poniedziałek, 25 lipca 2016

Wzgórze ( Ryoga x Diaura ) Rozdział 1

Myślałam że już nic nie napisze do końca miesiąca, a tu proszę <3 Mam nadzieję, że opko się spodoba. I nie przerażajcie się tym paringiem. To tylko źle wygląda... XD Miałam kryzys twórczy, aż wczoraj na mnie wpłynęło zdjęcie Diaury i zaczęłam pisać. A z racji tego, że kilka osób mi narzekało, że same one shoty pisze to postanowiłam to opowiadanie rozwinąć.
Nie przynudzam i zapraszam do czytania. Błędów jest na pewno bardzo dużo. Z góry przepraszam.

_________________________________________________________________________________


- Wiesz Ryoga? Myliłam się co do ciebie i naprawdę żałuje, że byłam z tobą w związku. Na początku wydawałeś się... Nie, ty byłeś INNY. I kochałeś mnie. Ostatnio to się zmieniło. Nie mogę z tobą już być. Zaczęłam być twoją zabawką, przyzwyczajeniem, którą przytulasz i mówisz, że kochasz, a tak naprawdę są to tylko puste słowa. Nawet twoje pocałunki są tak bez emocji, że chce mi się płakać co najmniej. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak mnie zraniłeś. A ja? Głupia myślałam, że będzie dobrze, że to tylko przejściowe, że tak naprawdę mnie kochasz i znów będzie jak kiedyś. Jesteś jednak bezuczuciowym dupkiem! Chciałabym cię nie poznać. - Mówiła moja, a może już nie moja... dziewczyna. - Nienawidzę cię – Dopięła ostatnią walizkę i wyszła. Nie było nawet sensu jej zatrzymywać. Bo przestałem ją kochać już dawno. Może właściwie nigdy jej nie kochałem i mi na niej nie zależało? Nie wiem. Nawet nie czuje żalu z powodu jej odejścia. Nic. Wróciły do mnie czasy sprzed związania się z nią. Krótko mówiąc – wolność. Chociaż chciałem być w związku, ten był kolejnym nieudanym. Miałem naprawdę dużo dziewczyn ale żadna nie okazała się odpowiednia. Udałem się do kuchni zrobić sobie kawy. Miałem ochotę poczytać jakąś dobrą książkę. Miałem kilka niedawno kupionych, tak więc pomyślałem, że się zabiorę za jedną z nich.
Kiedy już miałem kawę udałem się półki z książkami, wziąłem jeden z może nie najgrubszych, jednak nie cienkich tomów i z tymi dwoma rzeczami udałem się na taras. Stał tam mój wygodny leżak, a obok niego stoliczek, który był miejscem na kawę i telefon, który niestety musiałem zawsze mieć przy sobie. Dlaczego zawsze? Cóż, życie muzyków do stabilnych nie należy, więc w każdej chwili mogłem dostać telefon z wytwórni, tym bardziej że poszukuje zespołu. Mam trochę zaoszczędzonych pieniędzy więc narazie mi starcza, odkładałem je jak jeszcze grałem w zespole, który po ośmiu latach się rozwiązał. Smutne ale prawdziwe. A ja miałem za dużo wolnego czasu. Kiedy już się zabierałem za czytanie, przerwał mi dzwonek telefonu, którego się swoją drogą wystraszyłem. Lubiłem gdy wokoło mnie panowała cisza i spokój. Z ciężkim westchnięciem położyłem książkę na udach i odebrałem nawet nie patrząc kto dzwoni.
- Słucham? - Zapytałem wpatrując się w okładkę książki.
- Hej Ryo. - Usłyszałem znany mi głos. - Nie przeszkadzam ci?
- Cześć mamo – westchnąłem cicho – Nie, nie przeszkadzasz. Coś się stało, że dzwonisz? - Zapytałem trochę zaskoczony telefonem.
- Nie, nic się nie stało. - powiedziała kobieta. - Dzwonie, żeby zapytać czy byś przyjechał do nas. Nie widzieliśmy się dawno, a bardzo się za tobą stęskniliśmy kochanie. - Powiedziała mama. Uśmiechnąłem się do siebie. Może i nie lubiłem jeździć na wieś, gdzie mieszkali mi rodzice, jednak ja też stęskniłem się za rodzicami tak więc trzeba było coś z tym zrobić.
- Jutro przyjadę mamo. Do zobaczenia. - Powiedziałem i się rozłączyłem za nim rodzicielka zdążyła cokolwiek powiedzieć. Spojrzałem na książkę i westchnąłem. No i znów nie poczytam sobie spokojnie, w domowym zaciszu. Z drugiej strony może się zrelaksuje na wsi...? Pokręciłem głową, dopiłem kawę, wstałem i poszedłem do domu żeby się spakować. Nienawidziłem tego robić, no ale cóż. Skoro już się zadeklarowałem, że przyjadę to to muszę zrobić. Wyciągnąłem walizkę i zacząłem wyciągać ciuchy z szafek.

*

Podróż była długa i męcząca. Mimo klimatyzacji było mi strasznie duszno, na dodatek bolała mnie głowa przez drugą połowę drogi, przez co się nie dało żyć. Kiedy w końcu wyszedłem, mogłem nacieszyć się świeżym powietrzem. Nie na długo jednak, z racji tego, że moja rodzicielka wyszła z domu i objęła mnie na tyle mocno, że prawie mnie udusiła. Może i nie widzieliśmy się dość długo.... No ale żeby od razu dusić własne dziecko?! Kiedy poluzowała uścisk przywitałem się.
- H-hej mamo – Jęknąłem i objąłem kobietę całując ją w policzek
- Ryoga! Tak się ciesze, że do nas przyjechałeś. Myślałam że już nie pamiętasz o starych rodzicach... - Powiedziała niby zbolałym tonem. Wywróciłem oczami, znowu to samo. Odsunąłem się
- Też się stęskniłem. Gdzie tata? - Zapytałem z lekkim uśmiechem idąc do domu za moją mamą. Ta kobieta mnie naprawdę kiedyś wykończy. Kocham ją ale czasem jest naprawdę męcząca.
- Pojechał do sklepu zrobić zakupy. Niedługo powinien wrócić. - Powiedziała kobieta, a ja przytaknąłem. Poszliśmy do kuchni i dostałem duży kubek kawy. Moja mama wiedziała co dobre i między innymi za to ją naprawdę kochałem. Poza tym ze względu na to że jestem jedynakiem, zawsze byłem, jestem i będę jej oczkiem w głowie. Rodzice uwielbiali mnie rozpieszczać. Dlatego nie było problemu żebym założył zespół. Najbardziej jednak nie mogli się pogodzić z faktem, że ich kochany synek się wyprowadza do Tokyo. No ale jakoś w końcu to przyjęli do wiadomości.
- Ryoga. Słuchaj jak do ciebie mówię! - Zwróciła mi uwagę kobieta.
- Przepraszam, co mówiłaś mamo? - Zapytałem posyłając rodzicielce przepraszający uśmiech.
- Pytałam jak tam twoja dziewczyna i czemu z nią nie przyjechałeś. - Na te słowa westchnąłem ciężko i przypomniałem sobie kazanie mojej byłej dziewczyny.
- Wczoraj się rozstaliśmy. Nie była dla mnie odpowiednia. - Wzruszyłem ramionami. Rodzicielka tylko westchnęła i pokręciła głową.
- Ja w twoim wieku.... - Zaczęła, ale jej przerwałem
- Tak, tak. Wiem. Wychowywałaś mnie i byłaś dawno po ślubie. - Powiedziałem. Tyle ża ja nie byłem jak ona i narazie póki co nie chciałem zakładać rodziny, tylko znaleźć kogoś kogo kocham
- No właśnie. Zupełnie nie rozumiem dlaczego nie możesz założyć rodziny. - Od odpowiedzi uratował mnie ojciec, który wszedł do domu. Szybko wstałem i pomogłem mu z torbami. Taki nawyk. Jak byłem mały też tak robiłem
- No nareszcie przyjechałeś synku – Mężczyzna przytulił mnie z uśmiechem – Co u Ciebie?
- Cześć tato – Również się uśmiechnąłem. - W porządku. - Powiedziałem.Ten się zaśmiał
- Jak zwykle rozmowny – Parsknął śmiechem, mój ojciec. Moja mama znów chciała coś powiedzieć ale ja się postanowiłem wymigać
- To... Ja idę się rozpakować! - I szybko pognałem do samochodu po walizki. Zaniosłem je na piętro domu gdzie znajdował się mój pokój. Właściwie nic się w nim nie zmieniło z czego byłem zdecydowanie zadowolony. Rozpakowałem się, rzuciłem na łóżko i sięgnąłem po książkę którą miałem wczoraj zacząć czytać. Nie zdążyłem jednak jej otworzyć bo dobiegł mnie krzyk matki "Ryoga zejdź na obiad". Westchnąłem ciężko i opuściłem głowę w geście załamania. Wstałem i udałem się na obiad.

*

Następnego dnia od rana pomagałem rodzicom. Kiedy w końcu zrobiłem co do mnie należało, poszedłem do pokoju rozpakować się. Ubrań było dosyć sporo, ale o dziwo wszystko się zmieściło. Sprawdziłem maila licząc na wiadomości z wytwórni jednak nic nowego się tam nie pojawiło. Byłem zawiedziony. Chyba przydało by się zmienić wytwórnie... Warunki jakie stawiają stają się coraz bardziej beznadziejne i niedorzeczne. Zrobię to jak tylko wrócę do Tokyo. Zacząłem sprzątać w pokoju z nudów. Do obiadu było jeszcze sporo czasu, który trzeba było jakoś zabić prawda? Niby mogłem zabrać się za tę nieszczęsną książkę, ale nie miałem ochoty czytać czegokolwiek. Tak więc na sprzątaniu zleciał mi czas do obiadu. Kiedy pokój lśnił czystością, matka zawołała mnie i tatę na obiad. Stwierdziłem, że wypadałoby się przejść i pooddychać świeżym powietrzem, więc jakoś pół godziny po posiłku, poszedłem do pokoju, wziąłem niewielką torbę do której wrzuciłem zeszyt, telefon i parę długopisów i wyszedłem z domu, wcześniej informując rodziców. Powoli przemierzałem wieś, aż dotarłem na wzgórze, z którego był piękny widok na okolice. Usiadłem na trawie i podziwiałem widok. Spędziłem tak trochę czasu. W pewnym momencie nawet napisałem piosenkę! Dawno nie czułem się tak wspaniale. Po jakichś dwóch godzinach wstałem i wdrapałem się na samą górę wzgórza. Wyciągnąłem telefon i postanowiłem zrobić zdjęcie temu pięknemu widokowi i podzielić się z fanami na twitterze. Kiedy próbowałem złapać odpowiedni widok mój telefon sam z siebie się wyłączył. Zmarszczyłem brwi niezadowolony i nagle w szkle ekranu zobaczyłem kogoś za sobą. Gwałtownie się odwróciłem.
- Kim jesteś?! - Zapytałem wystraszony.
- Mówią na mnie Yo-Ka...