środa, 1 stycznia 2020

Love (Hazuki x Ryoga ; Hazuki x Yusuke)

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!!

____________________________________

Stałem na tarasie i paliłem papierosa nerwowo bawiąc się zapalniczką i patrząc na pasmo gór które rozciągało się przede mną. Piękny widok. Zupełnie nie mogłem się mimo to na nim skupić. Przygryzłem wargę i mocno się zaciągnąłem fajką.
- Nie denerwuj się tak Hazuki – Usłyszałem rozbawiony głos za sobą – mamy wolne i jesteśmy na wakacjach z daleka od problemów. - Zostałem poklepany po ramieniu, a obok mnie stanął Asanao, opierając przedramiona o barierkę.
- Łatwiej powiedzieć trudniej zrobić. - mruknąłem i przetarłem oczy. Potem odgarnąłem włosy ręką i westchnąłem cicho.
- Co cię niepokoi. Nie ma tu nikogo kto mógłby zakłócać twój spokój – Stwierdził. - Powiedz to Ci się zrobi lepiej. Jesteśmy przyjaciółmi, wiesz że możesz mi zaufać. - Uśmiechnął się lekko patrząc na mnie. Westchnąłem cicho.
- Ja… Tylko obiecaj, że nikomu nie powiesz tego co Ci zaraz powiem. Od tego zależy całe moje życie. - Stwierdziłem i zgasiłem papierosa za chwile odpalając kolejnego.
- Oczywiście. Wszystko zostanie między nami. - Przytaknął. Popatrzyłem na niego i wziąłem głęboki wdech.
- Ja… Prowadzę podwójne życie – Westchnąłem cicho.
- I dlatego jesteś taki zdenerwowany? Hazuki, będąc biznesmenem wiele osób prowadzi podwójne życie, jak nie potrójne albo lepiej – Asano uśmiechnął się do mnie lekko. - Masz kochanka. Zdarza się.
- Um. Męża. Mam męża. - poprawiłem go.
- No tak. Męża i kochanka. Jak Ci odpowiada takie życie to nie powinno być z tym problemu. – wzruszył ramionami.
- Nie Asanao. Mam dwóch mężów. To nie jest kochanek. Ten drugi. Oboje kocham. Ale są moimi mężami… I denerwuje się, bo nawet najmniejszy błąd może mnie kosztować zniszczeniem mojego życia. – Westchnąłem. Asanao zatkało.
- I jak ty to rozwiązujesz? - Zapytał zszokowany. - W sensie. Skoro jesteś mężem ich obu to… No pewnie spędzasz z nimi jakoś czas. Jak to rozwiązujesz?
- Mówię, że pracuje. Obie nie mieszkają w Tokyo więc to jest zawsze wymówka. Mam firmę w stolicy więc nic nie mówią.
- Jak długo to trwa? Tego nie da się tak utrzymywać w tajemnicy. Co jak oboje nagle w jednym czasie do ciebie przyjadą, żeby Ci zrobić niespodziankę? - Zapytał patrząc na mnie uważnie.
- Jakieś…. 5 lat. I… Nie zrobią tego… - Spuściłem wzrok. - Obaj mnie kochają. I wiedzą że nienawidzę takich niespodzianek.
- To kawał czasu... A jak do Ciebie dzwonią? To co im mówisz? „Sorry kochanie, mam spotkanie”? O 23 w dzień wolny? Poza tym co jak Ci przeglądają telefon? I zobaczą numer do tego drugiego męża z jakimś serduszkiem? Nie są zazdrośni? - Poszliśmy razem usiąść przy stole w naszym wynajętym apartamencie. Usiadłem naprzeciwko Asanao i zacząłem jeść ciastka które kupiłem dzień wcześniej.
- To akurat rozwiązałem. Mam dwa telefony i no oni też nie zawsze są w domu wieczorem w jednym czasie. I wtedy rozmawiamy. Poza tym naprawde dobrze ich utwierdzam w nieświadomości bo obaj uważają, że kocham ich najbardziej na świecie i nawet nie myślą że mógłbym ich zdradzić. - Powiedziałem spokojnie. Asanao pokiwał głową, wstał i nalał sobie whisky do szklanki.
- Kto właściwie jest tym drugim mężem? Bo pierwszy jest Yusuke prawda? Tu się nic nie zmieniło, prawda? - Zapytał. 
- Tak. Yusuke jest moim mężem. A drugim jest Ryoga. Poznałeś go i kilka razy widziałeś. - Uśmiechnąłem się lekko.  
- Całe życie w kłamstwie. Jak się spotkaliśmy z Yusuke to byłem pod wrażeniem. Ale myślałem, że Ryoga to tylko twój kumpel… - Westchnął. - Yusuke i Akinori się znają i to całkiem dobrze prawda? - Zapytał. Ja przytaknąłem
- Tak się z Yu poniekąd poznałem. Przez Akinoriego na wspólnej imprezie jeszcze na studiach. - Westchnąłem. - Yu studiował sztukę razem i mieli zajęcia razem z Akinorim, który był na grafice. A z racji tego że mój kierunek imprezował z jego to się poznaliśmy na jednej z takich imprez.
- A Ryoga? - Uniósł brew
- Co „Ryoga”?
- No jak go poznałeś? - Uśmiechnął się.
- Studiował filologię japońską na tym samym uniwersytecie. Był jednym z najładniejszych omeg na naszej uczelni. No i jemu też się spodobałem więc zaczęliśmy się spotykać. No i w końcu się pobraliśmy. I Yu i Ryo byli w jednym czasie. - dodałem. - Nie potrafiłem wybrać wiesz? - Uśmiechnąłem się. - Kocham ich najbardziej na świecie. I nie wyobrażam sobie życia bez żadnego z nich. - Położyłem głowę na blacie. - Ale to wykańcza. - Westchnąłem.
- Właściwie to ci się nie dziwię – Powiedział zamyślony – Z jednej strony chciałbym takiego życia. A z drugiej… Nie potrafiłbym. To byłoby okropne gdyby któryś z nich się dowiedział. Nie chcę wiedzieć jak by się wściekli. Tym bardziej skoro Cię kochają. I jak bardzo by ich to zabolało. Cały czas w końcu byli oszukiwani…
- Masz racje. Chociaż z drugiej strony tak się zastanawiam… Co jeśli by im się to spodobało? Życie w takim… trójkącie? Oni mają charakterek wbrew pozorom. Tylko się wydają niewinni. I to w nich uwielbiam – Uśmiechnąłem się lekko. Widziałem jak Asanao uniósł brew. Zaśmiałem się tylko.
- Każdy ma swoje fetysze. Może powinniście o tym porozmawiać - Zaśmiał się. - twój problem mógłby się rozwiązać. - Uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu.
- Nie byłoby to głupie ale mimo wszystko się obawiam że mogliby mnie obaj zostawić. Nie chcę tego więc narazie zostawie to tak jak jest. Jak bym ich stracił to chyba tylko zabicie sie mi by zostało. - Westchnąłem. Wziąłem sobie szklankę i nalałem coli.
- Nie mów tak nawet - Pokręcił głową. - Myślę że oni też Cię kochają. Bez względu na wszystko. To było widać jak dobrze się dogadujecie. Ty z Yusuke i z Ryogą jak go przyprowadziłeś też. Obaj byli w Ciebie zapatrzeni. Kochają Cię. Jesteś po prostu szczęściarzem. - Asano przez chwile milczał. - … a jak rozwiązujesz sprawę mieszkania z nimi? W sensie. Masz dwa domy? - Zapytał
- Mam dwa mieszkania. Apartamenty właściwie. W jednym mieszka Ryo, a w drugim Yu. Wszystko jest przemyślane. - Powiedziałem. 
- Rozumiem… Właśnie. Hazuki. Tak mi się przypomniało. Wiesz że Akinori i Ryoga się znają? - kiedy to usłyszałem to zakrztusiłem się piciem. Asanao poklepał mnie po plecach. 
- Akinori i Ryoga - co?! - Wytrzeszczyłem oczy. - Skąd to wiesz? - Zapytałem w szoku.
- Akinori niedawno wspominał że chodził z Ryogą do jednej podstawówki. W sumie uważałem to za nieważne. Ale jak teraz mi mówisz że Ryoga i Yu to twoi mężowie… To pomyślałem, że Cię to zainteresuje. - Stwierdził. 
- Jesteś wielki Asano. Dzięki, że mi powiedziałeś. Idziemy gdzieś się przejść? W sumie pojechaliśmy tu odpocząć i się odprężyć, ale niekoniecznie siedząc w domu cały dzień. - Zaśmiałem się. 
- Dobry pomysł. Bo tu się zestarzejemy. - Przytaknął i zaczął się zbierać. Poszedłem w jego ślady zadowolony. Odpisałem obu mężom, przebrałem się i w końcu wyszliśmy razem z apartamentowca. Poszliśmy wzdłuż rzeki rozmawiając żywo. - Wybacz Hazuki. Musze na chwile wrócić do apartamentowca. Nie wziąłem telefonu a miałem być pod telefonem. Idź dalej. Spotkamy się w barze - Wskazał na bar, otwarty przy brzegu rzeki, w którym byliśmy już jakieś trzy razy od kiedy tu przyjechaliśmy. 
Przytaknąłem i ruszyłem w tamtą stronę. Po drodze mijałem altankę która była porośnięta pięknymi różami. Wszedłem tam i usiadłem oczarowany jak to pięknie wyglądało. Zrobiłem zdjęcia, jednak jak chciałem zrobić zdjęcia, żeby objąć całe wejście do altanki i przesunąłem się na ławce poczułem jakiś materiał. Spojrzałem tam. Torba. Ostrożnie ją otworzyłem i w szoku odkryłem że jest w niej prawdopodobnie około miliona yenów. Aż zaparło mi dech w piersi. Rozejrzałem się i zabrałem torbę. Ruszyłem z powrotem do apartamentowca. Od razu ruszyłem na parking. Wrzuciłem torbę do bagażnika mojego auta. Szybko pobiegłem do Asanao, którego wystraszyłem bo akurat wychodził z domu.
-Cholera Hazuki! Co ty robisz?! - Zawołał. 
- Asano! Weź jakąś torbę i zejdź na parking do mojego samochodu. Musisz coś zobaczyć! - Powiedziałem podekscytowany i szybko pobiegłem do samochodu. Kiedy znalazłem się na parkingu i otworzyłem bagażnik. Zajrzałem do torby ale nie na długo bo poczułem tępy ból i świat mi się rozmazał, po czym straciłem przytomność

czwartek, 30 maja 2019

Konstelacje (Reita x Ruki)


Po dłuższej przewie wróciłam! Nietypowo bo z Reituki ale jestem spowrotem, mam nadzieję, że ktoś się cieszy~

Nie rzuciłam pisania jeśli o to chodzi, ale po prostu nie mam czasu. Albo siły i czasu, ponieważ pracuje. Mimo to od czasu do czasu coś się tu pojawi~

No i najważniejsze.

Dedykuje notkę Kuzi, która ma dzisiaj urodziny <3 Wszystkiego Najlepszego, mam nadzieję, że Ci się spodoba.


Miłego czytania~






Reita

Siedziałem spokojnie w domu czytając książkę. Miałem w końcu trochę czasu na relaks. Wróciłem z pracy i chciałem odpocząć. Sierpień jeszcze miał to do siebie że było strasznie gorąco nawet wieczorem – tak jak w tej chwili, ale mimo wszystko lubiłem taką pogodę. Tak się skupiłem na książce, że dopiero po chwili zorientowałem się, że ktoś puka do drzwi wejściowych. Spojrzałem zdumiony na zegarek. Była prawie 23 i nie miałem pojęcia kogo mam się spodziewać o tej porze. Odłożyłem lekturę i miałem wrażenie, że osoba zaraz wyważy mi drzwi wejściowe.

- Już idę! Pali się czy jak? - Powiedziałem głośno i otworzyłem drzwi napotykając przed sobą drobną osóbkę o burzy natapirowanych brązowych włosów.

- No nareszcie głupku! Ile można czekać?! - Zawołał zbulwersowany młody mężczyzna. Mój chłopak trzeba zaznaczyć. Który mieszka jakąś godzinę drogi odemnie.

- Ruki? A co ty tu robisz o tej godzinie? - Zapytałem zaskoczony wpuszczając go do środka

- No nie przywitasz się ze mną? Specjalnie jechałem tu do Ciebie godzinę, a ty mnie tylko pytasz co ja tu robię. No jak możesz. - Zmarszczył brwi i założył ręce na klatce piersiowej niezadowolony.

- Ru-Ru, przecież wiesz jak się ciesze że tu jesteś, po prostu jestem zaskoczony, że tak późno. - Podszedłem do niego, objąłem go i pocałowałem czule w usta. - Nie gniewaj się. Po prostu czytałem na górze jak przyszedłeś i dopiero po chwili usłyszałem, że ktoś puka. - Westchnąłem. On też westchnął i się do mnie przytulił.

- Po prostu… Stęskniłem się. -Uśmiechnął się lekko. Chciałem go zabrać do salonu, żebyśmy usiedli i spędzili czas razem. Ale mój chłopak zatrzymał mnie i złapał za rękę

- Ja też ale nie rozumiem dlaczego stoisz. - Uniosłem brew. - Usiądziemy i może coś obejrzymy? Posłuchamy? - Zaproponowałem.

- Nie, nie. Stój. - Zlustrował mnie wzrokiem od góry do dołu jakieś trzy razy po czym pociągnął mnie po schodach na górę.

- Taka? Co ty wyprawiasz? - zaśmiałem się cicho.

- Musisz się przebrać. W piżamie nie wyjdziesz na dwór. - Powiedział i po dłuższej chwili grzebania mi w szafie rzucił mi jakieś ubrania. - No już. Marsz do łazienki. - Powiedział po czym poszedł do innego pokoju. Pokręciłem głową z uśmiechem. No tak. To był mój Ruki. On zawsze wymyślał jakieś specyficzne rzeczy, ale kochałem to, że potrafił człowieka zaskoczyć. Wiedziałem, że ma w tym jakiś cel. Śmiejąc się cicho, poszedłem się przebrać.

W pełni ubrany poszedłem szukać mojej małej hulajduszy. I odnalazłem go stojącego w kuchni w oknie i wyglądającego przez nie. Z jego ust leciały kłębki dymu i wpatrywał się w dal. Uwielbiałem go obserwować kiedy palił. Wyglądał wtedy na takiego pogrążonego w marzeniach, będącego w zupełnie innym świecie.

- Nie mam pojęcia jak mogłeś przeprowadzić się do miasta – Powiedział po chwili cicho. Uśmiechnąłem się lekko i podszedłem do niego i pocałowałem go. - Miasta są okropne. Zawsze zatłoczone, zawsze oświetlone i brzydkie, sam beton i szkło. - Westchnął.

- Musiałem. Mam tu dobrze płatną prace skarbie i ty dobrze o tym wiesz. Dlaczego kazałeś mi się ubrać? - Zapytałem.

- Ponieważ wychodzimy – Uśmiechnął się lekko i odsunął się. - Gdzie masz koce? Bo próbowałem jakiś znaleźć, ale nie mogłem.

- Po co Ci koce? - Zapytałem

- Potrzebne. - Wywrócił oczami. - To dasz mi? - Zapytał. Przytaknąłem i poszedłem mu przynieść. Kiedy wyjąłem z szafy koce, a Ru czekał na dole to nagle się coś stało i światło zgasło w całym domu.

- Ruki? Wyłączyłeś korki czy same strzeliły? - Zawołałem. Kiedy poczułem jak coś mnie łapie za rękę, przytula a potem całuje w szyje to aż podskoczyłem

- Nie bój się mnie Rei Rei. - Mruknął i się odsunął.

- Hej Taka! Co ty robisz? Włącz światło. - Powiedziałem i westchnąłem głośno.

- Niestety to nie ja. Zdążyłem tu przyjść i samo zgasło. - Westchnął i usłyszałem jak się łóżko ugina. - Tym bardziej to znak, że musimy sobie iść stąd – wywróciłem oczami. Cały Takanori. Zawsze niecierpliwy.

- No dobrze kochanie. Chodźmy – Powiedziałem i wyszedłem z pokoju po omacku. Zatrzymał mnie dotyk na ręce.

- To mi przypomina jak się po raz pierwszy spotkaliśmy


***


* Cztery lata wcześniej *


Moja mama zabrała mnie i moją starszą siostrę oraz jej chłopaka na wakacje do babci na wieś. Dawno nas tam nie było, a z racji tego, że mamie akurat udało się wziąć wolne to zabrała nas właśnie tam gdzie się wychowywała. Lubiłem tam przyjeżdżać. Podobał mi się ten brak zgiełku dużego miasta, a przede wszystkim drogi, którymi można było bez przerwy spacerować czy zrobiony lata temu jak jeszcze byliśmy mali domek na drzewie, który był w dobrym stanie na tyle, że można było rozłożyć w środku koc i wylegiwać się cały dzień. Poza tym było mnóstwo pól. Na jednym, oddalonym kawałek od zabudowań stało drzewo i było to jedyne pole na którym nic nie rosło. Kochałem chodzić tam w nocy, bo to było miejsce z którego było najlepiej widać gwiazdy.

Spędziliśmy z babcią miłe pół dnia. Mimo, że kochałem tu być to jednak wolałem zwiedzać okolice niż patrzeć jak moja siostra się obściskuje ze swoim chłopakiem. Tym bardziej jak niedawno rzuciła mnie dziewczyna, chociaż starałem się być dla niej jak najlepszy. Nie wiedziałem czego wciąż mi brak i dlaczego jestem ciągle rzucany przez kobiety. Wyjazd tu też poniekąd miał być odskocznią od tego co się działo w mieście.

Przeszedłem drogę ciągnącą się wzdłuż lasu kilka razy słuchając muzyki na słuchawkach i pogrążając się w swoich myślach. W końcu stwierdziłem, że to nie ma jakiegoś głębszego celu więc wstałem i poszedłem do domu. W „swoim” pokoju poćwiczyłem przez jakąś godzinę, zaliczając mój codzienny trening, który obiecałem sobie robić, po czym zgarnąłem mój plecak, koce i udałem się do ogrodu rozłożyć w domku na drzewie. Ułożyłem się wygodnie i zacząłem pisać w pamiętniku. Opisałem wszystko. Od tego co się pozmieniało tu u babci w domu, po otoczenie. Opisałem to jak się czuje i ostatecznie schowałem notatnik, a potem zacząłem czytać książkę. To była najlepsza odskocznia. Wciągnąłem się w fabułę, dopóki mnie ktoś nie złapał za kostkę na co podskoczyłem wystraszony. Spojrzałem w stronę właściciela ręki i zobaczyłem moją siostrę.

- Kobieto, czy ty chcesz mnie zabić?! - Zapytałem patrząc na nią jak na wariatkę.

- No już Ue-chan. Nie bulwersuj się tak tylko chodź do środka. Babcia czeka z obiadem. - Spojrzałem na zegarek.

- … Teraz to chyba z kolacją. Jest prawie 20. - Poprawiłem ją

- Tak, bo w sumie obiad przegapiłeś. Ale chodź bo nie jestem przekonana czy coś dla Ciebie zostanie do jedzenia.

- Ale ty miła jesteś – Mruknąłem.

- No już Aki. Nie jęcz tylko chodź jeść. - Wróciliśmy razem do środka. Odbyły się standardowe tematy przy stole. Typu jak tam w szkole co planuje po szkole i tak dalej. O dziewczynę całe szczęście nikt nie pytał.

- Aki-chan, w ogóle pamiętam, że jak byłeś mały to interesowałeś się gwiazdami. Nadal mam twoje książki, które przywiozłeś tu kiedyś i zostawiłeś – Uśmiechnęła się moja babcia. Prawda. Razem z dziadkiem chodziliśmy na puste pole oglądać gwiazdy kiedyś. To były piękne czasy. - Ostatnio w telewizji słyszałam, że zdaje się od dzisiaj zaczyna się deszcz meteorytów. - Dodała. Uniosłem brew i się uśmiechnąłem lekko.

- Dobrze wiedzieć babciu. Pójdę dzisiaj tam gdzie zawsze chodziłem oglądać gwiazdy – Uśmiechnąłem się do starszej kobiety, podziękowałem za posiłek, zgarnąłem swoje rzeczy, które rzuciłem pod ścianę i poszedłem do „swojego” pokoju. Znalazłem stare książki i czytając je czekałem aż zrobi się wystarczająco ciemno.

Kiedy zapadł zmrok po cichu wymknąłem się z domu i ruszyłem na pole które zawsze odwiedzałem z dziadkiem. Kiedy szedłem polną drogą drgnąłem widząc w oddali drobną sylwetkę siedzącą na polu w ciemności i patrzącą w niebo. Powoli wszedłem na pole i usiadłem parę metrów dalej. Zacząłem oglądać gwiazdy. Co jakiś czas mój wzrok kierował się na postać siedzącą kawałek dalej. W pewnym momencie postać wstała i odeszła. Byłem skonsternowany. Niebo przeciął pas spadających gwiazd. Pomyślałem życzenie, jak wtedy gdy byłem dzieckiem, że chciałbym kogoś kto mnie pokocha i ja pokocham jego. Jakiś czas potem gdy chmury zaczęły zasłaniać niebo, sam się zebrałem i wróciłem do domu. Moich myśli nie mogła opuścić osoba z pola.

Cały dzień za mną to chodziło. Liczyłem, że tej nocy też spotkam tajemniczą drobną istotę. Przyszedłem trochę wcześniej, jednak na polu byłem sam. Rozłożyłem koc który tym razem ze sobą zgarnąłem i rozłożyłem go na trawie i położyłem się patrząc w niebo. Przypominałem sobie po kolei wszystkie gwiazdozbiory i szukałem ich na niebie.

- Piękny wieczór, prawda? - Usłyszałem obok siebie że aż podskoczyłem zaskoczony. Usiadłem i zobaczyłem że obok mnie na kocu usiadł bardzo ładny chłopak o burzy brązowych włosów i pięknych orzechowych oczach w których odbijało się światło księżyca.
- T-tak. Prawda- Powiedziałem zakłopotany.

- Nie jesteś stąd. Nigdy cie tu nie widziałem. Jestem Takanori, a ty? – Przedstawił się.

- Jestem Akira – Powiedziałem cicho. - Przyjeżdżałem tu do babci jako dziecko… - Powiedziałem młodemu chłopakowi.
- No tak to wszystko tłumaczy. - Uśmiechnął się. - Jesteś z miasta. - Stwierdził bardziej niż zapytał.

- Cudowna noc prawda? - zmieniłem temat uśmiechając się do, jak teraz zauważyłem, niższego chłopaka.

- W innym przypadku nie było by mnie tutaj w nocy – zaśmiał się. - Jest pięknie i tak cicho… - Przytaknąłem i się uśmiechnąłem do niego. Położyliśmy się na trawie i rozmawialiśmy o wszystkim. Polubiłem Takanoriego. Zapomniałem o wszystkich zmartwieniach przy nim. Liczył się tylko on. Był zabawny i rozgadany. Podobał mi się. W końcu niebo się zachmurzyło i zaczęło kropić.

- Widzimy się jutro o tej samej godzinie? - Zapytał z uśmiechem. Odwzajemniłem uśmiech.

- Pewnie. Miejmy nadzieje że się wypogodzi. - Powiedziałem i poszedłem do domu machając mu.

Następnego dnia zebrałem się trochę wcześniej na łąkę. Usiadłem i spojrzałem w niebo. Mimo że jeszcze nie było do końca ciemno to naprawdę dużo gwiazd pokazało się na niebie. Uśmiechnąłem się i poczułem jak ktoś mi zakrywa oczy dłońmi i dookoła poczułem słodkie perfumy Takanoriego.

- Zgadnij kto to? - Usłyszałem przy uchu rozbawiony głos.

- Takanori – uśmiechnąłem się do siebie. On mi odsłonił oczy i usiadł obok z uśmiechem.

- Ciesze się że przyszedłeś. Dzisiaj ponoć ma spadać najwięcej gwiazd – powiedział. Położył się i spojrzał w niebo. - Ale nie jest jeszcze wystarczająco ciemno. - dodał i zaskoczył mnie ponieważ złapał mnie za rękę.
- Jak Ci minął dzień? - Zapytałem go i pogłaskałem go po nadgarstku.

- Spędziłem cały dzień w domu z moim małym pieskiem. Chyba Ci jeszcze o nim nie opowiadałem – Powiedział i opisał mi najpierw swojego zwierzaka, a potem cały dzień. Rozmawialiśmy na mniej ważne tematy do momentu aż pierwsze gwiazdy zaczęły spadać

- Widziałeś? - wskazałem palcem na niebo. To była naprawdę piękna chwila. Od razu pomyślałem życzenie. Chciałem żeby mnie ktoś pokochał.

- Pomyślałeś życzenie? - usłyszałem. Spojrzałem na niego. Patrzył na mnie z uśmiechem.

- Jasne. A ty? - Pokiwał głową. - To dobrze. - Nie wiedziałem co powiedzieć więc znowu spojrzałem w niebo. Nie trwało to długo bo po chwili ktoś mi zasłonił pole widzenia i poczułem miękkie usta na swoich. Wytrzeszczyłem oczy ale czułem że muszę oddać ten pocałunek. I tak zrobiłem.
- ReiRei. Ty jesteś moim marzeniem – wyszeptał i się do mnie przytulił.

- Taka – Powiedziałem zduszonym głosem.

- Chodźmy – Powiedział i zaczął ze mną iść w ciemności.

*

- Ale Cię wspominki wzięły – Roześmiałem się, a on zaprowadził mnie do samochodu.

- Chodź głupku. Jedziemy na przejażdżkę – Powiedział i mnie pocałował, a potem wsiadł na miejsce kierowcy w samochodzie. Pokręciłem tylko głową i za nim poszedłem zamykając za sobą dom.

Noc była jeszcze młoda.

niedziela, 30 grudnia 2018

Nakanaide (Yoshiatsu x Yusuke)

Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!
Notka świąteczno-noworoczna. Nigdy mi się to nie udawało, ale tym razem jest.
Naprawdę długo nie mogłam się zebrać w sobie, żeby napisać cokolwiek. Zupełnie nic nie pomagało. Ale potem posłuchałam nowego #dadaismu od Dadaromy i Kiss wo shiyou ukradło mi serce, a potem jeszcze znalazłam tłumaczenie na angielski tekstu i wyszło jak wyszło, że w sumie to była duża inspiracja dla mnie do napisania tego. Z drugiej strony też moją inspiracją był fanfik Tsuki no Uta, które przeczytałam na AO3. Odejście Yusuke z Dadaromy mnie samą zabolało, bo mimo że lubię Ryoheia (A właściwie lubiłam jak jeszcze grał w The Black Swan, chociaż nadal nic do niego nie mam) to nie jest już to samo co oryginalny skład.
Wracając do notki. Mogła by być dłuższa, ale nie umiem pisać zakończeń, mimo to mam nadzieje, że jest dobra, ja sama uważam ją za dobrą. Więc...
Zapraszam do czytania~
(Do komentowania również i przepraszam za nieodpowiedzenie na niektóre komentarze pod wcześniejszymi notkami)
Polecam wysłuchać sobie przy tym właśnie Kiss wo shiyou

_____________________________________



Zaczynaliśmy próby przed trasą. Stęskniłem się za salą po tej przerwie związanej z nagrywaniem nowego albumu. Było wtedy dużo pracy nad płytą i nie było nawet jak zrobić próby. Obserwowałem wszystkich w lustrze. Tomo i Takashi stroili swoje instrumenty, a Yusuke przeciągał się za perkusją, obrzucając bębny uważnym spojrzeniem i ewentualnie coś poprawiał, mimo że wszystko było idealnie ustawione. Uśmiechnąłem pod nosem się na ten widok. Cały Yusuke, perfekcjonista do bólu, kiedy chodzi o takie drobne rzeczy. Ja sam siedziałem na krześle na środku salki, popijając dużą latte z pobliskiego Starbucksa, mikrofon był na stojaku stojącym obok mnie. Czekałem tylko jak będę mógł zaśpiewać. Miałem naprawdę dobry humor. Poprzedniego dnia spędziliśmy z Yusuke cały dzień razem, ciesząc się naszym związkiem, na tyle na ile mogliśmy sobie pozwolić w miejscach publicznych, a potem w domu przed laptopem przy jakiejś głupiej komedii romantycznej, jednak szybko straciliśmy nią zainteresowanie dla innych ciekawszych rzeczy.

Z zamyślenia wyrwała mnie czyjaś ręka na ramieniu. Obróciłem się odruchowo, zapominając zupełnie, że wystarczyło tylko spojrzeć w lustro. To był Takashi. Uśmiechnąłem się do niego.

- Co jest? - Zapytałem. Zauważyłem też, jak Yu drgnął widząc Takashiego przy mnie, doskonale znałem tą reakcje. Zupełnie nie rozumiałem, jak on mógł być zazdrosny o naszego słodkiego gitarzystę (który tak swoją drogą też miał chłopaka stojącego jakieś trzy metry dalej). Przecież to Yusuke kochałem najbardziej na świecie i nic ani nikt nie zmieniłby mojej decyzji. Tym bardziej, że się przyjaźnili dużo dłużej niż istniał nasz zawiązek i zespół.

- Czy coś się stało? - Zapytał ze zmartwioną miną – Wyglądasz jak by Cię coś gnębiło. - Pokręciłem głową.

- Wszystko jest w porządku. Nic się nie stało, po prostu się zamyśliłem. - Wstałem i odsunąłem krzesełko na bok. - Ale dziękuje za troskę – dodałem i odgarnąłem trochę włosy z oczu. Spojrzałem na Yusuke i się uśmiechnąłem uspokajająco. Widziałem jak się rozluźnił. Potem popatrzyłem na Tomo. Ten popatrzył na mnie, potem na Yusuke i na koniec, trochę dłużej na Takashiego.

- Zaczynamy? - Zapytał. Ja przytaknąłem i podszedłem do mikrofonu. Wszyscy byli w pełnej gotowości.

Próby zawsze zaczynaliśmy od jakichś starych piosenek na rozgrzewkę. Czasami to nawet nie były nasze piosenki, a piosenki które lubiliśmy i znaliśmy. Pod tym względem nie było problemu. Chociaż każdy miał w jakimś stopniu „skrzywienie” jeśli chodziło o muzykę jaką lubił i to było naprawdę skrajne. Jednak dzięki temu powstawały oryginalne utwory więc nie była to zła rzecz. Tak więc zagraliśmy dwa covery, potem trzy piosenki z początków naszego zespołu i zrobiliśmy sobie chwilę przerwy żeby ustalić kolejność w jakiej gramy piosenki, które ostatnio nagraliśmy i wyjść na papierosa, ewentualnie po kolejną kawę.

Tomo i Takashi wyszli z salki i poszli zapalić przed budynek i przy okazji obiecali w drodze powrotnej przynieść mi znowu kawę. Obróciłem się do Yu, który wstał i podszedł do swojego plecaka i coś w nim grzebał. Podszedłem do niego i przytuliłem go od tyłu.

- Przestań być taki zazdrosny bo to nie zdrowe. - Zaśmiałem się i pocałowałem go w policzek. Puściłem go żebyśmy mogli stanąć. Takie kucanie powodowało, że czułem się zdecydowanie niestabilnie i miałem wrażenie, że zaraz się przewrócę do tyłu, wpadając centralnie w perkusje mojego chłopaka, który by mnie w najlepszym wypadku zabił od razu, za zniszczenie mu jego ukochanego (bardziej niż ja) instrumentu.

- Nie wiem o czym mówisz Yoshi – Powiedział i się do mnie przytulił szybko, a potem usiadł na krzesełku w kącie za perkusją i zaczął jeść śniadanie. Pocałowałem go w czoło.

- Kocham Cię Yu najbardziej na świecie – Szepnąłem mu do ucha. Poczułem jak zadrżał.

Wróciłem na swoje krzesełko i zacząłem przeglądać media społecznościowe. W końcu Tomo wrócił z moją kawą. Uniosłem brew.

- A gdzie zgubiłeś Takashiego? - Zapytałem, chociaż, zastanawiałem się, jaki był sens tego pytania widząc jak bardzo wymięte są jego ubrania.

- Już idzie – Uśmiechnął się i sprawdził czy jego bas się nie rozstroił. Wymieniłem z Yusuke porozumiewawcze spojrzenia. Po chwili do sali wszedł Takashi ze spuszczoną głową (dałbym sobie rękę uciąć, że był cały czerwony na twarzy), z rozczochranymi włosami i z jeszcze bardziej pomiętym ubraniem od Tomo. Parsknąłem i zaczęliśmy grać, jedną z – o losie – bardziej zboczonych piosenek. Musiałem się powstrzymać od śmiechu. My z Yu byliśmy ich zupełnym przeciwieństwem w związku. Oni uwielbiali przygody, a my woleliśmy bardziej „stabilne życie uczuciowe”. Zagraliśmy jeszcze trzy piosenki i niedługo po zaczęciu czwartej Yusuke przestał grać. Myślałem że to chwilowe, i śpiewałem dalej, ale nie grał dalej więc odwróciłem się w jego stronę.

- Wszystko w porządku? - Zapytałem go, podchodząc do perkusji. Tomo i Takashi też podeszli. Yusuke podniósł na mnie zaskoczone spojrzenie.

- Ręka mi zdrętwiała. - Powiedział, dalej będąc w szoku, który nie do końca rozumiałem, ale przytaknąłem.

- Zróbmy sobie chwile przerwy. - Powiedziałem i wszyscy przytaknęli. Odłożyłem mikrofon i podszedłem do mojego chłopaka kucając przed nim. Dalej był zdziwiony i siedział patrząc się pustym wzrokiem w swoją wyprostowaną rękę. Złapałem go za tą zgiętą – Kupie Ci coś słodkiego, dobrze? - Uśmiechnąłem się do niego delikatnie.

- Dobrze – Mruknął, a ja rzuciłem spojrzenia na pozostałą dwójkę i poszedłem do automatu. Usłyszałem za sobą kroki i obróciłem głowę. Zobaczyłem Tomo.

- Idę z tobą – Poinformował mnie i wsiedliśmy do windy. - Nigdy mu się tak nie zdarzało. - Powiedział.

- Wiem. Może to przypadek. Ale, miałem wrażenie, że o nie może ruszyć ręką. No i był w takim szoku… Nie wiem co o tym myśleć Tomo. - Westchnąłem i podeszliśmy do automatu. Kupiłem ulubione słodycze Yusuke i puszkę pepsi dla siebie. Czekałem, aż Tomo kupi co potrzebuje.

- Porozmawiajcie – Powiedział.

- Wiem o tym. Ale po próbie. W domu – Westchnąłem – Teraz pewnie i tak by nic mi nie powiedział. Przetarłem oczy i wróciliśmy na salę. Podałem Yusuke słodycze i otworzyłem swoje picie.

- Dzięki Yoshi – Uśmiechnął się do mnie. Przytaknąłem i się napiłem.

Po jakichś 10 minutach wróciliśmy do gry. Jednak stwierdziłem, że lepiej będzie, jeśli skończymy trochę wcześniej. Zagraliśmy więc jeszcze tylko dwa razy piosenki, które ostatnio nagrywaliśmy, a szczególnie te, które nam nie szły. Po tym skończyliśmy próbę.

Postanowiłem zabrać Yusuke na obiad. Nasza ulubiona restauracja była jakieś dwie przecznice dalej, ale zaczynało padać więc wsiedliśmy do samochodu, żeby nie zmoknąć i tam pojechaliśmy. Zaparkowaliśmy i poszliśmy do środka biorąc stolik w samym rogu, żeby było bardziej prywatnie. Zamówiłem sobie dobre naleśniki, moje ulubione. Yusuke zamówił sobie makaron który uwielbiał. Do tego wziąłem dla odmiany herbatę. Yusuke wziął gorącą czekoladę na rozgrzanie. Oddaliśmy menu. Spojrzałem na Yu, który wbijał wzrok w okno. Położyłem dłoń na jego, przez co się wystraszył i zabrał rękę.

- Co się dzieje? Martwię się. Mam wrażenie, że mi czego mi nic nie mówisz… A twoja reakcja bardziej mnie w tym utwierdza. - Westchnąłem.

- Nic się nie dzieje Yoshi. Po prostu mam zły dzień, nie mogę? - Powiedział i uśmiechnął się smutno.

- Opowiedz mi o tym. Może to Ci jakoś pomoże? - Zaproponowałem i odgarnąłem grzywkę na bok. Yusuke wyciągnął rękę w moją stronę i założył moje włosy za ucho.

- Widziałeś jak skopałem na próbie. To mnie zabolało. To nic takiego Yoshi. Zjedzmy i wracajmy do domu - Powiedział i zabrał dłoń zanim zdążyłem cokolwiek zrobić. Westchnąłem.

- Zdarza się nawet najlepszym. Nie powinieneś się tym zamartwiać. - powiedziałem. Dyskusja się na tym skończyła.

W domu zaczęliśmy się całować praktycznie od progu. Znaleźliśmy się chwile później na kanapie, ale Yu niedługo potem odsunął się ode mnie.

- Co jest kochanie? - Zapytałem zmartwiony i pogłaskałem go po policzku.

- Nie dzisiaj Yoshi – Pocałował mnie szybko i uciekł do łazienki. Westchnąłem i schowałem twarz w dłoniach. Nie wiedziałem zupełnie co się z nim dzieje…

Reszta wieczora minęła w milczeniu. Po prostu się nie odzywaliśmy. Ja przeglądałem Twittera, on oglądał jakieś filmiki i siedzieliśmy po dwóch stronach kanapy. Czasami mieliśmy takie wieczory. Polubiłem kolejny post jednego z moich kumpli, kiedy poczułem głowę kładącą się na mojej klatce piersiowej i drobniejszą postać tulącą się do mnie. Uniosłem wzrok znad telefonu i spojrzałem w oczy Yusuke.

- Przepraszam Yoshi… Nie chciałem żeby tak wyszło. - Westchnął i przymknął oczy tuląc się do mnie mocno. Uśmiechnąłem się delikatnie i pocałowałem go w czoło.

- Nie ważne Yu. Nie przepraszaj. - Odłożyłem telefon na stolik i po prostu go przytuliłem. Tak było dobrze. Po prostu leżeliśmy.

- Co byś zrobił jak bym umarł? - Zapytał nagle. Zrobiło mi się słabo i niedobrze na to pytanie.

- Czemu pytasz o takie straszne rzeczy? Nigdy bym a to nie pozwolił. - Powiedziałem.

- Po prostu chciałbym wiedzieć. Jestem ciekawy. - Spojrzał na mnie

- Załamałbym się. To pewne. Pewnie bym żył jak cień człowieka albo bym się zabił. Zależy jak bardzo ból by był nie do zniesienia. - Powiedziałem. - I chciałbym do Ciebie dołączyć. Ale zapewne to za szybko by nie nastąpiło. Cenie swoje życie. Nawet pomimo bólu… - Westchnąłem cicho. - A ty?

- Pewnie podobnie, chociaż myślę, że nie jestem tak silny jak ty – westchnął cicho i splótł nasze palce.

- Hej nie mów tak. Jesteś silny. A jak nie, to ja zawsze będę przy twoim boku. Teraz i po śmierci. Zawsze. - Oparłem swoje czoło o jego i wolną ręką skierowałem jego podbródek w swoją stronę i spojrzałem mu głęboko w oczy. Zobaczyłem jak jego piękne orzechowe oczy się zaszkliły. Pocałowałem go. - Nie płacz Yusuke. Nic się przecież takiego nie dzieje. - Pogłaskałem go po włosach.

- Wiesz, to nie pierwszy raz mi tak sztywnieją ręce ostatnio. - Wyznał cicho przerażony – Nie chce umierać Yoshi. - Przez całe jego ciało przeszedł dreszcz, a on rozpłakał się jeszcze bardziej.

- Hej. Nie umiera się od sztywniejącej ręki. Po prostu brakuje Ci jakichś witamin, po nagraniach i tym zabieganiem w około nowego albumu. - Powiedziałem spokojnie. Ścisnąłem go mocniej. - Nie płacz… Poza tym skąd w ogóle takie wnioski, że umrzesz? - Zapytałem wzdychając cicho.

- N-no nie wiem… Czytałem w internecie o stwardnieniu rozsianym. To paskudna choroba. I właśnie zaczyna się od takiego drętwienia. Na to się umiera Yoshi – Głos przy ostatnim zdaniu mu się załamał i rozpłakał się ze strachu. Ścisnąłem go mocno i zacząłem go delikatnie kołysać.

- Cichutko skarbie. Cichutko. Byłeś z tym u lekarza? - Zapytałem zakładając jego włosy za ucho i patrząc na niego uważnie.

- N-no nie, ale….

- No to przestań. Jak bym dopasowywał do siebie wszystkie objawy śmiertelnych chorób, które znalazłem w internecie to powinienem już dawno był być martwy. - Westchnąłem. - Nie płacz już Yusuke. Pójdziesz do lekarza i Ci powie czy to coś poważnego czy nie. Cokolwiek to będzie, ja zawsze będę przy Tobie i Cie nie zostawię dobrze? - Pogłaskałem go po policzku patrząc mu w oczy. On w końcu pokiwał głową i pocałował mnie w usta.

- Dziękuje Yoshiatsu… Za wszystko. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobił – Pociągnąłem nosem. Potem siedzieliśmy w ciszy, tym razem przyjemniejszej niż wcześniej, aż oddech Yusuke się wyrównał i zorientowałem się, że zasnął. Ostrożnie wziąłem go na ręce i zaniosłem do łóżka. Przykryłem go kołdrą. Sam usiadłem na brzegu łóżka i pogłaskałem go po policzku delikatnie. Tak się musiał bać i stresować cały dzień… Pocałowałem go w czoło i zgasiłem lampkę po czym poszedłem wyłączyć wierze i resztę świateł w domu. Potem położyłem się koło Yusuke. Przytuliłem się do niego i przykryłem nas szczelnie kołdrą. Po chwili sam odpłynąłem odrywając się od rozmyślań o problemach mojego chłopaka. Miałem tylko nadzieje, że jutro będzie lepiej. I uda mi się wyprowadzić Yusuke z tego stanu przerażenia śmiercią. To nie był czas by o niej musiał myśleć





Zdarzyło się tak jeszcze kilka razy, zanim poszedł do lekarza. Za każdym razem wyganiałem Tomo i Takashiego, a potem zapewniałem Yusuke, że to nie może być nic poważnego. Tak się o niego martwiłem…

W końcu przyszedł ten dzień – Yusuke poszedł do lekarza. Oczywiście poszedłem z nim i czekałem na niego przed salą. Siedziałem niecierpliwie z łokciami opartymi o kolana. Ręce miałem złączone i oparte o podbródek w nerwowym geście. Nie wiem ile Yu tam był ale coraz bardziej się bałem. W końcu drzwi się otworzyły i wyszedł z nich mój chłopak. Poderwałem się do pionu od razu patrząc na niego.

- I co Ci powiedział lekarz?! - Zapytałem zmartwiony.

- Musze jechać do domu po ciuchy. Zostaje na kilka dni na badaniach – Westchnął. - Teraz zrobił mi takie podstawowe tylko typu pobranie krwi. - Powiedział. - Ale lekarz powiedział, że to raczej nie jest stwardnienie rozsiane. Więc jestem spokojniejszy. - Mówił i opadł mi w ramiona. Pocałowałem go w czoło, z racji tego, że byliśmy sami na korytarzu. Potem zabrałem go do domu. Też byłem trochę spokojniejszy.

W domu pomogłem Yu się spakować. Potem włączyliśmy jakiś film i razem spędziliśmy popołudnie. Wieczorem napisałem do Tomo i Takashiego SMSa, że przez kilka dni nie będzie prób. W odpowiedzi mój telefon się rozdzwonił. Spojrzałem na Yusuke z westchnięciem

- Co mam powiedzieć Takashiemu? - Zapytałem.

- Prawdę, że idę do szpitala na badania. I że nic nie wiemy na razie co mi jest – Powiedział spokojnie kładąc głowę na mojej klatce piersiowej i tuląc się do mnie. Objąłem go i pocałowałem w czoło po czym odebrałem telefon.

- Co się dzieje? Czy coś nie tak z Yusuke? - Doszedł mnie głos zmartwionego gitarzysty. Widziałem jak Yu się uśmiecha.

- Yusuke idzie na kilka dni na badania do szpitala. Nic niewiadomo na razie Takashi – Powiedziałem i westchnąłem.

- No dobrze. Ale informujcie nas na bieżąco proszę? - Poprosił Takashi

- Dobrze Takashi – Powiedziałem

- Dasz mi Yusuke do telefonu? - Zapytał jeszcze. Spojrzałem na mojego chłopaka. Przytaknął. Oddałem mu słuchawkę i oparłem czoło o jego głowę.




*




Wyniki badań, które znacząco się przeciągnęły, ale wskazywały jednoznacznie. Dystonia. Yusuke od powrotu ze szpitala przepłakał cały czas. Siedziałem z nim i głaskałem go po głowie i całowałem. Bo co mogłem więcej zrobić? Po prostu siedzieliśmy razem przytuleni. Nie odzywałem się nawet. Nie chciałem pogorszyć jego stanu, więc słowa były zbędne. Tak mi było źle z jego cierpieniem… Bardziej bolała mnie tylko bezsilność. Nie dało się nic zrobić z tą chorobą. A Yusuke… On już nie mógł robić tego co kochał. Nie mógł już grać na perkusji bo by było tylko gorzej. Nie była to śmiertelna choroba. Ale zamykała kłódkę do dalszej kariery perkusisty. Nawet pomimo brania leków, nie było to w 100% skuteczne. Po prostu nie było na to leku. Nie wiem czy jest coś gorszego dla muzyka jak nie móc grać na ukochanym instrumencie. Lekarz wytłumaczył nam, ponieważ ja również byłem przy tej rozmowie, na czym polega ta choroba. I że objaw pojawia się tylko przy grze na perkusji w przypadku Yusuke. Po prostu jest uzależnione od tego co robi, konkretnych ruchów które wykonuje podczas gry. Nie wiem czy widziałem kiedykolwiek kogoś bardziej załamanego niż Yusuke w tamtej chwili…

W końcu musieliśmy o wszystkim powiedzieć Tomo i Takashiemu, więc zaprosiliśmy ich do siebie. Yu trochę się ogarnął, ale mimo tego wyglądał jak by ktoś ukradł mu dusze. Nasi przyjaciele przyjechali wieczorem z jedzeniem do nas. Z naszym ulubionym jedzeniem. Oni tacy byli, zawsze gdy coś się działo. Chyba wyczuli, że nie mamy im nic dobrego do przekazania. To było naprawdę miłe i kochane z ich strony.

Usiedliśmy w czwórkę w salonie. Na stole rozłożyliśmy jedzenie. Nikt nie chciał zaczynać tego tematu. Włączyliśmy jakąś dramę, ale żadne z nas nie zwracało na nią uwagi. Wszyscy byli zamyśleni i w ciszy jedliśmy to, co przynieśli nasi przyjaciele. Byłem zaskoczony, gdy Tomo pierwszy poruszył temat ich przybycia.

- Co się dzieje, Yusuke? - Zapytał najzwyczajniej w świecie, jednak w jego głosie było słychać zmartwienie. Yu spojrzał najpierw na mnie potem na nich, a potem spuścił wzrok. Widziałem jak powstrzymuje się od płaczu.

- Ja… Już nie mogę z wami grać – Powiedział cicho. Nastąpiło milczenie.

- Co Ci wyszło w badaniach? Czy to coś naprawdę poważnego? - Zapytał zaniepokojony i położył dłoń na jego dłoni.

- Mam dystonie. Muzykom się to zdarza. Więc… Nie mogę już grać na perkusji. Bo te nagłe zdrętwienia będą coraz częściej. I tylko i wyłącznie to dotyczy perkusji….- Powiedział łamiącym się głosem i rozpłakał się znowu. Takashi szybko się przesiadł, tak że teraz siedział po drugiej stronie Yusuke i przytulił go mocno.

- Tak się bałem Yu, że coś grozi twojemu zdrowiu, że umierasz… A gra… Wiem, że to nie będzie łatwe, ale będziemy Cie wspierać Yu. To przecież nie twoja wina, że nie możesz grać. I nigdy o tym nie zapomnij, że możesz na nas liczyć w każdym momencie. Będziemy dla Ciebie bo jesteś naszym przyjacielem – Ścisnął go mocno. Yu płakał mu w ramię. Spojrzałem na Tomo. Ten spojrzał na mnie smutno. Tak. Smutno. Tomo zwykle nie pokazywał jakoś bardzo emocji. Ale to na pewno był smutek. Pogłaskałem Yusuke po plecach delikatnie. Widziałem, że słowa Takashiego go urzekły.

- A co wy teraz zrobicie…? Przecież… Bez perkusisty….

- To nie jest teraz najważniejsze Yusuke. - Powiedział Takashi. - Nie myśl o tym w tej chwili. Spędźmy ten weekend razem. Pojedźmy do gorących źródeł. Myślę, że powinniśmy odpocząć od tego całego stresu. - Powiedział, a ja i Tomo przytaknęliśmy.




*




Po całym weekendzie, który nam naprawdę pomógł doszliśmy do tego, że będziemy grać razem do końca wakacji. Że to nie zaszkodzi aż tak Yusuke. Yu też pomógł nam szukać nowego perkusisty, chociaż wiedziałem, jak bardzo to jest dla niego trudne. Dla każdego z nas było. Ale przecież nie mieliśmy na to nawet najmniejszego wpływu.

Dadaroma ostatecznie 28 sierpnia wstrzymała aktywność na czas nieokreślony. Ale tak było dobrze. Musiało być. Na pewno dla niego. Dla Yusuke.

Leżałem w łóżku z Yu, następnego dnia wieczorem po ostatnim koncercie. Nie odzywaliśmy się tylko po prostu byliśmy przytuleni. Głaskałem go delikatnie po ramieniu patrząc na fluorescencyjne gwiazdki przyklejone do sufitu. Uśmiechnąłem się lekko. Żadne z nas nie lubiło tego białego, nudnego sufitu sypialni więc swego czasu kupiliśmy kilka zestawów takich gwiazdek i zaczęliśmy je do niego przyklejać. Najwięcej było oczywiście nad naszym łóżkiem.

Teraz dopiero zwróciłem uwagę, że mam mokrą koszulkę. Spuściłem wzrok i spojrzałem na zalanego łzami Yusuke. Zacząłem ścierać te łzy i robiłem to nadal za każdym razem gdy napływały nowe.

- Hej, nie płacz. - Szepnąłem i pocałowałem go czule w usta, opierając swoje czoło o jego i patrząc mu w oczy.

- Naprawdę nie mogę uwierzyć że to już koniec Yoshi… Nie chce też Ciebie stracić... - Szepnął łamiącym się głosem. Pocałowałem go znowu.

- Nie płacz Yu. Będzie dobrze. A mnie nigdy nie stracisz, choćby świat miał się skończyć, czy nawet gdyby słońce miało zgasnąć. - Szepnąłem i pocałowałem go. - Nie płacz już więcej. Jestem tu przy tobie i nie zamierzam Cie opuszczać. Zawsze będę przy Tobie. Teraz owszem, trochę się pozmienia. Ale będę Cie wspierał jak tylko mogę. – Mówiłem cicho ściskając mocniej jego dłoń. - Wiem że ty też.

Yusuke w końcu przestał płakać pod wpływem mojego głosu. Przytakiwał na każde kolejne słowo. Niedługo potem jego oddech się wyrównał. Zasnął. Złożyłem na jego czole pocałunek tuląc go mocno i niedługo potem sam zasnąłem. Byłem już spokojniejszy. Yusuke nie był śmiertelnie chory, a to sprawiało, że byłem po prostu szczęśliwy. Że go nie strace. Że będzie tutaj ze mną. W tej chwili nic innego się nie liczyło.

czwartek, 1 listopada 2018

Obudź się (Tsuzuku x ?) 2/2

Miałam wczoraj dodać notke ale zapomniałam ;_;
Ale jest!
Miłego czytania~ (I nie bijcie za treść i za błędy ;;)

_____________________________________________________

Siedziałem w szpitalu z Tsuzuku nocami. Jego widok podłączonego pod całą tą aparature łamał mi serce. Jego klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała. Jego ciało było w różnego rodzaju opatrunkach, zakrywających rany, których doznał w czasie wypadku oraz usztywnieniach, które pomagały w prawidłowym zrośnięciu się złamanych kości. Od tego czasu minął już miesiąc. Jego stan się nie zmienił. Złapalem go za rękę i zacisnąłem oczy. Moim największym marzeniem w tym momencie było, żeby Tsu się obudził, żeby było jak dawniej... Ścisnąłem jego dłoń i na niego spojrzałem. W świetle księżyca, które wpadało przez okno wyglądał tak strasznie... Jak trup. Zadrżałem na samą myśl. Tsuzuku musiał wrócić bez względu na wszystko. Nachyliłem się nad jego twarzą i pogłaskałem go po policzku. 
- Kocham Cię Tsu... Genki... Kocham Cię od kiedy tylko Cię poznałem. - Wyszeptałem. - Nigdy nie mogłem Ci tego powiedzieć. Najpierw się bałem. Potem byłeś z Koichim... - Szepnąłem, a po policzkach zaczęły płynąć mi łzy bezsilności. Nachyliłem się i pod wpływem chwili pocałowałem go w usta. Moje łzy moczyły mu twarz. Tak się cieszyłem, że był środek nocy i nikt tu nie może w każdej chwili wejść. I nikt nie słyszał tego co mówiłem Odsunąłem się od niego i wytarłam najpierw jego policzki ze swoich łez, a potem swoje. Usiadłem z powrotem na krześle, przy jego łóżku i położyłem głowę zaraz obok jego dłoni. Z tej bezsilności po prostu zasnąłem. Brak Tsuzuku, któremu mógłbym się wyżalić i z nim porozmawiać mnie przerastał. 
Obudził mnie delikatny, słaby dotyk we włosach. Uchyliłem oczy, żeby zobaczyć co się dzieje. Napotkałem ciemne oczy i ciepły uśmiech. O mój Boże. On wrócił. Oczy mi się zaszkliły i objąłem go. 
- Tsu... Boże... Tak się cieszę! - Zacząłem niekontrolowanie płakać. On też mnie przytulił delikatnie, na tyle na ile pozwalały mu siły. Zwolniłem uścisk po chwili. - Idę po lekarza! Nie ruszaj się! - Zawołałem przejęty i już miałem wyjść ale poczułem uścisk na nadgarstku. . Obróciłem się w jego stronę. Patrzył na mnie uważnie. 
- Czy to co mówiłeś było szczere? - Zapytał cicho, a ja byłem skonsternowany. 
- Słucham? - Zapytałem po chwili gdy otrząsnąłem się z szoku i z tego przyjemnego uczucia gdy usłyszałem znowu jego głos.
- Kochasz mnie Ryoga? - Zapytał, a ja zadrżałem. Czyli słyszał to co do niego mówiłem? Skinąłem niepewnie głową.
- Tak - Westchnąłem. Zastanawiałem się czy właśnie zniszczyłem swoją przyjaźń? Ale po chwili odpowiedź nadeszła sama, kiedy przyciągnął mnie do siebie i pocałował mnie mocno w usta.
- Też Cie kocham - Uśmiechnął się lekko i pogłaskał mnie po policzku ścierając moje łzy. Po chwili się odsunąłem bo coś do mnie dotarło.
- Tsu... A co z Koichim? - Zapytałem niepewnie. 
- Z kim? - Czarnowłosy zmarszczył brwi, a ja zacisnąłem zęby. 
- Nieważne. - Pokręciłem głową i opuściłem szybko sale zanim zdążył zadać jakieś niewygodne pytanie. Poszedłem poinformować lekarza, że Tsuzuku się obudził i zadzwoniłem do Nao. Odebrał po trzech sygnałach. 
- Halo? - Zapytał? - Co jest Ryoga? Czemu dzwonisz o tej....
- Obudził się - Przerwałem mu. Usłyszałem jak coś upada po drugiej stronie. - Nao jesteś sam? 
- Już tam jade. - Powiedział i chyba zaczął się ubierać sądząc po szeleszczących ubraniach po drugiej stronie słuchawki - Tak, jestem sam. Koichi już jedzie no nie? Dzwoniłeś do niego mam nadzieje? - Mówił. 
- Nao. Tsu go nie pamięta... - Powiedziałem. Odpowiedziała mi cisza. 
- Będę za pół godziny. - powiedział i się rozłączył. 
Siedziałem przed salą cały zdenerwowany. Nawet jak lekarz już wyszedł mówiąc, że z Tsu jest wszystko dobrze fizycznie, ja nie ruszyłem sie z miejsca. Czekałem na Nao. Nie będę mógł spojrzeć Tsu w oczy. W końcu doczekałem się. Nao wpadł na korytarz i  do mnie podbiegł. 
- I co z nim? - Zapytał siadajac obok mnie. Złapał mnie za rękę. 
- Jestem taki głupi Nao... Powiedziałem za dużo... - Powiedziałem cicho. 
- Co mu powiedziałeś? - Zapytał ostrożnie, ujmując moją brodę w dwa palce i odwrócił moją twarz w swoją stronę, żebym spojrzał mu w oczy. 
- Wyznałem mu miłość. Jak spał. I on to słyszał. - Powiedziałem. Nao westchnał. 
- To nie twoja wina Ryo... - Westchnął. 
- Co ja mam według Ciebie teraz zrobić? Być z nim? Nie mógłbym tego zrobić Koichiemu... - Powiedziałem cicho. 
- Coś wymyślimy. Póki co wejdźmy do niego i porozmawiajmy. - Pokiwałem głową i  razem weszliśmy do sali w której leżał Tsu. Ucieszył się widząc nas. Przywitał się z Nao i popatrzył na mnie. 
- Tsu... Ryo mówił, że nie wiesz kim jest Koichi... Powiedz, naprawde go nie pamiętasz? 
- No... Nie pamiętałem. Wszystko zaczęło do mnie wraćać po rozmowie z lekarzem - westchnął, a mi ulżyło. - Ale to nie zmienia moich uczuć do Ciebie, Ryoga. - Dodał patrząc na mnie uważnie. Zadrżałem. 
- Ale Tsu... My nie możemy być razem. Jesteś z Koichim. On się załamie, jeśli go zostawisz. - Powiedziałem cicho. 
- Nie dbam o to. Ten związek istniał z tego, że Koichi był we mnie zakochany, a ja się na to zgodziłem tylko dlatego, że byłem przekonany, że nie mam szans na związek z Tobą. - Usłyszałem jak ktoś za mną na biera gwałtownie powietrza.  Odwróciliśmy się z Nao jednocześnie w tamtą stronę. W drzwiach stał Koichi i patrzył pustym wzrokiem w naszą stronę. Widziałem jak w jego oczach zbierają się łzy, a on sam zaczyna się trząść. Nao podszedł do niego i objął go, przy okazji ratując przed upadkiem, bo widziałem jak nogi uginają się pod różowowłosym. Skinąłem lekko Nao, żeby go zabrał. 
- Czy jesteś aż tak pewny swoich uczyć? - Zapytałem po chwili gdy byłem pewny, że już nikt nas nie usłyszy, patrząc uważnie na Tsuzuku. 
- Jak najbardziej. Nie potrafiłbym być z Koichim w tym momencie, gdy wiem, że kocham Cię z wzajemnością. 
- Szkoda mi go. Nawet nie wiesz jak bardzo jest załamany - westchnąłem. 
- Jest młody. Znajdzie sobie kogoś. Myślę, że nawet już to zrobił. Znalazł pocieszenie w ramionach Nao. - Powiedział z uśmiechem - Nao go kocha od dawna. Wierzę, że to on da mu szczęście. - Powiedział. 
- To raczej tak nie działa Tsu... - Zacząłem ale on mnie przyciągnął do siebie i pocałował czule. Oddałem pocałunek, przymykając  oczy. Po chwili je otworzyłem. Były one pełne łez.
- Nie płacz Ryo.
- Tsu... Ja się z tym źle czuję... Ale chce z Tobą być. 
- Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.

niedziela, 30 września 2018

Obudź się (Tsuzuku x Koichi) 1/2

Jest i nowa notka <3
Była napisana już dawno, ale trzeba było ją przepisać, a nie miałam kiedy. Mam nadzieje, że się spodoba. Dawno nic nie pisałam z Mejibrayem (Właściwie 8P-SB ale no, jak kto woli) więc oby dało się to przeczytać. Dwu-shot więc pewnie niedługo wstawię kolejną część.
A no i można się mnie spodziewać na Dir En Grey w Warszawie 12 października. Ktoś jeszcze jedzie?

______________________________________________

Pogoda na dworze od rana nie zapowiadała się najlepiej. Zanosiło się na deszcz, wszędzie było szaro, a w domu chłodno i pusto, jak nigdy. Twoje rzeczy były dalej porozrzucane po całym domu.  Czarne ściany sypialni pogłębiły tylko smutek, cierpienie i ciemność tego miejsca. Nie było już nic szczęśliwego jak w momencie, gdy urządzaliśmy tą sypialnie, ganiając się z pędzlami po pokoju i mażąc się wzajemnie po sobie czarną farbą, zamiast malować ściany. To były cudowne chwile.

Zmusiłem się, żeby wstać. To już kolejny dzień bez Ciebie obok mnie. Nie potrafie już robić czegokolwiek poza płaczem. To było tak przytłaczające, ten brak Ciebie. Czarne zasłonypotęgowały mój smutek, ale nie chciałem ich rozsuwać. Pasowała mi ta ciemność, poza tym to Ty zasłoniłeś te zasłony w tym okropnym dniu. Łzy ponownie popłynęły mi po policzkach. Przecież... Ty mogłeś się już nigdy nie obudzić. Położyłem się spowrotem na łóżku, wtulając twarz w Twoją poduszkę i zalałem ją po taz kolejny łzami. Niebyłbyś z tego zadowolony. Ale nie umiałem inaczej. Ścisnąłem poduszkę mocno i wtuliłem się w nią bardziej. Cisza dźwięczała mi w uszach.

Kap. Kap Kap.

W końcu przyszedł deszcz. Czy pogoda kpiła sobie ze mnie? Zdecydowanie. Poczułem się jeszcze gorzej. Spojrzałem na różowy zegarek stojący na hebanowym stoliku nocnym. Wskazywał 10:59. Za godzine musiałem zmienić Ryoge w szpitalu. Musiał jechać na próbe, a ja musiałem zostać przy Tobie. Jakie inne wyjście nam zostało?

Nie miałem siły wstać z łóżka. Szpital przygnębiał mnie jeszcze bardziej od tego pokoju. W szpitalach umierali ludzie. Tylko z tym mi się one kojarzyły. Zacisnąłem zęby. Musiałem wstać. Zdawałem sobie z tego sprawę. Nie mogłem stracić nadzieji. Chciałem mówić do Ciebie, żebyś wiedział, że jesteś tu potrzybny. Mi potrzebny. Musisz wrócić. To właśnie było moją motywacją. Podniosłem sie i zacząłem szukać czystych ubrań. Kiedy już się ubrałem to opuściłem sypialnie. Oczy mnie zabolały, gdy uderzyło we mnie światło dnia, pomimo że za oknem wiało i padało co zauważyłem wchodząc do salonu. Zacisnąłem dłonie w pięści. Było zupełnie jak tamtego dnia...

*

Tsuzuku jechał samochodem do domu. Pogoda strasznie się popsuła. Pomimo tego, że cały dzień się chmurzyło, on miał nadzieje, że to przejdzie zanim zdąży spaść deszcz. Wokaliste strasznie bolała głowa od tej pogody, ale chciał już być w domu, przy swoim chłopaku.

Jechał nie szybciej niż 50 km/h, ale tylko na odcinkach  gdzie widoczność była lepsza. Było ślisko, auta z naprzeciwka jechały wolno w stronę centrum stolicy. W radiu leciała jedna z melancholijnych piosenek Plastic Tree. Wokalista uśmiechnął się ponuro. Idealne zestawienie z tą pogodą. Za jakieś 15 minut już powinien być pod domem w tym tempie.

Wokalista spojrzał na dzwoniący telefon. Dzwonił do niego ktoś z wytwórni. Zmarszczył brwi wracając wzrokiem na drogę. Jednak było za późno. Nie zdążył nic zrobić. Samochód jadący pod prąd wjechał w niego ze znaczącą prędkością. Było słychać tylko trzask gniecionego metalu, piski opon, oraz ten szumiący deszcz.

*

Dobrze, że szpital nie był tak daleko naszego domu, inaczej bym się spóźnił i Ryoga by mnie zamordował. Wolałbym tego uniknąć. Ominąłem miejsce w którym miałeś wypadek. Nie byłem w stanie "tak po prostu" tamtędy przejechać. Kiedy dojechałem, zostało mi kilka minut, więc szybko dobiegłem do drzwi wejściowych do szpitala. Poszedłem szybko do sali w której leżałeś. Dobrze, że nie było innych pacjentów w Twojej sali. Nie czułem się niezręcznie gdy do Ciebie mówiłem. Widziałem zza szklanych drzwi jak Ryo siedział przy twoim łóżku i trzymał Cie za rękę. Westchnąłem. Biedny Ryoga. On też to przeżył. To do niego zadzwonili z Twojego telefonu. Był taki przerażony gdy zadzwonił do mnie ze szpitala tamtego dnia. A ja miałem tylko nadzieje że to jakiś głupi żart. Ale niestety. Myślałem, że sie zabije. Nie mogłeś mnie zostawić. Pomogliśmy sobie z Ryogą przetrwać. Gdybyśmy sie nie wspierali mogłoby sie to źle skończyć. Ustaliliśmy, że na zmiane będziemy siedzieć z Tobą w szpitalu. Pragneliśmy twojego powrotu. Wszedłem na sale.

- Cześć Ryo - Powiedziałem cicho i usiadłem przy przyjacielu. Ten mnie przytulił na powitanie.

- Cześć Koi. - Powiedział zmęczonym głosem. Wyglądał na wykończonego.

- Coś się zmieniło? - Zapytałem z nadzieją. Pokręcił przecząco głową. Westchnąłem. - Chciałbym żeby wrócił do nas. Tęsknie za nim. - Zacisnąłem dłonie w pięści. Poczułem rękę na nadgarstku. Spojrzałem na Ryoge ze smutkiem.

- Musimy w niego uwierzyć. Jestem pewny, że do nas wróci tylko potrzebuje trochę czasu. - Powiedział pewnie. Rozdzwonił się i jego telefon. Odebrał. Szybka wymiana zdań i się rozłączył. - Muszę jechać na próbę - Powiedział i wstał. Złapałem go za rękę.

- Uważaj na siebie... I jedź dzisiaj do domu. Zadzwonie do Nao*, żeby dzisiaj przyjechał na noc. - Powiedziałem uśmiechając się słabo

- Dziekuję Koichi. Do zobaczenia. - Powiedział i opuścił sale. Przesiadłem się na krzesło, na którym siedział Ryoga wcześniej. Złapałem Cie za dłoń i pocałowałem w nią lekko.

- Wróć już kochany. Przestaje wierzyć - zacząłem płakać. - Nie daje sobie rady bez Ciebie - Wyszeptałem.

Kolejny dzień, kolejna godzina spędzone na płakaniu nad Twoim łóżkiem. Twoja spokojna śpiąca twarz...

Zadzwoniłem do Nao. Poprosiłem go, żeby przyjechał wieczorem. Był Twoim drugim najlepszym przyjacielem. Dla mnie był on jak starszy brat i kochałem go jak swojego brata.

Nie miałem pojęcia ile czasu minęło gdy siedziałem przy Tobie i opowiadałem Ci różne rzeczy, ale poczułem w pewnym momencie dotyk na ramieniu i podskoczyłem. Odwróciłem się i zobaczyłem Nao. Uśmiechnął się do mnie lekko. Szybko wstałem i przytuliłem się do niego mocno. Znowu się rozpłakałem. Nao głaskał mnie po włosach i tulił mocno. Poczułem się od razu lepiej.

- Zawioze Cie do domu Ko-chan. - Powiedział.

- Nie trzeba Nao... Dam radę. - Powiedziałem, chociaż było to całkowicie bez przekonania, a w połowie głos mi się załamał.

- Właśnie widzę. - Powiedział i złapał mnie za rękę. - Chodź. Tak mu nie pomożesz. Musisz odpocząć. - Powiedział i wyprowadził mnie ze szpitala. Wsadził mnie w swój samochód, po czym pojechał do mojego domu.

- Dziękuję Nao... - Powiedziałem i wszedłem do domu szybko.

Po przekroczeniu progu zamknąłem za sobą drzwi, zrzuciłem szybko buty z nóg, po czym poszedłem do sypialni. Tam się położyłem, wziąłem Twoją bluzkę, jedną z twoich ulubionych, po czym przytuliłem się do niej i zaciągnąłemsię jej zapachem.

Kiedy się obudzisz, Tsu?

* Nao - basista Fixer'a, wcześniej, przed Koichim grał w Vanessie na basie

W pierwszej wersji tego fanfika miałam uśmiercić Tsu ale nie miałam serca

środa, 8 sierpnia 2018

12. I will love you when... you don't (love me) (Natsu x Masa)

Wracam! Z nową notką, nową weną i z nową częścią "I will love you" <3 Mam nadzieje, że ktoś się cieszy.
Notke napisałam w lipcu, jednak dość sporo wtedy jeździłam po przyjaciołach, a co za tym idzie nie miałam kiedy sprawdzić tekstu. Jednak mam nadzieje, że się spodoba, pomimo tego, że może trochę złamać serduszko.
Oprócz tego jestem  po tygodniowym czytaniu (praktycznie) bez przerwy fanfika na ao3, oczywiście z jrocka które naprawdę polecam, chociaż jest naprawdę długie, akcja jest w świecie post apo, a poza tym to uniwersum alf/omeg i nietypowych pairingów. Jednak myślę, że jest naprawdę godne uwagi. (Jak by ktoś był zainteresowany to może pisać albo w komentarzu albo na tt, ig, wattpadzie itd. Ja nie gryze + Jak ktoś chce mnie gdziekolwiek szukać to pod  Syo Shiroshima znajdzie mnie wszędzie)
Wracając. "I will love you" będzie miało jeszcze dwie podsumowujące całość części.
Następną notke dodam pewnie na początku września, albo na koniec sierpnia. Zobaczymy.
Nie przedłużam, miłego czytania <3

_______________________________________________________________

[Masa]
Leżałem w wannie i myślałem o moim związku z Natsu. Kiedy zacząłem z nim być, powiedziałem mu, że zerwałem z Junpeiem dla niego. Jednak to nie była do końca prawda. Fakt, Natsu mi się podobał. Tylko teraz, po tych kilku miesiącach związku, doszedłem do wniosku, że to wcale nie była miłość, a zauroczenie. Nie wiedziałem co z tym zrobić, bo Natsu mnie kochał szczerze, czego byłem pewny, widząc, jak się stara cały czas, gdy jest ze mną. Moje uczucia były jedną wielką niewiadomą. Nie umiałem ich określić. Sam Natsu nie naciskał na nic. Poświęcał mi uwagę, pomagał, nawet robił jedzenie...
Rozdzwonił się mój telefon, który leżał na umywalce. Sięgnąłem go ręką i odebrałem, poprawiając się w wannie. Było mi tu tak dobrze, że mógłbym nie wychodzić.
- Słucham? - Zamruczałem do słuchawki. Byłem taki rozleniwiony przez tę kąpiel jak nigdy.
- Um... Cześć Masa. Jesteś zajęty? - Zapytał speszony Natsu. Od razu się zrobiłem żywszy.
- Nie, nie po prostu biorę kąpiel — zaśmiałem się zażenowany. Można to przecież było dwuznacznie odebrać! - Coś się stało? - Zapytałem opierając przedramiona na brzegu wanny.
- Nie, nic się nie stało... Po prostu chciałbym do Ciebie przyjść. Mogę? - Zapytał.
- Jasne. Za ile byś był? - Zapytałem
- Za 15 minut — Powiedział i się rozłączył. Jęknąłem, odłożyłem telefon na umywalkę i ziewnąłem. W końcu po chwili wypuściłem wodę z wanny i wstałem. Tak bardzo nie miałem ochoty ruszać się gdziekolwiek z wanny. No ale co zrobić. Poszedłem się ubrać. Myślałem o tym, jak delikatnie przekazać Natsu, że już nie możemy być razem. Wiedziałem, że złamię mu serce. Jednak ten związek... Po prostu nie chciałem w nim być.
Ledwo zdążyłem się ubrać, a już rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Wziąłem głęboki wdech i wydech, po czym otworzyłem drzwi. Natsu stał przed drzwiami z lekkim uśmiechem. Odwzajemniłem uśmiech, wpuszczając go i witając się z nim. W tym momencie serce mi się ścisnęło na myśl, że będę musiał go zranić. Już czułem wyrzuty sumienia.
Weszliśmy razem do salonu. Zaproponowałem Natsu coś do picia, ten poprosił o herbatę. Poszedłem do kuchni zrobić mu herbaty, a sobie melisy. Cały byłem zestresowany. Zupełnie nie spodziewałem się, że aż tak będę to przeżywał.
- Masa? Coś się stało? - usłyszałem za sobą. Drgnąłem. Nie powinien tego robić. Nie powinien o to pytać. Odwróciłem się i spojrzałem mu w oczy — Co się stało? - Zapytał poważnie. Wziąłem głęboki wdech.
- Przepraszam Natsu. Nie możemy być razem... - Powiedziałem z takim spokojem, że byłem zaskoczony. Szczególnie, że chwile temu jeszcze okropnie się denerwowałem. Patrzyłem mu w oczy i widziałem w nich ból. Nic jednak nie powiedział. Powstrzymywał się, żeby nie załamać się na moich oczach. Zacząłem żałować swoich słów. W końcu się odezwał
- To ja przepraszam. To moja wina. Zmusiłeś się do tego związku. Już Ci nie będę przeszkadzał. - Powiedział i przy ostatnim słowie głos mu się załamał. Nie potrafił już tego zatrzymać. Łzy zaczęły płynąć po jego policzkach. Odwrócił się, zabrał swoje rzeczy i wyszedł. Osunąłem się po szafkach i usiadłem na podłodze, chowając twarz w dłonie. Źle się czułem, z tym że go zraniłem. Przecież poza byciem moim chłopakiem, był też moim najlepszym przyjacielem.

[Natsu]
Po tym, co usłyszałem wróciłem do domu jak najszybciej. Po policzkach płynęły mi łzy. Dlaczego tak to bolało? Czułem się strasznie źle. Zniszczyłem swoją przyjaźń z Masą. A na dodatek strasznie go kochałem, co nie powinno mieć miejsca. Popełniłem niewybaczalny błąd. Masa przestanie chcieć mnie widzieć. Właściwie, czego ja się spodziewałem? To było oczywiste, że Masa tak naprawdę mnie nie kocha. Po prostu byłem chwilowym zastępstwem po Junpeiu. Takim na pocieszenie. Łzy leciały mi bardziej obficie po policzkach. Szybko poszedłem do sypialni, po drodze zdejmując niewygodne ubrania, wszedłem pod kołdrę i skuliłem się pod nią. A co, jeśli przez to wszystko rozleci się nasz zespół? Nawet nie dopuszczałem tej myśli do siebie. Przecież Nokubura była całym moim życiem. Jego z resztą też.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Raz. Drugi. Trzeci. Dziesiąty. Ktoś nie odpuszczał. Zwlokłem się z łóżka, bez życia i poszedłem otworzyć, chociaż była to ostatnia rzecz, na jaką miałem ochotę. Tym bardziej że byłem w stanie takim, a nie innym. W drzwiach stał Daichi. Widząc, to jak wyglądam, szybko wszedł do mojego domu i przytulił mnie mocno.
- Co się stało? - zapytał zmartwiony.
- Masa mnie rzucił... - Powiedziałem cicho, bo wiedziałem, że nie ma sensu kłamać i odwlekać. Poczułem jak mocniej mnie ściska
- Przykro mi Natsu... Miałem nadzieje, że będziecie razem szczęśliwi... Eh Masa to dupek - Powiedział smutno.
- Nie mów tak o nim... To nie jego wina, że mnie nie kocha. - Mruknąłem.
- Skoro nie jego, to od razu powinien powiedzieć, że nie chce być z tobą, a nie dawał Ci złudną nadzieję na piękną miłość. - Powiedział zbulwersowany.
- Gdybym się nie narzucił to by ten problem nie istniał. - Poszliśmy do salonu. Dai zrobił herbatę dla mnie, postawił na stole i przytulił mnie.
- Natsu, nie możesz się poddać, wiesz o tym? Ten zespół bez Ciebie nie istnieje. Robi mi się źle, gdy patrze na Ciebie takiego załamanego. Sam mam ochotę płakać. Bo jesteś dla mnie jak brat. - Przytaknąłem. On chwilę milczał. Jednak po chwili znowu zabrał głos. - Wiesz, skoro Masa Cię zostawił, to udowodnił, że nie jest Ciebie wart. Poszukaj kogoś, kto na Ciebie zasługuje. - Słuchałem go i po dłuższej chwili zasnąłem w jego ramionach. Byłem naprawdę wykończony.

[Masa]
Zaczęły gnębić mnie myśli czy aby na pewno dobrze zrobiłem. Natsu wyszedł taki załamany. Poczułem ścisk w klatce piersiowej. Położyłem dłoń na mostku. Zadrżałem. Postąpiłem zgodnie ze swoim sumieniem... A przynajmniej tak sobie wmawiałem. Przestałem być tego pewny. Miałem mętlik w głowie. Było mi strasznie go żal, gdy płakał z mojego powodu. I tak bolało, gdy je widziałem. Z drugiej strony był moim przyjacielem, więc to oczywiste, że będzie mi przykro.
Ktoś zadzwonił dzwonkiem. Przeszedł mnie dreszcz. A jak to Natsu? Nie będę umiał spojrzeć mu w oczy, po tym, co mu powiedziałem. Wstałem, chociaż miałem nogi jak z waty i poszedłem otworzyć drzwi. W progu stał Cazqui. Skrzywiłem się i niechętnie wpuściłem go do domu. Sam wróciłem do salonu, pod koc i sięgnąłem po kubek z zimną melisą.
- Też się cieszę, że Cię widzę Masa - wywrócił oczami. Poszedł od razu do kuchni i słyszałem jak grzebie mi po szafkach Po dłuższej chwili ciszy wrócił z puszką red bulla i kubkiem kawy. Postawił kawę na stole i zamienił mi kubek na puszkę. Usiadł przy mnie i wbił we mnie wzrok.
- Co się stało? I odpowiedź „nic” to nie jest odpowiedź, bo widze, że coś się stało. - Powiedział. Westchnąłem ciężko.
- Rozstałem się z Natsu - Powiedziałem szybko. Widziałem jego niedowierzające spojrzenie. Wiedziałem co teraz ze mną będzie. Tym bardziej że przyjaźnią się od liceum.
- Masa czy ty upadłeś na głowę?! Jak mogłeś go zostawić?! - Podniósł głos. Drgnąłem. Nie lubiłem, gdy się na mnie krzyczy. Tym bardziej, gdy robił to zwykle spokojny i opanowany Cazqui.
- To było tylko zauroczenie Cazqui. Nie miłość. - Zacząłem powoli sączyć energetyka. Cazqui patrzył na mnie z zaciśniętymi ustami przez chwile. Potem wyciągnął telefon i zaczął coś na nim robić.
- Nie wierzę w to. - Powiedział po chwili. Podsunął mi telefon. Popatrzyłem na niego ze zmarszczonymi brwiami i wziąłem od niego telefon. Włączyłem filmik, na którym ustawił mi Caz telefon. Zobaczyłem siebie i Natsu w barze... Ten przystawiający się do mnie mężczyzna... To było tego dnia, gdy zacząłem być z Natsu. Zacisnąłem zęby. Zrobiło mi się ciepło na sercu przez to wspomnienie. Zaraz potem coś mnie zastanowiło i zmarszczyłem brwi.
- Tak właściwie skąd masz ten filmik? - Zapytałem podejrzliwie.
- To było zaplanowane - Stuknął paznokciem w ekran. - Ja, Daichi i Hiro nie mogliśmy patrzeć jak się męczycie.
- SŁUCHAM? - Zapytałem z niedowierzaniem - Zaplanowaliście moje zejście z Natsu?!
- Tak. Zrobiliśmy to dla waszego dobra. Widziałem, jak się zachowujesz w stosunku do niego i jak o nim mówisz. To samo z jego strony. - Odpowiedział, jak by mówił o pogodzie. - Oboje wiemy, że go kochasz. - Tym zdaniem mnie zdenerwował. Odłożyłem puszkę z hukiem na stół.
- Nie. Ty nic nie wiesz. Ani ty, ani Daichi, ani kurwa Hiro. - Syknąłem. Wstałem i odsunąłem się pod okno. On również wstał.
- Zastanów się nad sobą Masa. I nad tym, co robisz. - Powiedział. Zabrał swoje rzeczy i poszedł w kierunku drzwi. - I przestań bawić się i ranić ludzi. - rzucił jeszcze i wyszedł.
- Cazqui... - Powiedziałem cicho. Moje oczy zaszły łzami. Zalały mnie jeszcze większe wyrzuty sumienia. Cały się trząsłem.

*

[Natsu]
Przez następny tydzień nie przychodziłem na próby. I codziennie miałem jakieś wizytacje z zespołu lub nie. Każdy twierdził, że nie mogę siedzieć sam. Ja jednak zapewniałem wszystkich, że jest w porządku. Co wieczór miałem inny alkohol i co wieczór opróżniałem półlitrową butelkę trunku. Bo po prostu nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Alkohol pomagał zapomnieć. Tak było lepiej. Potem wstawałem rano, zjadłem niedużą porcję ryżu z tym, co było akurat pod ręką w lodówce. Grałem trochę na perkusji. Potem ktoś przychodził, mówił do mnie coś przez cały dzień i tak w kółko.
Tydzień minął. W końcu postanowiłem się zebrać w sobie i pojechałem na próbę. Wszedłem na salkę z uśmiechem i udawałem, że wszystko jest w porządku. Nawet porozmawiałem z Masą na jakieś neutralne tematy. Nie zaczynał tematu rozstania. I dobrze. Po próbie pojechałem do domu, gdzie usiadłem przy łóżku i starałem uspokoić się po dzisiejszych przeżyciach. O dziwo podszedł do mnie mój kot. Wziąłem go na ręce i przytuliłem. Nawet nie protestował. Wtulił się tylko. Głaskałem go delikatnie. Zrobiło mi się lepiej. Położyłem się na łóżku i zasnąłem wymęczony.
Zaczynałem się do tego przyzwyczajać. Z drugiej strony, czego mogłem spodziewać się po Masie. To było oczywiste, że mnie rzuci. Miałem wrażenie, że już nigdy nie wyjdę z tego stanu. Teraz mógł mi pomóc jedynie Masa. Ale już nie byłem z nim. Mimo wszystko kochałem go. I będę kochał, bez względu na wszystko. I będę czekał, może kiedyś zmieni zdanie.

[Masa]
Natsu zachowywał się jak by się nic nie stało. Wszyscy byli na mnie wściekli, a ja już nie wiedziałem co mam zrobić. Usiadłem na łóżku w domu i schowałem twarz w dłoniach. Zacząłem wątpić, że nie kocham Natsu. Gdybym nie kochał to chyba nie sprawiałoby mi bólu patrzenie na niego? Sam nie wiedziałem. Miałem mętlik w głowie. Położyłem się na łóżku i zamknąłem oczy. Myślałem o tym wszystkim. O każdej minucie spędzonej z Natsu. On mnie uszczęśliwiał. Kiedy go potrzebowałem - był. Zacisnąłem dłonie w pieści i po chwili wyciągnąłem telefon z kieszeni. Wybrałem numer naszego wokalisty.
- Masa czy ty wiesz, która jest godzina? - Usłyszałem zły głos po drugiej stronie słuchawki. Spojrzałem na zegarek. 3. Ups.
- Hiro jestem idiotą. Pomóż mi to naprawić. - Jęknąłem - Chce wrócić do Natsu. Przemyślałem to wszystko. I ja nie mogę tak po prostu nie być z nim. Kocham go. - Głos mi się podłamał.
- Skoro tak. To, czemu do mnie dzwonisz, a nie pojedziesz do niego i z nim nie porozmawiasz? - Zapytał.
- Co mam zrobić? Zapukać i tak po prostu powiedzieć „Cześć Natsu wróć do mnie"? Myślisz, że by wrócił? - Zapytałem.
- Jestem pewny, że by wrócił. Kocha Cie Masa. Tylko musisz z nim porozmawiać.
- No dobra... Do jutra Hiro. Przepraszam, że Cie obudziłem. - Rozłączyłem się i zacząłem chodzić po pokoju. Musiałem coś zrobić. Zgarnąłem kurtkę, kluczyki i szybko wyszedłem z domu.

niedziela, 20 maja 2018

Informacja

Długo nad tym myślałam, jednak musze zwiesić bloga. Nie wiem na ile. Miesiąc, dwa, trzy. Ile będzie potrzeba. Bardzo mi przykro z tego powodu. Uwielbiam pisać, ale wena póki co odemnie odeszła. Jestem pewna, że nie na zawsze. To za sprawą uczelni prawdopodobnie. Poza tym, mój laptop jest już na wyczerpaniu i w każdej chwili może paść. Więc też nie mam na czym pisać.
Przepraszam~
Do następnej notki ❤

poniedziałek, 30 kwietnia 2018

O zapachu różanego kadzidła - Prolog


Napisałam ten prolog w 40 minut. Rekord życia XD 
W każdym razie szykuje się nowa seria. Pomysł bardzo stary, bardzo pozmieniany, bo w pierwszej wersji miałam napisać one shota, ale spróbuję.
Będzie pairing, ale póki co zostawiam was w niepewności, co to będzie.
Mam nadzieję, że komuś się to spodoba ;;
Nie przedłużam. Zapraszam do czytania~

_________________________________________________

                Duszne pomieszczeni e wydawało się jeszcze mniejsze niż było w rzeczywistości. Wszędzie unosił się dym, tak mdły, że po wzięciu głębszego wdechu zaczynało się kręcić w głowie. Wszystko dookoła było w czerwieni, pomieszanej z czarnymi, a czasami białym i srebrnymi dodatkami. Ściany były przyozdobione mrocznymi obrazami w ciemnej kolorystyce, a podłoga była czarna i lśniąca, na tyle, że można było się w niej przejrzeć. Po całym klubie chodzili bardzo oryginalnie ubrani, uczesani czy umalowani ludzie – kobiety i mężczyźni.
                W tym klubie mogło się mieć każdego. Nikt zwykle nie odmawiał, liczyła się dobra zabawa. Poza klubem budynek posiadał też część ze striptizem, oraz wiele pokoi z wielkimi łóżkami. Dla wielu to miejsce było jak narkotyk. Wiele osób przychodziło tu ze znajomymi, uzależniając ich od tego miejsca. Jednak to miejsce miało swoje oryginalne zasady.
                Były gwiazdy, z których słynął ten klub, dla których się przychodziło, jednak one miały stałe towarzystwo, niekiedy wybierając sobie „ofiary”, które po tym dołączały do tej grupki wybranych. Jeśli gwiazda nudziła się jakimś ze swoich towarzyszów, ci opuszczali lokal i zazwyczaj więcej ich się w tym klubie nie widywało. Bywało tak, że same gwiazdy opuszczały klub, jednak takie przypadki zdarzały się bardzo rzadko. Zwykle tak wychodziło przez uczucia. Zakochanie się w jednym z wybranych.
                Gwiazdy były wybierane przez to, ile najwięcej osób zainteresowało się tą jedną konkretną. Dlatego zawsze, wszyscy wyglądali w każdej chwili jak najlepiej. Każdy chciał być wybrany. Każdy chciał móc wybrać, kogo chce do własnej grupy. Gwiazdy mogły między sobą również rywalizować o wybranego, jednak, gdy strony nie mogły dojść do porozumienia, to wtedy była to na tyle wyjątkowa sytuacja, że to wybrany wybierał gwiazdę, przy której zostanie. Bywały sytuacje, że gwiazda skupiała się jedynie na jednej osobie. Wtedy nikt nie mógł rywalizować o wybraną przez gwiazdę osobę.
                Byli również wolni strzelcy – gwiazdy, które nie chciały zostać gwiazdami. Ci woleli ciągłe zmiany towarzystwa. Potrafili mieć 10 partnerów jednej nocy. Nie przywiązywali do tego wagi. Dla nich liczyła się tylko zabawa.


sobota, 31 marca 2018

Szczęście Tsurugiego (Ryoga x Tsurugi) (RAZOR)

Myślałam że nigdy tego nie skończę. Chociaż nie jestem zadowolona z tej notki no ale jest!
Mam nadzieje, że nie ma jakichś okropnych błędów a jak tak to przepraszam ;-;
Miłego czytania ( Mam nadzieje, że takie będzie)

________________________________________________________


[Tsurugi]

- Mao… Wiesz… - Zacząłem niepewnie stojąc naprzeciwko niego, wbijając wzrok w swoją dłoń i bawiąc się palcami. Byłem strasznie zestresowany. To był najważniejszy moment mojego życia – Mao, kocham cie. Proszę zostań moim chłopakiem. – Powiedziałem cicho.  Kiedy dłuższą chwilę staliśmy w milczeniu, w końcu się przełamałem i popatrzyłem na niego. Stał i patrzył na mnie zszokowany.

- Tsuru… - Powiedział w końcu. Zamrugał parę razy. – Daj mi trochę czasu. Musze to przemyśleć. – Powiedział, wyminął mnie i poszedł prawdopodobnie do garderoby. Osunąłem się po ścianie i patrzyłem tempo w przestrzeń. Oddychałem głęboko starając się uspokoić. Tsurugi oddychaj. Nie może być źle. Pomyśli i się zgodzi. Będziecie szczęśliwą parą. W końcu po kilkunastu minutach wstałem i poszedłem w ślady mojego obiektu westchnień. Zaraz graliśmy przedostatni koncert w tej trasie.

Minęły dwa długie dni. Dzisiaj był finał naszej trasy. Byłem niesamowicie podekscytowany. Chciałem jak najszybciej zagrać i iść świętować z przyjaciółmi. Jednak jedna, przypadkiem usłyszana rozmowa zrujnowała mi całe życie.

Szedłem akurat po kawę w drugą część budynku, ponieważ po naszej stronie automat do kawy się popsuł. Była to część dużo mniej używana i odwiedzana od tej, w której znajdowaliśmy się. Szedłem przez korytarz zamyślony do momentu, gdy usłyszałem dwa męskie głosy – niewątpliwie należały one do Mao i Mizukiego. Zatrzymałem się przed rogiem.

- Mao-chan – Usłyszałem słodki głos drugiego gitarzysty. Nie wiedzieć, czemu zrobiło mi się niedobrze na barwę tego głosu. I jeszcze to „Mao-chan”. Ugh.

- Tak? – Przez chwile słyszałem tylko ich oddechy.

- Słyszałem jak ostatnio rozmawiałeś z Tsurugim. – Powiedział znacząco – Niech nawet nie próbuje ci mnie odbierać. – Dodał głosem przesyconym jadem.

- Mizu-chan. Nie żartuj. On nawet ci nie dorasta do pięt. Jesteś zdolniejszy, piękniejszy i to na tobie mi zależy. Poza tym myślisz, że chciałbym być z takim dziwakiem? – Parsknął śmiechem – Nigdy w życiu!
Kiedy tylko to usłyszałem poczułem się jak gdyby ktoś mnie uderzył. Klatka piersiowa mnie bolała, zrobiło mi się duszno i słabo. Szybko zawróciłem powstrzymując łzy i szloch. Najszybciej jak się dało znalazłem się w łazience gdzie zacząłem płakać. Dobrze, że jeszcze mnie nie malowali. Po dobrych dwudziestu minutach udało mi się, jako-tako uspokoić. Opłukałem twarz wodą i wróciłem do garderoby gdzie zajęła się mną wizażystka. Cały czas unikałem Mao i Mizukiego. Chociażby to było nawet spojrzenie rzucone w moją stronę. Patrzyłem się w dal.

Na koncercie wcale nie było lepiej. Pomyliłem się kilka razy, prawie spadłem ze sceny i zerwałem dwie struny. Pod koniec już nie mogłem. Widziałem spojrzenia, jakie wymieniali między sobą Mao i Mizuki i to jak w końcu się przy ostatniej piosence pocałowali namiętnie. Wypuściłem gitarę z rąk i wybiegłem na backstage. Potem zebrałem w ekspresowym tempie swoje rzeczy wrzucając wszystko do torby i wybiegłem. Biegłem tak szybko jak mogłem, a po moich policzkach płynął potok łez. To wszystko mnie przerażało. Pojechałem do swojego domu. Zostawiłem w nim swoje rzeczy, poza telefonem. Następnie opuściłem mieszkanie i poszedłem w stronę wiaduktu, pod którym były tory kolejowe.

Stanąłem przy barierce patrząc w dół. Nie było to uczęszczane miejsce, jednak pociągi jeździły całkiem często. Nadal płakałem. Wyciągnąłem telefon, widziałem sporo wiadomości i nieodebranych połączeń od mojego zespołu. Parsknąłem histerycznym śmiechem. No tak. Zauważają dopiero wszystko jak zaczynam działać. Napisałem drżącymi rękoma wiadomość do Mao. Że go kocham, że przepraszam i że słyszałem jego rozmowę z Mizukim. I także to, że już więcej mnie nie zobaczy. Wysłałem, poczekałem aż się wyśle i cały drżąc przeszedłem przez barierkę. To już koniec. Więcej nie będę nikomu przeszkadzał. Zacząłem się dławić płaczem. Pomyślałem o tych wszystkich wspaniałych chwilach, które przeżyłem w swoim życiu. Łkałem. W końcu wziąłem głęboki wdech i planowałem puścić barierkę, bo akurat nadjeżdżał pociąg. Wtedy poczułem jak ktoś mnie obejmuje

- Tsurugi nie! – Krzyknął. Otworzyłem oczy i spojrzałem za siebie. Ujrzałem Ryoge. I to był moment, gdy zwątpiłem. Wybuchnąłem płaczem i wróciłem na właściwą stronę barierki. Wybuchnąłem płaczem. Ryoga mnie przytulił.

- D-dlaczego? – Szepnąłem. Ryo przytulił mnie mocno.

- Nie możesz się zabić Tsuru. Jesteś taką wspaniałą osobą. Świat by stracił strasznie ważną osobę. Nikt tego nie chce. I nie może być tak źle żeby się zabijać. – Powiedział. – A teraz chodź. Zabiorę cię do siebie. Nie możesz się poddać.

Jego słowa zabrzmiały tak kojąco. Nie sądziłem, że coś jest w stanie mnie uspokoić czy przywrócić wiarę w siebie. Przez te słowa Ryodze się udało. Poszedłem z nim powoli. Byłem taki bez chęci do życia, jednak wierzyłem, że da się coś z tym zrobić. Cokolwiek. On był moim promykiem nadziei w tym momencie.

Jak się okazało nie mieszkał daleko, więc po jakichś 15 minutach spaceru i trzymania mnie i uspokajania znaleźliśmy się w jego mieszkaniu. Posadził mnie na kanapie i zrobił herbaty. Wziął ciastka, położył je na stole i podał mi jeden z kubków. Podziękowałem i wziąłem łyka napoju.

- Powiesz mi, co się tak właściwie stało? – Zapytał Ryo.  Dosyć długo milczałem. Wokalista był naprawdę cierpliwym człowiekiem i czekał. W końcu mu zacząłem opowiadać, co się stało. Że wyznałem Mao miłość. Że słyszałem jego rozmowę, z Mizukim. Że uciekłem z koncertu… To po prostu było dla mnie za dużo. Rozpłakałem się. Ryo mnie przytulił i głaskał uspokajająco. Oddychałem głęboko.

- Dziękuje, że mnie uratowałeś… - Powiedziałem cicho. Mój telefon bez przerwy wibrował w kieszeni. Dotychczas Ryoga nic nie mówił, ale teraz wyciągnął dłoń w moją stronę.

- Daj odbiorę. Porozmawiam z nimi. – Powiedział. Posłusznie to zrobiłem. Ryo pogadał z kimś z mojego zespołu. Zażądał dla mnie dłuższego urlopu i oddał mi telefon. – Sadie idzie na hiatus. Tak ustalili wszyscy po tym koncercie. Masz szanse odpocząć. – Powiedział. Ja w międzyczasie, gdy mówił czytałem smsy. To nie było zwykłe wstrzymanie działalności na jakiś tam czas. To było już raczej wieczne. Mizuki i Mao mieli zacząć solowy. Ukrywali to przed wszystkimi. No tak. Jak zwykle. Zabolało.

- Przepraszam Ryoga. – Powiedziałem cicho. Byłem taki przygnębiony. Co ja miałem teraz zrobić, skoro zespół już nie istnieje właściwie?

- Nie przepraszaj mnie – Uśmiechnął się delikatnie. Chwilę milczał. Jednak w końcu zapytał. – Nie chciałbyś założyć ze mną zespołu?

- A co z Born? – Zapytałem zaskoczony. Przecież nie może tak po prostu zostawić swojego zespołu, w którym był tyle lat.

- Born się rozwiązuje. Nic nie jest już jak kiedyś. Brakuje nam tego ducha, który był, gdy założyliśmy zespół –Westchnął smutno. Ja chwilę myślałem. Sadie nie wróci. Byłem tego pewny

- W porządku. Niech będzie. Założę z tobą – Powiedziałem uśmiechając się.

- Stworzymy coś wspaniałego – Powiedział. – Tak, że Mao i Mizuki będą żałowali tego, co o tobie mówili i jak traktowali. – Powiedział pewnie i mnie przytulił mocno.

- Dziękuje Ryo za to, co dla mnie robisz – powiedziałem wdzięczny.

- Od tego są przyjaciele – Uśmiechnął się do mnie. – Ale czuje potrzebę zatrzymania cie u siebie trochę dłużej. Nie wyglądasz najlepiej. Nie chciałbym żeby coś ci się stało. Wolałbym mieć cie na oku.

- Nie chce ci robić problemu Ryoga. Już raczej dam sobie rade… - Zacząłem, ale on mi przerwał

- Nie chce słyszeć żadnych sprzeciwów – Powiedział uparcie. Westchnąłem ciężko. Nie miałem, co z nim dyskutować.

*Rok później*

[Ryoga]

Od momentu, kiedy uratowałem Tsuru od rzucenia się z wiaduktu minął rok. Przez ten rok zmieniło się wiele.  Było w nim mnóstwo bólu, ale też nowa nadzieja, którą po rozpadzie Bornu stworzyliśmy. Zebraliśmy naszych znajomych, którzy w tym momencie również nie mieli zespołu, ale też byli młodzi i ambitni. 

Znaleźliśmy w nich to „coś”, dzięki czemu nasz zespół miał być oryginalny. Najgorzej było ze znalezieniem basisty. Szukaliśmy naprawdę długo, żeby znaleźć kogoś odpowiedniego, aż z nieba spadł nam Iza i to zupełnym przypadkiem, gdy przechodziłem koło wytwórni jednego z zaprzyjaźnionych zespołów, żeby zabrać się z kumplem na imprezę, który miał właśnie czekać na mnie pod tą wytwórnią.

Wyszedł z niej młody chłopak. Wyglądał na osobę, która ledwo skończyła 20 lat. A najbardziej zaskakujący był fakt, że ja go przecież znałem! Gdy jeszcze byłem w Born to graliśmy razem na jednej scenie. Widziałem, że był zły i rozgoryczony, ale mimo to zatrzymałem go i się przywitałem. Był zaskoczony, że go pamiętam. Dowiedziałem się też, że szuka zespołu i wyleciał z kolejnego przesłuchania, bo nie odpowiadał im jego charakter i to, że był z młody. Wtedy pomyślałem, że to moja szansa i zaproponowałem, żeby grał z naszym zespołem. Wymieniłem się z Izą numerem i powiedziałem, żeby zadzwonił jak to przemyśli. I to zrobił. Zgodził się zostać naszym basistą.

Tsurugi się ucieszył. Ja też. Kilkanaście dni po tym jak Iza znalazł się w naszym zespole zrobiliśmy spotkanie. Ustaliliśmy wszystko co i jak i było naprawdę świetnie.

No może poza jedną rzeczą.

Zakochałem się w Tsuru.

Tak. Sam w to nie umiałem uwierzyć. Jednak znałem to uczucie i byłem pewny, że to miłość.

Po którejś z prób zostaliśmy sami, z Tsuru, żeby pouzupełniać dokumenty dotyczące zespołu. Ja siedziałem przy stoliku, a on przy biurku. W końcu jednak wstałem. Podszedłem do Tsu i spojrzałem mu w oczy. Chciał zapytać zapewne, o co chodzi, ale nie zdążył. Po prostu go pocałowałem. Długo i czule. Bałem się jego reakcji. Widziałem, że go zamurowało. Jednak w momencie, gdy miałem się odsunąć on oddał pocałunek i ujął moją twarz w dłonie, pogłębiając go.  Całowaliśmy się tak dosyć długo. W końcu odsunęliśmy się od siebie.

- Cokolwiek teraz powiesz, chce żebyś wiedział, że cie kocham Tsuru. Chce twojego szczęścia. Od samego początku tego chciałem. Po tym jak cie zabrałem z tego wiaduktu i zamieszkałeś ze mną. – Powiedziałem patrząc mu w oczy.

- R-Ryo…. – Powiedział i oczy mu się zaszkliły. Rzucił mi się na szyję. – Tak się cieszę. Nie wierzyłem, że mnie ktoś kiedykolwiek pokocha. – Powiedziałem drżącym głosem

- No widzisz, mój niedowiarku. Trzeba wierzyć. – Pocałowałem go i ścisnąłem mocno.

Po tym zebraliśmy się do domu. Rozmawialiśmy potem przytuleni do siebie na łóżku. Zasnęliśmy dopiero nad ranem. To było takie cudowne. W tym momencie poczułem, że jestem w pełni szczęśliwy.

Do rana.

Rano rozdzwonił się telefon Tsurugiego. Ten odebrał nieprzytomny. Mnie też to obudziło, ale byłem przytulony do niego i udawałem, że śpię. Dodatkowo słyszałem wszystko, co mówiła osoba po drugiej stronie. Mao. Chciał, żeby Tsuru mu wybaczył. I żeby z nim był.

Zdenerwowało mnie to. Podniosłem się. Widziałem, że mój ukochany ma łzy w oczach. Zabrałem mu telefon.

- Masz się raz na zawsze odwalić od Tsurugiego. Wystarczy, że prawie przez ciebie się zabił. Nie dzwoń do niego. Teraz ja z nim jestem. Wróć sobie do Mizukiego, bo Tsuru jest już zajęty. – Powiedziałem i się rozłączyłem. Tsuru patrzył na mnie zszokowany. Ja go przytuliłem i pocałowałem.

- Ryoga… Dziękuję – Powiedział i mnie ścisnął. Był drobniejszy ode mnie, więc byłem rozczulony.
-
 Nie dziękuj mi. Kocham cię skarbie. – Powiedziałem i pocałowałem go czule. Czułem jak płakał.

- Jesteś taki dobry – Westchnął wplatając palce w moje włosy.

- To dla ciebie chce jak najlepiej. Chce się tobą zająć i sprawić by nikt więcej cię nie skrzywdził. Tak bardzo cię kocham – Powiedziałem.


Od tego czasu byliśmy szczęśliwą parą. Kochaliśmy się jak nikt inny. Nasz nowy zespół – Razor również nas wspierał. Mimo że od czasu do czasu Tsurugi widywał Mao to jednak ten nie odważył się zamienić więcej słów niż trzeba z nim. Byłem zadowolony z tego. Bo mój chłopak nie był nieszczęśliwy przez tego idiotę. I ten nie mógł zniszczyć naszego związku. Mogłem dać szczęście Tsurugiemu, który go potrzebował i zasługiwał na nie. Nic więcej się dla mnie nie liczyło.