Został obrócony, pocałowany namiętnie i objęty mocno przytulony
- Oj Sho. Ale ja uwielbiam jak się boisz – Powiedział Yoshito. Shoya wywrócił oczami i już miał coś powiedzieć, ale Kei przerwał.
- Co jemy na śniadanie? – Zapytał szaro włosy.
***
Wieczór zapowiadał się przyjemnie. Wszyscy siedzieli w salonie przed kominkiem przytuleni do siebie. Shoya wtulony w Yoshito pił herbatę patrząc na Tatsuye i Keia z lekkim uśmiechem. Jego przyjaciel obejmował swojego chłopaka i wtulał sie w jego klatkę piersiową. Sielanka. Nareszcie mogli się odprężyć po długich godzinach spędzonych w pracy i szkole. Yo-ka zaczął przeczesywać włosy ukochanego, Kei sięgnął po kieliszek wina, które otworzyli z blondynem. Tatsu od czasu do czasu podbierał mu kieliszek. Po chwili nagle z nikąd coś jakby spadło. Kei prawie wylał wino na siebie, Tatsuya podskoczył, Shoya prawie upuścił kubek herbaty. Tylko Yoshito zachował spokój, odsunął ostrożnie Sho i skinął na Keia. Oboje wzięli po podwójnym świeczniku które stały na kominku i poszli w stronę hałasu.
- Sho, Tatsu zostańcie tu. My to sprawdzimy
Udali się w stronę źródła dźwięku, jak sie okazało - do piwnicy, gdyż hałas się powtórzył. Otworzyli ją i zaczęli się rozglądać. Włączyli latarki w telefonach i szukali co spowodowało hałas. Ponownie coś upadło tłukąc się więc szybko pobiegli w tamtą stronę. Niczego tam nie było, poza stłuczonej na podłodze ramce ze zdjęciem. Yo-Ka i Kei spojrzeli na siebie zaniepokojeni. Wrócili do salonu rozmawiając cicho. Shoya i Tatsuya również coś między sobą szeptali. Kiedy starsi pojawili się sie w zasięgu wzroku od razu dwie pary oczu wbiły się w nich.
- Co to było - Zapytał Tatsuya niepewnie. Kei usiadł przy nim i go objął w pasie, przykładając usta do jego skroni. 
- Pewnie jakieś szczury. Porozrzucały jakieś rzeczy które leżały na półkach. - Powiedział blondyn z uśmiechem ukazując słodkie dołeczki w policzkach. Usiadł przy Shoyi i oparł swoją głowę o jego. Ten wtulił się w niego i usiadł mu na kolanach, przymykając oczy i przenosząc głowę na jego ramię. - Chodź kochanie. Widzę, że już padasz. - Yoshito pocałował Sho w skroń i wziął go na ręce. Młodszy wtulił się w niego i dał się zanieść i położyli się razem, tuląc. Zasnęli niemal błyskawicznie. Kei i Tatsu również poszli spać
***
Rano Shoye obudziło szturchanie za ramię. Uchylił oczy niechętnie, bo czuł, że jest tulony przez Yoshito, który jeszcze spał. Zupełnie nie wiedział co kto od niego chce. Jednak ostatecznie uchylił oczy i zobaczył zdenerwowanego Tatsuye. Ostrożnie zabrał rękę Yo i usiadł, patrząc na przyjaciela. 
- Co się stało? - Wymamrotał wstając. Tatsu się spiął. 
- Nie ma Keia. Przyszedłem cały dom i nigdzie go nie ma! - Powiedział drżącym z nerwów głosem. Sho spojrzał  na niego zaskoczony i go przytulając.
- Jak to nie ma? Jesteś pewien? - Zapytał przewodniczący, odsuwają się. Jego przyjaciel przytaknął. Sho wstał i założył bluzę, kiedyś należącą do jego chłopaka - Chodź. Sprawdzimy jeszcze raz. - Ucałował Yo-Ke delikatnie, żeby go nie obudzić. Szli po domu i się rozglądali. W końcu gdy prawie się poddali, a Tatsu odchodził od zmysłów i dostawał nerwicy, usłyszeli trzask drzwi. Poszli szybko w tamtą stronę i gdy tylko Tatsuya zobaczył swojego chłopaka, który akurat zdążył ustawić stabilnie reklamówki z zakupami, rzucił się mu na szyję i mocno do niego przytulił.
- Nie rób tak więcej! – Rozpłakał się, a Kei zaskoczony objął go mocno w pasie i starał się go uspokoić. Shoya się uśmiechnął, ale zaraz potem po raz kolejny podskoczył i niemal uderzył swojego chłopaka.
- Kami-sama, Yo-Ka! Znowu to zrobiłeś! – Powiedział krzywiąc się.
- Mogłeś mi nie uciekać z łóżka. Byłem zawiedziony gdy się obudziłem i przywitała mnie pustka. – Mruknął i pocałował swojego chłopaka w policzek. – Dobra, idę robić śniadanie a wy ogarnijcie stół – Powiedział już głośniej, żeby przyjaciele usłyszeli. Yo poszedł do kuchni, a reszta do jadalni. Shoya uśmiechnął się lekko i złapał Tatsu z rękę i się uśmiechnął lekko do niego gdy usiedli przy ogarniętym stole.
- Mówiłem Ci, że się znajdzie. Już spokojnie. – Uspokajał go. Yoshito obserwował całą trójkę robiąc śniadanie. Byli kochani. Potem, po śniadaniu, a właściwie godzina wskazywała bardziej na porę obiadową niż śniadanie, poszli na spacer. Jednak nie nachodzili się za długo, bo niecałą godzinę później zrobiło się zimno i nie było sensu chodzić po tym chłodzie. Reszta dnia minęła dosyć spokojnie. Wszyscy potem poszli spać, nie koniecznie tak grzecznie, ale poszli.
[Shoya]
Obudziłem się przytulony do Yo-Ki który smacznie spał. Wyglądał jak taki dzieciak, a nie facet parę lat starszy ode mnie. Westchnąłem i zacząłem go całować powoli i czule w usta, a rękami jeździłem po jego brzuchu i klatce piersiowej. Byłem spragniony nieco czułości. Od razu go to obudziło i zaczął oddawać pocałunki, oraz przekręcił nas obu tak, że leżałem pod nim. Lubiłem takie igraszki, na które mogliśmy sobie pozwolić na wyjazdach, albo w domu Yo-Ki. Z racji tego, że byliśmy tylko w bokserkach, które JAKOŚ po tej niegrzecznej nocy udało się nam założyć. Yo złapał za ich krawędź i zaczął je ze mnie zsuwać. Nie protestowałem. Nie miałem do tego żadnych powodów. Chwile później i ja pozbyłem się jego bokserek. Byliśmy naprawdę niewyżyci. Yo-Ka wygrzebał spod poduszki lubrykant. Zabrałem mu go i wylałem nieco na dłoń. Ująłem jego męskość i zacząłem ją pobudzać. A on nie był mi dłużny. Gdy obaj byliśmy wystarczająco podnieceni, mój chłopak mnie nawilżył i po rozciągnięciu mnie odpowiednio, wsunął się we mnie jednym płynnym ruchem.  Jęknąłem i objąłem go za szyję, a on przykrył nas. Mój chłopak poruszał się w tempie, które nam obydwu odpowiadało, a ja pojękiwałem zadowolony. Wychodziłem własnymi biodrami naprzeciw jego w pewnym momencie, więc było nam nieziemsko. Yo-Ka przyspieszył. Wtedy drzwi do pokoju się otworzyły i wszedł przez nie Kei. Dobrze że byliśmy przykryci. Schowałem twarz w dłoniach zażenowany i jęknąłem bo w tym samym momencie mój ukochany trafił na moją prostatę.
– Co jest Kei? – Yoshito przestał poruszać biodrami i wsunął się we mnie do końca układając na mnie wygodniej.
- Tatsu zniknął – Powiedział zdenerwowany, a ja z wrażenia aż usiadłem co nie było, ani wygodne, ani przyjemne, a na dodatek bolesne dla nas obu.
- Tak jak ty wczoraj? – Zapytałem z powątpiewaniem.
- Gdyby zniknął jak ja wczoraj to by nie było samochodu na pojeździe. A on tam stoi – Powiedział. – Poza tym Yo-Ka wiedział, że jadę do sklepu. Shoya czy on ci coś mówił?
- Nie… Nic nie kojarzę. – Powiedziałem zestresowany i się spiąłem, na co Yoshito jęknął. Rzuciłem mu przepraszające spojrzenie. Kei wtedy się zorientował w czym nam przerwał.
- Moglibyście… Skończyć i mi pomóc? – Zapytał.
- Skończymy jak przestaniesz stresować Shoye i wyjdziesz. – Mruknął mój chłopak niezadowolony. – Daj nam trochę czasu – Powiedział i mnie pocałował. Westchnąłem rozluźniając się. Kei wyszedł. Yo-Ka kontynuował i zaczął mnie namiętniej całować. Nie zajęło nam długo dojście. Opadłem na poduszki. Widziałem uśmiech na twarzy Yo-Ki.
- Idziemy wziąć prysznic, a potem pomożemy Keiowi – Powiedział i tak też zrobiliśmy.
[Kei]
Jak można być tak niewyżytym? Fakt Yo-Ka i Shoya nie mieli za dużo czasu tylko dla siebie, bo obaj byli zajęci jeden pracą i drugi byciem przewodniczącym oraz nauką, no ale bez przesady!
Po raz kolejny przeszedłem cały dom nawołując Tatsu. Przechodząc obok piwnicy w oczy rzucił mi się kawałek materiału zaczepiony o gwóźdź. Gdy miałem po niego sięgnąć ni stąd, ni z owąd przy mnie pojawił się Yo-Ka. Przytulił mnie, jak to miał w zwyczaju, gdy coś było nie tak.
- Wybacz za tamto. Nie mieliśmy z Shoyą dla siebie czasu w mieście.  Szukałeś Tatsuyi wszędzie? – Zapytał. Był jaki był, ale przyjacielem był wspaniałym.
- Nie schodziłem do piwnicy i nie wychodziłem na dwór jedynie.  – Stwierdziłem. Po chwili dołączył do nas Shoya. – Nie wychodził nigdzie, bo jego kurtka i buty są w przedpokoju.  Shoya, na pewno nie wiesz? – Zapytałem jeszcze raz z nadzieją.
- Nie mam pojęcia – Westchnął młodszy.
- Zejdźmy do piwnicy. Jest duża, tam się rozdzielimy i przeszukamy ją całą. – Zadecydował Yo-Ka. I tak zrobiliśmy, jedynie zabierając ze sobą telefony, ze względu na latarki w nich. W piwnicy się rozeszliśmy. Szukałem Tatsu zmartwiony. Nigdzie go jednak nie było. W pewnym momencie coś spadło i wszyscy spotkaliśmy się pod schodami. Spojrzeliśmy na siebie i pobiegliśmy na górę. Przeszliśmy cały dom i w końcu znaleźliśmy leżącego na środku dywanu Tatsu. Był nieprzytomny, a na dodatek bardziej blady niż zwykle. Drżał cały i w ogóle nie wyglądał jak poprzedniego wieczoru. Podszedłem do niego i uklęknąłem na wysokości jego głowy. Uniosłem go i przysunąłem do siebie. Starałem się go ocucić. Yo-Ka i Shoya również podeszli, jednak Yo-Ka zatrzymał Sho gdy ten chciał usiąść przy mnie i Tatsu. Po chwili mój chłopak otworzył szeroko oczy. Było w nich widać… Dzikość? Byłem zaskoczony i automatycznie się odsunąłem, a Tatsu zerwał się i usiadł w kącie pokoju. Nie wiedziałem co zrobić. On był… Inny. Shoya wyszarpnął się z ramion Yo-Ki i podbiegł do przyjaciela. Przytulił go i zaczął oglądać czy wszystko z nim dobrze. Po chwili mój chłopak tak jakby oprzytomniał i gdy zobaczył Sho to się rozpłakał i wtulił w niego mocno. Przewodniczący go objął. Spojrzałem na Yoshito zaniepokojony i obaj podeszliśmy do swoich chłopaków niepewnie. Tatsuya odsunął się od Sho i przytulił do mnie. Nic nie rozumiałem. Co się z nim stało tak właściwie?
- Tatsu… Gdzie Byłeś? – Zapytałem ostrożnie i usiadłem z nim na kanapie w salonie, w którym nadal byliśmy. On się zaczął trząść.
- N-nie mam pojęcia. Nie wiem. Wydaje mi się że ktoś zamknął mnie w piwnicy. Bałem się. – Trząsł się dalej i rozpłakał, wtulając we mnie. Głaskałem go spokojnie.
[Shoya]
To co mówi Tatsu… To niemożliwe na tym pustkowiu. Powinniśmy być tylko my. Zacząłem się bać i automatycznie wtuliłem się w Yo-Kę.
- Jesteś pewny, że ci się nie śniło? Może lunatykowałeś? – Zapytał ostrożnie Kei.
- Nie. To nie mógł być sen. – Tatsu podwinął rękawy bluzy i nogawki dresu w których spał. Był cały w siniakach i był mniej lub bardziej poraniony, jakby przejechał po chropowatej powierzchni skórą. Kei patrzył zszokowany na ciało swojego chłopaka. Ostrożnie, żeby nie sprawić mu bólu podniósł go i posadził na miękkiej kanapie. Usiadłem przy Tatsu i go przytuliłem delikatnie. Kei poszedł na górę, każąc swojemu chłopakowi zostać, a Yoshito poszedł do kuchni. Rozmawiałem z Tatsu cicho. Obaj mieliśmy tajemnicę o której ani Yo-Ka ani Kei nie mieli pojęcia. Tatsu mi mówił, że widział dziś w nocy swojego byłego, przez moment. Zbladłem. Jego były był agresywnym człowiekiem i często w złości bił Tatsu. Po tym jak Tatsuya mu powiedział że nie chce z nim już być ten go zgwałcił i pobił. Mówiłem mu tyle razy żeby mu nie ufał… Jednak ten był w niego ślepo wpatrzony. Nie widział jego wad. Tak się bałem o niego wtedy. Tatsu potem stracił zaufanie do wszystkich i wszystkiego. Poza mną. Po poznaniu Keia trzymał się przez długi czas do niego na dystans i nie potrafił mu zaufać. Jednak w końcu się przełamał. Tatsu nigdy nie powiedział Keiowi o tym co się wydarzyło. Z jednej strony go rozumiałem, ale z drugiej…. Kei powinien wiedzieć. Nie naciskałby go tak wtedy i byłby w stanie zrozumieć wszystko. Kiedy Kei wrócił to zamilkliśmy. Trzymał w ręce jakąś tackę z rzeczami. Postawił ją na stoliku do kawy. Przesiadłem się na drugą kanapę. Do salonu wszedł Yo-Ka z czterema herbatami i postawił je na stoliku. Kei ostrożnie przesunął stolik i klęknął między nim a kanapą. Zaczął opatrywać rany Tatsuyi. Wpatrywałem się w nich z lekkim uśmiechem. Poczułem również ramiona oplatające się wokoło mojego pasa.
- Idziemy dokończyć to w czym przerwał nam Kei? – Usłyszałem przy uchu i poczułem lekkie ugryzienie.
- Zboczeniec. – Prychnąłem, ale się do niego przytuliłem.
- Ale twój. – Zaśmiał się i pocałował mnie w policzek. Dostałem herbatę do rąk, Tatsu również, po czym ułożyliśmy się wygodniej. Prowadziliśmy jakąś luźną rozmowę, ale że właściwie nic nie jedliśmy to z Yo-Ką postanowiliśmy zrobić wspólnie obiad. Było zabawnie i właściwie każdy się zajął czymś, a co za tym idzie – nie myślał o tym co się stało rano. Potem resztę dnia spędziliśmy na oglądaniu filmów. W nocy Yo-Ka zaniósł mnie do łóżka, bo byłem na tyle zmęczony że nie dałem rady iść sam. Zostałem położony na łóżku, obok mnie położył się mój chłopak, przykrył nas i przytulił się do mnie ciasno.
Obudził mnie dźwięk spadających rzeczy na dole. Yo-Ka również się zerwał.
- Zostań tu Sho – Powiedział, ale ja nie posłuchałem i poszedłem za nim. Widziałem ja się krzywi – Sho.
- Nie chce tu zostać. – Uparłem się. Na korytarzu zobaczyłem Tatsu i Keia. Mój najlepszy przyjaciel znalazł się od razu przy mnie i się przytulił. Ke i Yo wymienili ze sobą kilka zdań, jednak mówili na tyle cicho że nie było słychać o co chodzi, po czym ruszyli w stronę schodów. Poszliśmy za nimi. Jeszcze nie świtało, więc było ciemno. Kei spojrzał na nas po czym przyłożył palec do ust w geście milczenia. Pokiwaliśmy głowami.
[3 osoba]
Yoshito poszedł pierwszy, a zaraz za nim szedł Kei. Pozostała dwójka również przyspieszyła. Po pokonaniu schodów znaleźli się w salonie. Wszystko było poprzewracane. Wszyscy spojrzeli po sobie.
- Zostajecie tu – Powiedział Yoshito do Shoyi i Tatsuyi. Żaden nie zaprotestował. Starsi poszli przed siebie w stronę przedpokoju.  Coś spadło w łazience którą akurat mijali. Obaj rzucili się w tamtą stronę i wpadli do łazienki zaczynając się rozglądać po niej. Nic tam szczególnego nie było poza zrzuconym ręcznikiem oraz kubkiem. Shoya nie odrywał wzroku od drzwi przestraszony i nie zauważył, że Tatsu odszedł w stronę kuchni. Kiedy się zorientował i odwrócił zobaczył za przyjacielem jakąś sylwetkę.
- TATSUYA! – Krzyknął i pobiegł w tamtą stronę, jednak niefortunnie się potknął o przewrócone krzesło i przewrócił z hukiem. Tatsuya nie zdążył zareagować, bo osoba za nim go ogłuszyła i zabrała z domu. Z łazienki wylecieli Kei i Yo-Ka. Widząc za oknem niesionego Tatsu rzucili się do wyjścia które okazało się zablokowane od zewnątrz. Shoya dowlókł się do kuchni. Miał zdartą nogę i leciała z niej krew. Widząc że jego przyjaciela nie ma to się rozpłakał. Kei też był roztrzęsiony. Yoshito przytulił mocno ich obu
- Musimy go znaleźć. Nie wiem jak ten ktoś się tu dostał. I nie wiem dlaczego akurat zabrał Tatsu, ale musi być w okolicy – Powiedział najbardziej trzeźwo myślący Yo. Kei pokiwał głową i starał się pozbierać żeby zacząć szukać swojego ukochanego. Blondyn posadził swojego chłopaka na sofie i kazał zostać Keiowi z nim, a sam poszedł do łazienki po rzeczy do czyszczenia ran, które dzień wcześniej używał Kei do ran Tatsu. Opatrzył ranę Sho i pocałował go lekko. - Znajdziemy go – Szepnął. W tym samym czasie Kei poszedł do swojego pokoju. Z dna swojej walizki wyciągnął pistolet i wrócił do salonu. Yoshito widząc co jego przyjaciel trzyma, najpierw zamarł, potem był zaskoczony, a potem się zdenerwował.
- Kei! Miałeś zostawić to w domu! – Huknął na niego.
- Miałem. Ale jak widzisz, to się przyda. – Powiedział i ruszył w stronę wyjścia.
[Kei]
Byłem cały rozdygotany. Mój ukochany Tatsu został porwany. Chciałem dopaść osobę która za tym stała. Nie daruje jej tego. Wiedziałem, że Yo-Ka tego nie popiera. Wiedziałem też dlaczego. Bo potrafiłem być nieobliczalny. Ale on na moim miejscu zrobiłby to samo! W pewnym momencie gdy znalazłem się po drugiej stronie domku zobaczyłem ruch na linii lasu. Widząc jakąś postać niewiele myśląc wycelowałem i strzeliłem. Usłyszałem za sobą krzyk. Odwróciłem się i zobaczyłem biegnącego Shoye, a za nim Yoshito. Potem odwróciłem się i popatrzyłem w miejsce w które strzeliłem i zamarłem. Tatsuya. Wypuściłem z ręki pistolet. Yo-Ka podbiegł szybko do mnie, a właściwie do pistoletu i go rozładował żeby nie wystrzelił. Shoya podbiegł do mojego chłopaka, na tyle na ile pozwalała mu zraniona noga.
- Kami-sama Kei! Jesteś idiotą! Mówiłem ci żebyś zostawił ten pieprzony pistolet! – Zawołał mój przyjaciel, a ja zacząłem płakać.
[Shoya]
Widząc jak Kei celuje w Tatsu i strzela wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Krzyknąłem i dokuśtykałem do Tatsu. Ten nie wiedział co się dzieje i był cały spanikowany. Całe szczęście (lub nie) kula lekko drasnęła jego nogę. Zdjąłem z siebie bluzę i zacząłem mi uciskać ranę.
- C-co się stało Sho? – Zapytał przerażony
- Kei cię postrzelił. – Powiedziałem zaciskając usta. – Yo-ka! – Zawołałem swojego chłopaka. Ten przybiegł i spojrzał Na Tatsu, a potem na mnie. Kei poszedł za nim po czym upadł na kolana obok Tatsu i zaczął przepraszać i płakać. Patrzyłem na niego ze współczuciem. W końcu nie codziennie się postrzela miłość swojego życia. Tatsu był wystraszony, ale przyciągnął Keia w swoją stronę i się do niego przytulił. Spojrzał następnie na mnie poważnie.
- Sho. ON tu jest. – Powiedział spanikowany. – To on mnie zabrał, ale udało mi się uciec.
- Chwila, chwila. Jaki znowu „on”? – Zapytał mój chłopak. Kei również wbił w swojego chłopaka pytające spojrzenie. Westchnąłem.
- Zabierzmy Tatsu do środka. Trzeba opatrzyć to postrzelenie. Potem wam wszystko opowiemy. – Powiedziałem patrząc w oczy Tatsuyi. Ten skinął głową i po chwili wtulił się mocniej w Keia, który go podniósł.
- Shoya uważaj! – Krzyknął mój chłopak wskazując za mnie, ale żadne z nas nie zdążyło nic zrobić. Ktoś mnie wciągnął do lasu tak że pojechałem plecami, bo bluza mi się podwinęła, po ziemi i wszystkim co na niej leżało, zdążyłem jedynie krzyknąć imię mojego chłopaka, aż w pewnym momencie uderzyłem w coś głową i straciłem przytomność.
[Tatsuya]
Kei zdążył zrobić ze mną na rękach trzy kroki, gdy usłyszeliśmy krzyk Yo-Ki. Zobaczyłem charakterystyczne tatuaże osoby która go wciągnęła w las.
- Kei postaw mnie szybko i trzymaj Yo-ke – Szepnąłem mu zdenerwowany. Zrobił to w ostatniej chwili. Yoshito był zły, przerażony i zaczął płakać w ramionach Keia. Było mi go strasznie żal.
- Wejdźmy do środka – Powiedziałem drżącym głosem.
- Ale Sho! Nie możemy go zostawić! On cię nie zostawił! – Załkał Yo-Ka. Westchnąłem cicho.
- Musicie wiedzieć o tym dupku, który go zabrał. To ważne, żeby go uratować. A Sho znajdziemy. – Powiedziałem. Niechętnie, ale Yo-Ka ruszył do środka. Kei zaniósł mnie tam i posadził na kanapie. Oczyścił moją ranę. Yoshito zrobił nam i sobie herbaty roztrzęsiony i usiadł w fotelu obok.
- Więc? Zacznij wreszcie mówić Tatsuya! – Syknął
- Uspokój się Yo-Ka! – Powiedział mu Kei bandażując mi nogę.
- Przestańcie obaj – Skrzywiłem się. Odetchnąłem głęboko i na nich spojrzałem. – Kiedyś byłem z chłopakiem dwa lata starszym od siebie. Na początku było pięknie, ale potem zaczął mnie bić i znęcać się nade mną. Tylko Shoya wiedział. Ja to znosiłem, licząc że Toki się zmieni. Niestety, w momencie gdy mu powiedziałem, że już nie chcę z nim być, bo nie mogłem tego znęcania wytrzymać, on… - Zaciąłem się, a łzy napłynęły mi do oczu – On mnie zgwałcił i gdyby ni interwencja Shoyi, który wezwał policje, po czym na własną rękę poszedł mnie ratować to prawdopodobnie bym już nie żył. – Odetchnąłem ciężko i otarłem łzy które poleciały mi po policzkach.  Kei mnie przytulił, a Yoshito popatrzył na mnie pustym wzrokiem. Po chwili odsunąłem się od mojego chłopaka – Nie wiem jak Toki wyszedł z więzienia, ale wiem, że to ja jestem jego celem. Chociaż zemścić się na Sho też może chcieć. – Powiedziałem drżącym głosem. Usłyszałem odgłos tłuczonego szkła w kuchni. Kei i Yo-Ka zerwali się na równe nogi i tam pobiegli, jednak sądząc po ich zawiedzionych minach nikogo tam nie dopadli. Jednak to mnie ON dopadł od tyłu.
- Tęskniłeś? – Usłyszałem syk przy uchu i przyłożył mi jakąś szmatę do twarzy, a ja się rozpłakałem zanim straciłem przytomność.
[Shoya]
Ocknąłem się w jakiejś chatce związany. Rozejrzałem się i kiedy zobaczyłem na podłodze obok siebie Tatsuye, rozebranego, poranionego i posiniaczonego to zbladłem. Mnie bolały poranione plecy, ale w tej chwili Tatsu był priorytetem. Przysunąłem się do niego.
- Tatsu! Ocknij się. Musimy uciekać. – Powiedziałem i walnąłem go kolanem w udo, na szczęście to zdrowe. Jęknął z bólu ale otworzył oczy.
- Sho… Nic ci nie jest… - Szepnął z ulgą trochę się przekręcając, aj jego twarz wykrzywiła się z bólu. Usiadłem.
- Za to tobie jest. – Całą swoją energię przeznaczyłem na to żeby przełożyć nogi tak by moje ręce znalazły się z przodu. I udało się. Rozwiązałem swoje nogi, potem ręce i nogi Tatsuyi, który rozwiązał moje ręce. Zdjąłem z siebie bluzę i podałem ją przyjacielowi. Przyjął ją z wdzięcznością i się w nią ubrał. Zaczęliśmy się rozglądać. Znalazłem jakieś puste butelki, kilka starych szmat i słoiki nawet nie chciałem wiedzieć z czym. Drzwi były zamknięte gdyż Tatsu szarpnął nimi kilka razy. No i było jeszcze okno. Zacząłem nim hałasować ale to było jedyne co się z nim dało zrobić. Doszedł do nas dźwięk kroków. Szybko zaopatrzyłem się w dwie butelki, jedną podałem też przyjacielowi. Zamek się przekręcił, drzwi otworzyły. Tatsuya uderzył oprawce w głowę, potem ja uczyniłem podobnie, a gdy Toki upadł to potłuczonymi kawałkami butelki podcięliśmy mu gardło. Odsunęliśmy się od ciała roztrzęsieni i we krwi, a chwile później do domku wpadli Kei i Yo-Ka.
[Yo-Ka]
Szukaliśmy Shoyi i Tatsuyi w całej okolicy. Odchodziliśmy od zmysłów co ten dupek mógł im zrobić. Wtedy przypomniało mi sie o małym drewnianym domku w środku lasu. Był opuszczony, ale było to jedyne miejsce w pobliżu w którym można było się schować. Byliśmy pewni w 100% że ktoś tam jest gdy usłyszeliśmy obijanie czymś drewna  odległości kilkunastu metrów, oraz światło w oknie. Przyspieszyliśmy. Przejście było zagrodzone jakimiś starymi szafkami. Jednak gdy tylko udało się nam ich pozbyć to od razu wpadliśmy do środka. To co zobaczyliśmy wprawiło nas poniekąd w osłupienie, a poniekąd w przerażenie. Nasi ukochani stali obok nieruchomego ciała, leżącego na posadce, ubrudzeni krwią i trzęśli sie nie wiedząc co ze sobą zrobić. Od razu podbiegłem do Shoyi i objąłem go mocno, po czym pocałowałem go czule. Kei też przytulił Tatsu.
- Co się z nim stało? Czy wy go...? - Zapytał niepewnie Kei
- Tak. Zabiliśmy go. On znowu skrzywdził Tatsu. - Powiedział mój chłopak wtulając się we mnie, jednak patrzył na Tatsu zmartwiony. Przytaknąłem.
- Zabierzemy was do domu... Przebierzecie sie opatrzymy wam rany i spalimy to miejsce. I od razu wrócimy do miasta. - Powiedziałem, a wszyscy sie zgodzili.
- A miał to być taki przyjemny tydzień - dodał Kei. Wróciliśmy i zrobiliśmy tak, jak ustaliliśmy.
Każde z nas ucierpiało jakoś na tym wyjeździe. Ja, bo nie potrafiłem obronić Shoyi, Sho, bo dał się skrępować i porozcinać swoje plecy, Kei, bo postrzelił Tatsuye - tego, którego kocha całym sercem. Najbardziej jednak z nas wszystkich ucierpiał Tatsuya. Jego psychika była w rozsypce i czuł do siebie obrzydzenie.
Wyjazd zniszczył w nas wiele, bezpowrotnie, jednak zyskaliśmy na tym bezgraniczne zaufanie do ukochanych