czwartek, 30 maja 2019

Konstelacje (Reita x Ruki)


Po dłuższej przewie wróciłam! Nietypowo bo z Reituki ale jestem spowrotem, mam nadzieję, że ktoś się cieszy~

Nie rzuciłam pisania jeśli o to chodzi, ale po prostu nie mam czasu. Albo siły i czasu, ponieważ pracuje. Mimo to od czasu do czasu coś się tu pojawi~

No i najważniejsze.

Dedykuje notkę Kuzi, która ma dzisiaj urodziny <3 Wszystkiego Najlepszego, mam nadzieję, że Ci się spodoba.


Miłego czytania~






Reita

Siedziałem spokojnie w domu czytając książkę. Miałem w końcu trochę czasu na relaks. Wróciłem z pracy i chciałem odpocząć. Sierpień jeszcze miał to do siebie że było strasznie gorąco nawet wieczorem – tak jak w tej chwili, ale mimo wszystko lubiłem taką pogodę. Tak się skupiłem na książce, że dopiero po chwili zorientowałem się, że ktoś puka do drzwi wejściowych. Spojrzałem zdumiony na zegarek. Była prawie 23 i nie miałem pojęcia kogo mam się spodziewać o tej porze. Odłożyłem lekturę i miałem wrażenie, że osoba zaraz wyważy mi drzwi wejściowe.

- Już idę! Pali się czy jak? - Powiedziałem głośno i otworzyłem drzwi napotykając przed sobą drobną osóbkę o burzy natapirowanych brązowych włosów.

- No nareszcie głupku! Ile można czekać?! - Zawołał zbulwersowany młody mężczyzna. Mój chłopak trzeba zaznaczyć. Który mieszka jakąś godzinę drogi odemnie.

- Ruki? A co ty tu robisz o tej godzinie? - Zapytałem zaskoczony wpuszczając go do środka

- No nie przywitasz się ze mną? Specjalnie jechałem tu do Ciebie godzinę, a ty mnie tylko pytasz co ja tu robię. No jak możesz. - Zmarszczył brwi i założył ręce na klatce piersiowej niezadowolony.

- Ru-Ru, przecież wiesz jak się ciesze że tu jesteś, po prostu jestem zaskoczony, że tak późno. - Podszedłem do niego, objąłem go i pocałowałem czule w usta. - Nie gniewaj się. Po prostu czytałem na górze jak przyszedłeś i dopiero po chwili usłyszałem, że ktoś puka. - Westchnąłem. On też westchnął i się do mnie przytulił.

- Po prostu… Stęskniłem się. -Uśmiechnął się lekko. Chciałem go zabrać do salonu, żebyśmy usiedli i spędzili czas razem. Ale mój chłopak zatrzymał mnie i złapał za rękę

- Ja też ale nie rozumiem dlaczego stoisz. - Uniosłem brew. - Usiądziemy i może coś obejrzymy? Posłuchamy? - Zaproponowałem.

- Nie, nie. Stój. - Zlustrował mnie wzrokiem od góry do dołu jakieś trzy razy po czym pociągnął mnie po schodach na górę.

- Taka? Co ty wyprawiasz? - zaśmiałem się cicho.

- Musisz się przebrać. W piżamie nie wyjdziesz na dwór. - Powiedział i po dłuższej chwili grzebania mi w szafie rzucił mi jakieś ubrania. - No już. Marsz do łazienki. - Powiedział po czym poszedł do innego pokoju. Pokręciłem głową z uśmiechem. No tak. To był mój Ruki. On zawsze wymyślał jakieś specyficzne rzeczy, ale kochałem to, że potrafił człowieka zaskoczyć. Wiedziałem, że ma w tym jakiś cel. Śmiejąc się cicho, poszedłem się przebrać.

W pełni ubrany poszedłem szukać mojej małej hulajduszy. I odnalazłem go stojącego w kuchni w oknie i wyglądającego przez nie. Z jego ust leciały kłębki dymu i wpatrywał się w dal. Uwielbiałem go obserwować kiedy palił. Wyglądał wtedy na takiego pogrążonego w marzeniach, będącego w zupełnie innym świecie.

- Nie mam pojęcia jak mogłeś przeprowadzić się do miasta – Powiedział po chwili cicho. Uśmiechnąłem się lekko i podszedłem do niego i pocałowałem go. - Miasta są okropne. Zawsze zatłoczone, zawsze oświetlone i brzydkie, sam beton i szkło. - Westchnął.

- Musiałem. Mam tu dobrze płatną prace skarbie i ty dobrze o tym wiesz. Dlaczego kazałeś mi się ubrać? - Zapytałem.

- Ponieważ wychodzimy – Uśmiechnął się lekko i odsunął się. - Gdzie masz koce? Bo próbowałem jakiś znaleźć, ale nie mogłem.

- Po co Ci koce? - Zapytałem

- Potrzebne. - Wywrócił oczami. - To dasz mi? - Zapytał. Przytaknąłem i poszedłem mu przynieść. Kiedy wyjąłem z szafy koce, a Ru czekał na dole to nagle się coś stało i światło zgasło w całym domu.

- Ruki? Wyłączyłeś korki czy same strzeliły? - Zawołałem. Kiedy poczułem jak coś mnie łapie za rękę, przytula a potem całuje w szyje to aż podskoczyłem

- Nie bój się mnie Rei Rei. - Mruknął i się odsunął.

- Hej Taka! Co ty robisz? Włącz światło. - Powiedziałem i westchnąłem głośno.

- Niestety to nie ja. Zdążyłem tu przyjść i samo zgasło. - Westchnął i usłyszałem jak się łóżko ugina. - Tym bardziej to znak, że musimy sobie iść stąd – wywróciłem oczami. Cały Takanori. Zawsze niecierpliwy.

- No dobrze kochanie. Chodźmy – Powiedziałem i wyszedłem z pokoju po omacku. Zatrzymał mnie dotyk na ręce.

- To mi przypomina jak się po raz pierwszy spotkaliśmy


***


* Cztery lata wcześniej *


Moja mama zabrała mnie i moją starszą siostrę oraz jej chłopaka na wakacje do babci na wieś. Dawno nas tam nie było, a z racji tego, że mamie akurat udało się wziąć wolne to zabrała nas właśnie tam gdzie się wychowywała. Lubiłem tam przyjeżdżać. Podobał mi się ten brak zgiełku dużego miasta, a przede wszystkim drogi, którymi można było bez przerwy spacerować czy zrobiony lata temu jak jeszcze byliśmy mali domek na drzewie, który był w dobrym stanie na tyle, że można było rozłożyć w środku koc i wylegiwać się cały dzień. Poza tym było mnóstwo pól. Na jednym, oddalonym kawałek od zabudowań stało drzewo i było to jedyne pole na którym nic nie rosło. Kochałem chodzić tam w nocy, bo to było miejsce z którego było najlepiej widać gwiazdy.

Spędziliśmy z babcią miłe pół dnia. Mimo, że kochałem tu być to jednak wolałem zwiedzać okolice niż patrzeć jak moja siostra się obściskuje ze swoim chłopakiem. Tym bardziej jak niedawno rzuciła mnie dziewczyna, chociaż starałem się być dla niej jak najlepszy. Nie wiedziałem czego wciąż mi brak i dlaczego jestem ciągle rzucany przez kobiety. Wyjazd tu też poniekąd miał być odskocznią od tego co się działo w mieście.

Przeszedłem drogę ciągnącą się wzdłuż lasu kilka razy słuchając muzyki na słuchawkach i pogrążając się w swoich myślach. W końcu stwierdziłem, że to nie ma jakiegoś głębszego celu więc wstałem i poszedłem do domu. W „swoim” pokoju poćwiczyłem przez jakąś godzinę, zaliczając mój codzienny trening, który obiecałem sobie robić, po czym zgarnąłem mój plecak, koce i udałem się do ogrodu rozłożyć w domku na drzewie. Ułożyłem się wygodnie i zacząłem pisać w pamiętniku. Opisałem wszystko. Od tego co się pozmieniało tu u babci w domu, po otoczenie. Opisałem to jak się czuje i ostatecznie schowałem notatnik, a potem zacząłem czytać książkę. To była najlepsza odskocznia. Wciągnąłem się w fabułę, dopóki mnie ktoś nie złapał za kostkę na co podskoczyłem wystraszony. Spojrzałem w stronę właściciela ręki i zobaczyłem moją siostrę.

- Kobieto, czy ty chcesz mnie zabić?! - Zapytałem patrząc na nią jak na wariatkę.

- No już Ue-chan. Nie bulwersuj się tak tylko chodź do środka. Babcia czeka z obiadem. - Spojrzałem na zegarek.

- … Teraz to chyba z kolacją. Jest prawie 20. - Poprawiłem ją

- Tak, bo w sumie obiad przegapiłeś. Ale chodź bo nie jestem przekonana czy coś dla Ciebie zostanie do jedzenia.

- Ale ty miła jesteś – Mruknąłem.

- No już Aki. Nie jęcz tylko chodź jeść. - Wróciliśmy razem do środka. Odbyły się standardowe tematy przy stole. Typu jak tam w szkole co planuje po szkole i tak dalej. O dziewczynę całe szczęście nikt nie pytał.

- Aki-chan, w ogóle pamiętam, że jak byłeś mały to interesowałeś się gwiazdami. Nadal mam twoje książki, które przywiozłeś tu kiedyś i zostawiłeś – Uśmiechnęła się moja babcia. Prawda. Razem z dziadkiem chodziliśmy na puste pole oglądać gwiazdy kiedyś. To były piękne czasy. - Ostatnio w telewizji słyszałam, że zdaje się od dzisiaj zaczyna się deszcz meteorytów. - Dodała. Uniosłem brew i się uśmiechnąłem lekko.

- Dobrze wiedzieć babciu. Pójdę dzisiaj tam gdzie zawsze chodziłem oglądać gwiazdy – Uśmiechnąłem się do starszej kobiety, podziękowałem za posiłek, zgarnąłem swoje rzeczy, które rzuciłem pod ścianę i poszedłem do „swojego” pokoju. Znalazłem stare książki i czytając je czekałem aż zrobi się wystarczająco ciemno.

Kiedy zapadł zmrok po cichu wymknąłem się z domu i ruszyłem na pole które zawsze odwiedzałem z dziadkiem. Kiedy szedłem polną drogą drgnąłem widząc w oddali drobną sylwetkę siedzącą na polu w ciemności i patrzącą w niebo. Powoli wszedłem na pole i usiadłem parę metrów dalej. Zacząłem oglądać gwiazdy. Co jakiś czas mój wzrok kierował się na postać siedzącą kawałek dalej. W pewnym momencie postać wstała i odeszła. Byłem skonsternowany. Niebo przeciął pas spadających gwiazd. Pomyślałem życzenie, jak wtedy gdy byłem dzieckiem, że chciałbym kogoś kto mnie pokocha i ja pokocham jego. Jakiś czas potem gdy chmury zaczęły zasłaniać niebo, sam się zebrałem i wróciłem do domu. Moich myśli nie mogła opuścić osoba z pola.

Cały dzień za mną to chodziło. Liczyłem, że tej nocy też spotkam tajemniczą drobną istotę. Przyszedłem trochę wcześniej, jednak na polu byłem sam. Rozłożyłem koc który tym razem ze sobą zgarnąłem i rozłożyłem go na trawie i położyłem się patrząc w niebo. Przypominałem sobie po kolei wszystkie gwiazdozbiory i szukałem ich na niebie.

- Piękny wieczór, prawda? - Usłyszałem obok siebie że aż podskoczyłem zaskoczony. Usiadłem i zobaczyłem że obok mnie na kocu usiadł bardzo ładny chłopak o burzy brązowych włosów i pięknych orzechowych oczach w których odbijało się światło księżyca.
- T-tak. Prawda- Powiedziałem zakłopotany.

- Nie jesteś stąd. Nigdy cie tu nie widziałem. Jestem Takanori, a ty? – Przedstawił się.

- Jestem Akira – Powiedziałem cicho. - Przyjeżdżałem tu do babci jako dziecko… - Powiedziałem młodemu chłopakowi.
- No tak to wszystko tłumaczy. - Uśmiechnął się. - Jesteś z miasta. - Stwierdził bardziej niż zapytał.

- Cudowna noc prawda? - zmieniłem temat uśmiechając się do, jak teraz zauważyłem, niższego chłopaka.

- W innym przypadku nie było by mnie tutaj w nocy – zaśmiał się. - Jest pięknie i tak cicho… - Przytaknąłem i się uśmiechnąłem do niego. Położyliśmy się na trawie i rozmawialiśmy o wszystkim. Polubiłem Takanoriego. Zapomniałem o wszystkich zmartwieniach przy nim. Liczył się tylko on. Był zabawny i rozgadany. Podobał mi się. W końcu niebo się zachmurzyło i zaczęło kropić.

- Widzimy się jutro o tej samej godzinie? - Zapytał z uśmiechem. Odwzajemniłem uśmiech.

- Pewnie. Miejmy nadzieje że się wypogodzi. - Powiedziałem i poszedłem do domu machając mu.

Następnego dnia zebrałem się trochę wcześniej na łąkę. Usiadłem i spojrzałem w niebo. Mimo że jeszcze nie było do końca ciemno to naprawdę dużo gwiazd pokazało się na niebie. Uśmiechnąłem się i poczułem jak ktoś mi zakrywa oczy dłońmi i dookoła poczułem słodkie perfumy Takanoriego.

- Zgadnij kto to? - Usłyszałem przy uchu rozbawiony głos.

- Takanori – uśmiechnąłem się do siebie. On mi odsłonił oczy i usiadł obok z uśmiechem.

- Ciesze się że przyszedłeś. Dzisiaj ponoć ma spadać najwięcej gwiazd – powiedział. Położył się i spojrzał w niebo. - Ale nie jest jeszcze wystarczająco ciemno. - dodał i zaskoczył mnie ponieważ złapał mnie za rękę.
- Jak Ci minął dzień? - Zapytałem go i pogłaskałem go po nadgarstku.

- Spędziłem cały dzień w domu z moim małym pieskiem. Chyba Ci jeszcze o nim nie opowiadałem – Powiedział i opisał mi najpierw swojego zwierzaka, a potem cały dzień. Rozmawialiśmy na mniej ważne tematy do momentu aż pierwsze gwiazdy zaczęły spadać

- Widziałeś? - wskazałem palcem na niebo. To była naprawdę piękna chwila. Od razu pomyślałem życzenie. Chciałem żeby mnie ktoś pokochał.

- Pomyślałeś życzenie? - usłyszałem. Spojrzałem na niego. Patrzył na mnie z uśmiechem.

- Jasne. A ty? - Pokiwał głową. - To dobrze. - Nie wiedziałem co powiedzieć więc znowu spojrzałem w niebo. Nie trwało to długo bo po chwili ktoś mi zasłonił pole widzenia i poczułem miękkie usta na swoich. Wytrzeszczyłem oczy ale czułem że muszę oddać ten pocałunek. I tak zrobiłem.
- ReiRei. Ty jesteś moim marzeniem – wyszeptał i się do mnie przytulił.

- Taka – Powiedziałem zduszonym głosem.

- Chodźmy – Powiedział i zaczął ze mną iść w ciemności.

*

- Ale Cię wspominki wzięły – Roześmiałem się, a on zaprowadził mnie do samochodu.

- Chodź głupku. Jedziemy na przejażdżkę – Powiedział i mnie pocałował, a potem wsiadł na miejsce kierowcy w samochodzie. Pokręciłem tylko głową i za nim poszedłem zamykając za sobą dom.

Noc była jeszcze młoda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz