niedziela, 30 grudnia 2018

Nakanaide (Yoshiatsu x Yusuke)

Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!
Notka świąteczno-noworoczna. Nigdy mi się to nie udawało, ale tym razem jest.
Naprawdę długo nie mogłam się zebrać w sobie, żeby napisać cokolwiek. Zupełnie nic nie pomagało. Ale potem posłuchałam nowego #dadaismu od Dadaromy i Kiss wo shiyou ukradło mi serce, a potem jeszcze znalazłam tłumaczenie na angielski tekstu i wyszło jak wyszło, że w sumie to była duża inspiracja dla mnie do napisania tego. Z drugiej strony też moją inspiracją był fanfik Tsuki no Uta, które przeczytałam na AO3. Odejście Yusuke z Dadaromy mnie samą zabolało, bo mimo że lubię Ryoheia (A właściwie lubiłam jak jeszcze grał w The Black Swan, chociaż nadal nic do niego nie mam) to nie jest już to samo co oryginalny skład.
Wracając do notki. Mogła by być dłuższa, ale nie umiem pisać zakończeń, mimo to mam nadzieje, że jest dobra, ja sama uważam ją za dobrą. Więc...
Zapraszam do czytania~
(Do komentowania również i przepraszam za nieodpowiedzenie na niektóre komentarze pod wcześniejszymi notkami)
Polecam wysłuchać sobie przy tym właśnie Kiss wo shiyou

_____________________________________



Zaczynaliśmy próby przed trasą. Stęskniłem się za salą po tej przerwie związanej z nagrywaniem nowego albumu. Było wtedy dużo pracy nad płytą i nie było nawet jak zrobić próby. Obserwowałem wszystkich w lustrze. Tomo i Takashi stroili swoje instrumenty, a Yusuke przeciągał się za perkusją, obrzucając bębny uważnym spojrzeniem i ewentualnie coś poprawiał, mimo że wszystko było idealnie ustawione. Uśmiechnąłem pod nosem się na ten widok. Cały Yusuke, perfekcjonista do bólu, kiedy chodzi o takie drobne rzeczy. Ja sam siedziałem na krześle na środku salki, popijając dużą latte z pobliskiego Starbucksa, mikrofon był na stojaku stojącym obok mnie. Czekałem tylko jak będę mógł zaśpiewać. Miałem naprawdę dobry humor. Poprzedniego dnia spędziliśmy z Yusuke cały dzień razem, ciesząc się naszym związkiem, na tyle na ile mogliśmy sobie pozwolić w miejscach publicznych, a potem w domu przed laptopem przy jakiejś głupiej komedii romantycznej, jednak szybko straciliśmy nią zainteresowanie dla innych ciekawszych rzeczy.

Z zamyślenia wyrwała mnie czyjaś ręka na ramieniu. Obróciłem się odruchowo, zapominając zupełnie, że wystarczyło tylko spojrzeć w lustro. To był Takashi. Uśmiechnąłem się do niego.

- Co jest? - Zapytałem. Zauważyłem też, jak Yu drgnął widząc Takashiego przy mnie, doskonale znałem tą reakcje. Zupełnie nie rozumiałem, jak on mógł być zazdrosny o naszego słodkiego gitarzystę (który tak swoją drogą też miał chłopaka stojącego jakieś trzy metry dalej). Przecież to Yusuke kochałem najbardziej na świecie i nic ani nikt nie zmieniłby mojej decyzji. Tym bardziej, że się przyjaźnili dużo dłużej niż istniał nasz zawiązek i zespół.

- Czy coś się stało? - Zapytał ze zmartwioną miną – Wyglądasz jak by Cię coś gnębiło. - Pokręciłem głową.

- Wszystko jest w porządku. Nic się nie stało, po prostu się zamyśliłem. - Wstałem i odsunąłem krzesełko na bok. - Ale dziękuje za troskę – dodałem i odgarnąłem trochę włosy z oczu. Spojrzałem na Yusuke i się uśmiechnąłem uspokajająco. Widziałem jak się rozluźnił. Potem popatrzyłem na Tomo. Ten popatrzył na mnie, potem na Yusuke i na koniec, trochę dłużej na Takashiego.

- Zaczynamy? - Zapytał. Ja przytaknąłem i podszedłem do mikrofonu. Wszyscy byli w pełnej gotowości.

Próby zawsze zaczynaliśmy od jakichś starych piosenek na rozgrzewkę. Czasami to nawet nie były nasze piosenki, a piosenki które lubiliśmy i znaliśmy. Pod tym względem nie było problemu. Chociaż każdy miał w jakimś stopniu „skrzywienie” jeśli chodziło o muzykę jaką lubił i to było naprawdę skrajne. Jednak dzięki temu powstawały oryginalne utwory więc nie była to zła rzecz. Tak więc zagraliśmy dwa covery, potem trzy piosenki z początków naszego zespołu i zrobiliśmy sobie chwilę przerwy żeby ustalić kolejność w jakiej gramy piosenki, które ostatnio nagraliśmy i wyjść na papierosa, ewentualnie po kolejną kawę.

Tomo i Takashi wyszli z salki i poszli zapalić przed budynek i przy okazji obiecali w drodze powrotnej przynieść mi znowu kawę. Obróciłem się do Yu, który wstał i podszedł do swojego plecaka i coś w nim grzebał. Podszedłem do niego i przytuliłem go od tyłu.

- Przestań być taki zazdrosny bo to nie zdrowe. - Zaśmiałem się i pocałowałem go w policzek. Puściłem go żebyśmy mogli stanąć. Takie kucanie powodowało, że czułem się zdecydowanie niestabilnie i miałem wrażenie, że zaraz się przewrócę do tyłu, wpadając centralnie w perkusje mojego chłopaka, który by mnie w najlepszym wypadku zabił od razu, za zniszczenie mu jego ukochanego (bardziej niż ja) instrumentu.

- Nie wiem o czym mówisz Yoshi – Powiedział i się do mnie przytulił szybko, a potem usiadł na krzesełku w kącie za perkusją i zaczął jeść śniadanie. Pocałowałem go w czoło.

- Kocham Cię Yu najbardziej na świecie – Szepnąłem mu do ucha. Poczułem jak zadrżał.

Wróciłem na swoje krzesełko i zacząłem przeglądać media społecznościowe. W końcu Tomo wrócił z moją kawą. Uniosłem brew.

- A gdzie zgubiłeś Takashiego? - Zapytałem, chociaż, zastanawiałem się, jaki był sens tego pytania widząc jak bardzo wymięte są jego ubrania.

- Już idzie – Uśmiechnął się i sprawdził czy jego bas się nie rozstroił. Wymieniłem z Yusuke porozumiewawcze spojrzenia. Po chwili do sali wszedł Takashi ze spuszczoną głową (dałbym sobie rękę uciąć, że był cały czerwony na twarzy), z rozczochranymi włosami i z jeszcze bardziej pomiętym ubraniem od Tomo. Parsknąłem i zaczęliśmy grać, jedną z – o losie – bardziej zboczonych piosenek. Musiałem się powstrzymać od śmiechu. My z Yu byliśmy ich zupełnym przeciwieństwem w związku. Oni uwielbiali przygody, a my woleliśmy bardziej „stabilne życie uczuciowe”. Zagraliśmy jeszcze trzy piosenki i niedługo po zaczęciu czwartej Yusuke przestał grać. Myślałem że to chwilowe, i śpiewałem dalej, ale nie grał dalej więc odwróciłem się w jego stronę.

- Wszystko w porządku? - Zapytałem go, podchodząc do perkusji. Tomo i Takashi też podeszli. Yusuke podniósł na mnie zaskoczone spojrzenie.

- Ręka mi zdrętwiała. - Powiedział, dalej będąc w szoku, który nie do końca rozumiałem, ale przytaknąłem.

- Zróbmy sobie chwile przerwy. - Powiedziałem i wszyscy przytaknęli. Odłożyłem mikrofon i podszedłem do mojego chłopaka kucając przed nim. Dalej był zdziwiony i siedział patrząc się pustym wzrokiem w swoją wyprostowaną rękę. Złapałem go za tą zgiętą – Kupie Ci coś słodkiego, dobrze? - Uśmiechnąłem się do niego delikatnie.

- Dobrze – Mruknął, a ja rzuciłem spojrzenia na pozostałą dwójkę i poszedłem do automatu. Usłyszałem za sobą kroki i obróciłem głowę. Zobaczyłem Tomo.

- Idę z tobą – Poinformował mnie i wsiedliśmy do windy. - Nigdy mu się tak nie zdarzało. - Powiedział.

- Wiem. Może to przypadek. Ale, miałem wrażenie, że o nie może ruszyć ręką. No i był w takim szoku… Nie wiem co o tym myśleć Tomo. - Westchnąłem i podeszliśmy do automatu. Kupiłem ulubione słodycze Yusuke i puszkę pepsi dla siebie. Czekałem, aż Tomo kupi co potrzebuje.

- Porozmawiajcie – Powiedział.

- Wiem o tym. Ale po próbie. W domu – Westchnąłem – Teraz pewnie i tak by nic mi nie powiedział. Przetarłem oczy i wróciliśmy na salę. Podałem Yusuke słodycze i otworzyłem swoje picie.

- Dzięki Yoshi – Uśmiechnął się do mnie. Przytaknąłem i się napiłem.

Po jakichś 10 minutach wróciliśmy do gry. Jednak stwierdziłem, że lepiej będzie, jeśli skończymy trochę wcześniej. Zagraliśmy więc jeszcze tylko dwa razy piosenki, które ostatnio nagrywaliśmy, a szczególnie te, które nam nie szły. Po tym skończyliśmy próbę.

Postanowiłem zabrać Yusuke na obiad. Nasza ulubiona restauracja była jakieś dwie przecznice dalej, ale zaczynało padać więc wsiedliśmy do samochodu, żeby nie zmoknąć i tam pojechaliśmy. Zaparkowaliśmy i poszliśmy do środka biorąc stolik w samym rogu, żeby było bardziej prywatnie. Zamówiłem sobie dobre naleśniki, moje ulubione. Yusuke zamówił sobie makaron który uwielbiał. Do tego wziąłem dla odmiany herbatę. Yusuke wziął gorącą czekoladę na rozgrzanie. Oddaliśmy menu. Spojrzałem na Yu, który wbijał wzrok w okno. Położyłem dłoń na jego, przez co się wystraszył i zabrał rękę.

- Co się dzieje? Martwię się. Mam wrażenie, że mi czego mi nic nie mówisz… A twoja reakcja bardziej mnie w tym utwierdza. - Westchnąłem.

- Nic się nie dzieje Yoshi. Po prostu mam zły dzień, nie mogę? - Powiedział i uśmiechnął się smutno.

- Opowiedz mi o tym. Może to Ci jakoś pomoże? - Zaproponowałem i odgarnąłem grzywkę na bok. Yusuke wyciągnął rękę w moją stronę i założył moje włosy za ucho.

- Widziałeś jak skopałem na próbie. To mnie zabolało. To nic takiego Yoshi. Zjedzmy i wracajmy do domu - Powiedział i zabrał dłoń zanim zdążyłem cokolwiek zrobić. Westchnąłem.

- Zdarza się nawet najlepszym. Nie powinieneś się tym zamartwiać. - powiedziałem. Dyskusja się na tym skończyła.

W domu zaczęliśmy się całować praktycznie od progu. Znaleźliśmy się chwile później na kanapie, ale Yu niedługo potem odsunął się ode mnie.

- Co jest kochanie? - Zapytałem zmartwiony i pogłaskałem go po policzku.

- Nie dzisiaj Yoshi – Pocałował mnie szybko i uciekł do łazienki. Westchnąłem i schowałem twarz w dłoniach. Nie wiedziałem zupełnie co się z nim dzieje…

Reszta wieczora minęła w milczeniu. Po prostu się nie odzywaliśmy. Ja przeglądałem Twittera, on oglądał jakieś filmiki i siedzieliśmy po dwóch stronach kanapy. Czasami mieliśmy takie wieczory. Polubiłem kolejny post jednego z moich kumpli, kiedy poczułem głowę kładącą się na mojej klatce piersiowej i drobniejszą postać tulącą się do mnie. Uniosłem wzrok znad telefonu i spojrzałem w oczy Yusuke.

- Przepraszam Yoshi… Nie chciałem żeby tak wyszło. - Westchnął i przymknął oczy tuląc się do mnie mocno. Uśmiechnąłem się delikatnie i pocałowałem go w czoło.

- Nie ważne Yu. Nie przepraszaj. - Odłożyłem telefon na stolik i po prostu go przytuliłem. Tak było dobrze. Po prostu leżeliśmy.

- Co byś zrobił jak bym umarł? - Zapytał nagle. Zrobiło mi się słabo i niedobrze na to pytanie.

- Czemu pytasz o takie straszne rzeczy? Nigdy bym a to nie pozwolił. - Powiedziałem.

- Po prostu chciałbym wiedzieć. Jestem ciekawy. - Spojrzał na mnie

- Załamałbym się. To pewne. Pewnie bym żył jak cień człowieka albo bym się zabił. Zależy jak bardzo ból by był nie do zniesienia. - Powiedziałem. - I chciałbym do Ciebie dołączyć. Ale zapewne to za szybko by nie nastąpiło. Cenie swoje życie. Nawet pomimo bólu… - Westchnąłem cicho. - A ty?

- Pewnie podobnie, chociaż myślę, że nie jestem tak silny jak ty – westchnął cicho i splótł nasze palce.

- Hej nie mów tak. Jesteś silny. A jak nie, to ja zawsze będę przy twoim boku. Teraz i po śmierci. Zawsze. - Oparłem swoje czoło o jego i wolną ręką skierowałem jego podbródek w swoją stronę i spojrzałem mu głęboko w oczy. Zobaczyłem jak jego piękne orzechowe oczy się zaszkliły. Pocałowałem go. - Nie płacz Yusuke. Nic się przecież takiego nie dzieje. - Pogłaskałem go po włosach.

- Wiesz, to nie pierwszy raz mi tak sztywnieją ręce ostatnio. - Wyznał cicho przerażony – Nie chce umierać Yoshi. - Przez całe jego ciało przeszedł dreszcz, a on rozpłakał się jeszcze bardziej.

- Hej. Nie umiera się od sztywniejącej ręki. Po prostu brakuje Ci jakichś witamin, po nagraniach i tym zabieganiem w około nowego albumu. - Powiedziałem spokojnie. Ścisnąłem go mocniej. - Nie płacz… Poza tym skąd w ogóle takie wnioski, że umrzesz? - Zapytałem wzdychając cicho.

- N-no nie wiem… Czytałem w internecie o stwardnieniu rozsianym. To paskudna choroba. I właśnie zaczyna się od takiego drętwienia. Na to się umiera Yoshi – Głos przy ostatnim zdaniu mu się załamał i rozpłakał się ze strachu. Ścisnąłem go mocno i zacząłem go delikatnie kołysać.

- Cichutko skarbie. Cichutko. Byłeś z tym u lekarza? - Zapytałem zakładając jego włosy za ucho i patrząc na niego uważnie.

- N-no nie, ale….

- No to przestań. Jak bym dopasowywał do siebie wszystkie objawy śmiertelnych chorób, które znalazłem w internecie to powinienem już dawno był być martwy. - Westchnąłem. - Nie płacz już Yusuke. Pójdziesz do lekarza i Ci powie czy to coś poważnego czy nie. Cokolwiek to będzie, ja zawsze będę przy Tobie i Cie nie zostawię dobrze? - Pogłaskałem go po policzku patrząc mu w oczy. On w końcu pokiwał głową i pocałował mnie w usta.

- Dziękuje Yoshiatsu… Za wszystko. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobił – Pociągnąłem nosem. Potem siedzieliśmy w ciszy, tym razem przyjemniejszej niż wcześniej, aż oddech Yusuke się wyrównał i zorientowałem się, że zasnął. Ostrożnie wziąłem go na ręce i zaniosłem do łóżka. Przykryłem go kołdrą. Sam usiadłem na brzegu łóżka i pogłaskałem go po policzku delikatnie. Tak się musiał bać i stresować cały dzień… Pocałowałem go w czoło i zgasiłem lampkę po czym poszedłem wyłączyć wierze i resztę świateł w domu. Potem położyłem się koło Yusuke. Przytuliłem się do niego i przykryłem nas szczelnie kołdrą. Po chwili sam odpłynąłem odrywając się od rozmyślań o problemach mojego chłopaka. Miałem tylko nadzieje, że jutro będzie lepiej. I uda mi się wyprowadzić Yusuke z tego stanu przerażenia śmiercią. To nie był czas by o niej musiał myśleć





Zdarzyło się tak jeszcze kilka razy, zanim poszedł do lekarza. Za każdym razem wyganiałem Tomo i Takashiego, a potem zapewniałem Yusuke, że to nie może być nic poważnego. Tak się o niego martwiłem…

W końcu przyszedł ten dzień – Yusuke poszedł do lekarza. Oczywiście poszedłem z nim i czekałem na niego przed salą. Siedziałem niecierpliwie z łokciami opartymi o kolana. Ręce miałem złączone i oparte o podbródek w nerwowym geście. Nie wiem ile Yu tam był ale coraz bardziej się bałem. W końcu drzwi się otworzyły i wyszedł z nich mój chłopak. Poderwałem się do pionu od razu patrząc na niego.

- I co Ci powiedział lekarz?! - Zapytałem zmartwiony.

- Musze jechać do domu po ciuchy. Zostaje na kilka dni na badaniach – Westchnął. - Teraz zrobił mi takie podstawowe tylko typu pobranie krwi. - Powiedział. - Ale lekarz powiedział, że to raczej nie jest stwardnienie rozsiane. Więc jestem spokojniejszy. - Mówił i opadł mi w ramiona. Pocałowałem go w czoło, z racji tego, że byliśmy sami na korytarzu. Potem zabrałem go do domu. Też byłem trochę spokojniejszy.

W domu pomogłem Yu się spakować. Potem włączyliśmy jakiś film i razem spędziliśmy popołudnie. Wieczorem napisałem do Tomo i Takashiego SMSa, że przez kilka dni nie będzie prób. W odpowiedzi mój telefon się rozdzwonił. Spojrzałem na Yusuke z westchnięciem

- Co mam powiedzieć Takashiemu? - Zapytałem.

- Prawdę, że idę do szpitala na badania. I że nic nie wiemy na razie co mi jest – Powiedział spokojnie kładąc głowę na mojej klatce piersiowej i tuląc się do mnie. Objąłem go i pocałowałem w czoło po czym odebrałem telefon.

- Co się dzieje? Czy coś nie tak z Yusuke? - Doszedł mnie głos zmartwionego gitarzysty. Widziałem jak Yu się uśmiecha.

- Yusuke idzie na kilka dni na badania do szpitala. Nic niewiadomo na razie Takashi – Powiedziałem i westchnąłem.

- No dobrze. Ale informujcie nas na bieżąco proszę? - Poprosił Takashi

- Dobrze Takashi – Powiedziałem

- Dasz mi Yusuke do telefonu? - Zapytał jeszcze. Spojrzałem na mojego chłopaka. Przytaknął. Oddałem mu słuchawkę i oparłem czoło o jego głowę.




*




Wyniki badań, które znacząco się przeciągnęły, ale wskazywały jednoznacznie. Dystonia. Yusuke od powrotu ze szpitala przepłakał cały czas. Siedziałem z nim i głaskałem go po głowie i całowałem. Bo co mogłem więcej zrobić? Po prostu siedzieliśmy razem przytuleni. Nie odzywałem się nawet. Nie chciałem pogorszyć jego stanu, więc słowa były zbędne. Tak mi było źle z jego cierpieniem… Bardziej bolała mnie tylko bezsilność. Nie dało się nic zrobić z tą chorobą. A Yusuke… On już nie mógł robić tego co kochał. Nie mógł już grać na perkusji bo by było tylko gorzej. Nie była to śmiertelna choroba. Ale zamykała kłódkę do dalszej kariery perkusisty. Nawet pomimo brania leków, nie było to w 100% skuteczne. Po prostu nie było na to leku. Nie wiem czy jest coś gorszego dla muzyka jak nie móc grać na ukochanym instrumencie. Lekarz wytłumaczył nam, ponieważ ja również byłem przy tej rozmowie, na czym polega ta choroba. I że objaw pojawia się tylko przy grze na perkusji w przypadku Yusuke. Po prostu jest uzależnione od tego co robi, konkretnych ruchów które wykonuje podczas gry. Nie wiem czy widziałem kiedykolwiek kogoś bardziej załamanego niż Yusuke w tamtej chwili…

W końcu musieliśmy o wszystkim powiedzieć Tomo i Takashiemu, więc zaprosiliśmy ich do siebie. Yu trochę się ogarnął, ale mimo tego wyglądał jak by ktoś ukradł mu dusze. Nasi przyjaciele przyjechali wieczorem z jedzeniem do nas. Z naszym ulubionym jedzeniem. Oni tacy byli, zawsze gdy coś się działo. Chyba wyczuli, że nie mamy im nic dobrego do przekazania. To było naprawdę miłe i kochane z ich strony.

Usiedliśmy w czwórkę w salonie. Na stole rozłożyliśmy jedzenie. Nikt nie chciał zaczynać tego tematu. Włączyliśmy jakąś dramę, ale żadne z nas nie zwracało na nią uwagi. Wszyscy byli zamyśleni i w ciszy jedliśmy to, co przynieśli nasi przyjaciele. Byłem zaskoczony, gdy Tomo pierwszy poruszył temat ich przybycia.

- Co się dzieje, Yusuke? - Zapytał najzwyczajniej w świecie, jednak w jego głosie było słychać zmartwienie. Yu spojrzał najpierw na mnie potem na nich, a potem spuścił wzrok. Widziałem jak powstrzymuje się od płaczu.

- Ja… Już nie mogę z wami grać – Powiedział cicho. Nastąpiło milczenie.

- Co Ci wyszło w badaniach? Czy to coś naprawdę poważnego? - Zapytał zaniepokojony i położył dłoń na jego dłoni.

- Mam dystonie. Muzykom się to zdarza. Więc… Nie mogę już grać na perkusji. Bo te nagłe zdrętwienia będą coraz częściej. I tylko i wyłącznie to dotyczy perkusji….- Powiedział łamiącym się głosem i rozpłakał się znowu. Takashi szybko się przesiadł, tak że teraz siedział po drugiej stronie Yusuke i przytulił go mocno.

- Tak się bałem Yu, że coś grozi twojemu zdrowiu, że umierasz… A gra… Wiem, że to nie będzie łatwe, ale będziemy Cie wspierać Yu. To przecież nie twoja wina, że nie możesz grać. I nigdy o tym nie zapomnij, że możesz na nas liczyć w każdym momencie. Będziemy dla Ciebie bo jesteś naszym przyjacielem – Ścisnął go mocno. Yu płakał mu w ramię. Spojrzałem na Tomo. Ten spojrzał na mnie smutno. Tak. Smutno. Tomo zwykle nie pokazywał jakoś bardzo emocji. Ale to na pewno był smutek. Pogłaskałem Yusuke po plecach delikatnie. Widziałem, że słowa Takashiego go urzekły.

- A co wy teraz zrobicie…? Przecież… Bez perkusisty….

- To nie jest teraz najważniejsze Yusuke. - Powiedział Takashi. - Nie myśl o tym w tej chwili. Spędźmy ten weekend razem. Pojedźmy do gorących źródeł. Myślę, że powinniśmy odpocząć od tego całego stresu. - Powiedział, a ja i Tomo przytaknęliśmy.




*




Po całym weekendzie, który nam naprawdę pomógł doszliśmy do tego, że będziemy grać razem do końca wakacji. Że to nie zaszkodzi aż tak Yusuke. Yu też pomógł nam szukać nowego perkusisty, chociaż wiedziałem, jak bardzo to jest dla niego trudne. Dla każdego z nas było. Ale przecież nie mieliśmy na to nawet najmniejszego wpływu.

Dadaroma ostatecznie 28 sierpnia wstrzymała aktywność na czas nieokreślony. Ale tak było dobrze. Musiało być. Na pewno dla niego. Dla Yusuke.

Leżałem w łóżku z Yu, następnego dnia wieczorem po ostatnim koncercie. Nie odzywaliśmy się tylko po prostu byliśmy przytuleni. Głaskałem go delikatnie po ramieniu patrząc na fluorescencyjne gwiazdki przyklejone do sufitu. Uśmiechnąłem się lekko. Żadne z nas nie lubiło tego białego, nudnego sufitu sypialni więc swego czasu kupiliśmy kilka zestawów takich gwiazdek i zaczęliśmy je do niego przyklejać. Najwięcej było oczywiście nad naszym łóżkiem.

Teraz dopiero zwróciłem uwagę, że mam mokrą koszulkę. Spuściłem wzrok i spojrzałem na zalanego łzami Yusuke. Zacząłem ścierać te łzy i robiłem to nadal za każdym razem gdy napływały nowe.

- Hej, nie płacz. - Szepnąłem i pocałowałem go czule w usta, opierając swoje czoło o jego i patrząc mu w oczy.

- Naprawdę nie mogę uwierzyć że to już koniec Yoshi… Nie chce też Ciebie stracić... - Szepnął łamiącym się głosem. Pocałowałem go znowu.

- Nie płacz Yu. Będzie dobrze. A mnie nigdy nie stracisz, choćby świat miał się skończyć, czy nawet gdyby słońce miało zgasnąć. - Szepnąłem i pocałowałem go. - Nie płacz już więcej. Jestem tu przy tobie i nie zamierzam Cie opuszczać. Zawsze będę przy Tobie. Teraz owszem, trochę się pozmienia. Ale będę Cie wspierał jak tylko mogę. – Mówiłem cicho ściskając mocniej jego dłoń. - Wiem że ty też.

Yusuke w końcu przestał płakać pod wpływem mojego głosu. Przytakiwał na każde kolejne słowo. Niedługo potem jego oddech się wyrównał. Zasnął. Złożyłem na jego czole pocałunek tuląc go mocno i niedługo potem sam zasnąłem. Byłem już spokojniejszy. Yusuke nie był śmiertelnie chory, a to sprawiało, że byłem po prostu szczęśliwy. Że go nie strace. Że będzie tutaj ze mną. W tej chwili nic innego się nie liczyło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz