sobota, 23 stycznia 2016

Waiting for Love ( Teru x Zin )

Miałam dość długą przerwę w pisaniu, jednak w końcu się zmusiłam i wyszło Teru x Zin. Końcówka jest beznadziejna ale mam nadzieje, opowiadanie samo w sobie jest do przeczytania.
Miłego czytania :3
(Mam nadzieje że nie ma za dużo błędów, nie sprawdzałam tego)
_____________________________________________________________________

Każdy ma w życiu taki czas gdy potrzebuje kogoś kto go przytuli pocałuje i powie że go kocha. Teru nie był w tym przypadku wyjątkiem, problem w tym że on wiedział kogo chciał, by właśnie dla niego był taką osobą. Tyle że ta miłość nie ma prawa istnieć, chociaż gdyby prowadził normalne życie, a nie był muzykiem, może by istniała mała szansa na to że ta druga osoba go pokocha. Srebrnowłosy nienawidził tej przeciwności losu i wszystkiego co stało na drodze do miłości do jego obiektu westchnień. To strasznie go frustrowało. Wyładowywał się na wszystkim lecz zwykle kończyło się na tym, że przez cały dzień, po próbie grał cały dzień i jeszcze noc, przez co nie wysypiał się i wszystko co robił - robił wolniej. I w związku z tym spóźniał się na próby, przez co Hizaki miał czasem ochotę go zamordować, chociaż długo się na niego nie gniewał, bo na Teru gniewać się nie dało.
                Obiekt westchnień Teru miał farbowane blond włosy, był od niego niższy o parę centymetrów ( W płaskich butach oczywiście ) i gdy wyciągał wysokie lub niskie dźwięki jego głos zyskiwał oryginalne vibrato. Mówiąc wprost – podobał mu się Zin. Gitarzysta sam nie wiedział skąd się wzięło to uczucie, ale szans ono nie miało. Bo po pierwsze Zin był hetero ( Fanservisy się nie liczą!), a po drugie media by i starszego i młodszego zjadły, a potem cały zespół. Hizaki by wtedy na pewno popełnił zbrodnie. Teru zginął by bardzo długą i bolesną śmiercią z rąk starszego gitarzysty, czego szaro włosy wolał uniknąć.
                Tak czy inaczej, młody mężczyzna musiał coś z tym zrobić, tym bardziej, że niedługo trasa i będzie ze złotowłosym dzielił pokój. Odkochanie się nie wchodziło w grę. Opuszczenie zespołu – tym bardziej. Powiedzenie o swoich uczuciach… Mogło by się źle skończyć. W najlepszym przypadku unikaniem przez wokalistę, a tego by nie przeżył…. Coś dźgnęło go w chude ramię. Spojrzał na tę osobę pustym wzrokiem, duszą będąc gdzieś w swoich myślach
- Teru, żyj. Od piętnastu minut siedzisz i wpatrujesz się w ścianę jak nawiedzony. – Jak się okazało, basista się zmartwił. Chudy chłopak zamrugał kilka razy.
- Yyym…. Wszystko w porządku Masashi. – Powiedział i wstał, tak że słychać było jak strzelają mu wszystkie kości. – Zamyśliłem się po prostu – Dodał i poszedł zapalić. Nadal gnębiły go jego własne uczucia. Niby chciał być szczęśliwy, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że szczęście dostarczy  mu tylko Zin… I koło się toczy. Jak mu powie to nic dobrego z tego nie wyjdzie.
- Teru? Wszystko dobrze? – Dotarło do niego grzeczne pytanie. Tego głosu nie dało się pomylić z żadnym innym. Jego obiekt westchnień stał przy nim i patrzył na niego zmartwiony. Srebrnowłosy wiedział, że blondyn nie lubił papierosów i dymu, oraz że unikał tego jak ognia, więc naprawdę musiał się martwić, żeby się przełamać do przyjścia tu. Gitarzysta dopalił papierosa, zgasił go i spojrzał na wokalistę z lekkim uśmiechem
- Tak. W porządku, nie martw się. Po prostu się zamyśliłem. Chodźmy stąd, nie chcę żebyś mi się tu udusił od tego dymu. – Wrócił do sali szybko. Nie umiał przebywać z nim w jednym pomieszczeniu bo strasznie go to męczyło. Zin tylko spojrzał za nim zmartwiony i nieco smutny. Miał wrażenie że Teru go unika. Nie chce nawet z nim rozmawiać jak tylko blondynowi uda się go złapać. Mimo wszystko zależało mu na gitarzyście. Był jego przyjacielem… I nie tylko. Ale tej drugiej rzeczy wokalista nie chciał do siebie dopuścić. Może właśnie dlatego ich relacje się popsuły? W końcu Zin nie zrobił nic co mogło wpłynąć na zachowanie Teru względem Niego.  Chyba… Przecież zachowywał się jak zwykle.
                Młodszy gitarzysta i wokalista wrócili do salki w której odbywały się próby Jupitera, ponieważ przerwa się skończyła, a próba miała trwać jeszcze dwie godziny. Teru był zupełnie nieobecny i wszystko grał automatycznie. Jego myśli zaprzątał w dalszym ciągu Zin. W końcu po pół godzinie doszedł do wniosku, że nic się nie da zrobić z tym że kocha najmłodszego chłopaka z zespołu. Poza przekonaniem go do siebie, rozkochaniem, czy zrobieniem jakiegokolwiek kroku w kierunku wokalisty który pomógłby mu być z nim szczęśliwym, no i oczywiście w związku. Z wrażenia jaki jest mądry, aż przestał grać i klasnął w ręce z szerokim uśmiechem. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni.
- Teru…? Wszystko w porządku? – Zapytał Hizaki. A on pokiwał głową z szerokim uśmiechem
- No pewnie że tak! Gramy dalej? – Zapytał entuzjastycznie. Hizaki był jeszcze bardziej zszokowany.
- Teru czy ty aby na pewno dobrze się czujesz? – Zapytał długowłosy i podszedł do srebrnowłosego przykładając mu rękę do czoła.  Ten wywrócił oczami i się odsunął

****

[Teru]
Ostatecznie zostałem odesłany do domu ( A raczej to Masashi mnie zawiózł do niego ), z nakazem od samego lidera, że mam wypoczywać. Następny dzień mieliśmy wolny i od poniedziałku już znów próby. A za tydzień mieliśmy jechać w trasę. Do tego czasu musiałem wyznać Zinowi swoje uczucie i rozkochać go w sobie. To będzie ciężki tydzień. Tak więc zacząłem się zastanawiać jak to zrobić… Doświadczenie nigdy jakiegoś wielkiego w tym nie miałem. Zwykle to było tak, że po imprezie trafiałem z kimś do łóżka, bez zobowiązań. Nie żeby z każdym. Kilka razy tak było. Poza tym znałem te osoby… Tak więc zamyśliłem się i zabrałem za szukanie czegoś w internecie. Wypisywałem sobie to co znajdywałem i zamierzałem spełnić te rzeczy w ciągu tych dwóch tygodni. Oby mi tylko wyszło. Bo po pierwsze kochałem Zina, a po drugie nie chciałem go stracić. 

~PONIEDZIAŁEK, DZIEŃ PIERWSZY~           
                                        
            Tak więc zaczął się nowy tydzień. Tydzień zmian i oczywiście próby zdobycia Zina. Wszedłem do wytwórni, wszystkie spojrzenia zatrzymywały się na mnie. Bez wyjątków. Co spowodowało takie zainteresowanie moją osobą? Cóż. Stawiam że wygląd. Chciałem wyglądać pięknie no i seksownie. Tak więc założyłem długie czarne, podkreślające kształty oraz imitujące skórę spodnie, do tego krwawoczerwoną prześwitującą bluzkę, na nią skórzaną kurtkę i czarne botki na obcasie. Do tego długi wisior, drobne kolczyki, kilka bransoletek i pierścionków. Włosy ułożone jak zwykle i makijaż dość ostry ale jeszcze nie taki jak sceniczny. Poszedłem jeszcze do automatu kupić sobie wodę. Wyjąłem pieniądze, wrzuciłem je do automatu i wybrałem wodę. Gdy kucnąłem by zabrać wodę i zobaczyłem, że ktoś się przy mnie zmaterializował. Spojrzałem na tę osobę zdziwiony stając z wodą w ręce i spojrzałem na nieznajomego mi mężczyznę. Ten się do mnie uśmiechnął i objął mnie w pasie
- Może się umówimy wieczorem na drinka Teru-kun? – Wymruczał, a mnie zatkało. Nie tak miało być…! Rozejrzałem się spanikowany
- Ym… Drinka? Dzisiaj? - Zacząłem nieskładnie – Um…. – I tu uratował mnie Yuki który właśnie wszedł do wytwórni. Widząc że jakiś gość od razu interweniował.
- Czy jest jakiś problem proszę pana? – Zapytał patrząc to na mnie to na faceta który mnie obejmował.
- Nie. Właściwie to nie. – Zostałem uwolniony i od razu poleciałem za Yukiego. Nieznajomy odszedł.
- Dzięki Yuki-ani. Uratowałeś mnie – Przytuliłem go z szerokim uśmiechem – Jestem Ci dłużny. – Dodałem i puściłem perkusistę. 
- No dobrze, dobrze. Spokojnie. Nie ma za co mi dziękować. – Zaśmiał się i razem poszliśmy do salki.
                Nadal wszystkie spojrzenia zatrzymywały się na mnie.  I dosłownie gdy się zjawiliśmy na próbie, do której jeszcze było jakieś piętnaście minut to wszyscy, dosłownie w tym samym momencie spojrzeli na mnie i Yukiego. Hizaki podszedł do mnie i dotknął mojego czoła niczym matka która martwi się o swoje dziecko.
- I jak? Już Ci gorączka minęła? – Zapytał gładząc mnie po włosach i przytulając do siebie.
- Tak mamo – Parsknąłem śmiechem, odsunąłem się i zgarnąłem swoją ukochaną gitarę. Usiadłem na kanapie i zacząłem się rozgrzewać. Byli już wszyscy, ale Hizaki musiał jeszcze coś tam załatwić więc próba się jeszcze nie zaczęła. Usiadł koło mnie Masashi.
- No Teru, ale się odwaliłeś. To kto jest takim szczęściarzem, że się z nim umówiłeś? – Zaśmiał się
- Nikt – Wzruszyłem ramionami i grałem „Scarlet”.
- Nie kłam. Widzę, że się z kimś umówiłeś! – Wytknął mi basista.
- Nie kłamię. Daj mi spokój. Skoro mówię, że się z nikim nie umówiłem to tak jest. – Wywróciłem oczami i przestałem grać patrząc na wyższego z niesmakiem wymalowanym na twarzy.
- Okej. To tajemnica. – Powiedział i wstał, bo Hizaki właśnie wszedł do pomieszczenia. Tasakowałem jego plecy spojrzeniem . Co za uparty człowiek.
                Próba trwała trzy godziny i potem była przerwa z której byłem szczęśliwy jak nie wiem co, bo Hizaki nas bardzo wymęczył. Odłożyłem gitarę na stojak i padłem na kanapę. Obok mnie usiadł Zin z butelką wody i zaczął pić. Ja poszedłem jego śladem i również się napiłem.
- Ładnie dzisiaj wyglądasz. – Usłyszałem z prawej strony. Prawie zakrztusiłem się wodą. Spojrzałem na niego zaskoczony. Zin patrzył na swoje ręce i bawił się swoimi palcami.
- Dziękuję – Uśmiechnąłem się szeroko i przyglądałem się mu. – Co tam Zin-kun? – Zagadałem. Starałem się być naturalny. Ale wiadomo. Jak się człowiek stara to zawsze wychodzi odwrotnie. W tym przypadku też tak było. Zin spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami
- Jak nie chcesz ze mną rozmawiać to się do tego nie zmuszaj. Nie cierpię gdy ktoś jest sztuczny – Wytknął mi wokalista i wstał. Mnie zatkało. Jednak w porę się ocknąłem i gdy chciał odejść złapałem go za nadgarstek.
- Przepraszam – Jęknąłem – Nie chciałem żeby to tak zabrzmiało… Porozmawiajmy… Bo mam wrażenie, że się od siebie oddaliliśmy. Być może z mojej winy bo nie miałem dla Ciebie czasu – Powiedziałem szczerze. No i tak się potoczyła rozmowa. I trwała ona prawie godzinę.

~ WTOREK, DZIEŃ DRUGI~

                Po dzisiejszej próbie ja i Zin mieliśmy jechać najpierw na zakupy, potem do jakiejś kawiarenki posiedzieć i pogadać. Od poprzedniego dnia zrobił się jakiś szczęśliwszy takie miałem wrażenie. Kochałem go obserwować. Był naprawdę słodki w niektórych momentach. Uwielbiałem go denerwować. Wtedy tak uroczo się złościł. O! I miał bardzo ładny uśmiech i śmiech. Po prostu mogłem go w kółko denerwować i rozśmieszać bo taki był najpiękniejszy. Właściwie tego dnia planowałem skupić się na rozmowie z nim. Tak więc przez trzy godziny wypytywałem go o różne rzeczy, żeby wiedzieć o nim jak najwięcej. Pragnąłem tej wiedzy, by uczynić go (i przy okazji siebie) szczęśliwszym. Po tych trzech godzinach i potem jeszcze dwóch w kawiarence Zin był naprawdę zmęczony. Miałem go odwieźć do niego do domu, ale zasnął mi w aucie. Postanowiłem zabrać go do siebie.  I tak też zrobiłem. Mimo że miałem problem z transportem śpiącego Zina do domu jakoś mi się to w końcu udało. Zabrałem go do łóżka w pokoju gościnnym i tam rozebrałem do bielizny. Musiał spać naprawdę twardo, żeby się nie obudzić jak go niezdanie niosłem. Jeszcze tylko pocałowałem go w skroń „na dobranoc” i opuściłem pokój. W salonie usiadłem i rozmyślałem nad dzisiejszym dniem i układałem sobie w głowie wszystko to co Zin mi dzisiaj powiedział. Kochałem go jeszcze mocniej. Zrobiłem sobie herbaty i uśmiechałem się do siebie.

~ŚRODA, DZIEŃ TRZECI~

                Jak na środę przystało zawsze mieliśmy dłużej próby. Były nieco luźniejsze i zaczynały się później, co było plusem, ale minusem było że łącznie z wyłączeniem przerwy trwały około ośmiu godzin. Środy były też po to żeby podyskutować i wspólnie stworzyć jakieś nowe piosenki, melodie i tak dalej i tak dalej. Mimo że próby były w środy najdłuższe, to lubiłem je. Mogłem dłużej słuchać śpiewu Zina. 

// Retrospekcja //
                Siedziałem przy stole, na którym było rozłożone śniadanie dla Zina, a sam piłem kawę. O dziwo wyspałem się i spałem naprawdę długo jak na mnie. Przede mną na stole leżała kartka i długopis. Miałem napad weny twórczej i od kiedy tylko wstałem napisałem trzy teksty. Zdziwiło to mnie samego. Może to obecność Zina wpłynęła na mnie tak motywująco? Albo motywacja wzięła się z zawziętości zdobycia blondyna? Nie miałem pojęcia jak to działało, ale na dobre wychodziło.  Nagle z pokoju wyszedł Zin, a ja ledwo się powstrzymałem od „Aww” na jego widok. A patrzeć było naprawdę na co. Chyba nie istnieje nic piękniejszego niż zaspany Zin, z rozczochranymi włosami, bez makijażu i w dodatku ledwo patrzący na te swoje piękne oczka. Usiadł naprzeciwko mnie i popatrzył na mnie z lekkim uśmiechem.
- Dzień dobry – Przywitał się i zaczął jeść kanapki które mu przygotowałem i podsunąłem jeszcze by się zorientował że to jego śniadanie.
- Hej. Jak ci się spało? – Uśmiechnąłem się do niego również i odłożyłem kartki na bok, a kubek postawiłem na stole.
- Dobrze. – Odpowiedział i takim właśnie miłym akcentem zaczęliśmy dzień.
\\ Koniec retrospekcji\\

~CZWARTEK, DZIEŃ CZWARTY~

                Pojawiłem się na próbie jako pierwszy. Od razu zacząłem grać. Wczoraj po powrocie obmyślałem plan co zrobić by jakoś zainteresować i zwrócić sobą uwagę Zina. Zacząłem czytać jakieś poradniki. Miałem tylko trzy dni do zrobienia CZEGOŚ by blondyn zrozumiał że nie jest dla mnie tylko przyjacielem. Tak więc zamierzałem wcielić w życie plan, który układałem wczoraj. Niby nie był jakiś skomplikowany, ale chciałem żeby Zin zrozumiał. O dziwo blondyn pojawił się po mnie. Od razu przysiadł się z uśmiechem. Od razu robiło się mi lepiej gdy widziałem jego uśmiech. Chciałem go widzieć cały czas. I doprowadzę do tego, chociażby miał się zawalić świat, czy miałaby wybuchnąć III Wojna Światowa. Rozmawialiśmy chwilę, potem poszliśmy po kawę. Rozśmieszałem chłopaka przez cały czas. Był naprawdę uroczy. Spojrzałem mu w pewnym momencie głęboko w oczy, pragnąc przekazać wszystkie uczucia przez dosłownie kilka sekund, kilka dlatego że spuściłem wzrok i zająłem się kawą. Nie byłem na tyle odważny żeby mu powiedzieć. W końcu wróciliśmy do sali, gdzie pojawili się Masashi i Hizaki więc zająłem się czymś innym niż Zin, chociaż nie do końca wszystkim tylko nie wokalistą. W dalszym ciągu go obserwowałem, posyłałem mu uśmiechy czy niby przypadkiem trącałem jego dłoń.

~DZIEŃ PIĄTY, PIĄTEK~

                Tak samo jak w dniu poprzednim, próbowałem zdobyć wokalistę mojego zespołu. Ta sama taktyka. Gdzieś w połowie próby, w czasie przerwy do naszej salki wpadł gitarzysta Mejibrayu, proponując wspólne wyjście na miasto do jakiegoś klubu którego nazwy nie mogłem skojarzyć, jeszcze z kilkoma gitarzystami, mi i Hizakiemu. Oczywiście się zgodziliśmy. Widziałem że Zin się nieco spiął. Może był zazdrosny…? Nie. Na pewno nie.
                O umówionej godzinie ja i Hizaki znaleźliśmy się pod klubem. Niedługo po nas zjawiło się kilku znajomych i wspólnie udaliśmy się do klubu, do zaklepanej loży. Było przyjemnie. Piliśmy, rozmawialiśmy trochę o naszych zespołach i planach i tak dalej. Oczywiście piliśmy, nie w jakichś strasznych ilościach i nic mocnego. Po prostu ot tak dla towarzystwa. Koło drugiej wyszedłem na papierosa przed klub. Gdy przechodziłem koło jednego ze stolików połączyłem wzrok z pewnym chłopakiem. Spojrzałem w bardzo mi znane oczy, jednak zdałem sobie z tego sprawę dopiero po opuszczeniu klubu i zapaleniu papierosa. Oczy na pewno należały do Zina. Ale co on tu robił…? Może moje starania jednak coś dały? Uśmiechnąłem się szeroko do siebie, dopaliłem papierosa i wróciłem do klubu.
                Jako że piłem najmniej ze wszystkich, poodwoziłem chłopaków do domów. Wszedłem do apartament owca w którym mieszkałem, pojechałem na odpowiednie piętro i tam ruszyłem w stronę drzwi swojego domu. I mnie zatkało. Siedział pod nimi Zin i ewidentnie czekał na mnie. Szybko do niego podbiegłem i złapałem go za rękę. Ten uniósł wzrok, spojrzał mi w oczy i ni stąd, ni z owąd mnie pocałował, przyciągając mnie do siebie.
- Nigdy nie zostawiaj mnie dla znajomych Teru – Wymruczał i przytulił mnie mocno.
- Co…? – Wytrzeszczyłem oczy. O czym on mówił? Czyżby moje przypuszczenia jednak były prawdziwe…?
- Kocham Cię Teru. – Powiedział i pocałował mnie ponownie. Czule i tęsknie. Nie mogłem w to uwierzyć.
- N-naprawdę? – Zapytałem, gdy się ode mnie odsunął. A on tylko kiwnął głową.
- Zauważyłem to we wtorek. Zauważyłem że Ci zależy na mnie tak jak mi na Tobie od kilku miesięcy. – Powiedział. A ja byłem zszokowany – Mogłeś mi powiedzieć od razu wiesz? Nie odrzucił bym Cię. – Uśmiechnął się szeroko. Razem wstaliśmy. Odwzajemniłem uśmiech
- Też Cię kocham. – Otworzyłem drzwi apartamentu. Potem zrobiliśmy herbatę, usiedliśmy w salonie i szeptaliśmy sobie czułe słówka aż do rana.