sobota, 10 października 2015

Rozdział 4 - Melodia Serca

Widząc liczbe wyświetleń poprzedniego rozdziału i ogólnie w tym tygodniu nie wiedziałam co sie w ogóle dzieje. Przeraziło mnie to, że ni z tego ni z owego prawie 200 wyświetleń w ciągu niecałego tygodnia sie pojawiło. I zero komentarzy ;-; naprawde komentujcie. Ja nie gryze.
Co do MS. Będą po tym rozdziale jeszcze trzy. Chociaż wstawie za jakieś 2-3 tyg jak mi wena pozwoli
Nie zanudzam więcej, wybaczcie błędy, zapraszam do czytania i komentowania.
____________________________________
Wyszedłem na spacer do parku szukając natchnienia, by jakoś dalej zająć się Umbrellą i też żeby mieć chwile wytchnienia od pracy, a tak właściwie skończyła mi sie kawa, no a dłuższy spacer nikomu nie zaszkodzi... Chodziłem tak bez celu po parku, aż w końcu zadzwoniłem do Tatsurou, mając nadzieje, że nie jest zajęty. Samotność nie była mi wskazana na dłuższą mete, a mój przyjaciel miał dla mnie raczej zawsze czas. Po trzech sygnałach odebrał
- Cześć, co tam Hizu? - Zapytał odrazu, a ja się lekko uśmiechnąłem.
- Hej, masz czas Tatsu? - zapytałem idąc w strone sklepu.
- Będe za godzine - Tak, ten człowiek wiedział kiedy go potrzebuje. Zdecydowanie.
- Dzięki. - Rozłączyłem się i udałem zaopatrzyć w kawe i jakieś dobre słodycze. Potem wróciłem do domu i pogrążyłem się w myślach.
Siedziałem nad jeziorem, na tarasie domku letniskowego, z książką w ręcę. Rozkoszowałem się urlopem, samotnością, ciszą i spokojem. Tu było przyjemniej niż w mieście. Właściwie mógłbym tu zostać na stałe, jednak zespół i fani zobowiązują. Stworzyłem ostatnio kilka tekstów piosenek, z których jestem zadowolony. Błogie lenistwo jest genialne. Oczywiście co jakiś czas, któryś z moich znajomych do mnie dzwonił. Byłem już tu półtora tygodnia. Pomogło mi zapomnieć o tym wszystkim co sie dzieje w mieście. Jednak od kilku godzin myślałem by do Ciebie napisać, ale nie mogłem znaleźć w sobie odwagi.  Zaczęło sie ściemniać, tak więc zgarnąłem wszystko co trzeba do domku i zamknąłem sie w nim od wewnątrz. W tym czasie pisałem z Kaoru. Włączyłem laptopa i zacząłem oglądać jakiś film by nacieszyć sie do końca urlopu, który miał trwać jeszcze tylko przez trzy dni, gdyż w piątek już miała być próba. Gdy film się skończył, odłożyłem laptopa na szafke nocną i niewiele myśląc napisałem do Ciebie. O dziwo mi odpisałeś. Nie mieliśmy ostatnio jakiegoś bliższego kontaktu, po tym jak półroku temu wyznałem Ci moje uczucia.... No tak. Tylko problem w tym że te uczucia nie minęły. To nie było zauroczenie, jak to stwierdziłeś. Niestety, jeśli chodzi o moje uczucia, to one są pewne i sie nie zmieniają, jak humor kobiety w ciąży. Po prostu są stałe. Kocham Cię z całego serca. Szkoda, że tego nie doceniasz...
Chociaż. Może poprostu napisze Ci że to nie było głupie zauroczenie i że ja naprawde Cie kocham? Nie lubie takich rzeczy załatwiać przez smsy czy rozmawiając przez telefon, ale w tej chwili nie mam wyjścia. Raz się żyje, prawda? Napisałem. Strasznie zacząłem się denerwować gdy po 10 minutach jeszcze mi nie odpisałeś. No tak... Pewnie nie odpiszesz bo masz mnie dość...
- Hiroshi i na co ty liczyłeś? Na cud? Że cię nagle pokocha i.... - dzwięk wiadomości wyrwał mnie z tego monologu. Szybko sie rzuciłem do telefonu. Odczytałem wiadomość i zamarłem. W moich oczach pojawiły sie łzy. Sam nie wiem czy one były z niedowierzania czy ze szczęścia. Ty.... Zgodziłeś się spróbować być ze mną.... Zgodziłeś się! Czy ja śnie? Bo mam wrażenie że to piękny sen z którego zaraz sie wybudze i wszystko zniknie niczym za pryśnięciem bańki mydlanej. Jednak... To chyba rzeczywistość. Przepiękna rzeczywistość. Po policzkach ciekły mi stróżki łez szczęścia. Dostałem kolejną wiadomość. Kiedy możemy się spotkać... Napisałem Ci że w czwartek. Potem pisaliśmy jeszcze długo dopóki nie zasnąłeś.
Do czwartku czas mi sie niemiłosiernie dłużył, że nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Wróciłem do domu w środę po południu. Zacząłem sprzątać, rozpakowałem sie i ogarnąłem. Po prostu energia mnie roznosiła. Położyłem się tego dnia wcześniej. Rano obudziłem sie wcześnie jak na mnie, ubrałem sie, zrobiłem lekki makijaż, ogarnąłem włosy i pojechałem do umówionego miejsca. Nerwy mnie zżerały. Postawiłem auto na parkingu i poszedłem tam gdzie mieliśmy sie spotkać. Stałeś tam już, w ciemnych okularach przeciwsłonecznych w czarnej bluzce z krótkim rękawem i długich spodniach i patrzyłeś w jakieś miejsce. Gdy mnie dostrzegłeś, uśmiechnąłeś się lekko i mnie przytuliłeś na powitanie
- Hej Michi. - uśmiechnąłem się, lustrując Cie z iskierkami w oczach.
- Cześć Hiroshi. Jak Ci minął urlop? - Zapytałeś, a ja się lekko uśmiechnąłem. To było takie miłe...
- Dobrze. Odpocząłem, coś napisałem. A tobie?
- W porządku. Przejdziemy się? - Zaproponowałeś, a ja przytaknąłem. Chodziliśmy po parku rozmawiając poważnie. Zrobiliśmy sobie długi spacer, ostatecznie poszliśmy na ramen jako obiad. Potem ponownie tam wróciliśmy, do tej bardziej pustej części parku i tam Ty posadziłeś mnie sobie na kolanach i czule pocałowałeś. Westchnąłem i niezdarnie oddałem owy pocałunek. Po chwili się odsunąłem i opuściłem  zawstydzony. Byłeś genialny. Twoje usta... Oh, Ty świetnie całujesz! Usłyszałem Twój śmiech, potem pociągnąłeś mnie za rękę do pionu i tak chodziliśmy po parku i tak do momentu gdy zrobiło się ciemno. Odprowadziłeś mnie do auta, na pożegnanie musnąłeś moje usta swoimi i przytuliłeś, żegnając się.
Pojechałem wykończony do domu, a gdy zatrzymałem się na parkingu to popłakałem się po raz kolejny. Po prostu uleciały ze mnie wszelkie emocje. Nie wiedziałem za bardzo jak o tym wszystkim myśleć. Towarzyszyły mi zupełnie sprzeczne emocje o tym o czym on mówił.... Szybko się jednak zebrałem i poszedłem na górę, do własnego mieszkania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz